„Babcia uważała, że ja i mama przynosimy wstyd jej rodzinie. Była wściekła, że ojciec ożenił się z prostą, biedną kobietą”

Kiedy powiedziałam, że jestem w ciąży, wyrzucił mnie za drzwi fot. Adobe Stock, Serhii
„Moja mama podeszła do babci i również dygnęła. Wtedy usłyszałam zduszone gniewem słowa staruszki: – Ten dom zawsze gościł podróżnych. Miło mi jest przyjmować gościa w swoich progach. Po tych dniach jednak mniemam, że wrócisz tam, skąd przyjechałaś ze swoim dzieckiem”.
/ 26.07.2023 22:00
Kiedy powiedziałam, że jestem w ciąży, wyrzucił mnie za drzwi fot. Adobe Stock, Serhii

Rodzice nerwowo pakowali się do drogi. Wkrótce miał nadejść 1935 rok i mieliśmy przenieść się do Polski, zjeżdżając na święta do rodzinnej posiadłości ojca. Nie rozumiałam, po co właściwie jedziemy do kraju, który mnie nie obchodził. Przecież w Paryżu było nam dobrze, miałam Colette i Amelię, dwie najlepsze przyjaciółki. Poza tym tata ostatnio cieszył się ze złotego medalu, który otrzymał za swój wynalazek na jakiejś wystawie technicznej. Wyjazd planowany był już od wielu miesięcy. Prawdopodobnie od chwili, odkąd tata zaczął uczyć mnie poprawnej wymowy polskich słów. Co prawda znałam ten język, bo rozmawialiśmy w nim w domu, ale nie był moją mocną stroną. Był trudniejszy niż francuski, który przychodził mi z łatwością. Tak więc powtarzałam zdania, wykręcając w buzi język w esy-floresy: „Dzień dobry, babciu. Życzę ci wszystkiego, co najlepsze, zdrowia, szczęścia i pomyślności”. Najgorsza w tym wszystkim była wymowa „ści”, ale po wielu próbach dałam sobie radę.

No i stało się

Rodzice zamknęli walizki i przyszedł jakiś pan, który kupił nasze meble. Ja pożegnałam się z przyjaciółkami. Następnie wsiedliśmy do kolasy, która zawiozła nas na dworzec, a tam zapakowaliśmy się do pociągu. Gwizdnęło, szarpnęło i ruszyliśmy w długą podróż w nieznane. Siedziałam przy oknie i z coraz większym zaskoczeniem obserwowałam otoczenie. Po przyjeździe do Warszawy spędziliśmy noc w Grand Hotelu. Patrząc z okien dorożki na ulice, nie widziałam wielkiej różnicy między Paryżem a tym miastem. No, może u nas było więcej świateł i mniej ludzi chodziło w ciepłych płaszczach. Następnego dnia zjedliśmy śniadanie w restauracji hotelowej. Nadal nie widziałam różnicy między Paryżem a Warszawą, gdyż na sali wszyscy mówili po francusku, włącznie z obsługą hotelową. A może ja tylko wyławiałam uchem ten język, kto wie? W południe wsiedliśmy do innego pociągu. Tym razem ławki były drewniane i już nie tak wygodne. Przez pokryte parą szyby niewiele widziałam. Coraz bardziej byłam pewna, że jedziemy do krainy, którą włada zła królowa.

Wreszcie parę godzin później, zmęczeni drogą, wysiedliśmy na małej stacyjce. Konduktor pomógł nam wystawić bagaże. Ojciec chwilę rozglądał się dokoła, ale wydawało się, że nikt na nas nie czeka. Jednak chwilę później podbiegł jakiś wąsacz, który zdjął czapkę przed moim ojcem i ukłonił się nisko.

– Proszę wybaczyć, jaśnie panie, ale koń mi się potknął po drodze. Ale na szczęście nic się nie stało, tylkośmy się kapkę spóźnili.

Wąsacz wziął wraz z ojcem bagaże. Wyszliśmy przed niewielką stacyjkę, przed którą stał pojazd. Wsiedliśmy i mama otuliła mnie leżącym na siedzisku kożuchem. Kiedy ruszyliśmy, zaczęła śpiewać mi cicho piosenkę, którą specjalnie ułożyła dla mnie w nowym języku. Części słów jeszcze nie rozumiałam, ale szeleściły przyjemną nutą. "Nieś się prośbo pod niebiosa, gdzie nasz mieszka dobry Bóg, żeby szczęście ozłociło w naszym domu nowy próg". Do dziś pamiętam ich słowa, choć wówczas niewiele z nich pojmowałam.

