To nie będzie prosta opowieść. Kilka racji, bo każda ze stron ma swoje, kilka punktów widzenia i jedna bohaterka dramatu. Osiemdziesięciopięcioletnia kobieta, żyjąca przez ostatnich trzydzieści lat z dala od najbliższych, mająca swoje przyzwyczajenia, fobie i nie zawsze eleganckie nawyki.
Owszem, w miarę często odwiedzaliśmy babcię męża i nawet chcieliśmy, żeby zamieszkała z nami, ale sprzeciwiała się temu jej córka, czyli matka męża. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Chyba dlatego, że to nie był jej pomysł. Ona zresztą nigdy nie chciała wziąć matki do siebie, choć ma duże mieszkanie.
Tłumaczyła, że kobieta, która prawie całe życie spędziła na wsi, do wielkomiejskiego życia się nie przyzwyczai. Wreszcie zorganizowaliśmy grupę wsparcia, przeciągnęliśmy na swoją stronę teścia oraz brata męża i przywieźliśmy starszą panią do nas. Na razie na dwa tygodnie. A później, jeśli babci się spodoba, na zawsze.
Przez trzy pierwsze dni babcia trzymała się dzielnie
Wyglądała wprawdzie bardzo biednie i chudziutko, ale apetyt miała wilczy. Cieszyliśmy się, że będziemy mogli ją trochę podkarmić. Bardzo szybko załatwiliśmy także abonament do prywatnej przychodni lekarskiej. Babcię należało bowiem przebadać na wszystkie strony.
Tak na dobrą sprawę zawsze była leczona byle jak, o czym świadczyły wieloletnie zaniedbania. Kompletny niedosłuch, zaćma, i biodro, które się trzymało na skrawku ciała. Nie kryliśmy oburzenia. Mieliśmy pretensje do teściowej, że tak sprawę babcinego zdrowia zbagatelizowała.
Po kilku dniach zaczęły się badania. Czasami kilka razy dziennie. Internista, ortopeda, kardiolog, endokrynolog, okulista, audiolog… i tak w kółko. Wyniki były fatalne, o czym przekonaliśmy się już wkrótce, gdy euforia babci minęła i przyszła szarość dnia codziennego. Babcia odmawiała jedzenia, z minuty na minutę słabła coraz bardziej. Wreszcie znalazła się w szpitalu. Miała ekstraabonament, więc i ekstrapokój szpitalny. Telewizor, łazienka, stała opieka pielęgniarska.
Po trzech tygodniach ją wypisano. Lekarze ostrzegali jednak, że jeśli wróciłaby do domu opieki, gdzie ma kiepskie warunki, to znowu będzie z nią źle. Wróciła więc do nas.
Trzeba było teraz solidniej pilnować posiłków, regularnego przyjmowania leków, bo oprócz fatalnych wyników zaobserwowano u babci także syndrom choroby oświęcimskiej – totalne wygłodzenie. Następnym etapem będzie nadmierna żarłoczność.
No i zaczęło się potajemne wyjadanie, pilnowanie, niesympatyczne rozmowy na temat zdrowia. W końcu ograniczyliśmy babci pieczywo i zabraliśmy się za dalsze leczenie. Najpierw aparaty słuchowe, później operacja jednego oka, za dwa miesiące następna. Przyjemnie mi było, gdy któregoś dnia zatelefonowała lekarka prowadząca babcię i powiedziała:
– Pani Barbaro, chciałam serdecznie podziękować. Wyniki są rewelacyjne. Gdy zjawiliście się u mnie po raz pierwszy z prośbą o pomoc, miałam wątpliwości, czy dacie radę, bo pacjentka wymagała waszej troskliwej opieki. Dziś z podziwem patrzę na efekty waszej pracy.
Babcia pokazywała nieznane nam dotąd oblicze
Bardzo lubi na przykład opowiadać, jak się u nas rozleniwiła, i jak bardzo brakuje jej pracy.
Z drugiej strony, uwielbia się wysługiwać domownikami i nic koło siebie nie robi. Ale najbardziej nas drażni, gdy babcia naczyta się głupot w brukowcach i później nam wszystko po kilka razy opowiada.
