„Babcia ma 70 lat, a ikry pozazdrościłby jej niejeden młodzian. Samodzielnie odzyskała dom, który odebrano jej za komuny”

kobieta, która odzyskała dom fot. Adobe Stock, Robert Kneschke
„– Niech się pan nie ośmiesza – wycedziła babcia, słysząc propozycję sąsiada. – Ten dom to lata historii naszej rodziny. Nie jest na sprzedaż. Co więcej, pan powinien się wynieść ze służbówki, bo tamte czasy dawno już minęły i nasza własność powinna do nas wrócić”.
/ 09.06.2022 07:30
kobieta, która odzyskała dom fot. Adobe Stock, Robert Kneschke

Moja babcia jest dość nietypową starszą panią. Często bywa niepokorna i buntownicza, zwłaszcza wtedy, gdy spotyka się z niesprawiedliwością albo zwykłą ludzką głupotą. Dobrze wiem, co mówię, bo mieszkałam z nią od śmierci rodziców aż do dnia, gdy wyszłam za mąż.

Jeszcze zanim to nastąpiło, babcia postanowiła odzyskać tak zwaną służbówkę, czyli mniejszy z dwóch budynków stojący na naszej działce, który w czasach komuny dostał się w obce ręce. Władza ludowa dbała bowiem o to, żeby obywatele nie mieli nadmetrażu, a jeśli mieli, to szybko go tracili na rzecz „zasłużonych” działaczy partii. W ten sposób w latach pięćdziesiątych kuzyn babci musiał wraz z rodziną wprowadzić się do córki, bo służbówka dostała się panu Waldkowi – synalkowi jakiegoś lokalnego ważniaka.

Chciał odkupić od nas resztę

Z władzą nie było co walczyć, pozostało przeczekać. I gdy tylko czasy realnego socjalizmu minęły, babcia zaczęła wojnę z urzędami, żeby odzyskać to, co jej bezprawnie zabrano. Nie było to proste, gdyż w tym budynku mieszkali sobie w najlepsze potomkowie pana Waldka, i nie mogłyśmy ich ot, tak pozbawić dachu nad głową. Sprawa wymagała czasu. Oczywiście bez znajomości wszystko szło jak po grudzie, więc przez kilka następnych lat nic się nie działo.

Dopiero kiedy dorosłam, zrozumiałam, że służbówka prawnie jest własnością dziedziców pana Waldka, zatem było tylko jedno wyjście z tej przykrej sytuacji: budynek od nich odkupić. Dlatego gdy zaczęłam pracować, postanowiłam sobie, że będę składać wszystkie oszczędności właśnie na ten cel. Chciałam pomóc babci odzyskać służbówkę.

Pewnego majowego dnia przyszedł do nas Heniek, krewny pana Waldka, do którego obecnie należała służbówka. Ja byłam wtedy w pracy, więc całą sytuację znam tylko z opowieści babci. Ten bezczelny facet zaproponował, że odkupi od nas całą działkę wraz z naszym domem.

– Pani Janino – powiedział pewnym siebie głosem – przychodzę z propozycją nie do odrzucenia: zdejmę z was ciężar utrzymania tej waszej ruiny i sadu. Zapłacę za to niezłą sumkę, tak że będziecie sobie mogły kupić za to ze dwa mieszkania.

Babci w pierwszej chwili odjęło mowę z oburzenia, a potem…

– Niech się pan nie ośmiesza – wycedziła. – Ten dom to lata historii naszej rodziny. Nie jest na sprzedaż. Co więcej, pan sam powinien się wynieść ze służbówki, bo czasy komuny dawno już minęły i nasza własność powinna do nas wrócić.

Heniek wybuchnął śmiechem:

– Sąsiadko, myślałem, że się dogadamy, ale w takim razie zobaczymy, kto kogo stąd wykurzy.

Wzburzyła mnie jego postawa, a jeszcze bardziej groźby. „Jakim cudem uda mu się nas pozbyć?” – rozmyślałam zaniepokojona. Niebawem wszystko stało się jasne. Heniek przeznaczył naszą służbówkę na rozwój swojego nowego wymysłu: postanowił hodować tam… kury ozdobne.

Groziła, że podpali budynek

Służbówka była dość obszerna i mieściła sporo klatek z ptactwem. Oczywiście w całej okolicy natychmiast zaczął roznosić się niemiłosierny fetor... Babcia stwierdziła wojowniczo, że kiedyś własnoręcznie podpali budynek, bo już woli spalić swoją własną służbówkę, niż znosić ten odór. Nikt tego oczywiście nie brał na serio. Jednak po kilku miesiącach zadzwoniła do mnie pani z komisariatu policji, oznajmiając, że moja krewna została zatrzymana na gorącym uczynku, a mianowicie na podpalaniu nieruchomości należącej do pana Henryka!

Nogi się pode mną ugięły. Babci przysługiwało prawo do widzenia z kimś z bliskich, więc natychmiast do niej pojechałam.

– Coś ty najlepszego zrobiła! – wykrzyknęłam na jej widok.

– Jak to co? – zapytała ze świętym oburzeniem elegancka starsza pani w nieco osmalonym ubraniu. – Ratowałam te biedne kurczaki! Ale nikt mi nie wierzy!

Babcia opowiedziała mi, co tak naprawdę się stało. Śledztwo potwierdziło, że jest niewinna, a jej obecność w palącym się budynku ocaliła życie kilkudziesięciu skrzydlatym stworzeniom. Pożar, jak się potem okazało, wywołała awaria instalacji elektrycznej. Wtedy jednak nikt jeszcze o tym nie wiedział i gdy wypuszczone z klatek kury bezradnie biegały po podwórzu, policja zawiadomiona przez któregoś z sąsiadów zgarnęła moją babcię do policyjnej suki, przypisując jej sprawstwo tego zamieszania...

Cała historia skończyła się w ten sposób, że babcia dostała nagrodę honorową od burmistrza, oficjalne przeprosiny ze strony policji, a także… naszą służbówkę! Pan Henryk bowiem w dowód wdzięczności za uratowanie jego żywej kolekcji podarował babci „swoją” własność, fundując dodatkowo jej remont.

I tak moja dzielna babcia odzyskała rodzinny budynek. Dziś mieści się w nim maleńki pensjonat, który babcia prowadzi osobiście. Przynosi on całkiem niezłe dochody i jest jej wielką dumą. Taką krzepę i samozaparcie jak babcia chyba każdy chciałby mieć na stare lata… Mam nadzieję, że odziedziczyłam po niej te cechy i kiedyś będę jak ona.

Czytaj także:
„Brat ma 65 lat, dzieci, wnuki i chce odejść od żony. Może i dobrze, skoro dla niej jest tylko >>obmierzłym dziadem<<”
„Prowadziłam podwójne życie ze szwagrem i wychowywałam jego dziecko. Nawet w obliczu śmierci siostry, wygrało pożądanie”
„20 lat żyłam w kieracie z gburowatym mężem. Mam dość upokorzeń, straconych marzeń i wyzwisk. Radź sobie chłopie sam”

Redakcja poleca

REKLAMA