– Jak przyjmie nas twoja mama?

Jestem jej ukochanym synem.

– Który pięć lat studiował na Sorbonie i trzy lata się doktoryzował. W tej sprawie może być z ciebie dumna. Ale czy tak samo pochwali to, że od sześciu lat jesteśmy małżeństwem, a ona o tym nic nie wie?

– Padniemy jej do nóg i wszystko nam wybaczy. To z pozoru oschła kobieta, ale przekonasz się, że ma gołębie serce.

– A czy jej gołębie serce nie stwardnieje, kiedy dowie się, że jestem chłopką? Ty przecież masz tytuł szlachecki.

– Kaziu, już tyle razy rozmawialiśmy na ten temat. Jeśli matka nie uzna naszego małżeństwa, wracamy do Paryża. Znają mnie tam i cenią. Damy sobie radę.

– A co z twoją duszą, która przez tyle lat tęskniła za rodzinnym domem?

Nie wiem, co tata odpowiedział, gdyż zapadłam w głęboki sen. Obudziłam się w chwili, gdy sanie się zatrzymały. Ojciec wyskoczył i rzucił się w ramiona starej kobiety, która stanęła w progu domu. Sprawa z babcią nie okazała się tak prosta, jak ojciec zapewniał mamę. Zostaliśmy zaprowadzeni przez lokaja do przydzielonych nam pokojów w jednym ze skrzydeł dworu. Kiedy guwernantka przebrała mnie w sukienkę, poszłam do pokoju rodziców, żeby im się pokazać.

Przez drzwi usłyszałam rozmowę rodziców

– Twoja matka już mnie nienawidzi.

– Ależ to nieprawda, kochana.

– Widziałam pokojówkę, która biegła do gabinetu, gdzie się z nią zamknąłeś. Dziewczyna miała sole trzeźwiące.

– Nie ukrywam, że dla mamy było szokiem, że ożeniłem się za granicą.

– Raczej popełniłeś mezalians, gdyż jestem zwykłą wiejską dziewczyną.

– Przecież skończyłaś Sorbonę. No i wiesz, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

– A dla twojej matki?

Tata starał się nadrabiać miną, ale mama… Wiele lat później dowiedziałam się, że moja mama urodziła się na wsi niedaleko majątku, który należał do babci. Jednak jej wieś należała do dóbr majątku sąsiadującego z jej ziemiami. Mama okazała się bardzo zdolnym dzieckiem. Zauważył to miejscowy proboszcz, który poinformował o takiej perełce dziedzica. Stary pan ujęty inteligencją dziewczynki nakazał ją kształcić. Za jego pieniądze mama trafiła do miasta do internatu u sióstr zakonnych, gdzie zaczęła naukę w szkole średniej. On też ufundował jej stypendium, które pozwoliło na naukę w Paryżu. Pod koniec studiów dziedzic zmarł i pieniądze się skończyły. Jednak miesiąc później mama poślubiła Ksawerego, mojego ojca, i nie musiała się troszczyć o sprawy materialne.

Po odświeżeniu się mama zaczęła się przebierać do kolacji. Włożyła wieczorową suknię, w której miała być przedstawiona hrabinie, tata zaś wdziewał smoking. Ja siedziałam cicho w kąciku i przyglądałam się strojnym rodzicom. Tak, wyglądali pięknie, jednak ich twarze były pozbawione radości. Mama... W niej nie było nadziei. W powietrzu czuło się niepewność i nerwowe wyczekiwanie. Chociaż wcześniej rodzice cieszyli się z powrotu do Polski, to teraz nawet ja domyślałam się, że w ich sercach zagościła obawa i niepewność. Pół godziny później poszliśmy na kolację powitalną, w trakcie której miałam poznać moją babcię. Kiedy do niej podeszłam, wygłosiłam wyuczoną formułkę, „Dzień dobry babciu. Życzę ci wszystkiego, co najlepsze, zdrowia, szczęścia i pomyślności”. Potem dygnęłam i jak uczył mnie ojciec, chciałam pocałować ją w rękę. Jednak starsza dama cofnęła ją gwałtownie, jakby obawiała się, że mogę ją dotknąć.

