„Mówi się, że nie ma miłości bez zazdrości, ale tego było już za wiele. Adam traktował mnie jak swoją własność”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Adam już jednej kobiecie urządził piekło, nie chciałam być kolejną, więc pożegnałam się z nim. Byłabym skończoną idiotką, gdybym mu wybaczyła i przymykała oko na jego zachowania. Wolę już samotność od permanentnej inwigilacji”.
/ 16.01.2022 07:03
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Kiedy poznałam Władka, byłam sama już od dziesięciu lat. Mój mąż tuż po czterdziestce zmarł nagle na serce. Mieliśmy wówczas nastoletnie dzieci i musiałam zapewnić im byt – sprawić, by mimo trudnej sytuacji rodzinnej miały poczucie bezpieczeństwa, i zarobić na ich wykształcenie. Dlatego ostatnią rzeczą, jaka przychodziła mi wtedy do głowy, było randkowanie.

Ale odkąd dzieci wyfrunęły z gniazda, samotność zaczęła mi coraz bardziej doskwierać. Młodzi, owszem, dzwonili i wpadali na weekendy, ale codzienność w pojedynkę, bez bliskiej osoby przy boku, była niewesoła.

Córka powtarzała, że jestem wciąż atrakcyjna, mam niezłą figurę i dobrze się trzymam, więc nie powinnam skazywać się na spędzenie reszty życia samotnie. Może i miała trochę racji, ale w moim wieku niełatwo kogoś znaleźć. Młodzi to co innego, chodzą na dyskoteki, na zajęcia na studiach, poznają się przez internet. Ja nie miałam tylu możliwości.

Byłam więc skłonna pogodzić się z tym, jak jest i nie zamierzałam się nad sobą użalać. W końcu niezależność także ma swoje plusy. Nie musiałam już tak zamartwiać się dziećmi, bo świetnie sobie radziły, ani nie miałam tylu obowiązków. Prowadziłam niewielkie stoisko z ubraniami na lokalnym bazarku, ale jego lata świetności już dawno minęły, więc otwarte było tylko dwa dni w tygodniu. Tyle mi wystarczało.

W sobotę ubrałam się na cebulkę, żeby nie zmarznąć przez tych kilka godzin na dworze i poszłam na bazar. Przywitałam się ze sprzedawcami z sąsiednich stanowisk. Dobrze się już znaliśmy, bo handlowaliśmy obok siebie od lat.

Już od dawna mężczyzna mnie nie adorował…

W pewnym momencie do mojej budki podszedł klient – mężczyzna na oko niewiele ode mnie starszy. Chciał kupić garnitur, więc zaprosiłam go do przymierzalni i podałam mu pierwszy model.

– Mógłbym się pani pokazać? Nie mam kogo zapytać o zdanie – zapytał speszony.

– Oczywiście, po to tu jestem– odparłam rozbawiona.

Po chwili odsunął zasłonę i zaprezentował się w klasycznym granatowym garniturze w prążki. Trzeba przyznać, że wyglądał bardzo elegancko. Właściwie dopiero w tym momencie zauważyłam, że całkiem przystojny z niego facet. Nie miał wąsów ani brzuszka, jak większość panów w tym wieku. Powiedziałam, że wygląda świetnie i zapytałam, czy chce przymierzyć inne modele?

– Skąd! Skoro w tym się pani podobam, to go biorę – uśmiechnął się.

Byłam zadowolona. Sympatyczny i zdecydowany klient. Przebrał się w swoje ubrania, włożył płaszcz i wyciągnął portfel, żeby zapłacić. Zauważyłam w nim zdjęcia małych dzieci.

– To pana wnuki? – spytałam.

– Tak. Są rozkoszne. Przynajmniej na odległość – zaśmiał się. – Pani pewnie jeszcze nie ma wnucząt, więc nie wie, o czym mówię.

– Mam dorosłe dzieci – odparłam.

Spojrzał zdziwiony i powiedział, że w życiu by nie zgadł. To było wazeliniarstwo, ale bardzo miłe.
Mężczyzna spakował garnitur i nieśmiało zapytał, czy brak obrączki na moim palcu to przypadek. Aż mnie zatkało. „Czy on mnie podrywał?!”. Nie mogłam w to uwierzyć.

Przyznałam, że jestem wdową, na co on odpowiedział, że on także jest sam. Po chwili byliśmy już umówieni na kolację. Kiedy odszedł, aż poczerwieniałam z wrażenia, a Baśka ze stoiska obok podbiegła podekscytowana, żeby mi pogratulować randki.

– Och, przestań, głupia! To zwykła kawa – hamowałam jej zapędy.

Dobrze wiedziałam, że to nie będzie tylko kawa

W końcu Adam zaprosił mnie do najlepszej restauracji w mieście. Chyba naprawdę wpadłam mu w oko… Baśka namówiła mnie, żebym kupiła od niej sukienkę z nowej dostawy, za cenę hurtownika. Faktycznie, była bardzo ładna, więc z radością ją wzięłam. A co tam! Nieczęsto zdarza mi się taka okazja. Po południu pomalowałam usta, włożyłam nową sukienkę i poszłam do restauracji. Adam czekał już na mnie przed wejściem.

– Jaki piękny garnitur!– zaśmiałam się na jego widok.

– Dziękuję. Muszę przyznać, że kupiłem go specjalnie na tę okazję.

Podobało mi się to, jaki był miły i szarmancki. Dawno już nikt mnie nie uwodził, więc czułam się cudownie. Zamówiliśmy butelkę czerwonego wina, przystawki, później danie główne, a na koniec jeszcze lody. To była prawdziwa rozpusta! Nie wiem, czy kiedykolwiek byłam na tak udanej randce. Adam dolewał mi wina, żartował i opowiadał ze swadą wspaniałe historie o podróżach i swojej pracy fotografa.

Gdy skończyliśmy, podszedł do nas kelner i zapytał, czy mi smakowało.  Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że bardzo, a na to kelner uśmiechnął się i zażartował:

– Przekażę szefowi kuchni, że może zachować swój stołek.

Kiedy odszedł, Adam się usztywnił.

– Coś się stało? – zapytałam, obawiając się, że rachunek jest za wysoki. – Zapłacę za siebie.

– Nie, absolutnie – odparł oburzony. – Nie wydaje ci się, że ten kelner nazbyt wiele sobie pozwolił?

Zgłupiałam… „Czy on miał na myśli tego młokosa, który próbował być dowcipny? Przecież nikogo nie obraził!”. Adam był jednak wyraźnie oburzony tym, że kelner zamiast podać rachunek i odejść, uciął sobie ze mną krótką pogawędkę.

Wyszliśmy z restauracji i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę domu, zapominając o incydencie z kelnerem. Byłam bardzo zadowolona z naszego wspólnego wieczoru i zastanawiałam się, czy jeszcze się kiedyś powtórzy?

– To co? Może jutro wybierzemy się razem na kawę? – zapytał Adam, gdy staliśmy już przed drzwiami mojego mieszkania.

A więc jednak! Jemu także się podobało. Oczywiście się zgodziłam. Tym razem poszliśmy do kawiarni. Tego dnia rozmowa ze zwykłego flirtu przeniosła się na nieco poważniejszy grunt i Adam nieśmiało przyznał, że jest rozwiedziony.

– Jeśli ci to przeszkadza, zrozumiem – powiedział pełen obaw.

Nie przeszkadzało. Zdawałam sobie sprawę, że po pięćdziesiątce każdy ma już jakiś bagaż doświadczeń. To nic dziwnego! Miałam ochotę zapytać, co było powodem jego rozstania z żoną, ale uznałam, że na tym etapie będzie to zbyt wścibskie. 

Coraz częściej zdarzały się Adamowi sceny zazdrości

Gdy wyszliśmy z kawiarni na ulicę, jakiś śpieszący się przechodzień potrącił mnie ramieniem.

– Co pan robi?! – wrzasnął Adam nadmiernie nerwowo, jak na okoliczności incydentu.

– Nic się nie stało – uspokoiłam go.

Adam przeprosił mnie i powiedział, że nie spodobało mu się, jak tamten facet mnie dotknął. Uznałam to za kiepski żart i nie zareagowałam. Na kolejnych naszych spotkaniach zauważyłam, że podobne sytuacje powtarzają się coraz częściej. Adam uważał, że wszyscy mężczyźni się za mną oglądają i na pewno myślą o mnie, jak to ujął, w „romantycznych kategoriach”.

Z jednej strony jego zachowanie schlebiało mojej kobiecej naturze, z drugiej – uważałam to za kompletną, choć niegroźną, paranoję.

Mniej więcej miesiąc od naszego pierwszego spotkania poszłam na targ, bo był dzień handlowy. Baśka, jak zwykle, wypytała mnie o wszystko, co tylko mogła. Była niezmiernie podekscytowana tym, że chodzę na randki, bo sama była w małżeństwie z trzydziestoletnim stażem, w którym ogień dawno się już wypalił.

Ja tymczasem byłam na etapie pocałunków, kwiatów i czekoladek, czyli przeżywałam chwile, o których marzy każda kobieta. Zwierzyłam się koleżance z dziwnych zachowań Adama, ale ona była w niego bezkrytycznie zapatrzona i stwierdziła, że przesadzam.

Kiedy podszedł klient, Baśka poszła do siebie, a ja zaczęłam prezentować garnitury. Facet wszedł do przymierzalni, a ja nagle zauważyłam wśród tłumu Adama. Ucieszyłam się, że postanowił do mnie wpaść. Miał w dłoniach dwa termokubki. „Jakie to miłe” – uśmiechnęłam się do niego. Ale on miał bardzo poważną minę.

– Z nim też się umówisz?! – zapytał wzburzony.

– Z kim?!

– Z tym gościem, który przymierza garnitur! A z kim?!

– Zwariowałeś? – uciszyłam go, bo bałam, że klient usłyszy naszą rozmowę i ucieknie, żeby nie brać udziału w żadnej jatce.

Adam jednak nie zamierzał odpuścić. Powiedział, że nie pozwoli, abym dłużej tu pracowała i narażała się na zaczepki. Nie chciałam mówić, że jedynym facetem, który mnie zaczepiał, był nie kto inny tylko on!

Adam nie był w nastroju do żartów. Czekał, aż facet wyjdzie, a ja się bałam, żeby mu nie przywalił. Byłam jednak zdeterminowana, żeby nie pozwolić Adamowi przegiąć. W końcu Bogu ducha winny klient nie może być narażony na jakiekolwiek przykre uwagi. Kazałam więc Adamowi się uspokoić i wrócić, gdy przemyśli, co powiedział. Wziął kubki i zniknął.

– Słyszałaś to? – szepnęłam do Baśki, gdy klient wyszedł (oczywiście nie wziął garnituru, ani nie chciał przymierzać innego).

Baśka skinęła nieznacznie głową. Myślę, że sama była zaskoczona tym, że wcale nie przesadzałam.

Tym razem nie pozwolę się już tak udobruchać!

Adam wrócił po godzinie z bukietem kwiatów i bardzo mnie przeprosił. Ja jednak nie jestem naiwną nastolatką, która da się zaczarować różami. Powiedziałam Adamowi, żeby przyszedł do mnie wieczorem, to porozmawiamy. Przyszedł skruszony i przyniósł butelkę wina. Nie miałam zamiaru go pić, póki nie dowiem się, czy coś jest na rzeczy.

– Wybacz, Grażynko. Wiem, że zachowałem się jak głupi szczeniak, ale wiesz, że człowiek, kiedy jest zakochany, robi czasami głupie rzeczy

Nigdy dotąd nie powiedział głośno, że jest zakochany, więc poczułam się od razu o niebo lepiej. Ja także już od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że jestem zakochana. Dlatego bardzo chciałam mu wybaczyć. Tym bardziej że Adam stwierdził, iż jestem dla niego „za dobra” i stąd bierze się jego poczucie zagrożenia.

– Adam… dlaczego rozpadło się twoje małżeństwo? – zapytałam wprost, a on cały się spiął.

– To może mieć związek z moim zachowaniem… Chodzi o to, że moja żona odeszła do innego – powiedział.

Wszystko stało się jasne. Zaczęłam rozumieć, skąd te podejrzenia. Wyjaśniłam mu, że nie musi się obawiać, bo ja nie zamierzam wywinąć mu żadnego numeru. To był miły wieczór. Obejrzeliśmy razem film, zrobiliśmy sobie popcorn, a w międzyczasie wypiliśmy po dwie lampki czerwonego wina, które przyniósł Adam.

Cieszyłam się, że nieporozumienia już za nami. Chciałam o tym zapomnieć i cieszyć się czasem we dwoje. Kiedy jednak wyszłam do łazienki, po powrocie zastałam Adama myszkującego w moim telefonie.

– Co robisz? – spytałam, a on odpowiedział, że tylko sprawdzał godzinę.

To było mało wiarygodne wytłumaczenie – w pokoju był duży zegar. Wzięłam telefon i zauważyłam, że Adam przeglądał SMS-y.

– Sprawdzasz mnie? – zapytałam.

A on znów wypalił z oskarżeniami. Powiedział, że mam mnóstwo wiadomości od jakiegoś Miśka i dobrze wie, że spotykam się także z nim. Kazałam mu wyjść, bo nie mogłam tego tolerować. Przy drzwiach powiedziałam mu jeszcze, że Misiek to mój syn Michał. Nie miałam zamiaru się tłumaczyć, ale chciałam, żeby zrozumiał, jakim jest paranoikiem.

Następnego dnia spotkałam dawną koleżankę. W naszym mieście wiadomości wśród znajomych szybko się rozchodzą, więc wiedziała już, że z kimś się spotykam. Właściwie nie była pewna, czy ta plotka jest aktualna, ale przytaknęłam, żeby nie tłumaczyć powodów rozstania.

– Jak się nazywa? Może go znam?

– Adam Markowski.

Koleżanka aż przystanęła. Nietrudno było zgadnąć, że go zna. Powiedziała, że to były mąż jej przyjaciółki Izy. Nie chciałam dopytywać o więcej z uwagi na nieprzyjemne kulisy ich rozstania, ale Marta sama kontynuowała. Jej wersja bardzo różniła się od wersji Adama.

Powiedziała, że początkowo układało im się dobrze, ale z czasem Adam stawał się coraz bardziej zazdrosny. Wciąż podejrzewał Izkę o zdrady i flirtowanie. W końcu żona nie wytrzymała tych ciągłych oskarżeń o niewierność i odeszła.

– Przepraszam, że ci to wszystko mówię. Na pewno wyciągnął z tego wnioski i teraz jest już inny – powiedziała, świdrując mnie wzrokiem, jakby chciała wyczytać odpowiedź z moich oczu.

– Obawiam się, że nie… Ja także zmagam się z jego podejrzeniami. Myślałam, że mu przejdzie, ale jest coraz gorzej.

Marta spojrzała na mnie ze współczuciem. Nagle zrozumiałam, że byłabym skończoną idiotką, gdybym wybaczyła Adamowi i przymykała oko na jego zachowania albo, co gorsza, wierzyła, że się zmieni. O nie! Wolę już samotność od permanentnej inwigilacji.

Adam już jednej kobiecie urządził piekło, nie chciałam być kolejną, więc pożegnałam się z nim. Po tym, jak zareagował, oskarżając mnie o zdradę i odejście do kochanka, utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiłam.

Czytaj także:
„Teściowa wybiera ubrania do trumny i ciągle gada o śmierci. Na myśl, że mam się nią zaopiekować, chce mi się płakać”
„Z Justyną łączy mnie miłość, a z Aśką kilka nocy i niechciane dziecko. To cena jaką płacę za bycie bawidamkiem”
„Wymusiłam na wnuczce małżeństwo z facetem, którego nie kochała. Przeze mnie skończyła jako rozwiedziona samotna matka”

Redakcja poleca

REKLAMA