To miała być nasza sobota, tylko i wyłącznie nasza, moja i Ali. Bez naszych córek, ich mężów, narzeczonych, ich problemów i kłopotów, i bez ich zwierzyńca. A także bez kumpli, psiapsiółek i wszelkiej bliższej, i dalszej rodziny. Chociaż jeden weekend tylko dla siebie. Zwłaszcza że ostatnie tygodnie nie były dobre ani dla Ali, ani dla mnie. Żona po pracy zajmowała się naszym wnukiem, bo zięć akurat miał popołudniówki w robocie, a córka zdawała jakieś egzaminy, bo za dwa miesiące miała termin porodu. Więc wiadomo, że musiała się oszczędzać, toteż Ala odbierała małego z przedszkola, przyprowadzała do nas, a wieczorem odwoziliśmy go do domu. Zajmowaliśmy się też wypasionym syjamem młodszej córki, która wybrała się z narzeczonym na tygodniowy urlop i podrzuciła zwierzaka do nas. Poza tym mój wspólnik wyjechał na szkolenie, więc cała firma była na mojej głowie przez ostatnie kilkanaście dni, w domu bywałem tylko po to, aby zmienić ubranie i przespać się kilka godzin.
Nie narzekałem
Wiadomo jak to jest ciężko teraz żyć, ludzie pracy nie mają, pieniędzy też nie. A u nas jedno i drugie było, potrzebowaliśmy tylko trochę wytchnienia i spokoju. I wreszcie od wczoraj wszystko wróciło do normy, egzaminy były pozdawane, wspólnik wrócił ze szkolenia, młodsza córka z urlopu. A my z Alinką postanowiliśmy przez całą sobotę i niedzielę pobyć tylko we własnym towarzystwie, w ciszy i spokoju, oddając się błogiemu lenistwu. Leżeliśmy jeszcze w łóżku, napawając się błogostanem sobotniego poranka, popijając kawę i przeglądając zaległą prasę, gdy usłyszeliśmy szczęk zamka w drzwiach wejściowych. Spojrzałem pytająco na żonę, ale ona podniosła do góry brwi i potrząsnęła głową. A po chwili na progu naszej sypialni stanęła nasza młodsza latorośl. Jej piękna południowa opalenizna kontrastowała z wykrzywioną złością twarzą. Ze zdumieniem spostrzegłem, że Emilka wlecze za sobą walizkę, a w drugiej ręce trzyma koszyk ze swoim syjamem.
– A co ty tu robisz? – w pierwszej chwili na widok córki przeraziłem się.
– To już koniec, nie wytrzymam dłużej z tym prostakiem! – wykrzyknęła histerycznie. – Wyprowadziłam się, niech on sobie robi, co chce ze swoim życiem, dalej je marnuje, ale już beze mnie – przysiadła na brzegu naszego łóżka i rozpłakała się.
– No, ale co się stało, córciu? – ostrożnie spytała Ala.
– Wciąż to samo – potrząsnęła głową Emilka. – Ten prostak w ogóle mnie nie rozumie, moich wyższych potrzeb, on by tylko te golonki jadł i piwem popijał, przed telewizorem się rozwalał…
– Ale kochanie, chciałem ci tylko przypomnieć, że sama go sobie pół roku temu wybrałaś na dozgonnego towarzysza swego życia – uznałem za słuszne zwrócić jej jednak uwagę. – I pomimo tego, że myśmy z matką się sprzeciwiali, wprowadziłaś się do niego… – chciałem jeszcze coś dodać, ale żona położyła mi rękę na ramieniu.
– Mirek, daj spokój, nie widzisz, że mała w rozpaczy jest? – objęła córkę i pogłaskała ją po włosach, zupełnie jakby ta miała pięć lat, a nie piętnaście więcej. – Pogadamy sobie, wszystko mi na spokojnie opowiesz, a ty… – Ala spojrzała na mnie wymownie. – Zaparz nam, skarbie, kawy i może jakieś śniadanko lekkie dla Emilki, a potem może byś ten garaż zaczął sprzątać…
No cóż, dość wyraźnie dała mi do zrozumienia, żebym sobie poszedł i nie przeszkadzał, bo one mają ważne babskie sprawy do omówienia.
