„Babcia pomagała przy wnukach, a gdy dorosły, poszła w odstawkę. Do głowy mi nie przyszło, jaki to dla niej cios”

kobieta, która czuje się niepotrzebna fot. iStock by Getty Images, AlexanderFord
„– Olu, nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne – w słuchawce usłyszałam cichy szloch. – Nigdy tak nie rozmawiałyśmy. Czułam się niepotrzebna, ale myślałam, że tak musi być. Nie wiesz, jak trudno jest żyć z takim przekonaniem. Odsunęłam się, bo nie chciałam wam przeszkadzać”.
/ 01.09.2023 07:30
kobieta, która czuje się niepotrzebna fot. iStock by Getty Images, AlexanderFord

Stałam w kolejce do bankomatu, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Było już po osiemnastej, a ja musiałam zrobić zakupy, potem biegiem do domu, dzieci, lekcje, obiad na jutro. Jak mam zdążyć? I jeszcze ten guzdrała! Starszy pan stał przy bankomacie nieznośnie długo. W poczuciu ważnej misji najpierw kilka razy obejrzał kartę, potem desperackim ruchem wsunął ją w urządzenie. Wyjął okulary. Długo czytał komunikat na ekranie. Dziewczyna i chłopak, którzy stali przede mną, świetnie się bawili, obserwując te poczynania.

– Co on tam zobaczył? – szeptali między sobą. – Czyta reklamę banku? Kredyt będzie brał? W jego wieku?!

Też byłam zniecierpliwiona, ale zastanowiła mnie pogarda dźwięcząca w ich głosie. Staruszek nacisnął przycisk i znowu wpatrzył się w ekran. W końcu wybrał opcję i powolutku przeszedł do kolejnych czynności. Bankomat zaszumiał, oddał kartę i wyświetlił się jakiś komunikat. Starszy pan stał wpatrzony bezradnie w ekran.

– Jeszcze nie przyszła. Emerytura – powiedział w przestrzeń, jakby tłumacząc swoją obecność wśród niechętnych mu ludzi.

Starsi nie nadążają za technologią

Odszedł. Zrobiło mi się przykro. Za nas, bo na pewno daliśmy mu odczuć jego nieporadność, i za niego, bo taki nieprzystosowany do czasów, które wymagają sprawności i szybkiego reagowania.

– Nie ma kasy na koncie, a kolejkę zajął! Co za ludzie! – dotarła do mnie jeszcze kipiąca oburzeniem uwaga kogoś, kto pewnie żyje w złudnym przekonaniu, że sam nigdy nie będzie stary ani niezdarny.

Przestało mi się śpieszyć. Życia i tak nie dogonię, więc po co gnać? Nie opuszczało mnie uczucie niesmaku po tym, jak potraktowaliśmy starego człowieka. Zastanowiłam się, ile hartu ducha i woli walki trzeba mieć, żeby się nie poddawać, nie zasklepiać wśród miejsc i czynności, które znamy, uczyć się nowego. Przecież starszy pan nie musiał zgłębiać tajników nowoczesnych urządzeń: mógł stanąć po swoje pieniądze w kolejce na poczcie, jak wielu jego rówieśników.

Rozmowa z żywym człowiekiem jest łatwiejsza niż obsłużenie bankomatu. Uświadomiłam sobie też, że emeryci rzadko płacą w sklepach kartą, a jeżeli już, robią to wyłącznie mężczyźni. Pewnie są odważniejsi. Starannie wystukują PIN drżącymi palcami, w napięciu obserwują pracę urządzenia, by w końcu pieczołowicie schować w wytartym portfelu paragon, który na pewno w domu obejrzą jeszcze wielokrotnie. 

– Dlaczego starość stała się niewybaczalnym grzechem? – spytałam Grześka, jak tylko weszłam do domu.

– Naszło cię na filozofowanie? – zaśmiał się mój mąż.

– My też się zestarzejemy… Nie chcę, żeby nam zdarzały się sytuacje podobne do tej, której dziś byłam świadkiem.

 Opowiedziałam Grześkowi o tym, co zaszło w kolejce do bankomatu, ale on tylko wzruszył ramionami.

