Piaszczyste, żwirowe – czego dusza zapragnie, a zupełnie przejrzysta, ciepła woda wabi ławicami kolorowych rybek, gąbkami i niesamowitymi muszlami, które można znaleźć niemal tuż pod powierzchnią. Na większości nie ma tłoku, do niektórych można dotrzeć jedynie od strony morza, z czego chętnie korzystają zakochane pary lub grupy młodzieży. Wyposażone w namioty, zapasy jedzenia i picia potrafią spędzić na takim odludziu nawet kilka dni. Największy boom turystyczny Korfu przeżywała w latach 60. ubiegłego wieku.
Na szczęście dla wyspy, już dwadzieścia lat potem tłumy turystów uzbrojonych w mapy i aparaty fotograficzne ruszyły w innych kierunkach. Korfu wyszła z mody, a odkryta ponownie w latach 90. stała się mekką ludzi szukających odpoczynku na łonie natury. Zamożnych Brytyjczyków, Niemców, Włochów i Francuzów, dla których to, co oferuje przyroda, jest podczas wakacji znacznie większym magnesem niż najpiękniejsze nawet ruiny i zabytki.
Pod ostrzałem
Być może i tu przed wiekami Grecy wznieśli tak piękne budowle jak w Grecji kontynentalnej. Do dziś nie został po nich jednak nawet kamień. Najdalej na północ wysunięta z greckich wysp Korfu przez wieki leżała na skrzyżowaniu szlaków handlowych i była łakomym kąskiem dla wszelkiej maści handlarzy i awanturników. Ledwie opuścili ją Rzymianie, a już dostała się pod panowanie Bizancjum. Korfu władali też Wenecjanie, Francuzi i Brytyjczycy. Na miejscową ludność od strony morza napadali piraci, dla których skaliste zatoki stanowiły idealne schronienie. A wszyscy najeźdźcy niszczyli to, co zastali po poprzednikach. Jedynie Wenecjanie wznieśli tu nie tylko twierdze, ale pobudowali również kamienice, które stoją do dzisiaj. By ratować zrujnowaną gospodarkę, obsadzili strome wzgórza gajami oliwnymi, które stały się największym skarbem wyspy.
Dzięki deszczom padającym od października do marca Korfu to najbardziej zielona z wysp greckich. Dziś rośnie tu ponad cztery miliony drzewek, z których produkuje się aż 60 procent greckiej oliwy. Wykorzystywana w kulinariach, służy także do produkcji mydeł i olejków do pielęgnacji ciała i włosów. W końcu po wielu latach starań w 1864 roku Grecy odzyskali Korfu. Mimo to wpływy brytyjskie były już tak duże, że wyspiarze nadal czują się tu jak u siebie. Niemal w każdym miejscu można się dogadać zarówno po grecku, jak i po angielsku. A starsi ludzie przyjeżdżają tu już nie tylko na wakacje, lecz także osiedlają się na stare lata.
Mów mi Spiro
Najstarszym zabytkiem Korfu jest klasztor Moni Theotokou, którego historia sięga XIII wieku. Inne to pozostałości po kolonizatorach, które tworzą niezwykłą wprost mieszkankę stylów architektonicznych. Najlepiej widać to w największym, bo liczącym 50 tysięcy mieszkańców mieście na wyspie, także zwanym Korfu. Tu, obok starego miasta Campiello, które głównie wybudowali Wenecjanie, jest plac Spinada będący boiskiem do krykieta. Nawet książę Karol, który gościł tu przed kilkoma laty, nie omieszkał rzucić kilku piłek dla przyjemności. W wąskiej plątaninie uliczek można by się pogubić niczym w labiryncie, gdyby nie górujący nad kamienicami kościół św. Spirydiona, patrona miasta. W kościele, w srebrnym sarkofagu ważącym 400 kilogramów, leży zmumifikowane ciało świętego.
Cztery razy do roku ulicami miasta przechodzi procesja z jego relikwiami, bo też tyle cudów zdziałał święty: raz uchronił Korfu przed głodem w XVI wieku, dwa razy w XVII wieku przed zarazą i raz przed Turkami w XVIII wieku. Szacunek do świętego jest tak wielki, że niemal w każdej rodzinie pierwszy chłopiec dostaje na imię Spirydion, w skrócie Spiro. Niedaleko kościoła stoi pałac Achillion, wzniesiony w XIX wieku na prośbę cesarzowej Elżbiety, zwanej Sissi. W jego ogrodach znajduje się największa na wyspie kolekcja rzeźb greckich bogów. Większość z nich to podobizny Achillesa, który przypominał Sissi jej syna, arcyksięcia Rudolfa, który z miłości popełnił samobójstwo. Korfu i pałac Achillion stały się sławne na cały świat dzięki filmowi „Tylko dla twoich oczu”, jednej z części przygód Jamesa Bonda.
W zielonym gaju
Na Korfu nie ma czasu na nudę. Jeśli po kilku dniach plażowania turysta ma ochotę na odmianę, może ruszyć w morze lub w góry. Wypożyczoną łódką lub motorówką popłynąć w rejs po wodach, po których niegdyś żeglowały armady Cezara, Antoniusza i Kleopatry. Taki rejs to też idealny sposób, by dotrzeć do niezwykle malowniczej pięciopalczastej Zatoki Paleokastritsa lub Kanału Miłości. A gdy ktoś wykąpie się w Kanale Miłości, gdzie według legendy Posejdon uwiódł nimfę Kerkyrę, jak miejscowi nazywają Korfu, może liczyć na szczęście i powodzenie w tej sferze do końca życia. O ile jednak morska eskapada to bułka z masłem, wyprawa w góry może przyprawić o palpitację serca.
Prowadzenie auta lub jeepa na krętych drogach, które raz wznoszą się niemal pionowo w górę, by za chwilę opaść ku dołowi, wymaga iście rajdowych umiejętności. Na wszelki wypadek, idąc w ślady mieszkańców, warto sobie więc powiesić przy lusterku główkę czosnku, który tu nie chroni tak jak w Transylwanii przed wampirami, lecz ma doprowadzić bezpiecznie do celu podróży. Za to po drodze spotkamy wieśniaków na osiołkach lub pasterzy ze stadami kóz. A gaje pomarańczy i mandarynek, z których wyrabia się likiery, dają miły cień i ochłodę. Moc zaklęta w gronach
Warto jednak zdobyć się na heroizm, by dotrzeć do wiosek, w których ludzie żyją jak przed wiekami. Pozdrawiają turystów serdecznie i zapraszają do małych rodzinnych tawern, gdzie nawet najprostsze potrawy, jak kawałek owczego sera z chlebem i oliwą, smakują jak najbardziej wyrafinowane dania. Oprócz tradycyjnej mussaki czy souvlaków na Korfu warto spróbować dań z ryb i owoców morza, takich jak barbounia (brzany) i kalamarakia (czyli ośmiornice). Z odrobiną miejscowego piwa, likieru z kumkwatów czy Metaxa smakują bosko. Metaxa, która nosi nazwę od Spyrosa Metaxasa, który zaczął ją produkować w 1888 roku w Pireusie, nadal wyrabiana jest jak przed wiekami z winogron dojrzewających w greckim słońcu. Po destylacji alkohol leżakuje w dębowych beczkach. Pod koniec tego procesu jego ostry smak łagodzi się odrobiną Muscatu, ekstraktu z ziół i płatków róży, dzięki czemu nabiera słodkawego smaku i aksamitnej nuty. „To połączenie słońca i radości ludzi, którzy tu żyją”, mówią o Metaksie mieszkańcy Korfu.
Keep the moment!
Warto jednak przerwać ucztowanie w porę, by dotrzeć na najwyższy szczyt wyspy Pantokrator, który wznosi się 906 metrów nad poziom morza. Dopiero z niego widać całą panoramę wyspy, która zdaje się być rajem na ziemi. Patrząc na bujną zieleń, błękit nieba i nagie skały opadające wprost do lazurowej wody, człowiek ma naprawdę ochotę cisnąć komórką najdalej jak można i zapomnieć o bożym świecie. Czy to właśnie tak urzekło Odyseusza, że właśnie tu zatrzymał się w drodze powrotnej do Itaki?