„Babcia zdzierała pięty o asfalt na pielgrzymce, by znaleźć uduchowionego kochanka. Ksiądz nakrył ją na figlowaniu”

zakochana babcia fot. iStock, Tempura
„Mieliśmy ochotę skląć go od najgorszych, że do tego dopuścił, a zaraz błagać na kolanach, żeby coś zrobił, szukał babci, gdziekolwiek, jakkolwiek, biegał, sprawdzał wszelkie miejsca, gdzie mogłaby być, cokolwiek, byle działał, zamiast siedzieć i czekać”.
/ 25.07.2023 08:45
zakochana babcia fot. iStock, Tempura

Dzwoniłam do niej wiele razy, ale telefon nie odpowiadał. Co robić?! Tego nikt się nie spodziewał, no, naprawdę. Bo czy mocno starsza pani, mająca już za sobą osiemdziesiąte urodziny, może zostać panną młodą? Jak najbardziej! Moja babcia udowodni to już jutro.

Historie, w których seniorzy spotykają się w jesieni życia i idą ku zimie wspólnie, nie są jakąś rzadkością. Jedni stracili współmałżonków, inni całe życie byli singlami, ale ostatnich lat życia nie chcą spędzać samotnie.

Nie bez znaczenia jest fakt, że razem łatwiej – czy to płacić rachunki z niewysokich emerytur, czy to radzić sobie z codziennymi czynnościami. No i jest się do kogo odezwać, gdy reszta rodziny daleko, nierzadko za granicą, albo zwyczajnie jej nie ma. Ale moja babcia i pan Henryk… oni to już po prostu dali czadu!

Babcia od dziesięciu lat była wdową

Dziadek dostał wylewu i po kilku miesiącach zmagania się z chorobą zmarł. A babcia w żałobie stała się bardzo religijna. Chodziła do kościoła, modliła się, a przy okazji pogadała, pobyła z ludźmi…  Cieszyliśmy się z tego, bo nie czuła się tak samotna, gdy ja musiałam się skupić na studiach, a rodzice na pracy, więc siłą rzeczy nie mogliśmy codziennie jej odwiedzać.

Aż tu nagle babcia, która nigdy dalej niż na działkę nie wyjeżdżała, zaczęła przebąkiwać o pielgrzymkach. Parafia organizowała wyjazdy zarówno do bliższych miejsc, jak i dalszych sanktuariów, nawet do zagranicznych. No i babcia się wybrała. Najpierw kilkadziesiąt kilometrów od domu, do Wąwolnicy, którą była zachwycona – i mieściną, i pielgrzymką. Śliczne tereny, piękne sanktuarium, a Matka Boska Kębelska taka urocza…

Potem były wyjazdy do Częstochowy – też autokarowe, bo jednak zdecydowanie sprzeciwiliśmy się pielgrzymkom pieszym. Włóczęgo-spacer przez pół Polski czy wręcz Europy, z jej szwankującymi stawami, no jednak nie. Na te swoje pielgrzymki babcia oszczędzała z emerytury, a my, całą rodziną, na różne okazje dawaliśmy jej prezenty w kopercie, by mogła spełniać swoje marzenia o kolejnych wyprawach. I tak przez kilka lat babcia podróżowała to tu, to tam, modląc się za całą rodzinę i za duszę dziadka. A w trakcie pielgrzymki do Fatimy babcia ni z tego, ni z owego zniknęła.

– Co? Jak to zniknęła?!

Nie życzę najgorszemu wrogowi stanąć w obliczu informacji, że jego matka staruszka zaginęła w obcym kraju – jak moja mama, do której zadzwonił przejęty ksiądz, organizator i opiekun wyjazdu. Akurat byłam w domu. Mama zbladła jak ściana, a potem zaczęła płakać.

Dalej to już ja rozmawiałam z księdzem Zbyszkiem. Według jego słów dali pielgrzymom dwie godziny wolnego czasu po mszy świętej, żeby kupili pamiątki, zjedli coś, pospacerowali po okolicy. Na umówioną godzinę stawili się wszyscy, poza babcią.

Na początku nikt nie panikował, wiadomo, że czasem ktoś się spóźni, pomyli uliczki, straci poczucie czasu. Próbowali dzwonić do babci, ale telefon nie odpowiadał. Włączała się od razu poczta głosowa. Poczekali kwadrans, drugi, wreszcie postanowili powiadomić lokalną policję oraz nas, rodzinę.

Więcej jej nie zabiorą

Byliśmy przerażeni. Umieraliśmy ze strachu o babcię, która znajdowała się po drugiej stronie Europy, niby z grupą znajomych z naszej parafii, ale tak naprawdę z kompletnie obcymi ludźmi. Miała siedemdziesiąt pięć lat i była zdrowa, jak na swój wiek, jej życie nie było zagrożone, o ile nie zapomni brać leków… Nasza wyobraźnia szalała, ksiądz uspokajał, że babcia pewnie zaraz się odnajdzie, a powiadomił nas tak na wszelki wypadek.

Mama zaczęła szukać najbliższego lotu do Portugalii, cena nie grała roli. Ja dzwoniłam raz za razem na telefon babci, wysłałam też kilka rozpaczliwych SMS-ów. Niby wiedziałam, że babcia nie potrafi obsługiwać aplikacji do wiadomości, ale może ktoś jej pomoże albo choć odczyta treść.

Krążyłyśmy od okna do okna, mama udawała, że nie pochlipuje pod nosem, ja udawałam, że nie jestem kłębkiem nerwów. Kiedy tata wrócił z popołudniowej zmiany, dołączył do nas, w wyobrażaniu sobie najgorszego.

Ksiądz Zbyszek, który co chwilę odbierał od nas kolejny telefon z zapytaniem, czy babcia się odnalazła, pewnie najchętniej by nas kulturalnie spławił. Tyle że nic by mu to nie dało. Przecież to on był organizatorem pielgrzymki, podczas której zaginęła jedna z uczestniczek!

Mieliśmy ochotę skląć go od najgorszych, że do tego dopuścił, a zaraz błagać na kolanach, żeby coś zrobił, szukał babci, gdziekolwiek, jakkolwiek, biegał, sprawdzał wszelkie miejsca, gdzie mogłaby być, cokolwiek, byle działał, zamiast siedzieć i czekać. W końcu ksiądz Zbyszek sam zadzwonił. Mama dała na głośnomówiący.

– Jest! – zawołał od razu. – Znalazła się, cała i zdrowa, nic jej nie jest. Chwała Bogu!

– Chwała, chwała – przytaknęła mama.

– Ale co się stało, gdzie była?

– No właśnie… – zmieszał się ksiądz.

– Bo pani Helena… Ja nie wiem, jak to powiedzieć… Chodzi o to, że pani Helena już nie może z nami jeździć na pielgrzymki, bo… no, ze względu na wysoce niemoralne zachowanie.

– Słucham? – mama była w szoku, ja też. Tata parsknął śmiechem, wyobraziwszy sobie, jakie to niemoralne zachowanie mogła zaprezentować jego teściowa podczas pielgrzymki. Odkryła ramiona w kościele czy pokazała pół łydki?

Okazało się, że babcia była dużo bardziej śmiała. Została odnaleziona w swoim pokoju w domu pielgrzyma. Tyle że nie sama i… niekompletnie ubrana. Pielgrzym, który jej towarzyszył – wcześniej udawał złe samopoczucie, by zostać w hotelu – też był niekompletnie ubrany.

