„2 miesiące przed ślubem poleciałam w tango z tajemniczym kochankiem. Nie żałuję, musiałam się wyszaleć”

zakochana kobieta fot. iStock, Antonio Saba
„Albert przyciągnął mnie i pocałował. Najpierw delikatnie musnął moje wargi, a ja poczułam, jakby sfrunął na nie zefirek. Potem jego oddech stał się parzący, a wargi namiętne. Kiedy skończył, kręciło mi się w głowie, jakbym zeszła z karuzeli”.
/ 26.09.2023 22:00
zakochana kobieta fot. iStock, Antonio Saba

Nigdy nie powiedziałam mężowi, co spotkało mnie dwa miesiące przed ślubem. To mój wielki sekret. Dzięki niemu zrozumiałam, że każdy kopciuszek może być księżniczką. A kiedy nią zostanie, nie powinien już nigdy zrzucać z siebie sukni i szklanych pantofelków.

Tak, do tamtej nocy byłam zwykłym kopciuszkiem, który potrafi jedynie powtarzać w kółko: „Tak”, „Proszę”, „Dziękuję”, „Oczywiście”, „Postaram się jak najszybciej”. Chociaż kochałam swojego narzeczonego, to on jeszcze przed ślubem zaczął traktować mnie, jakbym miała być jego pomocnicą, a nie partnerką.

Może powinnam była po prostu tupnąć nogą i wytłumaczyć mu, że nie powinien się tak zachowywać, ale… nie zrobiłam nic. Brnęłam w to wszystko, chociaż miałam świadomość, że pewnego dnia mocno tego pożałuję. Na szczęście stało się coś, co całkowicie zmieniło moje życie.

Tamtego dnia wyjechałam z Warszawy na konferencję branżową. Miał w niej wziąć udział dyrektor, a wysłano mnie, kierowniczkę działu. Jak mus – to mus. Zresztą nie był to wcale nieprzyjemny obowiązek. Firma fundowała przejazd samochodem służbowym i nocleg w wybranym hotelu.

Znalazłam więc w internecie stronę barokowego zamku hrabiów. Niegdyś zatrzymywali się w nim pruscy generałowie i dyplomaci, którzy byli posiadaczami okolicznych dóbr. To miejsce zaciekawiło mnie, kiedy przeczytałam, że raz do roku pojawia się tam duch młodzieńca, Alberta von Alvenslebena. Chłopak nieszczęśliwie zakochał się w jednej z panien służebnych, na którą wołano Hausrotschwanz, czyli Kopciuszek.

Zadzwoniłam. Okazało się, że mogę zamówić apartament. Bardzo mnie to ucieszyło. Na miejsce zajechałam o dziewiątej wieczorem. Jak powiedział mi stary recepcjonista z wielkimi siwymi bokobrodami, kuchnia jeszcze działała. Nad recepcją widniał portret pięknego młodzieńca w XIX-wiecznym stroju z laseczką i cylindrem w dłoni.

– To on? – wskazałam malowidło.

Starszy pan skinął głową

Poszłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się odpowiednio, po czym zeszłam na dół na kolację. Byłam w sali sama. Z głośnika płynęła nastrojowa muzyka. Wypiłam jedną lampkę wina, potem zamówiłam drugą i trzecią. Myślałam o swoim przyszłym małżeństwie i o tym, jak bardzo bym chciała zmienić nastawienie narzeczonego do mnie.

Tylko co będzie, jeśli wyjawię mu swoje wymagania, a on wycofa się z żeniaczki? Kochałam go, na pewno nie znalazłabym drugiego takiego księcia z bajki. To cud, że ten jeden w ogóle zwrócił na mnie uwagę… Nie byłam specjalnie brzydka, ale piękna też nie. Przede wszystkim jednak nie dbałam o siebie. A odpowiedni makijaż i fryzura pewnie mogły wiele zmienić.

Po kolacji zamówiłam jeszcze jeden kieliszek wina i po jego wypiciu w dobrym nastroju ruszyłam do wyjścia. Kiedy przechodziłam koło recepcji, mój wzrok powędrował w stronę portierni. Aż serce zabiło mi mocniej. Przystojny, postawny i dostojnie ubrany mężczyzna zerkał w moją stronę. Byłam pewna, że uśmiechnął się do mnie. Zamarłam na chwilę zdumiona, a potem… odwzajemniłam uśmiech i puściłam do niego oko. Zauważył to portier. Podeszłam do niego i szepnęłam konfidencjonalnie:

– Gdyby spotkał pan tego młodego – zmrużyłam znacząco oczy – proszę mu podpowiedzieć numer mojego pokoju. Oczywiście, jeśli będzie chciał do mnie wpaść… to czekam dopiero po północy – dodałam.

Ruszyłam na górę, nucąc pod nosem piosenkę, która nie wiedzieć czemu nagle pojawiła się w mojej głowie.

„Ta mała piła dziś i jest wstawiona. Kto nie chce wierzyć mi, niech się przekona. Rozkoszny szmerek w pijanej główce ma, więc jak cukierek usteczka słodkie da…”.

Po powrocie do pokoju, pomimo późnej pory postanowiłam wziąć gorącą kąpiel. Miałam ochotę wygrzać się w ciepłej wodzie i pomarzyć o pięknym księciu. Wyszłam z łazienki, gdy zegar na pałacowej wieży wybijał północ. Podeszłam do uchylonego okna, żeby je przymknąć. Na zewnątrz było bardzo jasno. Usłyszałam pukanie do drzwi.

– Czy to ty? – spytałam niepewnie, a moje serce zabiło mocniej.

Odwrócił się i wziął mnie w objęcia. Spojrzał na mnie, jakby jego myśli krążyły w zupełnie innych rejonach.

– Mówił ci już ktoś, że jesteś piękna?

Albert przyciągnął mnie i pocałował. Najpierw delikatnie musnął moje wargi, a ja poczułam, jakby sfrunął na nie zefirek. Potem jego oddech stał się parzący, a wargi namiętne. Kiedy skończył, kręciło mi się w głowie, jakbym zeszła z karuzeli.

– Jesteś niezły – mruknęłam. – Mama mówiła, żeby facetom nie prawić komplementów, ale ty jesteś w te klocki… No, no. – Umiesz uwodzić kobiety – westchnęłam.

– Grzeczne dziewczynki raczej unikają takich jak ja. 

– Chyba niewiele wiesz o grzecznych dziewczynkach – uśmiechnęłam się.

Miałam dosyć tego przekomarzania

Pragnęłam znaleźć się w męskich ramionach i już tylko czekać na spełnienie. Albert najwyraźniej czytał w moich myślach. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. W głowie mi się kręciło, księżyc świecił wprost na jasną, białą pościel, a on zaczął zrywać ze mnie ubranie.

Odrzuciłam wstyd i niepewność. Chciałam wreszcie czuć się kobietą!
Następnego dnia powoli otworzyłam oczy. Przez okno wpadał promień słońca, ślizgał się po zmiętej pościeli i dotykał mojej nogi, która wystawała spod kołdry. Spojrzałam na poduszkę obok. Oczywiście mojego nocnego kochanka już przy mnie nie było.

Przeciągnęłam się. Ta noc dała mi dobrze w kość, ale za nic bym jej nie cofnęła. Magia pocałunków, dotyków, pieszczot…  No dobrze, a co z moim narzeczonym? Ta noc mnie zupełnie odmieniła. Już nie zamierzałam być przy nim żoną na posyłki. „Albo chce mnie jako księżniczkę, albo niech szuka sobie innej!” – zadecydowałam.

Wstałam i przeszłam do łazienki. Zawsze na makijaż poświęcałam ze trzy minuty. Tamtego poranka po raz pierwszy zajął mi ponad kwadrans. Postanowiłam też po konferencji ruszyć do sklepu z kosmetykami, żeby uzupełnić to i owo.

Zapłaciłam. Warto było

Wreszcie ubrałam się, spakowałam i zeszłam na śniadanie. W recepcji był ten sam starszy pan z wielkimi siwymi bokobrodami. Uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo, ale on najwyraźniej nie zrozumiał, o co mi chodzi. Może wczoraj pełnił tu służbę jego brat bliźniak?

Wypiłam dwie filiżanki kawy i zjadłam tost. Potem wszystko poprawiłam szklaneczką świeżego soku z pomarańczy. Po wczorajszych paru kieliszkach wina nie miałam ochoty na nic konkretnego. Wróciłam do recepcji i poprosiłam o rachunek. Starszy pan wydrukował go i podał mi. Kiedy zobaczyłam sumę, zdębiałam.

– Pan chyba się pomylił. W waszym cenniku cena za apartament jest niższa.

– Do noclegu dopisana jest opłata za usługę, jaką za naszym pośrednictwem wyświadczyła pani agencja „Romeo”.

Zapłaciłam. Warto było. Potem, chichocząc w duchu, wzięłam walizkę i ruszyłam do samochodu, który stał na podjeździe.

Czytaj także:
„Zięć traktował moją córkę,jak popychadło. Musiało dojść do tragedii, żeby Renata przejrzała na oczy”
„Szkolny prześladowca okazał się być moim nowym szefem. Uknuł zemstę, a ja dałam się złapać w jego sidła”
„Na widok mojego narzeczonego mama zemdlała. Wszystko stało się jasne, gdy pokazała zdjęcie małego chłopca”

Redakcja poleca

REKLAMA