Zrobiło mi się przykro

Wróciłam do ojca. Potem moja mama podeszła do hrabiny i również dygnęła. Wtedy usłyszałam zduszone gniewem słowa babci.

– Ten dom zawsze gościł podróżnych w tak radosnych dniach. Miło mi jest przyjmować gościa w swoich progach. Po tych dniach jednak mniemam, że wrócisz tam, skąd przyjechałaś ze swoim dzieckiem.

– Wyjechałabym dziś – odparła dumnie mama. – Ale zamierzam odwiedzić rodziców, którzy mieszkają w pobliskiej wiosce. To zwykli prości ludzie, którzy z pewnością ucieszą się na widok wnuczki.

Hrabina nic nie odpowiedziała, tylko uniosła głowę i odwróciła się. Trzymałam tatę za rękę i poczułam, jak zesztywniał. Usiedliśmy do stołu, przy którym już nie padło żadne słowo. Każdy coś skubnął, ale tylko tak pro forma. Tylko ja wcinałam smakołyki, które podsuwał mi stary lokaj. Kiedy pochylał się nade mną, łaskotał mnie w policzek wielkimi bokobrodami, ale starałam się zachować powagę, zwłaszcza że wszyscy mieli nieszczęśliwe miny. Następnego dnia odwiedziliśmy dziadków ze strony mamy. Ci przyjęli mnie tak, jakbym była największym skarbem, jaki spadł im do stóp. A poza tym mieli cudowne, małe kotki. Po wizycie przygotowywaliśmy się do kolacji. Za oknem widziałam zjeżdżających się zaproszonych na wieczerzę członków rodziny. Jak usłyszałam z rozmowy plotkujących pokojówek, wszyscy byli ciekawi nowej żony Ksawerego. Kiedy mama ubierała mnie w piękną białą sukienkę, którą przepasała błękitną wstęgą z dużą kokardą, nuciła znaną mi już piosenkę. Tego dnia tata nauczył mnie, że przed każdym gościem, do którego podejdziemy, powinnam grzecznie dygnąć i powiedzieć po francusku „Miło mi pana (lub panią) poznać”.

Dlaczego nie po polsku? – zdziwiła się mama.

– Moja rodzina to w większości snoby, a francuski jest dla nich szczytem wyrafinowania – odparł. – Zrobimy tym na nich dobre wrażenie.

Kiedy mieliśmy iść do sali jadalnej, mama spojrzała w okno, z którego skapywały krople wody.

– Nadal pada – zwróciła się do taty.

Wyszliśmy z naszych pokojów i wkrótce znaleźliśmy się w wielkim salonie. Wszyscy ucichli na nasz widok. Tylko wśród panów rozległ się cichy pomruk uznania nad urodą mojej mamy. Zaczęliśmy się witać. Początkowo było bardzo sztywno. Jakiś starszy jejmość ze śnieżnobiałą brodą, do którego powiedziałam po francusku wyuczoną formułkę, najwyraźniej jej nie zrozumiał. Pociągnęłam go więc za surdut, a gdy się do mnie nachylił, szepnęłam: „Ja też wolę mówić po polsku”. Starszy pan roześmiał się i jakiś czas później wszyscy uśmiechali się do mnie z życzliwością.

Potem była kolacja

W pewnej chwili podszedł do mnie jejmość ze śnieżnobiałą brodą i pochyliwszy się, serdecznie ucałował w oba policzki.

– Jeszcze nigdy dotąd nie spotkałem tak roztropnej dziewczynki. Jestem twoim kuzynem od strony taty. Mów mi Ferdynandzie.

– Miło mi – bąknęłam niepewnie.

Pewnego dnia musisz koniecznie odwiedzić mnie ze swoimi rodzicami.

W tamtej chwili dostrzegłam, że babcia, która krążyła po sali z szampanem, ostentacyjnie ominęła moją mamę, budząc tym wśród gości z trudem tajoną konsternację. Teraz, po latach, ubieram to wszystko w okrągłe słowa i znaczenia. Wtedy po prostu czułam całą swoją małą osóbką, że babcia wyrządziła mojej mamie wielką przykrość. Może dlatego postanowiłam, że nigdy mocno nie pokocham starszej damy. Kolacja długo trwała, ale wcześniej guwernantka odprowadziła mnie do sypialni. Tam położyła na łóżku w ubraniu. Gdy następnego dnia się obudziłam, rodzice byli już spakowani. Nigdy więcej nie zobaczyłam babci.

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA