Film Stuarta Hazeldina mocno podzielił środowisko filmowców. Uznawany za produkcję omyłkową, której recenzenci nie szczędzą krytyki, ma swoje mocne strony: porusza wrażliwe struny. W kinach od 10 marca.
"Chata" - skupmy się na historii
"Chata" to opowieść o tym, jak Bóg przychodzi do nas w naszych smutkach, do nas uwięzionych we własnych rozczarowaniach, zdradzonych przez własne wyobrażenia. Już pierwsze zdanie może sprawić, że skrzywimy się niemiłosiernie na samą myśl o obejrzeniu filmu. Mack jest szczęśliwym mężem i ojcem trojga wspaniałych dzieci. Pewnego dnia jego rodzinę dotyka tragedia. Najmłodsza córka Missy zostaje porwana. Wszelkie dowody wskazują na morderstwo, choć ciała nie udaje się odnaleźć. Ojciec nie może odnaleźć się w tej sytuacji: popada w coraz głębszą rozpacz, która powoli oddziela go od świata i rodziny. Lawiruje między wyobrażeniami a rzeczywistością, ocierając się o absurd - kilka lat po tragedii otrzymuje tajemniczy list z zaproszeniem do leśnej chaty, w której rozegrał się dramat Missy. Scenarzyści wpadli na pomysł, by list wydawał się pochodzić od... samego Boga.
"Mam teraz czas życiowo słaby..." - dziewczyna zaśpiewała w "Idolu", bo to jej "ostatnia szansa"
mat. dystrybutoraPełen wątpliwości i obaw mężczyzna decyduje się na spotkanie z nieznanym, które okaże się być niezwykłym doświadczeniem pozwalającym zrozumieć sens rodzinnej tragedii i zupełnie inaczej spojrzeć na życie i świat.
Wyjdźmy poza fabułę
William Paul Young, autor bestsellerowej powieści, na podstawie której powstał film Stuarta Hazeldine'a, wyjaśnia metaforę "Chaty": "Symbolizuje ona wewnętrzną przestrzeń pełną zniszczeń, dom, który buduje sobie w środku każdy człowiek, który nie otrzymał w odpowiedniej chwili pomocy z zewnątrz", objaśnia pisarz. "To miejsce, w którym składujemy wszystkie nasze nałogi i chowamy wstydliwe sekrety, mając nadzieję, że nigdy nie wyjdą one już na światło dzienne" - tłumaczy.
Dramat rozgrywający się w umyśle ojca jest kontrastowany z pięknymi zdjęciami - trzeba przyznać, że sceneria jest iście baśniowa, wręcz surrealistyczna. Można kupić ten obraz, ten świat, z całą otoczką prostych, biblijnych dialogów, zakładających miłość do Boga. Jeśli włączymy logiczne myślenie, pamiętamy jedno: dramat rodzica. Dramat kochającego ojca, który jakimś sposobem otrzymuje wiadomość, jak ma dalej żyć po utracie ukochanej córki i ma uwierzyć, że to było po c o ś. Serio?
Film porusza wrażliwe struny, ale po drodze zahacza o szare komórki i włącza sceptycyzm - to po części tłumaczy słabe recenzje, jednak zachęcam do wyrobienia własnej opinii.