Z pozoru jesteśmy udaną i szczęśliwą rodzinką. Z Tomaszem znamy się już od prawie piętnastu lat. Po dwóch latach wzięliśmy ślub i zaczęliśmy budować nasze przytulne gniazdko. Tomasz zajął się rozwojem swojej kariery. On skończył finanse i bankowość, a ja filologię angielką. Ale to mój mąż wziął na siebie utrzymanie naszego domu.
Porzuciłam pracę i zajęłam się domem
– Moja kariera się rozwija, właśnie dostałem awans. Mam szansę na naprawdę wysokie stanowisko i świetną pensję. Nie mogę jednak rozmieniać się na drobne. Potrzebuję czasu, żeby skupić się na pracy i rozwoju kontaktów, brać udział w szkoleniach, czasami zostać w biurze dłużej czy jechać na konferencję w weekend. Najlepiej będzie, gdy domowe sprawy weźmiesz na głowę ty – przekonywał, gdy właśnie kończył mi się urlop macierzyński i zastanawiałam się, czy nie poszukać żłobka dla naszej Ani.
– Hm… Ale przecież wiesz, że ja też lubię swoją pracę. Od zawsze chciałam prowadzić zajęcia językowe z dzieciakami, mam świetny kontakt ze swoimi uczniami, a dyrektorka jest w porządku. Nigdy nie planowałam, że zostanę mamą na pełny etat – próbowałam protestować, ale on tylko machnął ręką i całkowicie zbył moje wątpliwości.
– Daj spokój, Kaśka. Chcesz codziennie szarpać się pomiędzy domem, a tą swoją szkołą językową? Nikt cię nie zwolni przecież ze sprzątania czy gotowania – mówił. – Do tego nasza córcia ma siedzieć w jakiejś przechowalni i czekać, bo została porzucona przez rodziców? – wytoczył koronny argument, któremu nie wiedziałam, jak się sprzeciwić.
Rzeczywiście, dla swojego dziecka chciałam jak najlepiej. Teraz jednak wiem, że źle zrobiłam. Powinnam była postawić na swoim. Ja też szybko poszłam do przedszkola, bo mama wróciła do swoje pracy w sekretariacie miejscowego liceum, i dobrze na tym wyszłam.
To właśnie ona próbowała przekonać mnie do zmiany decyzji.
– Oj Kasia, sama wiesz, że w małżeństwie różnie bywa. Raz jest lepiej, raz gorzej. Gdy kobieta jest niezależna, mąż całkiem inaczej do niej podchodzi. Nie jest na jego łasce i niełasce. Chcesz prosić się o każdą złotówkę na przysłowiowe waciki? – tłumaczyła mi.
Ja jednak nie chciałam nikogo słuchać. Zwłaszcza, że Tomek cały czas dążył do tego, żebym została w domu. Po dwóch latach urodziłam Karolinkę, a po następnym roku Sebastiana. I okazało się, że przy trójce maluchów wizja mojego powrotu do szkoły językowej, chociażby na pół etatu, zaczęła się oddalać.
Okazało się, że dom jest na mojej głowie
Całkowicie wsiąkłam w nasze domowe życie. Pranie, sprzątanie, opieka nad dzieciakami, zakupy, płacenie rachunków, umawianie wizyt u lekarzy… Codziennie miałam mnóstwo swoich małych obowiązków, z którymi ledwie się wyrabiałam.
Mąż w tym czasie skupił się wyłącznie na swojej pracy. Codziennie miał na stole ciepły domowy obiad, w szafie równo wisiały odprasowane koszule, skarpetki leżały poskładane w komodzie, a eleganckie garnitury zawsze były odebrane z pralni na czas. Nie musiał myśleć o żadnych domowych sprawach. Ba, nawet cieknący kran czy odpadające zawiasy kuchennej szafki były na mojej głowie.
Tomasz piął się po kolejnych szczeblach kariery. Awansował, zarabiał coraz więcej. Owszem, przelewał mi pieniądze na wszystkie domowe wydatki, którymi miałam zarządzać. Jednak od początku niewiele wydawałam na siebie. Chyba podświadomie czułam, że sama nie zarabiam, dlatego nie należą mi się żadne luksusy. Włosy farbowałam sama w domu, kosmetyki dalej kupowałam w drogerii za rogiem, a ciuchy podczas wyprzedaży w sieciówkach.
Większe kwoty inwestowałam głównie w dzieci. Im nie żałowałam pieniędzy na drogie zabawki, markowe ubrania, prywatne lekcje angielskiego, basen czy rozrywki. Gdzieś po drodze nawet nie zauważyłam, że poziom życia mój i męża diametralnie się różni. On – manager wysokiego szczebla w dużym ogólnopolskim banku. I ja – zwyczajna gospodyni domowa, wciąż zajęta przyziemnymi obowiązkami, na które on nie ma czasu. Odwożąca dzieciaki po kolei do przedszkola i szkoły, pilnująca terminów ich szczepień, wizyt lekarskich, dodatkowych zajęć.
Zaczęliśmy się oddalać
Z pracy wracał późnymi wieczorami, tłumacząc się nawałem obowiązków. Gdy próbowałam protestować, zbywał moje pretensje lekceważeniem. Wspólne wyjście do kina? Kolacja w restauracji? Impreza z okazji andrzejek? Romantyczny weekend tylko we dwoje? O takich rzeczach nawet nie było mowy. Mąż nie miał ani czasu, ani ochoty na spędzanie czasu z nudną żonką.
Nawet się nie spostrzegłam, gdy nasz związek wszedł na zupełnie inny poziom. Dawno już przestaliśmy być zakochaną parą czy chociażby partnerami. Jedyne, co nas łączyło to tak naprawdę dzieci.
Dla nich Tomasz był dobrym ojcem. To znaczy kupował im drogie prezenty i rozpieszczał do granic możliwości. Ze mną przestał praktycznie rozmawiać. Po prostu jedynie wymienialiśmy uwagi o dzieciakach, funkcjonowaniu naszego domu i kolejnych rzeczach do zrobienia.
Kiedyś mieliśmy z Tomkiem wspólne cele i marzenia. Chcieliśmy stworzyć kochającą się rodzinę, wyremontować nasz dom, żyć na dobrym poziomie. Pozornie wszystko nam się udało. Mieliśmy piękny dom, pieniądze i pozycję. Zabrakło nam jednak czegoś, co nas kiedyś połączyło. Uczucia, troski o drugą osobą, wspólnych planów.
Coraz częściej zaczęłam zastanawiać się, czy mąż jeszcze w ogóle cokolwiek do mnie czuje. Jak każda kobieta, chciałam być się dla swojego mężczyzny najważniejsza. Z Tomaszem jednak nie mogłam na to liczyć. Stał się zimny i odległy. Miałam też wrażenie, że traktuje mnie z pobłażaniem.
Zrobiłam mu awanturę
Kiedy to zauważyłam? Może podczas firmowej imprezy, na którą w końcu mnie zabrał. Wcześniej twierdził, że wszyscy przychodzą bez partnerów. Przypadkiem dowiedziałam się jednak, że to nieprawda. Gdy zrobiłam mu o to awanturę, wysyczał ze złością, że nie chciał stawiać mnie w trudnej dla mnie sytuacji.
– Kaśka, to są ludzie na poziomie. Mają pracę, robią kolejne studia podyplomowe, awansują, mają ciekawe zainteresowania. O czym niby miałabyś z nimi rozmawiać? – powiedział bez mrugnięcia okiem.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że moja matka kiedyś miała rację. Mężczyźni szanują niezależne kobiety. To one im imponują. Ja, rezygnując z pracy, postawiłam się w roli osoby, która niewiele ma do powiedzenia w naszym związku.
Gdybym wcześniej to zrozumiała i dążyła do równego podziału obowiązków, być może nasze małżeństwo rozwinęłoby się w innym kierunku. Ale na własne życzenie całkowicie uzależniłam się od niego i jego pieniędzy. Myślałam naiwnie, że dbanie o nasze gniazdko i ciepłą rodzinną atmosferę wystarczy. Nie wystarczyło. Dla Tomasza przestałam być atrakcyjna.
Podejrzewałam go, ale nie miałam dowodów
Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że ma inną. Późne powroty, coraz częstsze weekendowe wyjazdy niby w celach służbowych, wychodzenie z telefonem do innego pokoju i szeptanie do słuchawki. Rachunki za kolacje z drogich restauracji upchnięte w kieszeni marynarki czy paragon od jubilera na drogie kolczyki z brylantami, których nigdy mi nie wręczył. To przecież mówiło samo za siebie. Ja jednak bardzo chciałam się mylić. Tak bardzo, że zignorowałam jasne sygnały świadczące o tym, że mąż ma kochankę.
Musiałam to zobaczyć na własne oczy, żeby uwierzyć. Prawdę odkryłam przypadkiem. Dokładnie 6 grudnia, czyli w mikołajki. Ten dzień miałam spędzić z dziećmi u dziadków. To był pomysł mojej mamy.
– Przyjedzie Monika z bliźniaczkami, zrobimy sobie kinder bal z prezentami i wspólnym nocowaniem. Co ty na to?
