Pranie w czasach PRL - jak o tym pisano w prasie

kobieta wieszająca pranie fot. Shutterstock
Segregujesz ubrania według kolorów i pakujesz do pralki. Jedyne, o czym trzeba pamiętać, to żeby kaszmirowego sweterka nie wrzucić do zbyt ciepłej wody, a ciemnych dżinsów do białych koszul. Reszta robi się sama. Dzisiaj. Ale Twoja mama pranie robiła zupełnie inaczej...
/ 13.10.2016 10:36
kobieta wieszająca pranie fot. Shutterstock

Równouprawnienie przy urnach wywalczyłyśmy sobie na ulicach. W biurach wciąż walka trwa. W kuchniach i łazienkach też nie możemy odtrąbić ostatecznego zwycięstwa, ale wspiera nas technologia. Wcześniej... pomagały jedynie rady sowieckich kobiet. 

"Nie będziesz zmieniał koszuli dwa razy w tygodniu, bo ja nie nadążę z praniem. A poza tym od tego ciągłego prania już ci się wszystkie koszule drą - słyszy nie raz mąż gderanie żony" – tak opisuje rodzinną rzeczywistość 12 numer tygodnika "Kobieta i życie" z 1953 roku. I kontynuuje: "Duże, dwa dni trwające pranie męczy niezmiernie, wpływa źle na zdrowie i wytrąca kobietę na dłuższy okres z normalnego trybu pracy."

W 1953 roku nikt nie dyskutował z faktem, że jedyną odpowiedzialną za prowadzenie domu osobą jest kobieta. W tym czasie w Polsce zawodowo pracowało już sporo pań, ale o podziale obowiązków rodzinnych nie mogło być mowy. Zaledwie kilka dekad temu pranie, sprzątanie, gotowanie było wyłączną domeną kobiet.

Polskie marki kosmetyczne z PRL wciąż na topie 

Zimna woja i gotujące pranie

Na początku lat pięćdziesiątych gazety w Polsce, niezależnie od profilu, wyglądały podobnie. Sporo sztywnej, przyciężkiej stalinowskiej propagandy, ale także entuzjastycznych relacji z frontu budowania nowego, wspaniałego świata oraz nowego, wspaniałego człowieka. Negatywnym bohaterem były bezwzględne, czyhające na kruchy i niepewny światowy pokój Stany Zjednoczone. ZSRR to dobry wujaszek – silny, nowoczesny, postępowy, bohaterski. W powietrzu ciągle wisiał strach przed wojną – czytelnicy pamiętali przecież jeszcze jej zapach, wiedzieli, z jakim dramatem się wiąże. Wielu nie udało się pokonać powojennej traumy przez kilka kolejnych dekad. Lęk wykorzystywała bezwzględnie stalinowska propaganda, rozpalając wyobraźnię czytelników i strasząc Waszyngtonem, Berlinem, Londynem czy Paryżem. Żelazna kurtyna kroiła świat na pół.

Tymczasem – pokój czy wojna, zimna czy gorąca, zakończona przed laty czy mająca się rozpocząć pojutrze – obiad musi być podany polskiemu mężczyźnie, jego dziecko zaprowadzone do przedszkola, a ubrania czyste. I tym wszystkim musiała się zająć polska kobieta. Na szczęście nie była sama. Znowu, jak w każdej trudnej sytuacji, mogła liczyć na wsparcie dobrego wujaszka ze wschodu. Swoje najlepsze doświadczenia w dziedzinie prania zebrały w prosty przepis radzieckie gospodynie domowe, a tygodnik "Kobieta i życie" opublikował te zasady, żeby polskie panie domu mogły czerpać z najlepszych wzorców: 

"Najlepiej jest, piorąc białą bieliznę, zastosować sposób wypróbowany przez radzieckie gospodynie. Na 15 litrów wody trzeba wziąć 12 dkg ustruganego mydła i 3 pełne łyżki proszku do prania. Zagotować i do wrzących mydlin wrzucić suchą brudną bieliznę. Gotować pod przykryciem godzinę, mieszając od czasu do czasu. Po wygotowaniu należy bieliznę  wyprać w tych samych mydlinach przy pomocy tary, następnie dokładnie wypłukać, aż ostatnia woda będzie zupełnie czysta. 
Do ostatniego płukania dodać trochę krochmalu i farbki, żeby woda była tylko trochę niebieska. 
Jeśli chcemy, żeby gorące żelazko nie przyklejało się do krochmalonej bielizny, trzeba do krochmalu dodać trochę mleka."

Osobne przepisy przygotowały usłużne radzieckie gospodynie na pranie kolorowych męskich koszul, bielizny, chustek do nosa. Jest informacja o tym jak krochmalić i dopiero po niej przechodzimy do instrukcji prasowania. Trudno się dziwić, że zapracowane panie domu po 8 godzinach na traktorze nie miały siły prać 2 mężowskich koszul tygodniowo. 

Dziś? Pierze się łatwiej, ale...

Drobiazgowe opisy kolejnych kroków uświadamiają, jak dużo ciężkiej pracy zabrały nam pralka, zmywarka do naczyń, mikser czy odkurzacz. Jak bardzo zanurzone w codzienności, zajęte niezbędnymi drobiazgami tworzącymi każdy dzień były kobiety zaledwie kilkadziesiąt lat temu.

Dzisiaj pranie włączamy jednym przyciskiem i nie ma większego znaczenia, czy robi to kobieta czy mężczyzna. Razem pracujemy do późna, razem imprezujemy, razem podróżujemy, jadamy często poza domem i zmywarka kurzy się bezczynnie w kuchni. Razem podejmujemy decyzję o tym, że zakładamy rodzinę i trzymamy się za ręce na porodówce. A potem pojawia się nowy człowiek i świat się toczy siłą bezwładu.
To raczej ty zostajesz w domu na kilka miesięcy lub lat, a po powrocie do pracy to również ty weźmiesz wolne, gdy będzie trzeba posiedzieć w domu z powodu trzydniówki, ospy wietrznej czy przeziębienia. Nawet nie zauważysz, kiedy kolega z biurka obok dostanie awans, bo znowu w przedszkolu epidemia grypy. Z pracy raczej wyjdziesz o 16 niż o 20, bo przecież dziecko nie może siedzieć w świetlicy zbyt długo, a mąż musi zarabiać pieniądze. Też byś trochę mogła trochę pozarabiać, ale dziecko trzeba zaprowadzić na szczepienie, teściowa wyjechała do sanatorium i znowu runął cały misternie tkany rozkład jazdy. 

 A skoro już jesteś w domu z dzieckiem o 17, to włączysz pralkę. Program: białe koszule. A potem zrobisz sobie herbatę i poczytasz dziecku Lokomotywę albo zbudujesz wieżę z klocków. Walka trwa, to prawda, ale wynalazca pralki elektrycznej powinien dostać nagrodę Nobla. 

Skoro pranie robi się samo, zapraszamy do czytania naszych wywiadów, reportaży, komentarzy >>> dział MAGAZYN

Redakcja poleca

REKLAMA