Przyszłość mody leży w Azji

modelka, Azjatka fot. FREE
Nowy obraz Chin to Szanghaj, Shenzhen i Pekin, spektakularne pokazy mody i wszystko, co stylowe, w wersji bez dopisku „Made in China”
/ 30.06.2010 07:56
modelka, Azjatka fot. FREE
Tysiąc zaproszonych gości z niecierpliwością oczekuje rozpoczęcia pokazu. Tym bardziej że naprzeciwko nich rozpościera się niesamowity, ale i lekko niepokojący widok. Za długim na kilkadziesiąt metrów wybiegiem jest już tylko rzeka i... panorama nowoczesnego miasta.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewien szczegół – zaraz zostanie zaprezentowana nowa kolekcja – zapowiedź Chanel na jesień 2010, a w tle zgromadzeni goście widzą nie Paryż, lecz Szanghaj. Karl Lagerfeld ma świetną intuicję nie tylko jako projektant, lecz także jako swoisty taktyk mody. Lansowane przez niego trendy nie przepadają bez echa, promowani modele i modelki robią oszałamiające kariery, zaś marketingowe sztuczki mistrza już nieraz przynosiły prowadzonym przez niego domom mody ogromne zyski.

Tym razem kreator przypieczętował swym grudniowym pokazem zachodzącą w świecie mody transformację i pojawiającą się nową tendencję, do której rozwoju sam się przyłożył. Już nie tylko mieszkańcy Europy i Stanów Zjednoczonych wiodą prym wśród odbiorców dóbr luksusowych. Potężnym i rosnącym graczem na modowym rynku stają się Chiny i wschodzące kraje Azji, które pozostawiły w tyle będącą dotąd na pierwszym miejscu w tej części świata Japonię.

Modowa ekspansja
Proces ten trwał krócej niż dekada. W nowym milenium potężne koncerny, jak LVMH czy PPR, oraz właściciele największych i najdroższych modowych brandów postanowili przenieść swoich specjalistów na Daleki Wschód. W ten sposób rozpoczął się podbój chińskiego świata mody, a właściwie jego komercyjnej części. Markowe butiki otwierały się jeden po drugim, a wkrótce potem na dalekowschodnim rynku zaczęły się pojawiać międzynarodowe tytuły związane z modą. Do istniejących już edycji „Elle”, „Marie Claire” i „Harpers & Queen” w 2005 roku dołączył „Vogue”, biblia mody, jak mawiają o nim fachowcy.

Został stworzony dzięki pomocy specjalistów z brytyjskiej i japońskiej edycji magazynu. Już pierwszy numer miał nakład 300 tysięcy egzemplarzy. Jest on relatywnie niewielki, biorąc pod uwagę 1,5 miliarda mieszkańców tego kraju, ale w nieznacznie mniejszych Indiach lokalne wydanie magazynu ukazuje się jedynie w 50-tysięcznym nakładzie. Chiński oddział Condé Nast postanowił jak najszybciej rozwinąć swoje wydawnicze portfolio i do „Vogue’a” bardzo szybko dołączył jego męski odpowiednik – „GQ”.

Karl wkracza do gry
W 2007 roku po swój kawałek modowego tortu rękę wyciągnął Karl Lagerfeld. W przeciwieństwie do innych globalnych producentów dóbr luksusowych postanowił nie załatwiać interesów w białych rękawiczkach. O tym, że prowadzone przez niego Fendi zdobywa Chiny, dowiedział się cały świat. Rok starań, miliony wydanych dolarów, masa papierkowej roboty. Pokaz marki na lato 2008 odbył się nie gdzie indziej, a na symbolu chińskiego oporu wobec zachodnich cywilizacji – Wielkim Murze. Poruszające się wśród rozświetlonych pochodni światowe top modelki, prezentując najnowsze trendy, nie spodziewały się jednak, że wraz z pojawieniem się nowego miejsca pracy rośnie im młoda, bardzo groźna konkurencja. I znów nie kto inny, a sam Lagerfeld przyczynił się do kolejnej rewolucji w modzie, a konkretnie w modelingu.

Azjatycki kanon piękna
Przez dziesiątki lat tak zwany biały kanon kobiecego piękna obowiązywał nie tylko w filmach i reklamach, lecz także w modzie. Piękno to miało różne odmiany – aryjska uroda Claudii Schiffer czy pełne kształty pozostałych top modelek stały się wyznacznikiem urody lat 90. Androginiczne chłopczyce z początku XXI wieku wzbudzały wiele kontrowersji, zaraz po nich rozpoczęła się era pięknych długonogich Słowianek. Kiedy gracze rozdający karty w modzie zaczęli układać chiński rynek od początku, zorientowali się, że klientki potrzebują wzorców, z którymi mogłyby się identyfikować. Tak do grona supermodelek dołączyły przedstawicielki Dalekiego Wschodu, na czele z Du Juan. Dzieląca swój czas między Nowy Jork a Chiny modelka zdobyła okładkę francuskiego „Vogue’a”, a w 2008 roku została jedną z gwiazd prestiżowego kalendarza Pirelli.

Sesja odbyła się w jej rodzinnym Szanghaju. W tym samym roku zastąpiła Agyness Deyn w roli twarzy marki Giorgio Armani. Du Juan ma w Chinach status supermodelki, to ona znajduje się na pierwszej okładce „Vogue China”, zaś od pięciu lat w praktycznie każdym numerze tego wydania znajdziemy sesję z jej udziałem. Jej śladami podążają kolejne Chinki, często pochodzące z Szanghaju. Liu Wen podpisała w kwietniu tego roku kontrakt z Estée Lauder, Ming Xi oraz Fei Fei Sun regularnie chodzą po wybiegach na całym świecie i są reprezentowane przez najlepsze agencje. Na rynku istnieje ogromne zapotrzebowanie na Azjatki. Tao Okamoto, gwiazda modelingu z Japonii, ma na swoim koncie kampanie reklamowe Michaela Korsa czy Ralpha Laurena i edytoriale dla francuskiego i rosyjskiego „Vogue’a”.

Bogate zaplecze
Jeden z sektorów gospodarki Chin dużo wcześniej był przygotowany na nadejście ery dóbr luksusowych. Produkcja rynku tekstylnego w Państwie Środka była rozwinięta już wiele lat temu. To tutaj wytwarzane są ubrania, buty i dodatki, które kupujemy w luksusowych butikach na całym świecie. Rynek tekstylny stał się jedną z kluczowych gałęzi gospodarki Hongkongu, specjalnej strefy ekonomicznej Shenzhen i Pekinu. Coraz większą rolę odgrywa też w najlepiej rozwiniętym mieście republiki ludowej – Szanghaju. Pozostaje tylko pytanie, na ile etyczna jest ta produkcja. Wielokrotnie poruszana kwestia zachowania norm higieny pracy i wykorzystywania dzieci w fabrykach rzucała cień na całokształt chińskiej gospodarki. Entuzjastyczne podejście zachodnich przedsiębiorców do nowego rynku zbytu, który jako jeden z niewielu oparł się recesji, wydaje się nieco przesłaniać realną sytuację i zniekształcać jej ocenę.

Chiny same w sobie, jak i z perspektywy świata mody wydają się mieć dwa zupełnie różne oblicza. Z jednej strony zachwycające, rozwijające się miasta zamieszkałe przez bogatych nuworyszy, którzy czerpią z europejskiej kultury, z drugiej zaś zacofane prowincje, z bogactwem lokalnego folkloru często przytłoczonego przez galopującą produkcję. Poza nowoczesnymi metropoliami Chiny to największy na świecie producent podróbek markowych ubrań i sprzętów. To, co u nas jest szarą strefą, tam stanowi podstawę gospodarki i bytu setek milionów mieszkańców.

Wybieg z kart
Mimo pewnych zastrzeżeń nie można mieć wątpliwości, że Chiny to potężny rynek, który dla domów mody może w najbliższych latach stać się najatrakcyjniejszym na świecie miejscem zbytu. Nawet jeśli lekkomyślnie pozostawimy względy etyczne i skupimy się na estetyce mody Państwa Środka, po entuzjazmie przychodzi niepokój. Rosnący rynek cały czas wchłania nowości, wciąż otwiera się tam kolejne butiki, organizuje pokazy i wprowadza debiutujące globalne marki. Komercyjne transakcje wydają się bez zarzutu. Ale kreatywność, będąca podstawą działania tej branży, to coś, o czym w Chinach się nie słyszy. Bez własnych inicjatyw, stylu czy szkół projektowania Szanghaj i Pekin pozostaną bogatymi i pięknymi centrami handlowymi, a nie stolicami świata mody. Idealny rynek może się okazać domkiem z kart. Czeka go na pewno wiele przemian dzięki krążącym w tamtejszej gospodarce pieniądzom. Może się jednak równie dobrze rozsypać, a zależy to w dużej mierze od stopnia chińskiej propagandy i tego, na ile władze będą trzymać w ryzach bogatą klasę wyższą, bardziej świadomą światowych tendencji.

Czy Karl Lagerfeld postąpił zatem słusznie, organizując spektakularny pokaz w Szanghaju? Z pewnością nie mylił się, lokując wybieg tuż obok nowego butiku Chanel, który przez kolejny tydzień był zapełniony klientkami myszkującymi przede wszystkim w dziale kosztownych dodatków i biżuterii. Czy inspirowanie się mundurami chińskich komunistów wyposażonych w emblematy podwójnego C było etyczne? Czy moda przekroczyła kolejne niebezpieczne granice? Ważne, że wizjoner świata mody po raz enty okazał się znakomity taktykiem i gdy kolejni wielcy gracze zaczną mierzyć się z potencjalnymi problemami, Karl Lagerfeld i jego imperium będą już daleko przed wszystkimi.

Redakcja poleca

REKLAMA