– Takie czasy. Wszystko się zmieniło, starsi nie nadążają za rewolucją technologiczną i tempem życia. Dawniej przydawała się ich mądrość życiowa i doświadczenie, które zebrali, byli więc szanowani w społeczeństwie. Teraz ich wiedza jest anachroniczna, prąd życia zepchnął ich na margines, są w pewnym sensie nieprzydatni.

 – I co, zgadzasz się z tym? Też będziesz kiedyś nieprzydatny – oburzyłam się.

– Daj spokój, świata nie zmienisz – powiedział pojednawczo Grzesiek.

Tego samego starszego pana zobaczyłam nazajutrz w autobusie. Na tej linii zawsze było tłoczno, szczególnie rano, kiedy ludzie jechali do pracy. Staruszek wyglądał krucho, ale na widok zwalniającego się miejsca dzielnie przedarł się przez tłum na drugi koniec autobusu i z ulgą opadł na siedzenie. 

– Emeryci mogliby w domu siedzieć o tej porze i nie robić tłoku – usłyszałam uwagę. – Niby stary, a siły ma, żeby się rozpychać.

Też zaczęłam się przepychać. Chciałam stanąć obok starszego pana, zasłonić go przed niechęcią płynącą od ludzi.

Moja mama czuła się niepotrzebna

– Jadę do brata, dać mu śniadanie – powiedział nieoczekiwanie mężczyzna, nie odwracając wzroku od brudnej szyby. – On na mnie czeka, nie daje już sobie rady, a nikogo innego nie ma.

Zrobiło się cicho. Staruszek spuścił głowę, jakby upokorzony tym wyznaniem. Zagotowało się we mnie: dlaczego człowiek musi się tłumaczyć? Z czego? Z tego, że chce skorzystać, jak wszyscy inni, z autobusu?!  Rano mu nie wolno… Bo społeczeństwo przewidziało dla niego inne godziny?!

Co się z nami stało?  Odrzucamy ludzi starszych, jakby byli chorą tkanką na zdrowym organizmie. Gnamy do przodu, czujemy się częścią dobrze zaprogramowanej maszyny. A jesteśmy zaledwie trybikami, które mogą się zepsuć w każdej chwili. I co wtedy? No tak – na śmietnik! Wtedy dopiero doświadczymy bezwzględnych reguł, które do tej pory uważaliśmy za normę…

Starszy pan wysiadł po dwóch przystankach. O dziwo, nikt nie sarkał, że jadąc tak krótko, nie stał strategicznie przy drzwiach. Nie musiał się nawet zbytnio przepychać, bo tłum odsuwał się, robiąc mu miejsce. Mężczyzna ostrożnie zszedł po schodach na chodnik i oddalił się powoli. 

„Ile razy dziennie musi znosić podobne upokorzenia? – pomyślałam. – Za każdym razem, kiedy wyjdzie z domu, żeby coś załatwić, ktoś na niego sarka, wytyka mu niepotrzebną obecność i to, że zajmuje miejsce. Przecież jego życie jeszcze się nie skończyło, nie zniknęła godność ani poczucie własnej wartości, a jest traktowany, jakby nie miał żadnych uczuć! I chyba nie on jeden…”.

Kierowana impulsem, od razu zadzwoniłam do mamy.

– Córeczko, nie myśl o tym – pocieszyła mnie łagodnie. – Tak już jest. Na co komu takie grzyby jak my? Trzeba dożyć swojego, ile Bóg dał, i zrobić miejsce innym. My już nie jesteśmy potrzebni. Tylko zawadzamy.

– Nie mów tak, mamo! – krzyknęłam. – Jesteś mi bardzo potrzebna! Zresztą ten starszy pan też jest dla kogoś ważny. Opiekuje się bratem i na pewno ma rodzinę lub przyjaciół, którzy go kochają. Tak jak ja ciebie!

W słuchawce usłyszałam cichy szloch. Moja dzielna mama płakała…

– Olu, nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Nigdy tak nie rozmawiałyśmy. Czułam się niepotrzebna, ale myślałam, że tak musi być. Nie wiesz, jak trudno jest żyć z takim przekonaniem. Odsunęłam się, bo nie chciałam wam przeszkadzać.

