„W jednej chwili Andrzejbył kochany, a w drugiej mnie szarpał i oskarżał o zdradę. Rozważałam chorobę psychiczną”

Bałam się mojego narzeczonego fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Przeprosił mnie za swoje zachowanie, pocałował i powiedział, że kocha mnie i chce tego dziecka. Byłam wciąż wściekła, ale postanowiłam mu wybaczyć. Starałam się go jakoś usprawiedliwić. Może po prostu był w szoku?
/ 08.12.2021 05:50
Bałam się mojego narzeczonego fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Facet idealny? Długo wierzyłam w to, że Andrzej taki właśnie jest. Wspaniale potrafił bowiem ukrywać swoją prawdziwą twarz. Do czasu… Gdy jego misterne kłamstwa i intrygi ujrzały światło dzienne, przestał udawać.

Takiego Andrzeja zaczęłam się bać

Gdy poznałam Andrzeja, wydawało mi się, że trafiłam na idealnego mężczyznę. Był poukładany, lubił gotować i, co najważniejsze, od początku traktował mnie poważnie, nie bał się zaangażować w stały związek. Koleżanki zazdrościły mi, gdy mówiłam, że wracam z biura, a on czeka z obiadem, bo kończy pracę przede mną i zawsze zdąży coś upichcić.

Większość z nich miała ze swoimi partnerami skaranie boskie – jeden wciąż zachowywał się, jakby miała przyjść służąca i posprzątać walające się po podłodze ubrania, drugi na słowo „ślub” zaczynał kręcić się nerwowo i wymigiwać.

Jeszcze inna koleżanka wciąż narzekała, że mąż woli siedzieć wieczorem z kumplami przy piwie niż pomóc wykąpać dziecko i przygotować kolację.

– Ale masz szczęście, Kaśka. Andrzej jest taki fajny. Gdzieś ty go znalazła?

Prawda była taka, że poznaliśmy się przez internet, ale wstydziłam się do tego przyznać, więc zmyśliłam jakąś romantyczną historyjkę, jak to zagadał do mnie w parku. Nie wszyscy muszą przecież wiedzieć, że szukałam miłości na stronie dla samotnych! Nie ich sprawa.

Poza tym, czy to ważne, gdzie się spotkaliśmy?

Najważniejsze, że do siebie pasowaliśmy i czułam, że Andrzej jest dla mnie idealnym partnerem. Dbał o mnie i traktował jak księżniczkę. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie okazywał mi takiej atencji. Szybko też poprosił, abym się do niego wprowadziła, na co z chęcią przystałam.

Szczerze mówiąc, liczyłam na szybkie zaręczyny, ale Andrzej trochę się z nimi ociągał. W końcu po pewnej zakrapianej imprezie u znajomych zebrał się na szczerość i postanowił wyznać coś, co go od dawna gryzło.

– Kasiu, muszę ci coś powiedzieć. Wiem, że powinienem był zrobić to wcześniej, ale bałem się, jak zareagujesz.

– O co chodzi? – zapytałam przestraszona nie na żarty.

Miał taki wzrok, jakby chciał powiedzieć mi, że kogoś zabił.

– Jestem po rozwodzie – wyznał w końcu.

Byłam w szoku. Nigdy nie rozmawialiśmy o byłych partnerach. Domyślałam się, że taki facet jak on nie żył pewnie dotąd w celibacie, ale nie przypuszczałam, że mógł mieć już żonę! Nie podobało mi się to.

Pary nie rozwodzą się przecież bez powodu. Kazałam mu opowiedzieć o wszystkim. Nie opierał się. Powiedział, że spotykał się od liceum z dziewczyną, z którą łączyła go bardziej przyjaźń niż miłość, ale wtedy nie widział różnicy, bo nie miał porównania. Spotykali się już cztery lata i jej rodzina zaczęła naciskać, aby się zadeklarował. Zrobił, co należało, choć nie wydawało mu się wtedy, żeby jego dziewczyna była szczególnie chętna do zamążpójścia.

Pół roku po ślubie oświadczyła mu, że odchodzi, bo zakochała się w kimś innym. Podobno dopiero wtedy zdała sobie sprawę, czym tak naprawdę jest miłość.