Po mieszkaniu fruwają makabryczne zbrodnie, wyjątkowo perfidne gwałty, rozstania dramatyczne i powroty romantyczne. Cóż, ze słuchania opowieści z magla można się wyłączyć, ale najsmutniejsze jest to, że babcia się nie myje i w dodatku nie pozwala się umyć. Ma ponadto inne przyzwyczajenia higieniczne, których nie odważę się opisać, bo są wyjątkowo szokujące. Odkryliśmy to niedawno i zamarliśmy z przerażenia. Nawet mój mąż, który babci wybacza absolutnie wszystko, powiedział, że tego chyba nie wytrzyma.
To prawda, że na starość wyostrzają się wady, ale nigdy nie przypuszczałam, że aż tak. Moja babcia była pedantką do śmierci, a zmarła, gdy skończyła osiemdziesiąt dziewięć lat.
Przypadłości babci są jednak niczym w stosunku do przypadłości jej córki, czyli mojej teściowej.
Ona to dopiero daje nam popalić. Zrobiła sobie z naszego domu letni domek i nawiedza nas w każdy weekend wraz ze swoim synem, synową, mężem i dwiema wnuczkami. Nie jest miło, gdy bez zapowiedzi wpada sześć osób w porze około obiadowej. Po kolacji wszyscy wyjeżdżają, a my zostajemy z masą roboty. Któregoś dnia moja mama nie wytrzymała i powiedziała.
– A nie mogliby odwiedzać babci w zwykły dzień późnym popołudniem? Przecież jeszcze nie tak dawno nie mogliśmy się doprosić, by przyjechali do swoich wnuków. Ja już nie mam siły stać przy garach i sprzątać tego bałaganu. Nasze dzieciaki też nie są tymi wizytami zachwycone, bo mają masę zabawek popsutych.
– Masz rację mamo, spróbujemy to jakoś załatwić – uspokajałam.
Okazja nadarzyła się w Święto Zmarłych. Akurat wychodziliśmy z cmentarza, gdy zadzwonił brat męża.
– Co robicie?
– A co się robi pierwszego listopada?
– Taka ładna pogoda, myśleliśmy, że wpadniemy, dzieci by się pobawiły.
– Będziemy około dziewiętnastej. Mamy do odwiedzenia jeszcze dwa cmentarze.
– Szkoda.
Obraził się śmiertelnie, że go nie dopuszczamy do babci. Poskarżył się mamusi i zrobiła się rodzinna draka. Wtedy mój mąż wytoczył najcięższe armaty.
– Przez tyle lat w ogóle nie interesowałaś się babcią, nie przyjeżdżałaś do niej miesiącami, a jeśli już nawet tam jechałaś, to przesiadywałaś głównie u swoich koleżanek. Teraz masz nieustające pretensje do mojej żony, że cię nie słucha. A dlaczego miałaby to robić. My się obydwoje świetnie dogadujemy. I jest nam dobrze.
– No cóż, synku, nie rozumiem, co chcesz mi przez to powiedzieć...?
– Babcią zajmują się moja teściowa
i moja żona, i robią to wspaniale. Mogłabyś to czasem docenić. A ty nawet nie mówisz mojej teściowej dzień dobry, gdy zjawiasz się z całą tą swoją gromadą. Jeśli ci ta sytuacja nie odpowiada, zabierz babcię do siebie. Ale pamiętaj, będziemy cię bardzo pilnować.
Niestety, to nie była ostatnia tego typu kłótnia
Najgorsze, że takie rozmowy nic nie dają i niczego do rodzinnych relacji nie wnoszą. Mój mąż w ogóle nie może dogadać się z mamą. On swoje a teściowa swoje. Na razie osiągnęliśmy tylko tyle, że babcię odwiedzają w zwykły dzień po południu, że nie wrzeszczą na siebie, gdy są u nas w domu, i że to my w niektórych sprawach dyktujemy warunki.
Bo to my jeździmy z babcią do lekarzy, pilnujemy przyjmowania leków, jedzenia, zupek itd.. Moja teściowa zwolniła się ze wszystkich obowiązków wobec swojej matki. Nam jest z tym dobrze. O przepraszam, nam jest z tym paskudnie, ale chyba nie można inaczej.
Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Jadę na pierwsze wakacje ze swoim facetem i wstydzę się włożyć bikini. Nienawidzę swojego ciała”„Mój syn należy do społeczności LGBT. Przestańcie mówić mi, że nie jest człowiekiem”„Koledzy mojego faceta śmieją się, że jestem gruba i brzydka”