Babcia pokazała mi czym jest miłość

Babcia pokazała mi czym jest miłość
Do tej pory romantyczna miłość kojarzyła mi się tylko z wenezuelskimi telenowelami. Ale babcia pokazała mi, że prawdziwe uczucie nigdy nie przemija.
/ 20.01.2011 16:59
Babcia pokazała mi czym jest miłość
Zdarzyło się to siedem lat temu. Byłam wtedy zbuntowaną nastolatką, którą nudzili dorośli i ich świat. Mimo to mama zmuszała mnie do cotygodniowych spotkań z babcią. Oczywiście, gdybym mogła wybrać, wolałabym kino, ale mama potrafiła postawić na swoim.

Chodziłam więc do babci z naburmuszoną miną i słuchałam jej wspomnień o młodości w podwarszawskim miasteczku, liceum w stolicy, wojnie, powstaniu i pierwszej miłości – Witoldzie, który zginął podczas walk. Szczerze mówiąc, nużyły mnie jej opowieści na temat faceta recytującego wiersze i patrzącego głęboko w oczy. „Dobrze chociaż, że się pocałowali tuż przed jego śmiercią” – komentowałam w duszy, bo mimo wszystko nie chciałam zranić babci.
I pewnie nigdy nie dowiedziałabym się, jak było naprawdę, gdybym któregoś wiosennego dnia nie wpadła na pomysł spaceru śladami jej powstańczego oddziału. Nie żebym się jakoś interesowała historią, po prostu miałam ochotę pooddychać świeżym powietrzem. Babci oczy zabłysły ze szczęścia.

Całe popołudnie spędziłyśmy na Starówce, przystając przed budynkami i tablicami pamiątkowymi. W pewnym momencie znalazłyśmy się na niewielkim podwórku. Ona, zmęczona, przysiadła na murku, a ja miałam iść do pobliskiego sklepu, by kupić coś do picia. I wtedy nagle złapała mnie mocno za rękę. Spojrzałam na nią. Z trudem łapała oddech, próbując coś powiedzieć. Przeraziłam się, chciałam wezwać pomoc, ale powstrzymała mnie, wskazując na coś za moimi plecami. Obejrzałam się. Na podwórku stał chłopak mniej więcej w moim wieku z torbą przewieszoną przez ramię i planem miasta w dłoni. Nie rozumiałam, dlaczego jego widok tak nią wstrząsnął. Jej oczy płonęły dziwnym blaskiem, twarz odmłodniała. Przez chwilę wydawało mi się, że patrzę na nastolatkę, a nie 80-letnią panią. Była taka śliczna, radosna... – Nie pozwól mu odejść! Gabrysiu, biegnij za nim, proszę! – krzyknęła.

W pierwszej chwili nie wiedziałam o co jej chodzi, ale gdy zobaczyłam, że na podwórku nie ma już chłopaka, od razu ruszyłam przed siebie. Nie znalazłam go. Babcia jednak nie dała za wygraną. – Zaraz, zaraz... Tutaj widzieliśmy się w ostatnią noc, a potem jeszcze rano, przy Senatorskiej... Idziemy! – poderwała się z miejsca. Nawet nie zdążyłam jej zapytać o co chodzi, bo już byłyśmy na miejscu. O dziwo, tam również znajdował się nasz poszukiwany. Tym razem nie czekałam, aż ucieknie. Podeszłam do niego. Chłopak okazał się Amerykaninem. Przez chwilę zrobiło mi się żal babci. Gnała za jakimś ulotnym wspomnieniem młodości, lecz ona nie zbita z tropu nakazała mi tłumaczyć chłopakowi swoje wspomnienia o wojnie, powstaniu i o tym, że Amerykanin szalenie przypomina jej Witolda. Kompletnie osłupiałam, kiedy chłopak oznajmił, że zna Witolda.

Teraz to ja musiałam gdzieś usiąść z wrażenia. Jakby tego było mało, wyjął z torby kilka starych zdjęć.
– Boże, Gabrysiu, to ja z Witoldem! – szeptała oszołomiona babcia. – Ale skąd on je ma?
Na moje pytanie spokojnie stwierdził, że jest jego... wnukiem. To już nie mieściło mi się w głowie. Witold musiał być niezłym gagatkiem, skoro przed śmiercią zostawił na tym świecie jakieś dziecko, a moją biedną babcię bałamucił poezją. Już się zastanawiałam, jak powiedzieć mojej babci gorzką prawdę o miłości jej życia, kiedy chłopak dodał, że Witold żyje. Ma się dobrze, mieszka w Stanach. Tyle razy opowiadał mu o swojej miłości i pięknej Warszawie, że ten postanowił zobaczyć kraj swoich przodków. Nie muszę mówić, że dzień skończył się w domu babci. Dowiedziałyśmy się, że Witold długo szukał mojej babci, ale musiał uciekać z kraju przed SB. Wyjechał do Ameryki, założył rodzinę. Wciąż jednak myślał o swojej miłości, próbował ją znaleźć. Nie udało się. Babcia nie należała do żadnej organizacji kombatanckiej, bo chciała zapomnieć o wszystkim. Nawet swojej córce, a mojej mamie, nigdy nie mówiła o wojnie. Otworzyła się dopiero przede mną, a ja tak długo naśmiewałam się z jej wyznań. Zrobiło mi się głupio, że tak ją traktowałam. Wnuczek Witolda zostawił nam jego numer telefonu. Nie muszę dodawać, że już następnego dnia babcia zmusiła mnie, abym zadzwoniła za ocean.

Ich pierwsza rozmowa pełna była łez, okrzyków zachwytu, zdumienia i wyznań o uczuciu. Kilka miesięcy później spotkali się na Okęciu. Miałam wrażenie, jakby przede mną stała para zakochanych nastolatków, których nie dzielił ani ocean, ani lata rozłąki. I wtedy, na Okęciu, zrozumiałam, czym jest miłość.
 
Przygotuj laurki dla Babci i Dziadka, mamy gotowe szablony


Redakcja poleca

REKLAMA