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – nie miałam ochoty na takie wyjście, ale mama nie chciała ustąpić.
– Nie daj się namawiać. Co ci szkodzi? Trochę oderwiesz się od codzienności, a dzieciaki wreszcie lepiej poznają swoich kuzynów. Przecież wy macie coraz mniejszy kontakt i niedługo w ogóle nie będą się znać – kusiła, a ja w końcu się zgodziłam.
Mój mąż nie protestował. Twierdził, że i tak będzie musiał zostać do późnych godzin wieczornych w banku, dlatego dla niego nasze wyjście nie jest problemem.
– To nawet dobrze się składa. Ja i tak będę zajęty. Ta moja teściowa to mądra babka. Dzieci nie będą się nudzić, ty też pewnie chętnie pogadasz na spokojnie z siostrą – uśmiechał się od ucha do ucha.
Mama miała wszystko przygotować. Pyszne przekąski, wizytę Mikołaja z paczkami i rozrywki. Ja miałam tylko dojechać z dziećmi zaraz po lekcjach w szkole.
Mąż sam zorganizował sobie mikołajki
Rano dzieciaki dostały ogromne prezenty od Tomasza. Dla Ani był laptop i zestaw kosmetyków dla nastolatek. Karolinka dostała zabawki i swój wymarzony kostium księżniczki, a Sebastian konsolę do gier. Do tego mnóstwo planszówek, słodycze i wiele innych drobiazgów.
– Tato, tato, a ta lalka mówi i śpiewa! – piszczała Karola, a Ania już zaczęła wypróbowywać perfumy podarowane jej przez ojca.
Maluchy niemal skakały pod sufit z radości, bo w ogromnych paczkach nie zabrakło żadnej z rzeczy, które wypisały w listach do Mikołaja. Trzeba przyznać, że Tomek spisał się na medal. Zawsze to ja dbałam o takie sprawy, a teraz prezenty wziął na siebie.
Najpewniej w ten sposób chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Spotkanie z kuzynami przebiegało w naprawdę doskonałej atmosferze. Dzieciaki świetnie się wspólnie bawiły, a my z mamą i siostrą wreszcie miałyśmy chwilę na pogaduszki.
Wszystko poszłoby świetnie, gdyby nie pomysł Moniki.
– A może tak ufarbujesz mi włosy? Pamiętasz, jak byłyśmy w liceum, to zawsze ty nakładałaś mi farbę? – śmiała się siostra. – Zrobimy sobie taki babski wieczór piękności.
Ochoczo przystałam na jej plan, ale okazało się, że najbliższa drogeria jest już zamknięta, a ja nie mam ochoty tłuc się do centrum handlowego i stać w kolejkach. Postanowiłam, że podjedziemy do mnie i zabiorę po prostu kilka rzeczy ze swojej łazienki. I to był wielki błąd.
Już po przekroczeniu progu dostrzegłam, że coś jest nie tak. Stół w salonie był zastawiony do kolacji. Świece, talerze z niedojedzonymi pysznościami, na środku wazon z ogromnym bukietem róż. Wtedy już wiedziałam.
Zabawiał się z kochanką w naszej pościeli
Monika jeszcze próbowała mnie powstrzymać przed wparowaniem do sypialni, ale było już za późno. Musiałam na własne oczy przekonać się, co się tutaj dzieje. Tak, w mojej eleganckiej pościeli, którą wybierałam z takim pietyzmem, zastałam swojego męża z kochanką. Młoda blondynka miała na sobie jedynie wyuzdane body, a Tomek całował ją tak zawzięcie, że nawet nie zauważył mojego wejścia. Na szafce nocnej leżała zaś przewiązana wstążką rózga i pluszowe kajdanki.
Tak, mój mąż naprawdę dopracował te Mikołajki. Dla dzieciaków były prezenty, a dla niegrzecznej kochanki akcesoria prosto z seks shopu. Trzeba mu przyznać, że pomyślał o każdym szczególe.
Teraz ja podobnie szczegółowo zaplanuję nasz rozwód.
Katarzyna, 41 lat
Czytaj także:
„Nietrafiony prezent na urodziny zniszczył moje małżeństwo. Sama nagrodziłam się za 12 lat w łóżku ze zdrajcą”
„Mąż uwierzył, że na awans zapracowałam w sypialni szefa. Zdębiałam, gdy odkryłam, kto otworzył tę puszkę Pandory”
„Uległam gorącemu taksówkarzowi, ale przejechałam się na romansie. Feromony i męskie perfumy zaczadziły mój rozsądek”