Dusigrosze na wakacjach

Pieniądze/ Fot. Fotolia
Podróże, zwłaszcza egzotyczne, są bardzo drogie i nie każdy może sobie na nie pozwolić. Gdy przeglądamy katalogi biur podróży, widzimy, że nawet kilkudniowa wycieczka po dalekim kraju kosztuje majątek. Jednak jeśli wyjedziemy na własną rękę, zauważymy, że można taki wyjazd zorganizować za relatywnie niewielkie pieniądze.
/ 02.07.2012 09:18
Pieniądze/ Fot. Fotolia

Jak wygląda podróżowanie na własną rękę?

Nieraz warunki są ciężkie, a hotele mało komfortowe. Te wszystkie mankamenty stają się jednak nieistotne w porównaniu z faktem, że tu jestem, widzę to wszystko i przeżywam niezwykłe przygody. Niektórzy sami organizują wyjazd nie czekając, aż się dorobią na stare lata. Ze stosunkowo małą sumą pieniędzy w kieszeni, nie zważając na niewygody, ruszają w drogę. To jest niezwykle pozytywne zjawisko.

Na drodze jest wiele pułapek. Szalenie łatwo jest przegiąć, stracić z oczu właściwy cel tej zabawy, jakim jest możliwość dotarcia do danego miejsca, przeżycia przygody, poznania ciekawych ludzi, fajnego spędzenia czasu przy ograniczonych środkach. Niektórzy mylnie skupiają się na celu zupełnie nieistotnym i w gruncie rzeczy nieracjonalnym — wydaniu jak najmniejszej ilości pieniędzy, za wszelką cenę. Podróżnik wyjeżdża i zaczyna się zachowywać tak, jakby chciał zminimalizować skutki swojej pochopnej decyzji.

Na czym polega syndrom chorobliwej oszczędności?

Dotyka go choroba, tzw. „syndrom chorobliwej oszczędności” lub w skrócie SChO. Będę go także nazywał „chorobliwie oszczędnym podróżnikiem” (ChOP). Opiszę więc, ku przestrodze, pokrótce różne symptomy tej straszliwej choroby.

Pierwszym stadium SChO jest wybieranie zawsze najtańszej opcji. Niezależnie od tego, jak podły jest hotel, ile w pokoju gnieździ się pluskiew, karaluchów, szczurów itp., jak bardzo niedobrze się robi po wejściu do ubikacji, ChOP zawsze wybierze najtańszy hotel w mieście. Nawet jeśli drzwi w drzwi sąsiaduje z nim przytulny i czyściutki pensjonacik, jeśli jest droższy choć o dolara — od razu odpada.

Czynnikiem pozwalającym ocenić, czy mamy już do czynienia ze SChO, czy ze zwykłą praktyką budżetowego podróżowania, jest niezwracanie uwagi na bezwzględną cenę. Jeśli przy wyborze liczy się tylko fakt, że dany hotel jest najtańszy, a nie to, czy jego cena mieści się w jakimś założonym budżecie, to jest to sygnał alarmowy.

Podobnie jest z jedzeniem. Jeśli ktoś je na ulicznym stoisku, bo mu tam smakuje, to wszystko w porządku. Ale jeśli ktoś przez cały wyjazd żywi się falafelami, których nie znosi (ewentualnie: których ma dość), a nie pójdzie do nieco droższej, ale wciąż taniej knajpki na doskonały obiad, to już ma powód do namysłu.

Warunkiem koniecznym, by uznać zachowanie za skutek SChO, jest to, że wybrana opcja wcale ChOP‑owi nie sprawia przyjemności, a lepsza — ale droższa — istnieje i mieści się w zasięgu jego możliwości finansowych.

Zobacz także: Wyjazd za granicę - poradnik podróżującego

Rozwój choroby

Drugim stadium SChO jest negacja. W celu zaoszczędzenia pieniędzy ChOP rezygnuje z różnych rzeczy, np. przyjedzie do Agry, ale Tadż Mahal obejrzy przez płot czy nie przejedzie się na słoniu, bo za drogo. Na to wszystko ChOP ma pieniądze i ochotę, jednak zwycięża po prostu chęć zaoszczędzenia.

Trzecim, już poważnym stadium, jest agresja i egzaltacja. Oszczędzanie zaprząta głowę ChOP‑a w tym stopniu, że trudno jest mu myśleć o czymkolwiek innym i robi się agresywny. Tubylcy w jego oczach to potencjalni naciągacze i oszuści, zawarcie każdej transakcji — wynajęcie pokoju w hotelu czy taksówki — jest walką o uzyskanie korzystnej ceny, grą o sumie zerowej, w której musi być wygrany i przegrany. ChOP w tej fazie patrzy na innych turystów z pogardą, uważa ich za frajerów, którzy zapłacili za coś więcej niż on.

W tej fazie choroby ChOP nie powstrzyma się od stosowania brudnych sztuczek — wślizgnie się do muzeum bez biletu, posłuży sfałszowaną legitymacją studencką w pociągu, rzuci taksówkarzowi mniejszą kwotę niż umówiona i oddali się szybkim krokiem czy — w skrajnym przypadku — umknie cichcem z hotelu bez zapłacenia. Oczywiście zawsze znajdzie sobie wytłumaczenie — rząd jest okropny, bilet za drogi, taksówkarz żądał za dużo, hotel nie był wart swojej ceny.

Relacje z wyjazdu chorobliwie oszczędnego podróżnika

Jeśli ChOP pisze relację ze swojego wyjazdu w internecie, łatwo rozpoznać trawiącą go chorobę. Większość bloga zajmuje bowiem opis toczonych przez ChOP‑a bojów — udanych i nieudanych negocjacji, prób oszustwa z jednej i z drugiej strony, wypisy wszystkich możliwych cen. Jeśli ChOP zmuszony był za coś zapłacić niesprawiedliwą cenę (przynajmniej w jego mniemaniu), lament z tego tytułu zajmie przynajmniej pół strony.

SChO to straszna choroba. W zaawansowanym stadium może całkowicie zabić przyjemność podróżowania, uniemożliwia spojrzenie na otaczającą rzeczywistość przez jakikolwiek inny pryzmat niż wydawanych pieniędzy. Strzeżcie się więc, bracia i siostry, nie dajcie się jej złapać! Bo szalenie łatwo wpaść w jej sidła. I jest okrutnie zaraźliwa!

Sprawdź: Jazda na rowerze - samotnie czy w tłoku?

Autorem tekstu jest Antek Myśliborski. Fragment pochodzi z książki „Podręcznik przygody rowerowej”, Ania i Robert Robb Maciągowie (Septem, 2012). Tytuł, lid, śródtytuły oraz skróty zostały wprowadzone przez redakcję.

Redakcja poleca

REKLAMA