„Kumpela robi na dwa etaty, a jej mąż po pracy zalega przed telewizorem. Poradziłam jej, jak go wykurzyć”

zarobiona matka, żona, gospodyni fot. Adobe Stock, Dmitriy Melnikov
„Nie tylko nie pomagał w załatwianiu codziennych spraw, ale nawet żarcia sobie sam nie zrobił. Kiedy podstawiła mu pod nos wczorajszą pomidorówkę, zaczął marudzić, że po ciężkiej pracy zasługuje na coś lepszego. A ona to niby cały dzień odpoczywała?”.
/ 20.02.2022 06:47
zarobiona matka, żona, gospodyni fot. Adobe Stock, Dmitriy Melnikov

Zegar w kuchni wskazywał 22.55, gdy zadzwoniła moja koleżanka i zapowiedziała się z wizytą. Nie wpraszała się do mnie o tej godzinie bez powodu. I to w powszedni dzień. Sprawa musiała być poważna. Włączyłam czajnik. Mieszkałyśmy na tym samym osiedlu, więc wiedziałam, że za pięć minut będzie na miejscu.…

Edyta aż trzęsła się z wściekłości. Nie widziałam jej jeszcze w takim stanie.

– Rany boskie, co się stało?!

– Mam dość. Jeśli Roman się nie zmieni, chyba się z nim rozwiodę. Już dłużej nie mogę – oznajmiła grobowym tonem.

Jeszcze wybrzydzał przy zupie

Oniemiałam. Roman uchodził w naszym babskim towarzystwie za idealnego męża. Pracowity, spokojny, miły. Po pracy zawsze wracał prosto do domu, oddawał Edycie całą wypłatę. Po cichu zazdrościłyśmy jej z dziewczynami tak udanego małżeństwa, bo w naszych związkach bywało różnie. A tu taka niespodzianka…

– Zdradza cię? – zapytałam, stawiając przed nią kubek z mocną herbatą.

– Nie, to nie to – Edyta machnęła ręką. – Roman jest wierny jak pies.

– No to o co chodzi?

– Dzisiaj o zupę pomidorową, a tak w ogóle to o całokształt – odpowiedziała.

Musiałam mieć bardzo głupią minę, bo uśmiechnęła się pod nosem.

– No dobra, zacznę od początku. Zadzwoniłam dziś rano do Romka. Poprosiłam, żeby zrobił zakupy, pojechał po Agnieszkę do przedszkola i odebrał wyniki badań z przychodni. Bo ja chcę dłużej pohandlować na bazarku. Klientek było dużo, jak nigdy. Babki przed wiosną kupują nową bieliznę. Mogłam nieźle zarobić, a przy naszych kredytach każdy grosz się liczy. A Romek? Wykręcił się! Powiedział, że nie da rady. Mają jakieś pilne zamówienie i będzie pewnie musiał zostać w firmie dłużej.

– Co w tym dziwnego? – wzruszyłam ramionami. – Nieraz już tak bywało.

– Słuchaj dalej. Z bólem serca zwinęłam kramik, odebrałam Agusię, pojechałam z nią do supermarketu. Po drodze zahaczyłam jeszcze o przychodnię i wstąpiłam do hurtowni, po towar. Aga strasznie marudziła, więc wszystko załatwiałam w biegu. W końcu, koło dwudziestej, ledwo żywa weszłam z małą do mieszkania. I co? Zobaczyłam Romana! Siedział rozwalony w fotelu i gapił się w telewizor. „Fajnie że jesteś, bo strasznie zgłodniałem” – powiedział na przywitanie. A potem dodał, że zamówienia nie było, więc udało mu się wrócić wcześniej.

– I co ty na to? – zaciekawiłam się.

– Ręce mi opadły – odparła. – To ja biegam z wywieszonym jęzorem przez cały dzień, a on siedzi sobie przed telewizorem? Nie raczy zadzwonić, że plany mu się zmieniły? I nawet jedzenia sobie sam nie zrobi? Ale nie chciałam wszczynać kłótni. Wyciągnęłam z lodówki wczorajszą pomidorówkę, podgrzałam i postawiłam mu pod nosem. A on? Powiedział, że nie będzie dojadał resztek. Ciężko pracuje, więc zasługuje na porządny obiad. I zapytał, dlaczego nie ugotowałam czegoś pysznego.

– Nie wytrzymałaś? – domyśliłam się.

– Żebyś wiedziała! Złapałam talerz i wylałam zupę do zlewu. A potem wszystko mu wygarnęłam. Że cały dom jest na mojej głowie, że w niczym mi nie pomaga. To ja gotuję, sprzątam, piorę, prasuję dbam o Agnieszkę. I też codziennie chodzę do pracy. A on tylko okupuje kanapę i narzeka, jaki jest zmęczony. I że mam tego wszystkiego dość. Zapowiedziałam, że albo to wszystko od jutra się zmieni, albo inaczej porozmawiamy…

– Zrozumiał? – powątpiewałam.

