„Babcia budowała szczęście na cudzej krzywdzie. Zaginała parol na żonatych i niszczyła rodziny”

Pies dla starszych ludzi to zły pomysł fot. Adobe Stock, aletia2011
„– Dowiedziałam się, co prawda, że ma żonę, ale nikt nie wie o niej nic konkretnego. Pewnie są typowym, znudzonym sobą starym małżeństwem. Nie przejmuję się żoną Piotra, co mnie obchodzi obca kobieta? Z tego co ustaliłam, jest w jego wieku, podstarzałe, pewnie nieciekawe babsko”.
/ 01.08.2023 17:30
Pies dla starszych ludzi to zły pomysł fot. Adobe Stock, aletia2011

Moja babcia Felicja była piękną, dobrą kobietą, wrażliwą na cudzą krzywdę. Chętnie pomagała innym. Społecznikiem był także mój dziadek Marian – pedagog i wieloletni dyrektor domu dziecka. Gdy babcia była już w latach, dała mi listy, które pisała przed wojną do swojej siostry Marii. Babcia żartowała, że siostra zwróciła jej te listy po to, by pamiętała o swojej głębokiej przemianie...

Historia zaklęta w listach

1.05.1937.

Kochana siostrzyczko, nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakuje, tylko z Tobą mogę być szczera i mówić to, co naprawdę myślę. Mam nadzieję, że kilka miesięcy szybko minie. Żałuję, że nie mogłam wyjechać z Tobą. Maryniu, cieszę się, że Twój mąż zakwalifikował się na praktykę w fabryce w Paryżu, jak wrócicie do Polski, to docenią jego umiejętności i dostanie dobrą pracę. Jesteś taka szczęśliwa, że masz męża, małą córeczkę Zosiunię, jednym słowem rodzinę. Ja też muszę pomyśleć o swojej przyszłości, na razie mieszkam w Twoim mieszkaniu, ale jak wrócicie, to znajdę jakiś pokój przy rodzinie. Chcę być samodzielna, w końcu jestem nowoczesną kobietą, skończyłam szkołę dla sekretarek, zarabiam na siebie. Zobacz, Kochana, jak zmieniły się czasy, nasza mamusia wyszła za mąż, mając szesnaście lat, tuż po ukończeniu pensji, i ani jej w głowie była nauka. Zastanawiam się, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby rodzice nie zginęli w wypadku, bo wiesz sama, że ciotka Zenka przygarnęła nas z musu, a nie potrzeby serca. Ale nie o tym chcę pisać.

Może uznasz mnie za próżną, ale wczoraj pół dnia przeglądałam się w lustrze. Zdaję sobie sprawę, że jestem atrakcyjną panną: mam modnie obcięte na pazia jasne włosy, piwne oczy, ładną cerę, a na dodatek jestem szczupła i zgrabna. Panowie oglądają się za mną na ulicy, gdy wchodzę to tramwaju, to kilku naraz zrywa się i ustępuje mi miejsca. Tylko po to, abym obdarzyła któregoś z nich uśmiechem. Wygląd jest bez wątpienia atutem nowoczesnej kobiety, skończyła się epoka, gdy małżeństwa aranżowali rodzice, a panienki nosiły gorsety i ciągnęły za sobą treny przy sukniach. Nie uważasz, że spódnice za kolano przyciągają męskie spojrzenia? Cieszę się, że znowu jest modna talia umiejscowiona wysoko w pasie, a nie jak kilka lat temu poniżej bioder.

Przechodzę do rzeczy, moja Maryniu. Postanowiłam znaleźć odpowiedniego dla siebie męża, czyli takiego, który ma stanowisko i niemałe pieniądze. W szybkim tempie oczaruję jakiegoś pana i nakłonię go do małżeństwa. Plan muszę zrealizować szybko, za kilka lat przybędzie mi zmarszczek, mogę utyć i kto mnie wtedy zechce? Upatrzyłam sobie właściciela lecznicy, w której rozpoczęłam pracę. Mężczyzna zamożny, na dodatek okulista, lubiany przez pracowników.

Jeszcze nie mieliśmy tak uroczej recepcjonistki – uśmiechnął się do mnie, gdy załatwialiśmy formalności. – Ale wie pani, to nie jest zwyczajna praca, nie wystarczy ładna buzia. Pacjentów trzeba pocieszyć, być dla nich wyrozumiałym, cierpliwym.

– Panie doktorze, ja bardzo lubię ludzi – łgałam jak z nut. – Mam nadzieję, że będzie mi się z panem dobrze pracowało.

I spojrzałam na niego, tak jak aktorki w filmach, powłóczyście, spod rzęs. Chyba zrobiłam na panu Piotrze wrażenie. Jaki on jest przystojny! Po czterdziestce, ale ciągle szczupły, dobrze zbudowany, wysoki, o czarnych przyprószonych siwizną włosach. Kto wie, może jak wrócisz do Polski, będę już zaręczona? Przytulam Cię, moja Kochana Siostrzyczko, pozdrów mojego szwagra Wiktora i ukochaną siostrzenicę Zosiunię. 

Ślub na horyzoncie

16.06.1937.

Moja Maryniu, nie martw się o mnie, bo ja wiem, co robię. W filmach młode panny też zdobywają sposobem mężów i są szczęśliwe. Za zarobioną pensję kupiłam sukienkę, kapelusz z woalką i poszłam do kosmetyczki i fryzjera. Nie ma co oszczędzać, w końcu chodzi o moją przyszłość. Dowiedziałam się, co prawda, że pryncypał ma żonę, ale nikt nie wie o niej nic konkretnego. Piotr (tak go nazywam w myślach) jest dyskretny, jeżeli chodzi o sprawy osobiste. Pewnie są typowym, znudzonym sobą starym małżeństwem. Nie przejmuję się żoną Piotra, co mnie odchodzi obca kobieta? Z tego co ustaliłam, jest w jego wieku, podstarzałe, pewnie nieciekawe babsko. Nie mają dzieci, czyli tym łatwiej będzie się jej pozbyć. Gabinet Piotra znajduje się tuż obok recepcji, mogę go mieć na oku. Staram się zrobić na nim dobre wrażenie, ćwierkam miło do telefonu, a dla pacjentów jestem samą słodyczą. Moja rybka chyba łapie się na haczyk.

– Panno Felicjo, jak to jest, że taka młoda osoba rozumie cierpiących ludzi? – zapytał mnie w zeszłym tygodniu.

Od dziecka chciałam pomagać innym – popatrzyłam mu w oczy.

– Tak, w końcu od każdego z nas dobry los może się odwrócić – nie unikał mojego spojrzenia.

Podoba mi się entuzjazm i naiwność Piotra. W myślach już widzę się u jego boku: w pięknej willi, eleganckich futrach, wyjeżdżającą zimą na narty, latem do wód. Gdy wyjdę za mąż, natychmiast rzucę pracę, tak postanowiłam. Dbaj o siebie siostrzyczko, nie oceniaj mnie surowo, piszę, co czuję i myślę, bo przecież obiecałyśmy sobie szczerość. Serwus i uściski dla rodzinki!

Felicja.

Niemoralne zamiary

19.07.1937.

Siostrzyczko, nie jesteś czasem zbyt dla mnie surowa? Nie uważam, żebym robiła coś złego, nie rozbijam niczyjego małżeństwa, tym bardziej że pomiędzy mną a Piotrem nic się (jeszcze) nie wydarzyło. Jest dla mnie uprzejmy, sympatyczny, ale nic poza tym. Postanowiłam go jakoś sprowokować. Wiedziałam, że w środę ma zostać w pracy dłużej. Wyszłam z lecznicy razem ze wszystkimi, odczekałam dwie godziny w pobliskiej kawiarni i wróciłam do przychodni. Miałam znakomity, obmyślony wcześniej pretekst.

– Chyba zostawiłam na stole dokumenty i portfel – udawałam, że jestem bardzo zdenerwowana.

– Tak, rzeczywiście, znalazłem i schowałem pani zgubę – odpowiedział Piotr.

Jestem taka wdzięczna – ułożyłam usta jak do pocałunku. – Tak okropnie się zmęczyłam, biegłam, martwiłam się, że stracę pieniądze.

Spodziewałam się, że zaprosi mnie do lokalu, na lampkę wina, kolację. Pryncypał jednak nie miał takiego zamiaru.

– Podwiozę panią do domu – zaproponował.

Ma czarnego Forda, w szoferce jest dużo miejsca, wygodnie, komfortowo. Robiłam, co mogłam, żeby go oczarować, założyłam nogę na nogę, zdjęłam kapelusz, pomachałam włosami.

Marzę o rodzinie, kochającym mężu, wieczorach spędzanych razem – szczebiotałam kokieteryjnie.

– Wszystko przed panią – moja paplanina chyba go zainteresowała. – Rodzina jest bardzo ważna. Musi być cudownie wychowywać dzieci, patrzeć jak rosną.

– Bardzo lubię dzieci, chciałabym mieć chłopca i dziewczynkę – fantazjowałam.

Zatrzymaliśmy się przed moim domem. Piotr opowiadał o swoim znajomym, który ma pięcioro dzieci. Zachwycał się, jak mądrze je wychowuje, jak znakomicie sobie z nimi radzi. Nagle zreflektował się i spojrzał na zegarek. Nie doczekałam się żadnej propozycji, czyli nie pozostało mi nic innego jak podziękować i iść do domu. Ale i tak przekonana jestem, że wieczór nie był stracony. Przed snem długo myślałam o jego znajomym. Wiesz, chciałabym mieć dzieci. Tęsknię do mojej rodzinki, a najbardziej do Zosi!