Podobno wpadli sobie w oko, gdy tylko wsiedli do autokaru. Nikt jednak nie spodziewał się, że dwoje emerytów zostanie nakrytych in flagranti podczas pobytu w Fatimie. Z opowieści sąsiadki, która była tam razem z babcią, wynika, że oboje spiekli raka, ale nie dali się rozdzielić przez całą drogę powrotną. Pan Henryk podobno dbał o babcię jak o skarb, a ona wpatrywała się w niego jak w święty obrazek. Ksiądz Zbyszek zaś przewracał oczami i wzdychał ciężko, zmuszony do przebywania wraz z takimi bezecnikami, póki nie dotrą do Polski.

Po powrocie te zakochane gołąbeczki oświadczyły nam i rodzinie pana Henryka – też od kilku lat wdowca – że zamierzają razem zamieszkać. Nie było w ogóle żadnej możliwość wyrażenia swojego „ale”, nawet gdyby ktokolwiek je miał. Nie wobec argumentu, że młodsi się nie robią i nie mają czasu na randkowanie typu herbatki i spacerki. Pokochali się i koniec.

W końcu dali na zapowiedzi

Właściwie nietrudno było nam zrozumieć, czemu babcia się zakochała. Pan Henryk był postawnym i eleganckim starszym panem, ciągle uśmiechniętym i tryskającym humorem. Ani trochę nie przejął się zakazem jeżdżenia na pielgrzymki. Teraz jeździli wspólnie na wycieczki, bliższe i dalsze, ale już tylko we dwoje. To, jak na siebie patrzyli, jak się traktowali – niczym zadurzone pierwszy raz w życiu nastolatki – mnie osobiście bardzo wzruszało. Kto by pomyślał, no, kto by pomyślał… Ale komu jak komu, starszym ludziom bronić szczęścia nikt nie miał prawa. Nawet ksiądz Zbyszek.

Po pięciu latach gruchania postanowili się pobrać. Babcia poruszała się ostatnio o lasce, Henryk walczył z chorobą wieńcową, ale obydwoje mieli na tyle wiary w siebie i swój związek, że dali na zapowiedzi. Ksiądz Zbyszek – po tylu latach nadal nieco urażony ich zachowaniem podczas pielgrzymki – mimo wszystko zgodził się udzielić im ślubu, by nie żyli dłużej w grzechu, czyli na kocią łapę.

Babcia ma już wybraną piękną, delikatną sukienkę w kolorze écru, a Henryk modny jasny garnitur, w którym wygląda jak amant ze starego kina. Nie mogę się już doczekać wesela, na którym zamierzam szaleć razem z moim narzeczonym.

Teraz pora na wieczór panieński

Chyba tak powinno być, że babcia wychodzi za mąż przed własną wnuczką – moja zdąży to zrobić całe pół roku przede mną! Zaplanowali też podróż poślubną, niedaleką, ze względów zdrowotnych, ale zawsze. O noc poślubną taktownie nie pytamy…

Historię babci i jej ukochanego będziemy opowiadać naszym wnukom. Taka opowieść nigdy się nie zestarzeje i zawsze będzie wywoływać salwy śmiechu oraz łezkę wzruszenia. Z kolei ksiądz Zbyszek do końca swojej posługi duszpasterskiej będzie się pocił na samo wspomnienie, w jakich okolicznościach wsiąkła mu jedna z pątniczek. A dokładniej, w jakiej sytuacji się odnalazła.

Teraz pora na wieczór panieński. Mam nadzieję, że babci się spodoba, bo jako jej druhna to ja wszystko przygotowałam, starając się sprostać wyzywaniu, by było oryginalnie, wesoło i romantycznie.

Czytaj także:
„Kaczka zasra całe podwórko, a teściowa całe życie. Tak usłyszałam od synowej. Ja tylko chcę dobrze dla nich”
„Teściowa okradła mojego synka, bo mściła się, że żyjemy w dostatku. Kładła nam kłody pod nogi, bo mąż nie został rolnikiem”
„Mąż zapił się, gdy uciekłam od niego z dziećmi. Teściowa uważa, że ja go zabiłam. Już zapomniała, że znęcał się nad nami”

Redakcja poleca

REKLAMA