– Oczywiście, że nie. Powiedział, że nie wie, o co mi chodzi. I że go krzywdzę. Przecież on tak się stara, zostaje w firmie po godzinach, żeby zarobić jak najwięcej… Nigdzie się nie włóczy. I że inne kobiety by to doceniły. A potem naburmuszył się i wrócił do oglądania telewizji. Miałam ochotę go udusić.

– No dobra, ale jak ja ci mogę pomóc?

– Wymyśl coś – poprosiła. – Oczywiście nie chcę się rozwodzić, kocham Romka, ale tak dłużej być nie może. Chcę, żeby zrozumiał, ile mam na głowie. Ale nie wiem, jak to zrobić.

Niech sam zobaczy, jak to jest

Sama przez kilka lat próbowałam skłonić swojego byłego męża do sprzątania. Słyszałam tylko „za chwilę”, „zaraz”, „później”. Zamiast czekać, sama chwytałam za mop. Wyręczałam go we wszystkim. Podejrzewałam, że Edyta postępowała tak samo. I podobnie jak ja czuła się tym potwornie zmęczona. Nagle mnie olśniło.

Zastrajkuj! – zaproponowałam. – Powiedz Romkowi, że wyjeżdżasz, choćby na szkolenie dla drobnych przedsiębiorców, i zniknij na trzy dni. Pojedź do mamy, do Kalisza, zawsze mówisz, że za rzadko się widujecie. Ona cię nie wyda…

– Eee, to chyba nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziała Edyta niepewnie. – Przecież on mi przez te trzy dni dom zrujnuje. I co z Agnieszką? Małą trzeba codziennie przypilnować przy kąpieli, uczesać, ubrać, dać ulubione płatki…

– O Boże, przecież Romek jej nie zagłodzi ani nie utopi. Jest jej ojcem, prawda? – przekonywałam koleżankę. – A przynajmniej przekona się na własnej skórze, co to znaczy pracować i jeszcze zajmować się domem i dzieckiem. Może coś wtedy do niego dotrze?

– Dzięki, pomyślę o tym – odparła Edyta, ale bez przekonania. – Dam znać, co z tego wyszło.

Nie naciskałam, nie namawiałam, wiedząc, że teraz sama musi podjąć decyzję.

Przez następne dni z niecierpliwością czekałam na wiadomość od Edyty. Byłam ciekawa, czy zdecydowała się zastrajkować. Odezwała się dopiero po tygodniu, wieczorem.

– Już wróciłam ze szkolenia, zaraz u ciebie będę – usłyszałam w słuchawce.

Ton jej głosu zdradzał, że jest wyraźnie zadowolona.

– Opowiadaj, bo umrę z ciekawości – zażądałam gdy tylko weszła do mieszkania.

– Wyjechałam, tak jak mi poradziłaś – zaczęła. – Przechowałam się u cioci we Wrocławiu… Wróciłam godzinę temu. Mówię ci, dom wygląda jak po wybuchu bomby! Porozrzucane ubrania, zabawki Agnieszki. W zlewie góra brudnych naczyń, a w łazience na podłodze mokre ręczniki – wyliczała. – Blat stołu w kuchni trzeba będzie chyba skrobać przez godzinę. A podłoga? Można się przykleić. Na dodatek Agnieszka poskarżyła się, że nie jadła rano płatków, bo tata zapomniał kupić mleko.

– I tak spokojnie o tym mówisz? – zapytałam szczerze zdziwiona.

– Jak weszłam do domu i zobaczyłam ten bałagan, chciałam zrobić awanturę. Ale potem spojrzałam na Romana – koleżanka uśmiechnęła się z triumfem. – Wyglądał tak żałośnie, że prawie zrobiło mi się go żal. Zaczął coś mamrotać o tym, że on już sam nie wie, w co ma ręce włożyć. I nie rozumie, jak ja sobie z tym wszystkim radzę.

– No i…?

– No i powiedziałam, że pomogę mu posprzątać, ale pod warunkiem że od jutra podzielimy się obowiązkami. Zgodził się na wszystko bez dyskusji!

– Myślisz że dotrzyma słowa? Faceci często zapominają o obietnicach.

– Mam nadzieję, że tak. A jeśli nie, znowu wyjadę. Tym razem na dwa tygodnie.

Czytaj także:
„Rodzina nie mogła znieść, że jestem singielką i desperacko szukali mi męża. Wydaliby mnie nawet za starego capa”
„Myślę, że mąż się mnie wstydzi z powodu mojej tuszy. Nigdzie mnie nie zabiera, chodzi kilka kroków przede mną”
„Mój 5-letni wnuk nie potrafi żyć bez telefonu. Mrugający prostokąt jest dla niego ważniejszy od babci”

Redakcja poleca

REKLAMA