Mężczyźni kochają makijaż

Nie jest to wcale prowokacja, a raczej jeden z kolejnych paradoksów damsko-męskiej gry na emocjach, podparty solidnymi badaniami naukowymi.
/ 23.02.2009 23:33
Nie jest to wcale prowokacja, a raczej jeden z kolejnych paradoksów damsko-męskiej gry na emocjach, podparty solidnymi badaniami naukowymi.

Nie jestem pewnie jedyną kobietą, która słyszała setki raz z męskich ust negatywne komentarze na temat „tapety”. Powszechnie i głośno nasi partnerzy zwykle opowiadają się po stronie „au naturel”, drwiąc z kwadransów spędzanych przed lustrem i zawartości naszych kosmetyczek. Mówią, że nie chcą malowanych lal, ale naturalne piękności, że kochają kobiety, takimi jak je pan Bóg stworzył (najlepiej nago!).

I oczywiście jest to wariant z grubsza pozytywny dla nas, zważywszy na stres związany z pokazywaniem się bez makijażu rano, zwłaszcza, jeśli na co dzień nosimy go dość sporo. Dodajmy do tego jeszcze obciążanie cery dwoma tonami kosmetyków i uciążliwe demakijaże, a pomysł na hołdowanie matce naturze wydaje się idealny. Ale tak jak z pogardzanym stanikiem push-up czy silikonowym biustem, w rzeczywistości te małe kłamstwa mają na mężczyzn dość silny, przyciągający wpływ i okładkowe, „zrobione” piękności działają mocniej niż naturalna zwyczajność.
Na ten właśnie temat francuski psycholog, Nicolas Gueguen, przeprowadził dogłębne badanie, które udowodniło siłę make-up’u. Dwie grupy atrakcyjnych kobiet, jedna solidnie umalowana, druga nie, zostały wysłane do klubów i barów, gdzie przez tygodnie śledzili je naukowcy, zapisujący skrzętnie wszelkie męskie zaczepki, ich długość i częstotliwość. Po analizie wyników, okazało się, że panie umalowane były „atakowane” szybciej (średnio po 17 minutach, w porównaniu z 23 w drugiej grupie) i częściej (2 panów na godzinę, przy 1,5 u pań nieumalowanych).

Mężczyźni kochają makijaż

Dlaczego więc, mimo solennych zapewnień o uwielbieniu dla naturalności, mężczyźni kierują swoją uwagę chętniej na kobiety w makijażu? Przyczyn szuka się oczywiście w naszej seksualnej psychologii. Sama bowiem idea makijażu – przyciemnione oczy, zaróżowione policzki, wydatne czerwone usta – hołduje wpływowi estrogenu na kobiece ciało. To właśnie w czasie owulacji nasza uroda jest najostrzejsza, zaś podświadomie każdy mężczyzna ma szukać przecież partnerki płodnej, gotowej do poczęcia. Make-up pozwala nam też ukryć drobne niedoskonałości i nadać twarzy symetrię, która już od prawieków jest uznawana za ideał piękna.

Z obserwacji wynika również, że męską uwagę przyciągają kontrasty – jasne włosy i ciemne rzęsy to perfekcyjne zestawienie, które większość panów odczytuje jako komunikat: „Popatrz na mnie, chcę żebyś mnie zauważył!”. Nie pozostaje to też oczywiście bez związku z zachowaniem kobiet, bo im bardziej atrakcyjne się czujemy, tym śmielej i bardziej otwarcie flirtujemy, a trudno o lepsze poprawienie samopoczucia niż perfekcyjny makijaż, wydobywający atuty i ukrywający niedoskonałości.

I tak właśnie dochodzimy do sedna, który w dość prosty sposób można przyrównać do pospolitego powiedzenia, że mężczyźni nie myślą wcale głową. Jakkolwiek rozczarowujące może być to odkrycie, najważniejsze dla nas jest właśnie zorientowanie się w regułach gry i wykorzystywanie kosmetycznych możliwości. Do nadmiaru makijażu nikogo zachęcać nie będę, bo to niepraktyczne, niezdrowe i często jednak zniechęcające przy zbliżeniu. Subtelne podkreślanie urody to jednak coś więcej niż oszustwo zmotanej testosteronem natury – to właśnie demonstracja naszego podejścia: potrzeby atrakcyjności, podziwu, atencji… I nie ma w tym nic złego, że wąskie blade usta podprawimy czerwoną pomadką, a jasne rzęsy pociągniemy zalotną mascarą. W końcu oni też tych stalowych mięśni nie trenują tak całkiem dla siebie…

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA