Portugalia - Tęsknota za pięknem

Lizbona, Portugalia fot. ONS
Możesz tu przysiąść nad brzegiem oceanu, nucąc nostalgiczne fado, wymodlić cud w Fatimie. Lub szaleć do białego rana w Lux – najmodniejszym lizbońskim klubie należącym do Johna Malkovicha.
/ 27.02.2009 10:52
Lizbona, Portugalia fot. ONS
Cynamon i curry Czerwone dachy domów, fasady kamienic zdobione kolorowymi, ceramicznymi płytkami – azulejos. Słoneczne światło odbija się w majolikowych ścianach. Okiennice przymknięte przed wszechogarniającym upałem. Na samym krańcu Europy, na wybrzeżu Atlantyku, u ujścia rzeki Tag, jak wieczny Rzym, na siedmiu wzgórzach leży Lizbona, portugalska stolica.

Stromą, wąziutką ulicą Alfamy, najstarszej z dzielnic, pnie się żółty tramwaj. Gdzie spojrzeć, plątanina zaułków. Z najwyższego wzgórza, z murów Zamku Świętego Jerzego, wzniesionego jeszcze przez mauretańskich władców, rozciąga się widok na miasto u stóp zamkowego wzgórza. Niegdyś stolicę imperium. Jeden z najważniejszych portów świata. Prawdziwy tygiel. Tu mieszały się egzotyczne zapachy nowo odkrytych przypraw: cynamonu, czarnego pieprzu, curry. Tu nie dziwiły nikogo odcienie skóry. Lizbona wciąż ma w sobie tamten niezwykły klimat. To miasto nigdy nie zasypia, w dzielnicy rozrywki, Bairo Alto, życie zaczyna się dopiero po północy, a kończy nad ranem. Przez wąskie uliczki pełne maleńkich knajpek trudno przecisnąć się w tłumie bawiącym się noc w noc.

Po kataklizmie, jakim było trzęsienie ziemi w 1755 roku, Lizbona została niemal doszczętnie zniszczona. Z nielicznych ocalałych budowli ostał się klasztor i kościół Hieronimitów. Wybudowany w fantazyjnym stylu manuelińskim będącym niezwykłym połączeniem gotyku i renesansu. Przykuwający wzrok tak samo jak stojąca od pięciu już wieków przy nabrzeżu Tagu „koronkowa” wieża Belém. Niegdyś więzienie i latarnia morska portu w Lizbonie.  Tu średniowiecze łączy się z nowoczesnością. Bo brzeg rzeki spina najdłuższy w Europie most Vasco da Gamy. Tę sześciopasmową autostradę ciągnącą się przez szesnaście kilometrów otwarto w pięćsetną rocznicę odkrycia przez portugalskiego żeglarza drogi morskiej z Europy do Indii.

Dwa światy

Dolina Tagu dzieli Portugalię na dwie krainy i dwa różne światy. Północ to soczyście zielone pagórki, lasy sosnowe i dębowe. Nimi słynie największy rezerwat przyrody, dziki region wśród pasm górskich – Park Narodowy Peneda-Geres. Poprzecinany wzdłuż i wszerz turystycznymi szlakami. Z rzadka rozrzucone malownicze wioski sprawiają wrażenie, że czas zatrzymał się tam w ubiegłym stuleciu. Wciąż usłyszeć tu można język mirandyjski. Choć nie został uznany za język urzędowy, naucza się go w wielu szkołach w północno-wschodniej Portugalii. Wybrzeżem od Figueira da Foz do Porto ciągną się piaszczyste plaże z ruchomymi wydmami. Aż do tego słynnego Porto z jego stromymi, brukowanymi kostką uliczkami, gdzie w niezliczonych portowych winiarniach serwuje się najbardziej chyba znane portugalskie wino o aromacie wanilii, dębu i lekko korzennym posmaku. Porto wytwarzane z winogron rosnących wokół miasta w dolinie rzeki Duoro. Jej tarasy widoczne są ponoć z kosmosu. Tak strome, że tu na ziemi dostać się do nich można tylko pieszo. 

Dalej w głąb lądu nad wodami rzeki Mondego leży Coimbra, niegdyś stolica Portugalii. Miejsce narodzin sześciu królów. Siedziba najstarszego w kraju, siedemsetletniego, uniwersytetu. I wciąż, mimo upływu lat, pełnego studentów. Raz w roku na początku maja Coimbra przeżywa niezwykłą fiestę „Queima das Fitas”, czyli „Palenie Wstążek”. Niezliczona ilość kolorowych wstążek – „fitas”, symboli wszystkich ośmiu uniwersyteckich wydziałów – trzymanych w studenckich dłoniach daje początek tygodniowej zabawie, w której bierze udział całe miasto.

Ci z dwudziestopięciotysięcznej rzeszy żaków, którzy kończą naukę, palą ostatniego dnia swe wstążki, stąd też nazwa święta ściągającego do miasta tłumy ciekawskich. Magnetyczną moc przyciągania ma również Fatima. To tu na początku ubiegłego stulecia trójce pastuszków ukazała się Matka Boska. Kościół uznał cud objawienia. Niewielka Fatima stała się miejscem kultu. Tu stanął jeden z największych kościołów świata. Wzniesienie go kosztowało niebagatelne sześćdziesiąt milionów euro. Okoliczne łąki zmieniły się w rozległe parkingi dla wycieczkowych autobusów. Bo do Fatimy przez cały rok przybywają tysiące pielgrzymów z najodleglejszych zakątków ziemi.

Z kolei do podlizbońskiej Sintry, sławionej już przez lorda Byrona, najchętniej ściągają portugalscy celebrities. Obok bajkowych pałaców: Palácio Nacional da Pena z jego różnokolorowymi basztami, monumentalnego Palácio Nacional de Sintra i przypominającego zamek Kopciuszka współczesnego kaprysu ekscentrycznego milionera Palácio e Quinta da Regaleira, stawiają dziś swoje okazałe wille gwiazdy mediów i kultury. W Sintrze miał też przez lata swój niewielki domek sam Hans Christian Andersen. Tu napisał najpiękniejsze baśnie.

Czas sjesty

Gdy tylko przekroczy się Tag, krajobraz powoli się zmienia. Zaczyna być upalnie i sucho. Zamiast lasów gaje. Pomarańczowe figowe, migdałowe, oliwne rozsiane na szerokiej równinie Alentejo. Domy o płaskich dachach lśnią bielą. Subtelne wpływy kultury arabskiej można jeszcze odszukać w kształcie kołatek ich drzwi wejściowych. Kawałek mosiądzu zastępujący klamkę to tak zwana dłoń Fatimy, córki Mahometa. Stylizowana kobieca dłoń chroni przed klątwą i złym wzrokiem. A każdy z pięciu jej palców to jedna z podstaw islamu. Tylko mało kto w katolickim kraju już chyba o tym pamięta.

Napotkani przechodnie zapytani o godzinę odpowiadają bez spoglądania na zegarek: „Mniej więcej...”. Na południu czas płynie leniwie. Tradycyjna dwugodzinna sjesta w środku dnia dziwi tylko turystów, przed którymi zamykają się niespodziewanie drzwi sklepów, muzeów, urzędów. Dla Portugalczyków, bez różnicy, z północy czy południa kraju, to odwieczny rytuał pozwalający odpocząć w czasie największych upałów. W prowincji Algarve rozlokowały się największe turystyczne kurorty, wielopiętrowe hotele. Najgłośniejsze są okolone szaro-czerwonymi, wysokimi na kilkadziesiąt metrów klifami piaszczyste plaże Albufeiry. Pełne śmiechu dzieci rozbrzmiewają różnorodnością języków. Ale uciekając od tłoku na wschód wybrzeża ku wysepkom wokół Taviry lub na zachód do Sagres, wciąż można znaleźć spokojne zatoczki z piaskiem nietkniętym stopą. W nadmorskiej restauracyjce skosztować świeżo złowionych ryb. Najpopularniejsze są maleńkie sardynki prosto z grilla. Często nawet niepatroszone. Konkurencja dla narodowej potrawy przyrządzanej z suszonego na słońcu dorsza – Bacalhoada.

Wyspy szczęśliwe

Portugalia odwrócona jest plecami do reszty Europy. Świadectwem po dawnych, niespokojnych czasach są masywne, szesnastowieczne klasztory, warowne fortece ciągnące się wzdłuż granicy z Hiszpanią od Valenćy na północy po Elvas i Monsaraz na południu. A kiedy stanie się na smaganym przez wiatr i Atlantyk Przylądku Świętego Wincentego, najbardziej na południowy zachód wysuniętym skrawku portugalskiego lądu, można jak starożytni choć przez chwilę uwierzyć, że tu właśnie świat się kończy. I zaraz potem ruszyć na podbój świata. Zaczynając od Portugalii. Od jej dawnych zamorskich kolonii. 

Najlepszy „towar eksportowy” tego kraju pochodzi z leżącej na Oceanie Atlantyckim Madery. Cristiano Ronaldo okrzyknięty najlepszym piłkarzem na świecie urodził się na tej oddalonej o tysiąc kilometrów od Europy wulkanicznej wyspie. Portugalski jest również Archipelag Azorów. Chłodniejsze niż Madera modne miejsce zimowych wypadów z Europy. Wietrzne, z kapryśną pogodą, wiecznie zielone przyciągają turystów spragnionych spokoju i widoku dzikiej przyrody. Wracają raz po raz zarażeni „saudade”. Tym nieokreślonym, wewnętrznym poczuciem melancholii i nostalgii, do którego przyznaje się każdy Portugalczyk. Cóż może być przyjemniejszego niż dumanie na oceanicznej plaży z kieliszkiem porto w ręku?

Redakcja poleca

REKLAMA