– Ja zrozumiałem to dopiero przy tobie – wyznał poruszony. – I teraz już wiem, dlaczego odeszła. Po prostu to, co nas łączyło, nie było miłością. To ciebie kocham, Kasiu. Mam nadzieję, że nie odejdziesz ode mnie z powodu błędów przeszłości.

Było mi przykro, że mój ukochany nie powiedział mi prawdy wcześniej, ale rozumiałam, że było to dla niego trudne. Musiał się bać, że nie będę potrafiła tego zaakceptować. Przez całą noc biłam się z myślami. Z jednej strony wiedziałam, że przeszłość Andrzeja na pewno nie jest bez znaczenia, ale z drugiej – takie są teraz czasy. Ludzie się rozwodzą…

Czy to powód do zerwania?

Bez przesady… Następnego dnia powiedziałam Andrzejowi, że rozumiem i wybaczam. Staraliśmy się nie wracać już do tego tematu. Było mi tylko przykro, że wziął już ślub kościelny, bo wiedziałam, że na białą suknię nie mogę już liczyć. Kto by pomyślał, że trafię na rozwodnika. Dobrze, że chociaż nie mieli dzieci.

Kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, byłam przekonana, że teraz już się oświadczy, ale nadal tego nie robił.

– Może obawia się ze względu na złe doświadczenia? – zastanawiała się moja siostra, której zwierzyłam się z problemu.

– Nie sądzę. Skoro twierdzi, że mnie kocha i chce ze mną być, nie ma na co czekać.

– Tylko go nie naciskaj! – ostrzegła mnie. – Faceci tego nie lubią.

Kilka tygodni później obudziłam się w wyjątkowo złej formie. Bolał mnie brzuch, było mi niedobrze i miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Poszłam do internisty. Zbadał mnie i oznajmił, że powinnam udać się do ginekologa.

– Ale dlaczego? – zapytałam szczerze zdumiona.

– Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że jest pani w ciąży. Kiedy miała pani ostatnią miesiączkę?

Zaczęłam przeliczać dni od ostatniego okresu i pobladłam. Minęło już osiem tygodni! To niemożliwe! Jak mogłam tego nie zauważyć? Natychmiast pobiegłam do apteki i kupiłam test ciążowy.

Przypuszczenia się potwierdziły. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym Andrzejowi. Trochę bałam się jego reakcji. Nie planowaliśmy dzieci, ale też specjalnie nie uważaliśmy. Może on tego chciał? Miałam nadzieję, że się ucieszy. W głębi duszy ja także byłam zadowolona. Co prawda nie byliśmy małżeństwem, ale to zwykła formalność.

Pójdziemy do urzędu stanu cywilnego i szybko się pobierzemy. Andrzej wrócił do domu zmęczony. Niedawno dostał nową pracę w fabryce, ale nie był z niej zadowolony, bo go wykańczała.

– Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziałam nieśmiało i wyciągnęłam test ciążowy.

Czekałam na jego reakcję.

Patrzył na dwie kreseczki dość beznamiętnie

„Może nie wie, co to jest” – pomyślałam po chwili.

– To test ciążowy – wyjaśniłam niepewnie. – Wynik jest pozytywny. Będziemy mieli dziecko.

– Wiem, co to jest – odpowiedział naburmuszony. – Zastanawiam się tylko, czyje to dziecko.

– Jak to czyje? – parsknęłam oburzona. – Jak śmiesz, Andrzej?

– Moja żona nie mogła zajść w ciążę przez wiele lat, a ty tak nagle jesteś w ciąży?

– Jakich wiele lat? Mówiłeś, że byliście małżeństwem pół roku!

– Nie zmieniaj tematu, Kaśka. Powiedz mi, czyje to dziecko!

Zaczęłam płakać i wybiegłam z mieszkania. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował. Nie mogłam zrozumieć, co się stało. O co chodziło z jego nagłymi podejrzeniami i niedowierzaniem? Przecież dobrze wiedział, że to jego dziecko, więc skąd to zachowanie? Owszem, czasem bywał zazdrosny lub nawet nieco zaborczy, ale dotąd wydawało mi się to urocze.

Uważałam, że jestem dla niego tak atrakcyjna, że podejrzewa innych mężczyzn, że chcą mnie poderwać. Jednak teraz to była już gruba przesada! Jak mógł sugerować, że go zdradziłam? I co miało oznaczać to wieloletnie staranie o dziecko z byłą żoną? Wcześniej nic takiego nie mówił! Czułam się strasznie.

Gdybym nie była w ciąży, nigdy w życiu nie odezwałabym się już do niego po takim zagraniu.

Nosiłam jednak jego dziecko

Musiałam spróbować wszystko wyjaśnić. Kiedy po kilku godzinach wróciłam do domu, Andrzej był już w innym nastroju. Przeprosił mnie za swoje zachowanie, pocałował i powiedział, że kocha mnie i chce tego dziecka. Byłam wciąż wściekła, ale postanowiłam mu wybaczyć. Starałam się go jakoś usprawiedliwić. Może po prostu był w szoku?

Andrzej znów zachowywał się jak wcześniej. Był troskliwy i opiekuńczy. Ja jednak byłam już bardziej wyczulona na jego ataki zazdrości i coraz mniej mi się one podobały. Gdy brzuch był już wyraźnie widoczny, wciąż zwracał mi uwagę, że jacyś mężczyźni się za mną oglądają. Nie chciał, żebym chodziła sama do sklepu. Wciąż wypytywał o moich kolegów z pracy. Miałam wrażenie, że popadł w paranoję.

Pewnego razu, gdy porządkowałam jedną z szafek, by zrobić w niej miejsce na ubranka dziecka, trafiłam na jego akt ślubu. Poznałam nazwisko jego byłej żony i wyszukałam ją w internecie. Na jednym z portali społecznościowych zobaczyłam, że ma męża i dziecko.

Historia opowiadana przez Andrzeja o tym, że tak długo nie mogli mieć dzieci, wydała mi się w tym kontekście jeszcze bardziej podejrzana. Znalazłam numer telefonu do tej kobiety i postanowiłam do niej zadzwonić. Pomyślałam, że nawet jeśli powie o Andrzeju złe rzeczy ze względu na nieudane małżeństwo, to chcę wiedzieć, jaka jest jej wersja zdarzeń. Gdy odebrała telefon, przedstawiłam się i powiedziałam, kim jestem.

Zamilkła na chwilę, po czym powiedziała, że z Andrzejem nic jej już nie łączy. Poprosiłam ją o spotkanie na mieście. Zgodziła się. Andrzejowi oczywiście o niczym nie powiedziałam. Czekałam na nią w kawiarni. Gdy wyłowiłam ją wśród grupy wchodzących osób, natychmiast do niej podeszłam. Sabina usiadła przy moim stoliku i na widok brzucha aż nieco się zakrztusiła.

– Dzień dobry, widzę, że spodziewa się pani dziecka…

– Słyszałam od Andrzeja, że nie mogliście mieć dzieci – powiedziałam, nie owijając w bawełnę.

W pewnym sensie chciałam ją sprowokować

– Źle pani słyszała. Ja nie chciałam mieć dzieci z Andrzejem. Nasz związek był mistyfikacją. Uknutą przez niego. Oszukał mnie. Myślę, że panią także oszukuje, dlatego przykro mi, że jest pani w ciąży.

– Słucham? – odpowiedziałam oszołomiona.

Trochę mnie oburzyła jej bezczelność, ale sama tego chciałam.

– Pewnie pani o tym nie wie, ale Andrzej jest chory. Ma schizofrenię. Bierze na nią leki, ale nie zawsze, bo źle się po nich czuje. Nie chodzi też na terapię, a powinien być pod stałą opieką lekarza. Czasem ma lepsze, a czasem gorsze dni. Gdy nie bierze leków przez dłuższy czas, jego paranoiczne zachowania się nasilają. Wszędzie węszy spisek i wszystkich podejrzewa o knucie za jego plecami. Dlatego bez przerwy musi zmieniać pracę. Bo oskarża ludzi o malwersacje, wymuszenia i oszustwa podatkowe. Ile razy zmieniał pracę, odkąd jesteście razem?

– Trzy – odparłam na bezdechu.

– To i tak nieźle się trzyma. Zgaduję, że nie zna pani jego rodziny?

Pokręciłam przecząco głową.

– To dlatego, że nie ma z nią kontaktu. Matka wyrzuciła go z domu, dlatego że wciąż odstawiał leki i urządzał sceny na klatce schodowej. To ona powiedziała mi o jego chorobie przed naszym ślubem, ale ja głupia jej nie uwierzyłam. Andrzej wmówił mi, że to ona jest wariatką. Wtedy odciął się od niej. Nie podał jej swojego nowego numeru telefonu ani adresu. Dopiero później zrozumiałam, jak bardzo potrafi być niebezpieczny. Na pani miejscu bym uciekała. Ja tak zrobiłam.

Przełknęłam ślinę. Andrzej mówił, że jego rodzice nie żyją.

Czułam, że robi mi się niedobrze

Złapałam się za brzuch i zaczęłam z trudem łapać oddech. Sabina podeszła do mnie i poprosiła kelnera o podanie szklanki wody. Kiedy wzięłam kilka łyków, nieco ochłonęłam, ale wcale nie było mi lepiej. Sabina przeprosiła, że musiała tak mnie zdenerwować w moim stanie, ale chciała być szczera.

Na koniec upewniła się, że wszystko ze mną dobrze i oświadczyła sucho, że to, co mówiła, jest prawdą i więcej się ze mną ani z Andrzejem nie spotka. Miałam ochotę wybiec z kawiarni z krzykiem. Dopaść Andrzeja i potrząsać nim, aż przyzna, że to prawda albo jeszcze lepiej zaprzeczy i przedstawi na to racjonalne wyjaśnienie.

Wiedziałam, że to, co usłyszę od Sabiny nie będzie niczym miłym, ale takich informacji się nie spodziewałam. Wróciłam do domu i bezsilnie opadłam na łóżko. Czułam, że muszę się przespać. Zasnęłam głęboko i spałam kilka godzin. Gdy się obudziłam, zobaczyłam Andrzeja siedzącego na brzegu łóżka. Miał taką minę, że aż się przestraszyłam.

– Co się stało? – zapytałam.

Wziął do ręki mój telefon i wskazał na połączenia z Sabiną.

– Spotkałaś się z nią za moimi plecami? Macie jakieś wspólne plany? Chcesz oddać jej nasze dziecko? Tak? Tak się umówiłyście – że zajdziesz ze mną w ciążę, a ona zabierze dziecko?!

– Andrzej, zwariowałeś? Co ty opowiadasz? To moje dziecko!

– Nie… to dziecko jest moje! – krzyknął. – Tylko moje!

Poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz. Sabina miała rację. Muszę stąd uciec, zanim coś złego przydarzy się mnie i mojemu dziecku.

Andrzej miał demoniczny wzrok

Nie wiedziałam, o czym myślał i nie chciałam się dowiedzieć. Świadomość tego, że noszę pod sercem jego dziecko, a on cały czas mnie oszukiwał, nie pozwalała mi jednak milczeć.

– Sabina mówiła, że leczysz się na schizofrenię! – powiedziałam wprost, a on zesztywniał.

– Nie, skarbie – zmienił ton. – To ona ma schizofrenię. Nie chciałem ci wcześniej o tym mówić, kotku. Nie chciałem, żebyś się bała, że ona kiedyś wróci i zechce ci coś zrobić. Nie pozwoliłbym, żeby cię zaatakowała. Jest niebezpieczna, to fakt, ale nie dopuszczę, by nam zagroziła! Dlatego tak się wystraszyłem, że spotkałaś się z nią za moimi plecami. Mogła coś ci zrobić. Wam! Gdyby was skrzywdziła, nie darowałbym sobie. Rozumiesz?

– Andrzej, błagam cię, nie kłam! – poprosiłam resztkami sił.

Patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby faktycznie wierzył w każde swoje słowo. Jakby był przekonany, że mnie chroni. I jakby nie pamiętał, że przed minutą oskarżył mnie, że chciałam oddać swoje dziecko jego byłej żonie.

Uznałam, że dalsza rozmowa z nim nie ma sensu

Powiedziałam, że się wyprowadzam i zaczęłam pakować walizkę, ale Andrzej zatarasował wyjście i władczym tonem oświadczył, że nigdzie mnie nie puści z „jego dzieckiem”. Ruszyłam w kierunku drzwi, a on złapał mnie za nadgarstki tak mocno, że nie mogłam się ruszyć.

– To boli! – wrzasnęłam.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Bałam się bardziej niż kiedykolwiek w życiu, ale żeby się ratować, musiałam zmienić taktykę. Wzięłam więc głęboki oddech, wyswobodziłam się z jego uścisku i powiedziałam, że ma rację.

– Wierzę ci, kochanie. Nie wiem, co mnie napadło, że tak się zachowałam… Dobrze, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy – uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego.

Andrzej popatrzył niepewnie, ale po chwili jego nerwowy oddech się uspokoił. Pocałował mnie w głowę i pogładził dłonią po brzuchu. Cały wieczór udawałam, że wszystko jest jak dawniej. Obejrzeliśmy razem film i poszliśmy spać jak gdyby nigdy nic.

Andrzej przed snem jeszcze raz przeprosił mnie za to, że nie wspomniał wcześniej o chorobie jego byłej żony, a ja po raz kolejny zapewniłam go, że już wszystko dobrze. Rano zrobiłam mu kanapki do pracy i pożegnałam. Gdy tylko wyszedł, natychmiast spakowałam walizkę i zadzwoniłam po taksówkę. Przed wyjściem z domu rozejrzałam się dokładnie.

Musiałam się upewnić, że mnie nie obserwuje

Zaczęłam już sama popadać w paranoję. Taksówka zatrzymała się, taryfiarz wysiadł z auta, żeby pomóc mi spakować bagaż i wtedy kątem oka dostrzegłam Andrzeja na przystanku autobusowym. Wpadłam w panikę. Wcale nie pojechał do pracy! Jeśli w ogóle ją miał. Wystraszona wpakowałam się do taksówki, a kierowcę pośpieszyłam.

– Co się dzieje? – zapytał, widząc, jak Andrzej biegnie w naszym kierunku.

– Proszę jechać, szybko! – wrzasnęłam.

– Nie chcę żadnych problemów, proszę pani! – odparł nerwowo.

– Proszę jechać! – powtórzyłam z naciskiem i taksówkarz wreszcie ruszył.

Andrzej biegł za autem, a ja płakałam z przerażenia.

– Kim jest ten wariat? – krzyknął do mnie kierowca, lecz ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Prześladuje mnie – odparłam w końcu gorzko, zdając sobie sprawę, że to prawda.

Dopiero teraz pomyślałam, że należało zaalarmować policję. Teraz było już jednak na to za późno. Wjechaliśmy na ruchliwą ulicę, a Andrzej wbiegł na nią za nami. Po kilku sekundach jakieś auto potrąciło go z dużą siłą, a ja wrzasnęłam na całe gardło. Policja zadzwoniła do mnie tego samego dnia, żeby poinformować mnie, że mój narzeczony został śmiertelnie potrącony w wypadku komunikacyjnym.

Miesiąc później urodziła się Marysia

Gdy pielęgniarka podała mi ją, czułam, że drżą mi ręce. Wiedziałam, że duch jej ojca już zawsze będzie obecny w naszym życiu, że kiedyś będzie o niego pytała, a ja będę musiała jakoś odpowiedzieć na jej pytania. teraz jednak modliłam się tylko o to, żeby córka nie była do niego podobna.

Żebym nie musiała w jej twarzy każdego dnia widzieć twarzy Andrzeja.

– Wykapana mamusia – powiedziała położna, jakby słyszała moje myśli.

A ja popatrzyłam na Marysię i wiedziałam, że bez względu na przeszłość i na przyszłość jest moją ukochaną, maleńką córeczką. Tylko moją. I choć wcześniej wydawało mi się, że wiem, czym jest miłość, dopiero teraz poczułam, czym jest naprawdę.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA