„10 lat temu mój kochanek zginął w wypadku, który ja spowodowałam. Każdego dnia drżałam, że jego żona zapragnie zemsty”

kobieta czyta maila fot. Adobe Stock, fizkes
„Justyna wstała powoli, a potem podeszła do mojego fotela. Jej długie włosy dotknęły mojego policzka. Poczułam gęsią skórkę na ramionach".
/ 25.08.2022 11:15
kobieta czyta maila fot. Adobe Stock, fizkes

Świtało, gdy leniwie człapałam do łazienki. „Kto to w ogóle wymyślił, żeby świętować urodziny?” – myślałam, szczotkując zęby. Przy okazji doliczyłam się kilku nowych zmarszczek na gębie. Wszystko przypominało mi, że znów jestem o rok starsza. Nie napawało mnie to radością, ale też nie tęskniłam za minionym. Nie było za czym tęsknić. Moje życie prywatne było raczej pasmem niepowodzeń, o czym przy corocznym składaniu życzeń przypominała mi moja własna matka.

– Obyś w końcu sobie kogoś znalazła – wybrzmiała w słuchawce telefonu znana mi już na pamięć formułka.

Jak miło… A lepiej nie będzie. Zmierzałam do pracy, gdzie wiedziałam, co mnie czeka. Chóralne „Sto lat” odśpiewane przez współpracowników, a potem płynące z ich ust banały, jakie wypowiada się przy takich okazjach. Powtarzałam w duchu, że jakoś to przetrwam, a potem wrócę do domu, zakopię się pod kocem i obejrzę ulubiony serial, zapominając o tym, że znowu jestem o rok starsza.

Tylko jedna osoba tak do mnie mówiła

Do budynku firmy wślizgnęłam się szybko i po cichu, aby nie rzucać się w oczy. Zwykle przychodziłam na tyle wcześnie, że biuro jeszcze świeciło pustkami. Przywitał mnie tylko brzęczący pod sufitem wentylator. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam przy biurku. Otworzyłam laptopa i jak każdego ranka sprawdziłam pocztę. Kilka nieistotnych maili, trochę spamu, nic specjalnego. Chciałam już zamknąć okienko, gdy nadeszła nowa wiadomość.

 Wszystkiego najlepszego, króliczku” – odczytałam i moje tętno przyspieszyło. Potarłam dłonią czoło, ocierając kropelki potu. Nikt się tak do mnie nie zwracał. Nikt poza jednym mężczyzną. Mail przyszedł z jego adresu, jednak wiedziałam doskonale, że to niemożliwe. Szybko zamknęłam laptopa i wyszłam na balkon. Oparłam się o balustradę i spojrzałam w dół. Sznur sunących po ulicy samochodów, dźwięk klaksonów i uliczny gwar spowodowały, że zakręciło mi się w głowie. Mocniej zacisnęłam dłonie na barierce i wciągnęłam miejskie powietrze głęboko w płuca. Uspokoiłam się nieco i wróciłam do biura.

– Hej, co robisz po południu? – zagadnęła mnie od razu koleżanka.

Rany, tylko nie to…

– W zasadzie nic, dzień jak co dzień – rzuciłam od niechcenia.

– Czyli co? Kanapa i serial? He he.

Cóż, osoba o tak bogatym życiu towarzyskim jak ona uznawała osobniki takie jak ja za żałosne.

– Bingo! I nie próbuj tego zmieniać – mrugnęłam do niej, domyślając się, co kombinuje.

Magda była mistrzynią w organizowaniu imprez-niespodzianek. Nieraz uczestniczyłam w podobnych atrakcjach, gdy ktoś w biurze obchodził urodziny. Jako gość byłam w stanie jakoś to znieść. Zapadłabym się jednak pod ziemię, gdyby cała ekipa wpadła do mojego mieszkania, by rozkręcić imprezę. Zresztą byłam na to za stara.

Pozostała część dnia minęła w miarę spokojnie. Kilka osób złożyło mi kurtuazyjne życzenia, bez głupich podtekstów. Wyszłam więc z pracy z nadzieją na spędzenie spokojnego popołudnia przed telewizorem, by nazajutrz rozpocząć kolejny nudny rok w moim życiu. W lodówce czekało na mnie wino. Nalałam sobie kieliszek, włączyłam „Przyjaciół” i usadowiłam się na kanapie. Próbowałam nie myśleć o wiadomości, którą otrzymałam rano, ale natrętne obrazy nieproszone zjawiały się przed moimi oczami.

Wszystkiego najlepszego, króliczku. Kiedy słyszałam to po raz ostatni? Dokładnie dziesięć lat temu. Niemal słyszałam jego głos, widziałam czarne rzęsy pod czupryną blond loków. Z Wiktorem łączyła mnie szczególna więź, ale to była przeszłość. Taka, do której nie chce się wracać, o której nie chce się nawet pamiętać. Dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy pomyślałam o wiadomości od niego. Bałam się sprawdzić ponownie maila.

– To nie jest możliwe. Musiało mi się zdawać – powiedziałam na głos.

Wtedy rozbrzmiał dzwonek u drzwi. Aż drgnęłam z zaskoczenia. Nie zamierzałam otwierać, więc naciągnęłam koc pod samą brodę. Dzwonienie jednak nie ustawało.

A ona czego ode mnie chce?

– Do jasnej cholery! – zaklęłam pod nosem i poczłapałam do drzwi.

Otworzyłam z wiązanką wymówek na końcu języka, spodziewając się Magdy z ekipą z pracy. Na progu stał jednak ktoś, kogo nigdy w życiu nie spodziewałabym się ujrzeć. Szczególnie w dniu moich urodzin. Długie, ciemne włosy spływały jej na ramiona, a ściśnięta paskiem talia zdawała się nienaturalnie szczupła. Gapiłam się na nią z półotwartymi ustami. Rany, a ta czego tu chce?

– On jest u ciebie? – zapytała ostrym tonem, a potem popchnęła mnie i po prostu weszła do środka; bez pytania, bez zaproszenia.

Zrobiło mi się słabo. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, gdy rozmawiałyśmy po raz ostatni, ciskając w siebie oskarżeniami.

– Justyna, co ty w ogóle mówisz…? – odezwałam się w końcu, z niepokojem obserwując, jak rozgląda się po moim salonie.

– Nie udawaj, nie kręć. Wiem, że on tu jest. Musi tu być. Jak zwykle, kiedy mnie okłamuje – cedziła przez zęby.

– O czym ty, do cholery, bredzisz? Wiktor nie żyje od dziesięciu lat! – krzyknęłam, a mój głos wydał mi się nienaturalnie wysoki.

Zaczęłam się bać.

– Może tak, a może nie… – Justyna usiadła na brzegu kanapy i założyła nogę na nogę.

Chwyciła mój kieliszek, a potem opróżniła go jednym haustem.

– Bzdura, widziałaś przecież na własne oczy, jak trumna znikała w ziemi… – powiedziałam, nie ruszając się z miejsca.

– Wiesz to na pewno, bo to ty go zabiłaś, tak? – Justyna uśmiechnęła się szyderczo.

Osunęłam się na fotel przerażona. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.

– To był wypadek… – szepnęłam. – Auto wpadło w poślizg, złapałam pobocze. Rozmawiałyśmy już o tym…

– Gówno prawda! – jej krzyk przeszył mnie na wskroś, dokładnie tak jak przed laty. – Zabrałaś mi go, zdziro! A potem zabiłaś! – Justyna wyjęła chusteczkę z małej torebki i otarła nią oczy.

Spuściłam wzrok.

– Przepraszałam cię już… Ja też go kochałam. Cierpiałam tak samo jak ty, gdy zginął…

Do tej pory było mi wstyd za to, jak potoczyły się wszystkie wydarzenia. Justyna była żoną Wiktora, a ja? Tylko kochanką. Zawsze zarzekałam się, że nigdy w życiu nie związałabym się z żonatym mężczyzną. Los lubi płatać figle… Poznałam Wiktora w trakcie podróży służbowej. Od razu mnie zauroczył, a potem sprawy potoczyły się błyskawicznie.

Wspomnienia wróciły jak bumerang

Później zwolniły i utkwiłam w trójkącie jak w klinczu. Minęło kilka lat, zanim postawiłam mu ultimatum. Rozwiedzie się z Justyną albo odejdę. Miał jej o wszystkim powiedzieć, przygotował już nawet papiery rozwodowe. Widziałam je na własne oczy. Bylibyśmy teraz razem, gdyby nie wypadek…

Przymknęłam powieki, próbując powstrzymać łzy. Wróciłam wspomnieniami do tamtego dnia. Niewiele pamiętałam. Wsiadłam za kierownicę, mieliśmy jechać na kolację. Padał rzęsisty deszcz. Taki, że wycieraczki ledwo nadążały z odpieraniem płynących po szybie strumieni. Z radia sączyła się muzyka. Pamiętam dłoń Wiktora na moim kolanie, przesuwającą się w górę. Spojrzałam na niego zarumieniona. A potem… potem cięcie, ciemność, brak.

Gdy ocknęłam się w szpitalu, Wiktora już nie było. Zginął na miejscu. Wszystko, co nastąpiło po wypadku, było koszmarem. Piekłem, które właśnie do mnie wróciło pod postacią siedzącej na kanapie Justyny. Było mi tak cholernie wstyd, jednocześnie ogarnęła mnie bezradność. Boże, czy uwolnię się kiedyś od przeszłości? Ilekroć próbuję udawać, że to się nie wydarzyło, bolesne wspomnienia wracają jak bumerang.

– Chyba powinnaś już iść – powiedziałam.

Justyna wstała powoli, a potem podeszła do mojego fotela. Jej długie włosy dotknęły mojego policzka. Poczułam gęsią skórkę na ramionach. Sięgnęła w głąb torebki i nagle coś zalśniło w jej dłoni. Zwinnym ruchem przyłożyła mi do szyi nóż. Krzyknęłam z przerażenia i wtedy… się obudziłam. W pokoju było ciemno, a telewizor szumiał jednostajnie. Usiadłam, dysząc ciężko. Byłam zlana potem.

Wstałam i dopadłam do laptopa. Trzęsącymi się dłońmi wklepałam hasło do poczty. Przejrzałam wszystkie wiadomości, jednak tej od Wiktora już nie było. Osunęłam się na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach. Co się ze mną dzieje? Zbierało mi się na płacz. Nagle podskoczyłam, omal nie strącając laptopa z biurka. Ktoś znowu zadzwonił do drzwi. Tym razem naprawdę. Ledwo żywa z przerażenia podeszłam i położyłam dłoń na klamce. Przełknęłam ślinę i powoli otworzyłam drzwi. Co ma być, to będzie. Niech to się wreszcie skończy.

– Sto lat! – rozległo się na korytarzu.

Na progu stała Magda z butelką szampana w dłoni, a za nią moi znajomi z pracy. Po raz pierwszy w życiu ucieszyłam się, że ktoś pamiętał o moich urodzinach.

Czytaj także:
„Ojciec pije ze strachu przed starością. Wszyscy o tym wiedzą, ale udają głupich. Po co coś mówić, skoro i tak nie posłucha?”
„Po ślubie mąż zrzucił maskę romantyka i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Rozliczał mnie, co do grosza i kontrolował każdy krok”
„Przyjaciółka była zaradną, energiczną babką. Gdy poznała faceta, rzuciła pracę, zaszyła się w domu i zerwała ze mną kontakt”

Redakcja poleca

REKLAMA