Niezbędne rzeczy dla dziecka
Narodzenie się córki mocno przemeblowało nasz poukładany rowerowo świat, ale ani przez chwilę nie pomyślałem, że będziemy musieli zrezygnować z wypraw. Na pierwszy, próbny, czterodniowy wyjazd wybraliśmy się, gdy Natalia miała dziesięć miesięcy. Już wtedy istotnym elementem naszego ekwipunku był nocnik. Mieliśmy ze sobą również spory zapas pieluch, ale regularne wysadzanie dziecka na nocnik znakomicie pomagało w utrzymywaniu higieny. Do mycia wystarczała niewielka, plastikowa miska.
Kolejnym obowiązkowym elementem wyposażenia był duży koc, na którym mniej więcej co godzinę urządzaliśmy piknik. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na warunki pogodowe. W ciepłe, słoneczne dni wyjazdy z małymi dziećmi są dużo łatwiejsze i przyjemniejsze dla wszystkich.
Na wyprawach rowerowych prawie zawsze nocujemy w namiocie na dziko. Narodziny Natalki niczego w tym zakresie nie zmieniły. Kiedy byliśmy na pierwszej długiej wyprawie z niespełna roczną córką w stosunkowo chłodnej Estonii, kilka razy podgrzewaliśmy jej wodę do kąpieli, korzystając z kuchenki gazowej. Za to aż do piątego roku życia córka nie miała własnego śpiwora. Radziliśmy sobie poprzez łączenie dwóch dużych.
Kolejnym wyjątkiem jest możliwość zabrania jednego pluszaka. Poza tym, tak jak i dorosłym, na wyprawę wolno jej zabrać nie więcej niż po trzy rodzaje ubrań i maksymalnie dwie pary obuwia.
Przyczepka rowerowa
Zakup przyczepki rowerowej był zdecydowanie największym wyzwaniem finansowym, któremu musieliśmy sprostać po powiększeniu naszej rodzinnej ekipy rowerowej. Często, między innymi z uwagi na wysokie koszty dobrych przyczepek, rodzice zastanawiają się nad alternatywą w postaci fotelika rowerowego. Przyczepka zapewnia znacznie lepszą ochronę przed chłodem i deszczem, a na dłuższych trasach dziecko może wygodnie ułożyć się do snu. W trudnym terenie amortyzacja niweluje wstrząsy, a ruchomy przegub mocujący zapewnia przyczepie stabilność nawet w przypadku wywrotki roweru.
Chyba największą obawą, która przez pewien czas chodziła mi po głowie, było pytanie, czy z coraz cięższą córką w klockowatej przyczepie dam radę jeździć po górach? Obawy udało się pomyślnie rozwiać. Nawet tak ciężki zaprzęg można wciągać na wysokie przełęcze po kiepskich, szutrowych drogach. Trzeba się jedynie pogodzić z bardzo niskimi przebiegami dziennymi i równie małymi prędkościami.
Zobacz także: Dziecko w podróży - poradnik
A ze starszym dzieckiem? – Marek Miłoszewski
Pierwsze przeszkody pojawią się jeszcze przed wyjazdem. To opór kochających cioć i wujków, którzy na wszelkie sposoby będą was przekonywać, że jazda na rowerze, po kilka godzin dziennie, to straszna krzywda dla dziecka. A spanie pod namiotem to wręcz znęcanie się nad nim. Wreszcie i w was pojawią się wątpliwości. Czy dziecko sobie poradzi? A co jeśli zaskoczy nas zła pogoda? Gdzie spać? Jakie drogi wybrać? Warto jednak spróbować. Nic tak nie integruje rodziny jak wspólna droga.
Czy dziecko sobie poradzi?
Oczywiście, wystarczy tylko jechać wolniej. I to w zasadzie najważniejsza rzecz. Trzeba po prostu zredukować nasze – rodziców, oczekiwania. Warto umówić się, że dziecko zawsze jedzie na przedzie. Chodzi z jednej strony o to, żeby mieć je na oku, a z drugiej — żeby jechać tempem dziecka. Niech jedzie tak szybko, jak jest mu wygodnie. Nie popędzajcie, nie naciskajcie na kolejne kilometry. Jeśli uda się „wpłynąć na ambicję”, to oczywiście maluch przejedzie jeszcze kilka kilometrów, ale lepiej skończyć wyprawę z lekkim niedosytem, niż przesadzić i zniechęcić do kolejnych wyjazdów.
Co zrobić z bagażem?
Najlepiej, jeśli cały bagaż wiozą rodzice. Sama jazda jest dla dziecka wystarczającym wysiłkiem, nie ma potrzeby dokładać mu ciężarów. Jeśli obawiasz się, że nie uda się wam zmieścić w sakwy rodziców, to warto zainteresować się przyczepkami bagażowymi do rowerów, których jest sporo na rynku.
Jeśli wcześniej woziliście dziecko w przyczepce, to teraz, kiedy przesiadło się na własny rower, możecie przerobić ją na towarową. Dobrze jednak, żeby dziecko wiozło coś własnego. Lekkiego, ale ważnego. Młodsze dziecko będzie szczęśliwe, wioząc swoje wiaderko i łopatki do piaskownicy. Starszemu możecie zapakować np. karimaty. Są lekkie, a swoim rozmiarem dadzą dziecku poczucie wożenia ważnego bagażu. Dziecko może też wieźć w torebce podsiodłowej drobne prezenty dla ludzi, którzy w drodze was przyjmą albo wam pomogą.
Sprawdź: Jak zadbać o zdrowie dziecka na wyjeździe?
Gdzie spać?
Oczywiście najlepszy i najtańszy nocleg to spanie pod namiotem. Niekoniecznie na polu namiotowym. Przecież prysznic i pranie potrzebne są co drugi, trzeci dzień. A do codziennej toalety wystarcza jezioro albo po prostu butelka wody. Dziki kemping to dla dzieci wielka atrakcja.
Czasem jednak zdarza się, że dalej nie da się po prostu jechać. Jeśli dziecko obetrze sobie piąty punkt podparcia (rowerzysta opiera się piątym punktem podparcia na siodełku) albo najzwyczajniej nie ma siły jechać dalej, a pod ręką dostępny jest tylko hotel, to nie ma co naciskać na dalszą jazdę. Taki hotel od czasu do czasu też ma swoje zalety. Ciepły prysznic, pranie ciuchów w hotelowej pralni i rano obfite śniadanie.
Jak motywować?
Ale co zrobić, żeby dziecko po kilku dniach jazdy chciało jechać dalej? Dla dorosłego jazda na rowerze może być przyjemnością samą w sobie, ale maluch? Nie warto manipulować czy wjeżdżać na ambicję. Prędzej czy później to się obróci przeciw rodzicowi.
Wybierzcie jakiś cel. Powiedzcie dziecku, że wieczorem będzie kąpiel w jeziorze albo kręcone lody czy ognisko. Jeśli dziecko lubi zwiedzać, można jako cel pokazywać jakieś atrakcyjne miejsce na trasie. Zawsze jedźcie „dokądś”.
Akcja folia
A co jeśli popsuje się pogoda? W dużym deszczu nie warto jeździć. Przemoczone dziecko to nie tylko ryzyko przeziębienia, ale też zniechęcenie. Jednak drobny deszcz, jeśli mamy dobre ciuchy, nie powinien nas zatrzymywać. A na nagłą ulewę można stosować „akcję folia”. Kiedy pada już tak, że nie da się jechać, postawcie rowery, nakryjcie je folią malarską i siądźcie pod nią, czekając, aż przestanie padać. Deszcz z problemu stanie się atrakcją.
Zobacz również: Jak podróżować z małym dzieckiem?
Którędy jechać?
Trasę trzeba dobrze przygotować. Szczególnie wtedy, kiedy dopiero zaczynamy dłuższe wyjazdy z dzieckiem. Dorosły, jadąc sam, bez problemu dołoży na koniec dnia kilkanaście kilometrów, żeby dojechać w lepsze miejsce na nocleg. Dziecko może nie dać rady, dlatego dobrze wcześniej zaplanować noclegi, by o zmroku uniknąć nerwów.
Jeśli chodzi o wybór nawierzchni, to tu trzeba posłuchać dziecka. Jedno będzie wolało śmigać po asfalcie, drugie wybierze spokojną jazdę łąkami. Wiadomo, że na drogach im lepsza nawierzchnia, tym więcej samochodów. A tych, szczególnie z młodszymi dziećmi, lepiej unikać. Zatem jeśli asfalt, to tylko drogi boczne.
Sprzęt
Rower, który wytrzymuje zabawy na podwórku, niekoniecznie sprosta wymaganiom dłuższego wyjazdu. Nie musi to być supernowoczesny karbonowy „ścigant”. Może to być prosta maszyna. Ale musi być sprawna.
Rowery dziecięce są często w fatalnym stanie. Używane do jazdy przed domem, gdzie są poddawane katuszom zabawy z kolegami, którzy „chcieli się przejechać”, przed wyjazdem warto sprawdzić. Stare piasty, klocki hamulcowe trące o koła, nienasmarowany łańcuch. To wszystko będzie dokładać dziecku wysiłku.
Co w nagrodę?
Podróże kształcą. Dosłownie. Mateusz już przyzwyczaił się, że kiedy omawiają jakieś „historyczne” miejsce w Polsce, a on zgłasza się, cała klasa woła chórem: „Tak, wiemy, już tam byłeś”.
W Puszczy Augustowskiej widzieliśmy wiele pamiątek walk i mordów z czasów II wojny światowej. Przez kilkanaście kilometrów rozmawialiśmy o trudnej historii Polaków, Niemców i Rosjan. Na koniec dnia Mateusz tak podsumował: „Tata, jeśli udało nam się pogodzić z Niemcami, to z Rosjanami też się zaprzyjaźnimy, prawda?”. Czy można wyobrazić sobie lepszą lekcję historii?
Ale dziecko zdobywa nie tylko wiedzę. Uczy się samodzielności. Wierzy w swoje siły. Jest też całkiem wymierna strona podróżowania z dzieckiem. Wiele razy zdarzyło nam się, że właściciel pola namiotowego, gospodarstwa agroturystycznego czy nawet hotelu na widok małego rowerzysty rezygnował z opłaty i fundował nam darmowy nocleg. Widok dziecka na rowerze otwiera domy i serca. To zresztą kolejna nauka z podróży. Dziecko, na co dzień uczone, żeby „nie rozmawiać z obcymi”, odkrywa, że ludzie są dobrzy.
Wreszcie: w podróży jesteśmy sami ze sobą. Mimo że spotykamy po drodze wiele osób, to tak naprawdę jesteśmy na siebie skazani i możemy nadrobić zaległości ojcowsko‑synowskie, które powstają w pełnym zajęć roku szkolnym.
Sprawdź: Gadżety umilające podróż
Autorem tekstu jest Remigiusz Kitliński. Fragment pochodzi z książki „ Podręcznik przygody rowerowej ”, Ani i Roberta Robba Maciągów (Septem, 2012). Tytuł, lid, śródtytuły oraz skróty zostały wprowadzone przez redakcję.