Zapoczątkowane przez nią pojęcie „włosingu”® stało się już fenomenem, a grupa dyskusyjna o tej samej nazwie zgromadziła ponad 450 tysięcy użytkowników. Tworzy edukacyjne treści na YouTube i Instagramie, prowadzi sklep internetowy z wyselekcjonowanymi kosmetykami do włosów i kieruje własną marką kosmetyczną. Agnieszka Niedziałek jest dziś niezaprzeczalną urodową guru.
W naszej rozmowie zmierzyła się z największymi mitami i najczęściej popełnianymi błędami pielęgnacyjnymi oraz zdradziła, co tak naprawdę jest sekretem zdrowych i pięknych włosów.
Wiemy, że największym grzechem w pielęgnacji twarzy jest niedokładne oczyszczanie i demakijaż. A w pielęgnacji włosów?
Myślę, że niedostateczne zabezpieczanie włosów. Dbamy, nakładamy odżywki, wcieramy wcierki, ale wychodząc na zewnątrz, chcemy założyć kurtkę, a zakładamy ją na przykład na włosy, a później dopiero je wyciągamy. Więc co z tego, że nałożyliśmy tonę odżywki, skoro zwyczajnie uszkadzamy włosy mechanicznie? Niestety włosy nie regenerują się tak, jak skóra. Skóra ma cykl wymiany naskórka co 14-28 dni, ale włosy, kiedy już wyrosną, to zostają. Wiele osób, które mają bardzo długie włosy, dziwi się, kiedy mówię im „Policzcie sobie, ile te włosy mają lat”. To są lata stałego działania na włos, często negatywnego: wiatr, a nawet czesanie i mycie. Wiadomo, musimy to robić, ale każdy zewnętrzny czynnik mechaniczny niszczy włosy.
A czym jeszcze najczęściej robimy włosom największą krzywdę?
Najczęściej to jest nieprawidłowe mycie i np. powodowanie zbyt dużego splątania podczas mycia. Rozczesywanie mokrych włosów, które są splątane to jedna z gorszych rzeczy, które mogą się zdarzyć, bo te włosy po myciu są o wiele bardziej wrażliwe i rozciągliwe. Z tego się bierze tzw. „choinka”, czyli po prostu pourywane włosy na całej długości, z czego bardzo trudno wyjść, bo jak odhodujemy kilka lat włosów? Kolejna rzecz to spanie z mokrą głową. To jest nie tylko niekorzystne dla włosów, ale też dla zdrowia. Ja bym tego unikała, bo zatoki i rejon głowy to nie jest miejsce, w którym chcemy utrzymywać długo wilgoć.
Paradoksalnie, niesuszenie może wpłynąć na „sianowaty", matowy czy suchy wygląd włosów, bo niby na nich ta woda była, ale sama woda nie nawilża włosów - wręcz przeciwnie. Bardzo powoli odparowuje z włosów, a we włóknach ciągle pozostają „miękkie części”. Zrobię tu dygresję, żeby to zobrazować: jest taki szkolny eksperyment, w którym rozpuszcza się kość pod wpływem octu. Po jakimś czasie, kość staje się giętka. Możemy sobie wyobrazić taką luźną metaforę z włosami. We włosie mamy zarówno „twarde” części, czyli białko, keratynę, ale mamy też cement CMC, czyli lipidy i polisacharydy, które sklejają nam te wszystkie warstwy łusek włosa. Jeśli mamy długo mokre włosy, robi się efekt taki jak zmarszczki na palcach pod wpływem wilgoci, czyli po prostu rozmiękczamy ten włos. Im dłużej są mokre, tym gorzej dla włosów, tym bardziej będą osłabione i tym więcej utracą swojego naturalnego nawilżenia.
Czyli nie powinny być za długo mokre, ale słyszy się też, że powinno się unikać zbyt częstego używania suszarki…
Ja jestem „team suszarka”. Jestem za tym, żeby zawsze te włosy suszyć, ale należy pamiętać o odpowiedniej temperaturze i nakładaniu produktu termoochronnego. Każdy produkt będzie nam jakoś chronił, czy to jest serum silikonowe, czy jakaś odżywka bez spłukiwania. To jest obowiązkowy etap przed suszeniem. Podczas suszenia, zgodnie z badaniami, odpowiednia będzie temperatura 60 stopni Celsjusza, ale już ta bliższa 90 stopni może im zaszkodzić. Można to sprawdzić susząc sobie blisko skóry głowy: jeśli czujemy zbyt intensywne ciepło, a suszarka parzy, to zdecydowanie jest to niekorzystna temperatura dla naszych włosów. Warto też pamiętać, żeby nie „rozdmuchiwać” sobie włosów, aby się nie splątały i suszyć je zgodnie z kierunkiem opadania. Suszarka powinna nie być prostopadle, tylko równolegle do kierunku opadania włosów. Susząc, powinna tworzyć „wodospad” z włosów - to jest dobra technika. Ja suszę włosy całe życie, nigdy nie zdarzyło mi się zostawić ich do samodzielnego wyschnięcia, więc jestem dobrym przykładem, że nie musi to wcale osłabiać włosów.
A z jakimi mitami na temat pielęgnacji się najczęściej spotykasz?
Właśnie chociażby z tym, że powinno się unikać suszarki (śmiech). Ale kolejny największy mit to przetrzymywanie włosów i skóry głowy, jeśli się przetłuszcza. Nie robimy tego, to może powodować tylko pogłębienie problemu oraz doprowadzić do powstawania stanu zapalnego. Jeśli skóra głowy się przetłuszcza, to myjemy tak często, jak potrzeba.
Wiele mitów krąży też wokół koloryzacji i farbowania, zwłaszcza tego ziołowego czy bazowanego na hennie. Czystą hennę, która zostawia rudy, lekko czerwony kolor, można rozjaśniać. Ja to sama robię i efektem wcale nie są zielone włosy, jak niektórzy sądzą (śmiech). Ja czasem muszę zrobić sobie „reality check”, bo żyję w swojej bańce informacyjnej i zapominam, że niektóre mity są dalej żywe, ale to już chyba temat pod kolejną książkę…
Warto też wspomnieć o tym, że obecnie problemem coraz rzadziej są mity, a częściej virale internetowe. Nawet ostatnio zrobiłam o tym publikację, którą muszę rozwinąć. Codziennie dostaję kilkadziesiąt głupich filmików, gdzie ludzie robią bardzo dziwne rzeczy w włosami: jakieś ognie, tasaki, soda oczyszczona z octem… Pamiętam taki viral sprzed lat o płukance z napoju typu cola. W teorii ma to sens, bo mamy tam kwas ortofosforowy, mamy kwas cytrynowy pewnie, więc kiedy doda się pół szklanki na litr wody to faktycznie może wyjść fajna płukanka zakwaszająca, która może pomóc uzyskać fajne, gładkie włosy. Ale ludzie w internecie wylewali na głowę colę prosto z puszki!
Kompetentny „włosing”® potrafi na początku przytłoczyć niewtajemniczoną osobę. Analiza składów, trudne słowa, zależności… Od czego powinno się zacząć, żeby się szybko nie zgubić?
Myślę, że fajne wprowadzenie do tego można znaleźć właśnie w mojej książce. Przedstawiony tam plan minimum jest często wystarczający, a bazuje on na opanowaniu prawidłowego mycia oraz nakładaniu odżywki, którą potem wczesujemy we włosy. Wczesanie to też nawyk, który pomaga łatwiej te włosy ogarnąć po myciu. „Włosing"® wcale nie musi oznaczać procedur, które wydłużają tę codzienną pielęgnację, a wręcz przeciwnie.
Nawet na moim przykładzie: ja, przy tylu projektach, które prowadzę, przy tylu rzeczach, które robię, nie miałabym już nerwów ani czasu, żeby spędzać godziny na siedzeniu w łazience, więc moja pielęgnacja jest naprawdę szybka i minimalistyczna. Z czasem zaczęłam sięgać po bogatsze produkty z bardziej dopasowanymi do moich potrzeb składnikami, które realnie na kondycję włosów wpływają. Uważam jednak, że nawet najtańszymi produktami i właściwymi technikami można osiągnąć super stan włosów.
A co, jeśli te metody „włosingowe” nie pomagają? Kiedy wiemy, że jest sygnał na wizytę u trychologa lub dermatologa?
Zawsze jest taki sygnał, jeśli są problemy skórne np. bardzo intensywne przetłuszczanie. Intensywne tzn. kiedy jednego dnia umyjemy i już tego samego dnia zauważamy, że włosy są nieświeże. Czasem to nie musi być problem ze skórą głowy, ale np. problem z tarczycą, innymi hormonami, policystycznymi jajnikami, endometriozą, cukrzycą, insulinoopornością… To są schorzenia, które bardzo często wpływają na skórę głowy, a które teraz diagnozuje się coraz częściej. Pielęgnacją możemy sobie poradzić z lekkim przetłuszczeniem głowy, bądź z przesuszeniem, o którym myślimy, że to łupież, ale kiedy te problemy się nasilają, koniecznie trzeba udać się do lekarza. Bez ogarnięcia zdrowia, daleko nie zajedziemy na samej pielęgnacji. Zamiast wydawać pieniądze na bardzo drogie zabiegi, czasem warto wydać je na kompleksowe badania. Jeśli zauważamy u siebie właśnie intensywne przetłuszczanie albo przetłuszczanie połączone z łupieżem (które może być sygnałem atopowego zapalenia skóry), łysienie plackowate czy niedobory, które mogą się objawiać nadmiernym wypadaniem włosów - to są sytuacje w których należy zadziałać lekami.
Czyli od jakich badań warto zacząć, jeśli mamy problemy z włosami i skórą głowy?
Podstawowa morfologia (zwłaszcza żelazo i ferrytyna), hormony, tarczyca, cukier, obciążenie glukozą, badania ginekologiczne, czyli USG i cytologia. To oczywiście są badania, które warto wykonywać niezależnie od wszystkiego, ale tak, one mogą mieć również wpływ na nasze włosy, które są bardzo powiązane z naszym stanem zdrowia.
Dużo marek zajmujących się pielęgnacją włosów zaczyna wypuszczać także suplementy. Czy warto po nie sięgać?
Suplementy, niezależnie czy wypuszczane przez marki włosowe czy te dostępne w aptekach, na pewno nie są niezbędne, to jest uzupełnienie diety, ale osobiście się do nich przekonałam. Mam wrażenie, że suplementy również bardzo się rozwinęły z czasem. Pod kątem włosów istotne są zwłaszcza biotyna, cynk, miedź czy L-cysteina.
Wróćmy do samej pielęgnacji, tym razem pod kątem akcesoriów, których jest na rynku pełno: są specjalne turbany, jedwabne gumki, grabki do wcierek… Które z nich mogą się naprawdę przydać, a które to, twoim zdaniem, tylko gadżety?
Zacznę w ogóle od niewymienionego, czyli od dobrej szczotki. To jest absolutnie podstawowe akcesorium, bo stosujemy je najczęściej i, niewłaściwie dobrane, może powodować najwięcej uszkodzeń. Druga rzecz, która się bardzo przydaje to turban do odsączania (który można zastąpić też bardzo chłonnym ręcznikiem lub bawełnianą koszulką) - im lepiej odsączymy włosy, tym krócej zajmie nam ich suszenie i tym krócej zadziałamy na nie ciepłem. Kolejna rzecz, która się przyda to dobre gumki do wiązania. Oczywiście fajnie mieć jedwabne, ale jeśli nie mamy na to funduszy to może też być satyna poliestrowa.
Moim ukochanym gadżetem wśród gumek są gumki sportowe. Moje włosy są bardzo długie i ciężkie, a trenuję sport, podczas którego cały czas jestem w ruchu i dużo skaczę, bo jeżdżę na łyżwach. Dzięki takiej gumce, włosy są mocno ściśnięte, a wręcz nieruchome i pozostają w miejscu. Zawsze mi się to rozwalało, a kiedyś nawet potrafiłam przywiązywać warkocz do pleców (śmiech). Taka gumka to spory wydatek, bo kosztuje nawet około stu złotych, ale dla mnie jest warta każdych pieniędzy. Jeśli ktoś ma kręcone włosy to bardzo przydaje się także czepek do spania. Najlepszy oczywiście będzie jedwabny. Jest to duży wydatek, ale na lata, ponieważ on się nie niszczy. Dla osób o kręconych włosach bardzo przydatny będzie też dyfuzor do suszarki, który ułatwia rozproszenie tego strumienia powietrza i zachowania loków w odpowiednim kształcie.
Jesteś autorką własnej marki kosmetycznej. To branża, w której ciężko zaproponować coś nowego, a jednak twoje kosmetyki są zupełnie unikalne.
Na pewno to jest marka bardzo niszowa i, jak na markę kosmetyczną, pewnie dość dziwna (śmiech). Przeszukiwałam przez wiele lat półki i składy różnych kosmetyków, ale wielu składników mi w nich brakowało, one nie były idealne. Zawsze chciałam wprowadzić coś innowacyjnego i nie powielać tego, co jest już stworzone, i np. mój szampon chelatujący z Hairy Tale Cosmetics to pierwszy tego typu produkt na rynku. Zastosowałam tu bardzo innowacyjny chelator, kwasy i ekstrakt z aceroli, które sprawdzają się nie tylko do samego chelatowania, ale także do pielęgnacji włosów po hennowaniu, w której istotne są składniki przeciwutleniające. Jednak przez to, że marka jest niszowa, na pewno mamy też wolniejsze tempo produkcji i wyższe ceny. To nie są bardzo drogie kosmetyki, jak np. ekskluzywne marki fryzjerskie, ale z drugiej strony, są droższe niż produkty drogeryjne.
Myślę, że jeszcze nie ma w nas podejścia, w którym jesteśmy gotowi zapłacić więcej za produkty do pielęgnacji włosów i skóry głowy, choć w pielęgnacji twarzy już jest to na porządku dziennym. My w mojej marce wytwarzamy sami wiele surowców. Mamy np. wcierkę z wasabi, więc kupujemy świeże kłącze wasabi zamiast gotowego ekstraktu. Chmiel i drożdże pozyskujemy z dobrej jakości, polskich źródeł. Takie surowce też z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę, tracą na wartości, więc należy je jak najszybciej przetworzyć. Więc już zaledwie trzy składniki w produkcie, ale za to doskonałej jakości i w dobrym stanie, mogą zadziałać, ale i podnieść cenę kosmetyku.
W niektórych moich produktach jeden składnik kosmetyku kosztuje ok. 16 zł, gdzie to jest kosmiczna kwota. Przekroczenie 2 zł kosztu produktu to dla większości firm jest niedopuszczalne. Później my to kupujemy za 17-20 zł, a na przecenie 50% - nawet 10. Trzeba się więc zastanowić czy to nie jest zwyczajna baza ze śladową ilością składników aktywnych. Wytworzyliśmy też teraz bardzo innowacyjne, skoncentrowane surowce, które będą działały na cement międzykomórkowy CMC. To będzie coś zupełnie nowego, czego producenci wcześniej nie adresowali, bo zależało im jedynie na nabłyszczaniu i wygładzaniu. My chcemy mieć wpływ na autentyczną odbudowę włosów. Jestem z tego bardzo dumna, bo to projekt mojego życia, do którego mam bardzo alchemiczne podejście.
Czyli właściwie sama, bez wsparcia, które mają wielkie koncerny kosmetyczne, wypuściłaś na rynek produkty, które jeszcze nikomu w tej branży się nie śniły…
Ja po prostu uznałam, że te produkty są bardzo potrzebne. Każdy produkt z mojej linii powstał w taki sposób, aby odbudowywać długofalowo, może poza lekkimi odżywkami, które były na rynku również bardzo potrzebne. Oczywiście bez ekipy naukowej z laboratorium, z którym współpracujemy, nic by się nie udało. Mówię tu zwłaszcza o Ewie Kilian, która jest geniuszem technologii kosmetycznej, a w dodatku myślimy bardzo podobnie. Nie wiem, z iloma firmami wcześniej zaczynałam robić kosmetyki. I to po prostu się nie trzymało niczego, musiałam znaleźć osobę, która miała otwarty umysł.
Przychodziłam do firm i mówiłam, że chcę zrobić kosmetyki, ale kiedy zaczynałam tłumaczyć jakie, nie spotykałam się ze zrozumieniem. Mówili mi, że tu mam bazę numer 1, 2, 3 i ewentualnie możemy dorzucić jakiś olej lub ekstrakt. Ale kiedy mówiłam, że chciałabym zrobić takie naprawdę działające kosmetyki, to słyszałam, że tak się nie robi (śmiech). Jest takie przekonanie, że do włosów nie używa się zbyt zaawansowanych technologii, bo włos sam w sobie jest martwy i teoretycznie, cokolwiek na niego nie nałożymy to będzie okej. Dlatego też mówię, że tania pielęgnacja również sobie poradzi z wieloma problemami, ale jeśli chcemy wejść na wyższy poziom pielęgnacji i zadziałać bardziej specjalistyczne, to warto sięgnąć po naprawdę dobre składy. Wielu połączeń bardzo dobrych składników w ogóle nie ma w kosmetykach do pielęgnacji włosów czy skóry głowy.
Ja wiem, że nie zdobędę tym myśleniem rynku masowego, ale to jest projekt, którym chciałabym dodać coś od siebie w tej branży, a nie bazować tylko na tym, co już jest.
Wydałaś książkę, prowadzisz kanał, prowadzisz sklep, masz własną markę, udzielasz się na grupie. Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś osiągnąć?
Jestem bardzo dumna z książki, poczułam, że była ona na rynku bardzo potrzebna, bo widzę, ile osób ją zamówiło i z niej skorzystało. Na pewno chciałabym w przyszłości wydać więcej skondensowanych publikacji tego typu, bo nie każdy ma czas, żeby śledzić mój kanał czy wczytywać się w grupy na Facebooku. Zastanawiam się także nad większą obecnością medialną. Na pewno dalej chcę działać edukacyjnie, chociaż w pandemii mój bardziej rozrywkowy kontent, w którym np. oceniałam metamorfozy fryzjerskie w „Top Model”, też był fajnie odbierany. Tym też można przekazać jakąś wiedzę.
Widzę, że to, co robię ma efekty, więc nie chcę drastycznie zmieniać tego, co jest, ale jestem otwarta na dodawanie czegoś więcej. Mam też teraz znacznie większe zaplecze, zwłaszcza kadrowe, więc będę mogła z czasem robić znacznie więcej. Teraz pracujemy np. nad rekonstrukcją mojego bloga, żeby to, co było tworzone kiedyś, było łatwe do odnalezienia i na pewno aktualne. Kiedy wracam do swoich wpisów z 2014 roku, to wiedza w nich zawarta jest dalej solidna, wystarczy je lekko ograć i odświeżyć. Planów jest pełno. Ale teraz nadszedł dla mnie akurat moment na chwilę wyciszenia…
Rozmawiała: Aleksandra Zaborowska
Czytaj też:
Wcierka na porost włosów odżywia skórę głowy i stymuluje cebulki do wzrostu. Zobacz 8 najlepszych kosmetyków
Serum silikonowe do końcówek, czyli włosy jak z reklamy. 7 najlepszych kosmetyków za grosze Pielęgnacja włosów po lecie - 3 kosmetyki, które wzmocnią i zregenerują włosy i skórę głowy