Tamtego dnia, pamiętam, przez naszą wieś przeszła potworna burza. Ludzie pozamykali się w domach i modlili. Nie sądziłam, że moje życie niedługo też czeka taka burza… Tyle tylko że nie byłam pewna, czy po mojej wyjdzie słońce. Chciałabym, niczego bardziej nie pragnęłam.
Wiadomo przecież, że każdej matce najbardziej zależy na szczęściu dzieci. A ja mam tylko jedno jedyne. Chociaż bardzo z mężem chcieliśmy więcej, Pan Bóg pobłogosławił nas tylko jednym. Synem, dla którego skoczyłabym bez wahania w ogień.
Zawsze, jeszcze jak żył mój Adaś, staraliśmy się, żeby Wojtusiowi niczego nie zabrakło. Nigdy nie goniliśmy go do prac ani w polu, ani w obejściu. Miał się tylko uczyć. Uczyć się, a potem zostać kimś. Kimś ważnym najlepiej, no i w mieście, bo co to za przyszłość mogła go na wsi czekać. Wojtkowi bardzo to odpowiadało.
Dumni byliśmy z syna, cała wieś nam zazdrościła
Nie musiał babrać się w gnoju jak jego koledzy. Mógł spędzać czas w czyściutkim pokoju nad książką. Był bardzo zdolny, nauka przychodziła mu łatwo, miał więc też dużo czasu dla siebie. Skończył podstawówkę i gimnazjum z wyróżnieniem. Do liceum wysłaliśmy go już do dużego miasta. Wiadomo, tam nauka jest na innym poziomie, a poza tym, myśleliśmy, niech się trochę pokręci wśród miastowych, niech nie odstaje od innych na studiach.
Ale teraz są inne czasy, nasz dzieciak przecież miał te swoje komórki, tablety, komputery… Nie oszczędzaliśmy na niczym, wiedzieliśmy, że bez tego ani rusz. Więc nasz Wojtuś wcale taki ostatni nie był, internet, cokolwiek to znaczy, nie miał dla niego tajemnic. Tak mówił.
I rzeczywiście, i w liceum, a potem na studiach, radził sobie znakomicie. A i zachowywał się całkiem jak miastowy. Taki poważny był, elokwentny, jak przyjeżdżał w odwiedziny… Skończył studia z wyróżnieniem, zaraz potem założył firmę.
– Znalazłem wspólnika – powiedział nam z radością w głosie. – On ma pieniądze, a ja mam głowę na karku.
Zrozumiałam, że popełniliśmy błąd
Kiedy poczułam, że z moim dzieckiem dzieje się coś złego? Kiedy zaczęłam je tracić? Nie pamiętam… Jednak Wojtek z każdym rokiem oddalał się, jakby o nas zapominał, z roku na rok coraz rzadziej przyjeżdżał do domu, mniej chętnie. Odnosiliśmy z Adamem wrażenie, że wstydzi się naszej wsi, że wstydzi się nas.
Twarda ze mnie kobieta, ale nie mogłam się z tym pogodzić. Potem przyszedł kolejny cios. Odszedł mój Adaś. Przeżyliśmy razem ponad trzydzieści lat, ciężko mi było pozbierać się po tej nagłej śmierci…
Zasłabł przy dojeniu Krasuli, gdy go znalazłam, był przytomny, ale jak zabierało go pogotowie, nie było już z nim kontaktu. Umarł w karetce, lekarz powiedział, że zawał był zbyt rozległy, nic się nie dało zrobić.
I tak oto, z dnia na dzień zostałam sama. Nie powiem, syn wtedy od razu przyjechał, pojawił się w domu pierwszy raz od pięciu miesięcy. Był ze mną, pomógł przy organizacji pogrzebu, ale zaraz po nim wyjechał.
– Nie mogę zostać, mamo – powiedział wprost. – Interesy na mnie czekają, rozumiesz przecież. Muszę o nie dbać. Pieniądze same się nie zarabiają. Muszę wracać.
Chyba nie bardzo rozumiałam, przecież kilka godzin wcześniej pochował ojca, jak mógł myśleć w takiej chwili o interesach? O pieniądzach? W takiej chwili?! Wtedy po pogrzebie po raz pierwszy przyznałam się sama przed sobą, że źle wychowaliśmy syna.
Nie spodziewałam się takiego piekła na starość
Tak bardzo staraliśmy się, by niczego mu nie brakowało, żeby nie czuł się gorszy tylko dlatego, że jest ze wsi, że nie zauważyliśmy, jak bardzo się zmienił. Że z wrażliwego chłopca, jakim był, wyrósł cyniczny mężczyzna, który potrafił brać całymi garściami, ale nie umiał dawać nic z siebie. Powiedziałam to Adamowi następnego dnia, gdy poszłam do niego na cmentarz.
– Wiesz, stary – chlipałam nad grobem – popełniliśmy gdzieś błąd.
– Nasz syn kocha tylko pieniądze. Tak, tak, pamiętam, chcieliśmy, żeby wiódł dostatnie życie, ale… Przede wszystkim chcieliśmy, żeby był szczęśliwy, miał kochającą żonę, udane dzieci. Żeby umiał kochać.
Wróciłam do domu obolała. Zaparzyłam sobie ziółka i usiadłam przy wielkim stole w kuchni. Docierała do mnie smutna prawda, że zostałam sama. Czy spodziewałam się takiego piekła na starość? Braku wsparcia i opieki ze strony Wojtka? A przed wszystkim braku miłości, uwagi, akceptacji… Na szczęście życie jest nieprzewidywalne. Może jest dla niego jeszcze jakaś nadzieja? I dla mnie?
Czytaj także:
„Porzuciłam karierę w korpo, żeby budować szkoły w Afryce. Ledwo starcza mi na chleb, ale mam czas na pasję i miłość”
„Moje auto utknęło w rowie na kompletnym odludziu. Ja byłam w ciąży, mój mąż za granicą, a telefon stracił zasięg”
„Kobieta jak ze snów flirtuje ze mną na całego, a ja jestem skołowany. Nie mam wyglądu ani kasy, czy to jakiś zakład?”