Modofanka, butoholiczka, która w przypływie szczerości wyznaje "Komody nie posiadam!"
Od jak dawna blogujesz i skąd pomysł na blogowanie?
W maju miną dwa lata, odkąd istnieje Modna Komoda. Wszystko zaczęło się, kiedy poszłam do liceum. Siedząc na jednym z moich ulubionych forów, zobaczyłam w podpisie jednej z użytkowniczek adres bloga. Okazało się, że to jedna z, wtedy jeszcze nie tak wielu, internetowych szaf. Znalazłam ich więcej i kompletnie oszalałam. Do tego, by założyć własnego bloga zbierałam się rok. Wyłam i narzekałam, że się do tego zupełnie nie nadaję i moi znajomi, pewnie dlatego, że mieli już dosyć mojego umartwiania się, zaczęli przebąkiwać, że mogłabym w końcu wymyślić jakąś nazwę bloga. I tak powstała Modna Komoda.
Zainteresowanie modą to raczej hobby czy styl życia?
W moim przypadku to hobby, jednak gdyby kiedyś nadarzyła się jakaś poważna okazja, by stało się ono czymś więcej, to być może zdecydowałabym się podjąć to ryzyko. Moda to grząski grunt. Jak mówiła Heidi Klum w „Project Runway” – „one day you're in, the next day you're out”. Wolałabym, żeby moja przyszłość nie była jednym wielkim znakiem zapytania, więc studiuję prawo. Dzięki temu moja przyszłość jest trochę mniejszym znakiem zapytania, ale mogę się mylić. Jednym z moich największych marzeń jest to, by utrzymywać się z robienia czegoś, co kocham, dlatego po cichu liczę, że moda pozostanie w moim życiu. Póki co bawię się w bycie stylistką, współpracuję z kilkoma profesjonalnymi fotografami i szalenie mi się to podoba!
Jakie jest Twoje największe modowe marzenie?
Pod kątem przedmiotowym, czy podmiotowym ? W pierwszym przypadku – garderoba. Taka, która pomieściłaby wszystkie ciuchy, wysypujące się sukcesywnie z szafy przy każdorazowym jej otwarciu, taka, w której zmieściły by się wszystkie moje buty. Przysięgam, że miałabym w niej idealny porządek! A w sensie podmiotowym- chciałabym pisać artykuły modowe dla jakiegoś dużego pisma. I moim pierwszym skojarzeniem wcale nie był Vogue!
Jak opisałabyś swój styl?
Eklektyczny i skrajnie niestabilny. Jednego dnia ubieram się totalnie klasycznie, zawiązuję krawat, wkładam plisowaną spódniczkę w szkocką kratę i płaskie balerinki, drugiego narzucam na siebie ogromną, męską koszulę, skórzaną ramoneskę i buty w męskim stylu z ćwiekami. Wszystko zależy od tego, jaki mam danego dnia humor i od tego, czego się naoglądałam w sieci. Czasami coś spodoba mi się tak bardzo, że po prostu muszę to już,teraz,natychmiast wykorzystać w swojej stylizacji. A to, co ładnie nazywam eklektyzmem, to, tak między nami, kompletne niezdecydowanie. Chcę być dzisiaj słodka, czy gorzka? Nie wiem, więc będzie słodko-gorzko i jeszcze dodam do tego trochę klasyki. Cała ja. I nie wiem sama, czy to dobrze, czy źle - szczerze mówiąc, trochę zazdroszczę dziewczynom, które mają stały, wypracowany styl, którego się trzymają. Nie wiem w związku z tym, czy skierowane do mnie słowa „to jest w twoim stylu” mają jakikolwiek sens.
Kto jest dla Ciebie modowym guru?
Guru to za dużo powiedziane. Jestem bardzo krytyczna, nie ma takiej osoby, u której wszystko zawsze bym akceptowała. Ale jeśli miałabym mówić o osobie, której zdanie się zawsze dla mnie bardzo liczy, która przywołuje mnie do porządku, kiedy za bardzo nakombinuję z moim wyglądem i która zawsze powie mi dokładnie to, co myśli, bez słodzenia i owijania w bawełnę i która (prawie) zawsze świetnie wygląda- to oczywiście wskażę moją Mamę. To ona zaraziła mnie pasją do mody. Jest jedną z dwóch-trzech osób, z którymi uwielbiam chodzić po sklepach, bo zazwyczaj robię to sama. W moim domu odkąd pamiętam leżały stosy „Elle”, „Twojego Stylu”, „In Style” i innych pisemek, które od zawsze razem przeglądałyśmy i nadal przeglądamy. Mama jest dla mnie ogromną inspiracją, mimo że podejrzewam ją, o brzydkie, krytyczne, anonimowe komentarze na moim blogu! Chociaż ona by się raczej podpisała!
Rzecz, której nigdy nie pozbyłabyś się ze swojej szafy?
Jestem chomikiem. Nie lubię sie pozbywać moich rzeczy. Mam do nich wszystkich sentyment, wiele z nich łączę z jakimiś ważnymi wydarzeniami w moim życiu. No cóż, czasami z mniej ważnymi, a mimo to je gromadzę. Jednak przyciśnięta do muru (wspomniane już wypadanie rzeczy z szafy można uznać za niezły argument) wyrzucam starocie, jednak nigdy nie zrobię tego z moimi skrzętnie gromadzonymi sukienkami. Mam wiele perełek, w których mogę nie chodzić latami, ale w pewnym momencie życia nadchodzi chwila, gdy wyciągam jedną z nich z szafy, okazuje się, że (o dziwo!) nadal leży idealnie i dzięki niej czuję się pięknie. Serio serio, zdarza mi się! Oprócz tego nie pozbywam się rodzinnych rzeczy vintage. Piękna biżuteria i niesamowita torebka mojej Babci, czy ubrania mojej Mamy z lat studenckich – nigdy, nikomu, za żadne pieniędze ich nie oddam!
Ulubiony trend w sezonie wiosna/lato 2011?
Spódnice maxi, kolor pomarańczowy i cielisty, buty na bardzo grubych obcasach (ufff, nareszcie, mam już powyżej uszu szpilek na platformach!), kwieciste sukienki,okrągłe kołnierzyki i zwiewne, półprzezroczyste tkaniny. Koronki też zostają!
Dziękuję pięknie i kłaniam się w pas wszystkim, którzy dobrnęli w moich wynurzeniach tak daleko. Czytelnicy to jedyna siła, dzięki której Modna Komoda rozwija się. Dzięki Wam momenty, w których mam wrażenie, że wyżej wymieniona ledwo dyszy lub ja zaczynam się zastanawiać, do czego to w ogóle prowadzi, należą do rzadkości. Dajecie mi naprawdę sporo energii, żeby dalej działać i dalej zamęczać Was moimi wywodami. Dzięki!
Fot. modna-komoda.blogspot.com