Nie pozostawało mi nic innego, jak się dostosować
Zabrałem więc swoje gazety i poszedłem do kuchni, pomrukując pod nosem, że spokojną sobotę diabli wzięli. Ale do garażu jakoś nie chciało mi się iść, w końcu mnie też się coś od życia należy. Więc gdy już zrobiłem to lekkie śniadanie dla Emilki, ułożyłem się w salonie na kanapie i przykryłem kocem, mając nadzieję na jakąś jeszcze godzinną drzemkę. A moje kobiety niech się nagadają w naszej sypialni. Już odpływałem w przyjemne senne majaczenia, gdy dzwonek u drzwi poderwał mnie na równe nogi. Zły jak diabli, mając na końcu języka odpowiednie słówko, bo spodziewałem się jakiegoś domokrążcy, ze zdumieniem ujrzałem na progu swoją własną szwagierkę, żonę mojego brata bliźniaka. Stała tak i nic nie mówiła, jednak po jej zaczerwienionych oczach poznałem, że niedawno musiała płakać. Odetchnąłem głęboko i szerzej otworzyłem drzwi.
– Wejdź i mów, co się stało – powiedziałem, wciągając ją do środka.
– Przepraszam, że o takiej porze i to w sobotę – Magda pociągnęła nosem. – Ale nie mam do kogo iść, tylko ty jeden możesz mnie zrozumieć, bo wiesz, jaki jest Edek…
– No wiem, w końcu to mój bliźniak – pokiwałem głową, w duchu przygotowując się na najgorsze. – No, ale chodź, może do kuchni, zrobię jakiejś kawy.
– Ali nie ma? – spytała szwagierka. – Bo nie chciałabym wam przeszkadzać – obrzuciła niepewnym wzrokiem moją piżamę.
– Skąd, nie przeszkadzasz – zapewniłem ją. – Alka gada z Emilką w sypialni, coś tam mają ważnego, jakieś babskie sprawy…
– No właśnie, bo wiesz, ja też chciałam pogadać – wpadła mi w słowo Magda. – Bo już nie dam rady dłużej z tym twoim bratem, przecież on mnie zupełnie nie rozumie, a ja się tak staram – wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. – I w ogóle, muszę ci o wszystkim opowiedzieć, może co zaradzisz, bo przecież jesteś taki sam jak on, a jak mi nie pomożesz, to chyba go w końcu zostawię, wyprowadzę się albo co…
Zastygłem w pół ruchu, z czajnikiem w dłoni
Jakbym śnił, jakby jakieś déja vu mnie dopadło, przecież przed chwilą słyszałem dokładnie takie same słowa z ust własnej córki. Zmówiły się te kobiety czy co… To dotąd ich ci faceci rozumieli i nagle przestali, tak obaj na raz? I obie musiały z tym akurat przyjść do nas i to dzisiaj? Słuchałem już chyba z godzinę wynurzeń mojej szwagierki na temat, jej zdaniem, nieudanego pożycia z moim bratem, potakując od czasu do czasu głową. Na szczęście, nie musiałem zabierać głosu w żadnej kwestii. Ale miałem już dosyć i właśnie zastanawiałem się, gdzie szukać dla siebie ratunku, gdy do kuchni weszły żona z córką. Zobaczywszy Magdę, rozsiadły się zaraz obok niej przy stole i dyskusja, na wiadomy temat, teraz już w większym gronie, potoczyła się dalej. Mogłem więc bezpiecznie się wycofać. Wiedziałem jednak, że z drzemki już nic nie będzie, za bardzo byłem rozbudzony tą gadaniną Magdy. Więc uznałem, że najlepsze, co mogę zrobić, to jednak iść do tego garażu i zająć się czymś pożytecznym.
Już miałem wychodzić, gdy znowu rozległ się dzwonek. Otworzyłem, zapinając kurtkę, i w tym samym momencie aż się cofnąłem ze zdumienia. W drzwiach stała nasza starsza córka, Zosia, będąca w siódmym miesiącu ciąży, z naszym pięcioletnim wnukiem i wielką torbą w ręce.
– Tato, czy ja bym mogła z Michasiem zostać trochę u was? – spytała, i dokładnie tak samo jak Magda, pociągnęła nosem.
– No wejdź, pewnie, ale co się dzieje? – spytałem z najgorszymi przeczuciami. I niestety, moja intuicja mnie nie zawiodła.
– Chyba się wyprowadzę z domu, bo dłużej już nie dam rady – powiedziała wzburzona. – Nie wytrzymam z tym moim mężem, przecież on jest gorszy niż dziecko…
– Jak to się wyprowadzisz, teraz? –spojrzałem wymownie na jej brzuch.
– Tak, właśnie teraz, bo on musi wreszcie zrozumieć, że ja jestem kobietą, mam swoje potrzeby, a on… Powinien je szanować, a nie…
– Czy wyście już całkiem powariowały? – przerwałem jej podniesionym głosem. – Wszystkie, tak na raz, zmówiłyście się, żeby mi dzisiaj zatruć życie?
W tym momencie do przedpokoju weszła Ala i popatrzyła na mnie karcąco.
– A czemu ty tak krzyczysz na naszą córkę? – spytała ostrym tonem. – Czemu ją denerwujesz, zapomniałeś, że jest w ciąży i musi mieć spokój?
– Ja ją denerwuję? – wrzasnąłem znowu, doprowadzony tymi wymówkami żony do białej gorączki. – Od rana drzwi się u nas nie zamykają, co chwilę jakaś niezrozumiana przez męża kobieta wali do nas jak w dym, a jest sobota i ja chciałbym poleżeć, pospać, odpocząć, a nie wysłuchiwać…
– Wiesz co, Mirek – żona pokręciła głową, patrząc na mnie z pogardą. – Ty to chyba w ogóle serca nie masz, zupełnie nas nie rozumiesz, nas kobiet, a my…
Nie mogłem tego dalej słuchać
Zatkałem uszy i uciekłem do łazienki. Najwidoczniej i moja żona dołączyła do towarzystwa niezrozumianych przez mężów kobiet. Usiadłem na muszli i zacząłem odliczać, tak jak mnie kiedyś uczył mój ojciec. A gdy doliczyłem do stu, sięgnąłem po komórkę i wystukałem numer kumpla, który od jakiegoś czasu mieszkał sam, bo niezrozumiana przez niego żona wyprowadziła się razem z dzieckiem do swoich rodziców.
– Cześć, Krzysiek, słuchaj – nabrałem powietrza. – Mam taki problem, muszę gdzieś przeczekać do poniedziałku, mógłbym u ciebie?
– A pewnie, przyjedź, ja i tak zaraz jadę na wieś, wrócę w niedzielę wieczorem, to będziesz miał chatę wolną – usłyszałem, Krzysiek rzadko zadawał pytania, zwłaszcza te krępujące. – A lodówka jest zaopatrzona, w browarek też, więc się nie martw.
Spakowałem do podręcznej torby najpotrzebniejsze rzeczy i przed wyjściem zajrzałem jeszcze do salonu, okupywanego przez cztery już teraz, niezrozumiane przez swoich mężczyzn panie.
– Sorry, że przeszkadzam w obradach – uśmiechnąłem się szeroko. – Chciałem tylko powiedzieć, że wychodzę, będę w niedzielę wieczorem, jak dobrze pójdzie.
– A gdzież ty idziesz? – Ala ze zdumieniem popatrzyła na moją torbę.
– Trochę tu ciasno i głośno się zrobiło – uśmiechnąłem się przepraszająco. – To mnie przerasta, marzyłem o spokojnej sobocie, więc wynoszę się tam, gdzie będzie mi lepiej.
Zaniemówiły wszystkie cztery, bo tylko przyglądały mi się z dziwnymi minami i wytrzeszczonymi oczami. A ja tylko jeszcze raz skinąłem głową i wyszedłem. Pół godziny później leżałem sobie wygodnie na kanapie kumpla i w spokoju oglądałem powtórkę z ligowych rozgrywek. Po jakimś czasie mi się zdrzemnęło. Obudziła mnie komórka, dzwoniła Ala.
– Jeszcze jakiś problem? – spytałem złośliwie. – Pojawiła się następna niezrozumiana kobieta?
– No co ty – moja żona roześmiała się. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że możesz już przyjechać do domu, bo wszystkie wróciły do siebie.
– Jak tego dokonałaś? – spytałem, bo od mojego wyjścia z domu minęły zaledwie dwie godziny. – Co im powiedziałaś?
– Nic takiego – Ala wciąż się śmiała. – Wytłumaczyłam tylko każdej z osobna i wszystkim razem, stawiając ciebie za przykład, że z mężczyzną trzeba postępować ostrożnie, jak z jajkiem, bo czasem, jak się za mocno smycz naciągnie, to on może się urwać, i tak jak ty, zwyczajnie się wynieść…
– To niby, że ja na tej smyczy? – oburzyłem się.
– Ależ skądże, to był tylko przykład, że jak będą wymagać od swoich facetów zbyt wiele, to tak jak ciebie – ich też może sytuacja przerosnąć – i wyniosą się z domu…
I okazało się, że wszystkie trzy, gdy przemyślały sprawę, zebrały się szybko i wróciły w domowe pielesze, przestraszone trochę konsekwencjami swojej nie do końca przemyślanej wyprowadzki. Więc i ja mogłem wrócić… A po drodze kupiłem Alinie jej ulubione czekoladki. Gdyby nie jej sprytny wybieg, to panie pewnie nadal biadoliłyby na swój los w naszym salonie. Czekoladki zjemy sobie do popołudniowej kawki, którą wypijemy już tylko we dwoje.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”