"Dziedziczki" - We-Dwoje recenzuje

Powiedzmy to od razu: najnowsze dzieło Marthy Coolidge, nie jest propozycją dla widza, który gustuje w ambitnych produkcjach, skłaniających do przemyśleń. „Dziedziczki”, bo o nich mowa, są kolejną komedią romantyczną, którą można obejrzeć w niedzielne popołudnie.
/ 18.08.2008 13:54
Powiedzmy to od razu: najnowsze dzieło Marthy Coolidge, nie jest propozycją dla widza, który gustuje w ambitnych produkcjach, skłaniających do przemyśleń. „Dziedziczki”, bo o nich mowa, są kolejną komedią romantyczną, którą można obejrzeć w niedzielne popołudnie.

Oczywiście pod warunkiem, że nie ma się ciekawszego zajęcia. Film ten bowiem nie prezentuje niczego nowego, wszystko można było zobaczyć już wcześniej w „Legalnej blondynce” czy „Erin Brockovich”, którego fragmenty reżyserka bezpośrednio wykorzystuje.

"Dziedziczki" - We-Dwoje recenzuje

Tytułowe dziedziczki to dwie bajecznie bogate siostry: Ava i Tenzie. Ojciec zostawił im przynoszącą krocie firmę kosmetyczną, o której prowadzeniu niegrzeszące inteligencją pannice nie mają pojęcia. Życie mija im na imprezach w modnych klubach, zakupach u najlepszych projektantów i seansach w SPA. Ich sytuacja ulega zmianie, gdy w firmie wybucha skandal. Wychodzi na jaw, że jeden z produktów jest szkodliwy dla zdrowia. Siostry wciągu kilku godzin tracą wszystko: pieniądze, dom, samochód.. Szybko jednak orientują się, że padły ofiarą spisku uknutego przez człowieka, któremu powierzyły prowadzenie interesów. Nie słuchają namów i postanawiają nie sprzedawać swoich udziałów. Rozpoczyna się walka o przywrócenie dobrego imienia firmie.

"Dziedziczki" - We-Dwoje recenzuje

Ava i Tenzie dorastały w hermetycznym świecie, do którego nie docierały problemy dnia codziennego. Zawsze miały przy sobie ludzi dbających o ich wygodę. Dlatego kiedy przychodzi im zmierzyć się z prawdziwym życiem, bez złotej karty kredytowej i szofera, są zupełnie bezradne. Dziewczyny nie wiedzą np. do czego służy żelazko, ani że przed wejściem do autobusu należy skasować bilet. Jeśli reżyserka nakręciła te fragmenty po to, by widza rozbawić, to nie udało jej się to. Wyszło bardziej żałośnie, niż śmiesznie. Bez wątpienia przyczyniły się do tego Hilary i Haylie Duff, odtwórczynie głównych ról. Widać, że młode gwiazdki dopiero od niedawna uczą się aktorstwa i jeszcze nie do końca opanowały to trudne rzemiosło. W markowych ciuszkach i butach na obcasie, owszem, wyglądają nie najgorzej, ale to chyba trochę za mało na produkcję trwającą półtorej godziny. Chociaż przyznać należy, że rzucanie łzawych spojrzeń spod umalowanych rzęs wychodzi im bardzo dobrze. Szkoda tylko, że robią to w niemalże każdej scenie. Naśladowanie Reese Witherspoon w tym przypadku się nie sprawdza.

"Dziedziczki" - We-Dwoje recenzuje

Równie nieprzekonywujący jest morał, który można ująć w jednym zdaniu: „Pieniądze to nie wszystko”. Okazuje się bowiem, że dopiero tracąc fortunę można znaleźć prawdziwe szczęście i ( a jakże! ) miłość.

"Dziedziczki" - We-Dwoje recenzuje

Martha Coolidge znana jest głównie jako reżyserka kultowego serialu „Seks w wielkim mieście”. O ile jednak perypetie Carrie Bradshaw i jej przyjaciółek mogły zaskakiwać, tak w „Dziedziczkach” wszystko można przewidzieć. Od połowy filmu wiadomo, że należy spodziewać się happy endu i ten rzeczywiście następuję. Ta przewidywalność sprawia, że całość jest po prostu nudna. Mamy tu do czynienia z częstym w tego typu produkcjach przerostem formy nad treścią. I nie są w stanie zrekompensować tego ładne buzie sióstr Duff czy luksusowe wnętrza amerykańskich klubów. Po dotrwania do końca, z filmu niewiele pozostaje w pamięci. I właściwie trudno stwierdzić, czy jest to wadą czy zaletą.

Anna Kutela

Redakcja poleca

REKLAMA