– Ależ... – zaprotestowałam słabo.

– Wyraźnie to czułam. Zresztą nie dziwię się, jesteś zalatana, zmęczona. Nie mogę wymagać, żebyś tę odrobinę wolnego czasu, którą masz, przeznaczała wyłącznie dla mnie. To nie byłoby w porządku.

– Chyba jednak nie jest w porządku… – szepnęłam. 

Przecież jest dla nas naprawdę ważna

Kiedy dzieci były małe, babcia pomagała nam ze wszystkich sił. Była na każde zawołanie, opiekowała się wnukami, jak były chore i nie mogły iść do przedszkola, a potem do szkoły. My mogliśmy spokojnie pracować wiedząc, że dzieci są szczęśliwe i zadbane. Wtedy mama była potrzebna, nie dalibyśmy sobie bez niej rady. A teraz? Wszystko się poukładało. U nas. Nastolatki otrząsają się na myśl o opiece babci, chcą być samodzielne; my wracamy do domu wieczorem, nie mamy dla niej czasu. Została zepchnięta na margines, tak samo jak ten starszy pan.

– A masz inny pomysł? – spytała mama.

– Przecież się nie rozerwiesz. Potrzebna jesteś dzieciom i mężowi, to jest twoje życie.

– Mówisz tak, żebym nie czuła się winna.

– Nie jesteś niczemu winna. Egoizmem byłoby żądać od ciebie wiele czasu i uwagi. Ja bym tylko chciała czuć się potrzebna. Wiedzieć, że nie jestem sama.

– Nie jesteś! Nie zawsze pamiętam, żeby to okazać, ale jesteś dla nas bardzo ważna! Dzieci cię kochają, a ja nie umiałabym żyć bez twoich rad i połajanek – zaśmiałam się.

Kilka dni później spotkałam ponownie tego samego starszego pana w osiedlowym sklepie. Najwyraźniej mieszkał gdzieś w tej okolicy, ale wcześniej jakoś go nie zauważałam. „Taki los starszych ludzi: albo zawadzają całej reszcie, albo, w najlepszym razie, są dla niej niewidzialni” – pomyślałam gorzko. Dopiero przy tym incydencie z bankomatem zwróciłam na niego uwagę. A teraz znów się spotkaliśmy...

Stał za mną w kolejce do kasy. W koszyku miał tylko kilka podstawowych produktów spożywczych. Moje zakupy wyglądały inaczej: piętrzyły się opakowania makaronu i kaszy, mleko, wędlina, warzywa i owoce. Musiałam nakarmić czteroosobową rodzinę, ale ten kontrast i tak ściskał mnie za serce. Przy kasie nie wiedziałam, w co najpierw włożyć ręce. Portfel, operacja kartą, a tu trzeba sprawnie pakować zakupy, bo inni czekają. Każdemu się przecież bardzo spieszy. Zawsze w takich wypadkach czułam niecierpliwość stojących za mną ludzi; niemy nacisk, żeby szybciej, szybciej...

– Pani pozwoli, że pomogę – starszy pan zaczął niezgrabnie upychać produkty w reklamówce. – Nie idzie mi to dobrze – usprawiedliwiał się – bo to żona zawsze robiła zakupy. Ale odkąd jej nie ma... No i proszę, wszystko spakowane, nie święci garnki lepią.

Podziękowałam. Wychodząc ze sklepu, odwróciłam głowę. Starszy pan włożył swoją kartę do czytnika i powoli, mozolnie wystukiwał cyferki na niewygodnej klawiaturze.

Czytaj także:
„Gdy byłam nauczycielką, czułam się ważna i potrzebna. Teraz jestem stara i ludzie traktują mnie jak ciężar i śmieć”
„Mąż zmarł, dzieci wyjechały za granicę, a ja straciłam pracę. Siedzę w domu sama jak palec, nikomu niepotrzebna”
„Byłam sama jak palec i czułam się niepotrzebna. Nie sądziłam, że wizyta w schronisku da mi rodzinę i nowe życie”

Redakcja poleca

REKLAMA