Katherine Neville „Ósemka” - fragment 1

Każdy bok szachownicy, wykonanej w całości ze srebra i złota, miał równo metr długości. Kunsztowne figurki wyrzeźbione z cennych kruszców wysadzane były rubinami, szafirami, diamentami i szmaragdami nierzadko wielkości przepiórczych jaj.
/ 26.09.2016 12:57
 


Opowieść przeoryszy:
Czwartego kwietnia roku 782, w dniu czterdziestych urodzin Karola Wielkiego, w Pałacu Orientalnym w Akwizgranie odbywała się wspaniała uroczystość. Z tej okazji monarcha zaprosił możnowładców ze wszystkich krańców swojego imperium. Pałac królewski z mozaikową kopułą i krętymi schodami pełen był sprowadzonych z zagranicy palm i przyozdobiony kwietnymi girlandami. W ogromnych westybulach, wśród srebrnych i złotych latarń, rozbrzmiewały dźwięki harf i lutni. Dworzanie, przyodziani w fiolety, purpury i złoto, przemieszczali się wśród bajkowej plątaniny kuglarzy, żonglerów i lalkarzy. Na dziedzińcu zgromadzono niedźwiedzie, lwy, żyrafy, a także klatki pełne gołębi. Już od kilku tygodni trwała wesoła zabawa w oczekiwaniu na urodziny króla.
Kulminacyjnym punktem był, rzecz jasna, sam dzień urodzin. (...) Na ten dzień król przygotował coś wyjątkowego. Będąc mistrzem strategii, znajdował wyjątkowe upodobanie w pewnej grze. Były nią szachy, zwane grą wojenną bądź też grą królów. Wtedy właśnie, w dniu swoich czterdziestych urodzin, zażyczył sobie zagrać z najlepszym szachistą swojego królestwa, Frankiem zwanym Garinem.
Wśród dźwięku trąb Garin wkroczył na dziedziniec. Akrobaci wyczyniali przed nim swoje sztuczki, a kobiety sypały mu pod nogi liście palm i płatki kwiatów. Garin był szczupłym mężczyzną o bladej twarzy i szarych oczach, a z całej jego postawy biła ogromna powaga. Służył jako żołnierz w armii na zachodzie. Gdy monarcha podniósł się na jego powitanie, Garin przyklęknął.
Ośmiu czarnych służących ubranych w mauretańskie stroje wniosło na ramionach wielką szachownicę. Zarówno ci ludzie, jak i niesiona przez nich szachownica, byli darem przysłanym przez IbnalArabiego, muzułmańskiego gubernatora Barcelony, w dowód wdzięczności za pomoc królewską w walce z pirenejskimi Baskami cztery lata wcześniej. Właśnie podczas odwrotu po tej sławetnej bitwie, na przełęczy Roncesvalles w Nawarze, poniósł śmierć ulubiony rycerz Karola, Hruoland, bohater Pieśni o Rolandzie. W związku z tak przykrym wspomnieniem król nigdy wcześniej nie używał tych szachów ani też nie pokazywał ich swoim poddanym.


Dworzanie w niemym zachwycie podziwiali wspaniałe figury rozstawiane przez służących na szachownicy. Choć wyszły spod rąk arabskich rzemieślników, nosiły wyraźne znamię indyjskiego i perskiego pochodzenia. Niektórzy wierzyli bowiem, iż owa gra znana była w Indiach czterysta lat przed narodzeniem Chrystusa, a Arabowie przywieźli ją z Persji po podboju tego kraju w Roku Pańskim 640.
Każdy bok szachownicy, wykonanej w całości ze srebra i złota, miał równo metr długości. Kunsztowne figurki wyrzeźbione z cennych kruszców wysadzane były rubinami, szafirami, diamentami i szmaragdami nierzadko wielkości przepiórczych jaj; kamienie te nie były jednak cięte, lecz tylko wypolerowane na gładko. Lśniąc i połyskując w świetle lamp, zdawały się żarzyć wewnętrznym światłem, które hipnotyzowało patrzących.
Figurka zwana szachem, albo królem, wysokości piętnastu centymetrów, przedstawiała mężczyznę w koronie jadącego na grzbiecie słonia. Królowa – inaczej hetman – siedziała w krytej lektyce wysadzanej klejnotami. Gońcy przedstawieni byli jako słonie, dźwigające na grzbietach siodła wysadzane drogimi kamieniami, konie – jako arabskie dzianety. Wieże, lub zamki, nazywane były roch, od arabskiego słowa oznaczającego "rydwan”; były to wielbłądy słusznych rozmiarów, noszące na plecach wysokie krzesła podobne do wież. Natomiast pionki były zwykłymi żołnierzami wysokości siedmiu centymetrów. Zamiast oczu miały klejnociki, a rękojeści ich mieczy upstrzone były różnokolorowymi kamykami.
Karol Wielki i Garin zbliżyli się do szachownicy. Wówczas król uniósł dłoń i wyrzekł słowa, które otaczający go ludzie przyjęli z bezbrzeżnym zdumieniem.
– Proponuję zakład – powiedział dziwnym głosem. Karol nie był przecież zwolennikiem zakładów. Dworzanie obrzucili się niepewnym wzrokiem. – Jeżeli mój żołnierz, Garin, odniesie nade mną zwycięstwo, otrzyma część mego królestwa rozciągającą się od Akwizgranu aż do Pirenejów, a także rękę mojej najstarszej córki. Natomiast jeśli przegra, zostanie ścięty tu, na tym dziedzińcu, o świcie.
Przez dwór przebiegł szmer. Przecież król tak bardzo kochał swoje córki, że ubłagał je, by nie wychodziły za mąż za jego życia.
Najdroższy przyjaciel monarchy, książę Burgundii, chwycił go za ramię i odciągnął na bok.
– Cóż to ma być za zakład? – wyszeptał. – Coś takiego przystoi najwyżej zapijaczonemu barbarzyńcy!
Karol zasiadł za stołem, zachowywał się jak w transie. Książę nic nie rozumiał. Garin też był zdumiony. Spojrzał księciu w oczy, po czym bez słowa usiadł przy szachownicy, tym samym przyjmując zakład. Przystąpiono do przydziału figur i Garin, jakby na swoje szczęście, wybrał białe, zyskując tym samym pierwszy ruch. Gra się rozpoczęła.
Niewykluczone, iż wynikało to z napięcia panującego na dziedzińcu, lecz widzowie odnosili wrażenie, że w miarę rozwoju gry obaj gracze przesuwają figury z siłą i precyzją przekraczającą ramy tej partii, zupełnie jakby nad szachownicą unosiła się jakaś inna, niewidzialna dłoń. Chwilami nawet zdawało się, że figury poruszają się same, bez udziału ludzi. Gracze, pobladli, siedzieli w milczeniu, otoczeni przez dworzan przypominających duchy.
Po mniej więcej godzinie książę Burgundii zauważył, że król zachowuje się dość dziwnie. Jego czoło przecinały głębokie bruzdy, wydawał się nieuważny i rozkojarzony. Zresztą i Garina najwyraźniej dręczył jakiś niezwykły niepokój; ruchy miał szybkie i nerwowe, a na czole perliły się wielkie krople potu. Obaj siedzieli ze wzrokiem wbitym w szachownicę, jakby ani na moment nie potrafili oderwać od niej oczu.
Nagle Karol wydał okrzyk i zerwał się na równe nogi, przewracając szachownicę i strącając wszystkie figury na podłogę. Dworzanie cofnęli się. W ataku nieprzytomnej wściekłości król zaczął wyrywać sobie włosy i walić się w piersi jak dzikie zwierzę. Garin i książę podbiegli do niego, lecz on odtrącił ich gwałtownie. Trzeba było dopiero sześciu możnowładców, by unieruchomić monarchę. Gdy wreszcie się uspokoił, rozejrzał się wokoło w całkowitym osłupieniu, jakby przed chwilą ocknął się z głębokiego snu.
Zobacz pozostałe fragmenty powieści

Katherine Neville „Ósemka” - fragment 2

Katherine Neville „Ósemka” - fragment 3

Przeczytaj informację o książce:

Świat jest szachownicą
Tagi: ksiażka

Redakcja poleca

REKLAMA