Felicja.

Marzenia o rodzinie

15.08.1937.

Siostrzyczko, cieszę się, że tak miło spędzasz czas, Paryż musi rzeczywiście być piękny. U mnie dużo się dzieje, przypuściłam kolejny atak. Poprosiłam Piotra, żeby zbadał mi wzrok. Narzekałam, że coraz gorzej widzę, kłamałam, że wieczorami bolą mnie oczy. Na wizytę zgłosiłam się po pracy. Liczyłam, że Piotr odwiezie mnie znowu do domu.

– Panno Felicjo, ma pani niewielką krótkowzroczność, a łzawienie i pieczenie spowodowane są niegroźnym zapaleniem – usłyszałam diagnozę.

Za badanie Piotr nie wziął ani grosza. Bardzo mnie to ucieszyło. Wytłumaczyłam sobie, że mu na mnie zależy.

– Może w ramach rewanżu mogłabym zaprosić pana na kawę? – poszłam na całość.

– Nie ma takiej potrzeby – uśmiechnął się uprzejmie. – Zawsze chętnie pani pomogę.

Zamknął drzwi do swojego gabinetu i tyle go widziałam. Do domu poszłam sama. Czas płynie, a ja ciągle tkwię w martwym punkcie. Co on mógł pomyśleć o pannie, która proponuje mu wyjście do cukierni? Wiem, że mnie lubi, ale stwierdzam, że wydaje się nieczuły na moje wdzięki. Nie tracę nadziei. Tym bardziej że nasz pryncypał organizuje przyjęcie z okazji dziesięciolecia istnienia lecznicy.

Zaprosił wszystkich pracowników na kolację do restauracji. Kupiłam sobie suknię przybraną tiulem i kokardami, czarną, dopasowaną, uwypuklającą moje wdzięki i buty na wysokich obcasach, w których mam nieprawdopodobnie długie nogi. Muszę już kończyć, chcę szybko zanieść list na pocztę, żebyś jak najszybciej go dostała. Twoja zawsze Cię kochająca Felicja.

Na krzywdzie szczęścia nie zbudujesz

22.08.1937.

Maryniu, tylko Ty mnie zrozumiesz, cała trzęsę się z emocji. Miałaś rację, nigdy nie można budować swojego szczęścia na cudzej krzywdzie. Opiszę wszystko po kolei. Do restauracji pojechałam taksówką, spóźniłam się kilka minut, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo Piotra jeszcze nie było. Przyjechał pół godziny po czasie. Z kobietą!

Moja żona – przedstawił nam nieznajomą. – Wiem, że to spotkanie tylko dla pracowników naszej przychodni, ale Kasia wspierała mnie, gdy organizowałem lecznicę.

Wszyscy byli zdziwieni, nikt nie wiedział, że żona szefa się pojawi. Pryncypał z żoną usiedli tuż obok mnie. Czułam, jak robi mi się na przemian zimno i gorąco.

– Kochanie, pozwól, że przedstawię ci pannę Felicję – usłyszałam. – To moja żona Katarzyna.

– Bardzo mi miło – odpowiedziałam kurtuazyjnie.

Jest pani ładniejsza, niż mąż opowiadał – pani Katarzyna mile się uśmiechnęła. – Dużo z Piotrusiem rozmawiamy i mam odczucie, jakbym znała was wszystkich.

Dopiero wtedy miałam okazję się jej przyjrzeć. Przeciętna kobieta, w niemodnej sukni o obniżonym stanie, o włosach mysiego koloru i szarych oczach. Miała jednak miły, delikatny głos i często się uśmiechała. Piotr usługiwał jej bez przerwy, podawał potrawy, przynosił napoje.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ją kocha. I tak, siostruniu, runęły moje plany zapewnienia sobie dostatniego życia. Wyobraź sobie, że polubiłam panią Katarzynę. Kobieta jest bardzo ciepła, życzliwa i dla każdego ma miłe słowo. Uroczystość skończyła się tuż po północy, ale ja nie zmrużyłam oka do rana.

Dużo myślałam i jakoś przestał mnie nęcić pomysł ułożenia sobie życia z bogatym mężczyzną. Chciałabym poznać pana, który spoglądałby na mnie z taką miłością jak Piotr na swoją żonę. Taki sam wzrok ma Wiktor, gdy patrzy na Ciebie. Czy i ja znajdę miłość? Maryniu, napisz mi, co myślisz. To będzie pewnie Twój ostatni list, bo niebawem wracacie. Pewnie zdziwisz się, jak Twoja młodsza, naiwna siostra spoważniała. Kocham Was z całego serca!

Felicja.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA