„Babcia ma nosa do drani i ostrzegała mnie przed moim chłopakiem. Nie posłuchałam jej i zostałam sama ze złamanym sercem”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Godzinę faceta widziała i już gotowa była spisać go na straty. A tak się starał zrobić dobre wrażenie na mojej sfeminizowanej familii, włożył garnitur i nawet kwiaty przyniósł... Wszystko na nic, bo babcia i tak widziała go przez pryzmat bzdurnego podobieństwa do damskiego boksera".
/ 05.08.2022 14:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Taka byłam przejęta, że w piątek po południu wyjeżdżam z Michałem i jego znajomymi nad jezioro, że już od środy nie mogłam spać. Jak tak dalej pójdzie, będzie ze mnie zombie, a nie towarzysz podróży!

– Czerwiec to za wcześnie, żeby wybierać się pod namiot – gderała babcia. – Czy twojego adoratora nie stać na wynajęcie pokoju?

Nie mam pojęcia, jak wytrzymam to pół roku, które babcia ma u nas spędzić, zanim stryj Roman wyremontuje dla niej pięterko w swoim domu. Lubiłam ją kiedyś odwiedzać. Ale wpaść i wypaść to zupełnie co innego niż wspólne mieszkanie.

Te jej ciągłe rady i komentarze!

– Twój Michał jak nic przypomina mi wuja Stefana – orzekła, gdy go poznała. – Też taki gładki...

– Znaczy się przystojny?

– Gładki – powtórzyła. – Jak aksamit. Wszyscy piali z zachwytu, gdy się pojawił w rodzinie, dopiero potem wyszło, jakie z niego ziółko.

No, nie wytrzymam, pół godziny faceta widziała i już gotowa zaprowadzić go na szubienicę. A tak się starał zrobić dobre wrażenie na mojej sfeminizowanej familii, włożył garnitur i nawet kwiaty przyniósł... Wszystko na nic, jak widać, bo babcia i tak skazała go na odstrzał przez jakieś bzdurne podobieństwo do znanego jej damskiego boksera.

Mama mruknęła, żebym się nie przejmowała starczym gadaniem, chłopak jest miły, dobrze ułożony i, jakby kto pytał, dużo fajniejszy niż okularnik, z którym się ostatnio prowadzałam. Nie chciała mi mówić wcześniej, ale jednak powinnam unikać facetów z wadą wzroku, skoro sama noszę szkła...

Bardzo jestem ciekawa, czy kogoś w tej rodzinie w ogóle obchodzi MOJE szczęście? Bo gdyby tak było, to mogłabym wyznać, że bardzo się cieszę, że poznałam wreszcie normalnego, wesołego gościa, a nie kolejnego frustrata skupionego na własnej karierze.

Nigdy dotąd nie znałam nikogo takiego jak Michał: błyskotliwego, zupełnie na luzie. Czułam, jakbyśmy znali się od lat. Dlatego z taką niecierpliwością czekałam na ten nasz wspólny, pierwszy wyjazd.

Przesłuchiwały mnie jak przestępcę

– A co wy tam będziecie robić nad tymi jeziorami? – dopytywała nieustępliwie babcia. – Będziecie sami?

Matko święta! Mam dwadzieścia pięć lat, kobieto, i czasem bywam z mężczyzną sam na sam...

– Nie, babciu – postanowiłam ją jednak uspokoić, bo kto wie? Jeszcze zorganizuje jakiegoś kuzyna, żeby strzegł mojej cnoty. – Jedziemy busem z jego znajomymi, sześć osób.

– Trzy pary? – przeliczyła szybko i pozostało mi tylko podziwiać jej bystrość. – A ile macie namiotów?

Powinnam być asertywna, ale jakoś nie miałam serca być brutalna, a grzecznie się tego nie dało zrobić. Wzięłam zatem Bąbla na smycz i zniknęłam z pola rażenia. Obecność psa w domu ma doprawdy nieocenioną wartość! Przynajmniej raz dziennie gratuluję sobie, że kupiłam szczeniaka kilka lat temu!

Poszliśmy na skwer nad rzeką i odprężyłam się. Jutro wyjeżdżam z Michałem i tylko to się liczy. Załatwiłam sobie wolny piątek w pracy, więc do południa powinnam wyszykować się na bóstwo. I przez weekend w końcu odrobina raju w tym roboczo–domowym piekle: cisza, jeziora i my. Po powrocie zastałam babcię z mamą, oglądające serial w telewizji. Przemknęłam się cichaczem do siebie, po drodze zdejmując z pawlacza plecak.

– Magdusiu – po chwili babcia była w drzwiach. – Tylko nie zapomnij zabrać ciepłych majtek, bo cię podwieje.

– Dobrze, zabiorę – mruknęłam. – Czapkę też wezmę, w końcu to dopiero czerwiec.

Jakoś udało mi się z grubsza spakować i wybierałam się już do łóżka w błogiej nadziei, że zdołam jeszcze przed wyjazdem nadrobić zaległości w spaniu, gdy tym razem przeszkodziła mi mama z wiadomością, że coś niedobrego dzieje się z Bąblem.

Byłam przerażona, nie wiedziałam co robić

Jest niespokojny, chodzi dziwnie przygarbiony i cały czas popiskuje. Może coś zjadł na spacerze? Albo użądliła go pszczoła czy inne paskudztwo? Obejrzałam go, brzuszek miał miękki, ale odczuwał wyraźny ból, gdy dotykałam mu tylnej nogi – może faktycznie coś go użarło? Ale gdzie jest żądło lub chociaż opuchlizna?!

Złapałam za telefon i zadzwoniłam do naszego weterynarza. Jeżeli przetrwamy noc bez dodatkowych trudności, widzi nas w przychodni o siódmej rano.

– Musimy ustalić dyżury czuwania – babcia przejęła dowodzenie. – Ja muszę iść spać, bo się przewracam, ale mogę pełnić wartę od czwartej. I tak zdrowaśki odmawiam od świtu.

– Myślałam, że babcia nie lubi psów – zdziwiłam się jej ofiarnością, bo dotąd tylko narzekała na zwierzaka przy każdej nadarzającej się okazji.

– W bloku nie lubię – burknęła. – Bo się męczą. Poza tym to nie zwykły pies tylko Bąbel. Jak jesteście obie w pracy, tylko z nim mogę pogadać.

Mama, ponieważ rano szła do biura, wzięła późny wieczór a ja środek nocy. Było mi wszystko jedno i tak czułam, że oka nie zmrużę! Biedaczysko, gorączkował chyba wysoko. Grafik dyżurów szlag trafił, od połowy nocy siedziałyśmy wszystkie trzy i zastanawiałyśmy się, czy dobrze robimy, nie wsadzając jednak Bąbla do samochodu i gnając do Trójmiasta. Babcia posunęła się nawet do modlitwy o zdrowie dla psa.

Już o 8:00 wiedziałam, że pies będzie żył

Około szóstej, wiedząc, że Michał i tak jeszcze rano ma być w biurze, postanowiłam do niego zadzwonić. Nie było sensu dalej się oszukiwać, musiałam odwołać swój udział w wyprawie. A poza tym, czy ja wiem? Liczyłam na jakieś pocieszenie i słowa otuchy, może nawet na pomoc? Michał milczał długo, po tym, jak wyłożyłam mu sprawę, zdążyłam się już wystraszyć, iż zemdlał z wrażenia.

– Zwariowałaś?! – wybuchł tak znienacka, że aż podskoczyłam. – Nie jedziesz ze mną nad jeziora z powodu jakiegoś głupiego psa?!

– Jest bardzo źle – zaczęłam się tłumaczyć. – Nie masz pojęcia...

– Mam pojęcie – przerwał mi.– Zlewasz wyprawę, mnie i moich przyjaciół, bo twój kundel zeżarł jakieś gówno. To się w głowie nie mieści!

Nie mieści się, pomyślałam i rozpłakałam się, a babcia podeszła i wyjęła mi z ręki komórkę. Poklepała mnie po plecach i stwierdziła, że najwyższy czas zabrać Bąbla do lecznicy.

Straszna choroba okazała się dość pospolitym, choć wcale nie łagodnym przypadkiem. Lekarz wyczyścił co trzeba, zasmarował i dał biedakowi zastrzyk, a potem zaaplikował kroplówkę, bo Bąbel był odwodniony, prawdopodobnie za sprawą wysokiej temperatury. Nie było idealnie, ale zaczęła we mnie kiełkować wiara, że dzięki lekom, które miałam przez tydzień podawać psu, sytuacja się poprawi.

A kiedy już przestałam aż tak bardzo się martwić, pomyślałam o Michale. Może go po prostu zaskoczyłam i kiedy przemyśli sprawę zadzwoni i przeprosi? Różne rzeczy się mówi w nerwach...
Ale nie odezwał się więcej. Wieczorem podsłuchałam w kuchni rozmowę między babcią a mamą:

Same sobie na razie ciosają kołki na głowie

– Pomyliłam się co do niego – kajała się mama. – Ale czy ja się kiedykolwiek znałam na mężczyznach?

– Nigdy – babcia nie miała żadnych wątpliwości. – Pamiętasz, jak cię uprzedzałam, żebyś nie wychodziła za Emila? Pamiętasz?

– Och, przestań, mamo! Zawsze znajdziesz okazję, żeby mi dołożyć! Emil przynajmniej kochał zwierzęta!

– Nie chodzi o to, że tamten powiedział o Bąblu „głupi pies” – prychnęła babcia z pogardą dla maminego uporu. – Przecież on Bąbla wcale nie znał! Ale zostawił Magdusię w potrzebie, to się liczy. Czy tobie zawsze trzeba wszystko wprost tłumaczyć?

Matko święta, znowu zostało mi tylko towarzystwo tych dwóch wariatek?! Dobrze chociaż, że objęły mnie okresem ochronnym i same sobie na razie ciosają kołki na głowie. Po tygodniu Bąbel był już prawie zdrowy i mniej więcej w tym czasie dowiedziałam się pocztą pantoflową, że zamiast mnie w ostatniej chwili Michał zaprosił na weekendową wyprawę na Mazury Elkę ze swojej firmy. Podobno teraz chodzą ze sobą...

Jednak o tym już w domu nie powiedziałam, po co? Ostatecznie, wszystkiego moje panie nie muszą wiedzieć. A ja oszczędzę sobie kolejnego: „A nie mówiłam...”.

Czytaj także:
„Szef miał romans, a ja powiedziałam o tym jego żonie. Wyczyściła mu konta bankowe i zwolniła mnie z pracy"
„Narzeczony wyszedł po słoik ogórków i przepadł jak kamień w wodę. Porzucił mnie, bo znudziła mu się wizja małżeństwa”
„Wymieniłem nudną żonę na gorącą, czułą i.... marudną kochankę. Liczyłem na upojne noce, a wylądowałem sam na kanapie”

Redakcja poleca

REKLAMA