Cyryl był umierający, z otwartym złamaniem przedniej łapy i martwicą tkanek. To cud, że nie wdała się infekcja i przeżył.
– Odebraliśmy go z fermy w bardzo ciężkim stanie. Niestety, z jego łapą było na tyle źle, że trzeba ją było amputować. Cyryl był lisem reprodukcyjnym, dlatego na fermie w niewoli w strasznych warunkach spędził aż półtora roku – mówi Paweł Rawicki ze stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Normalnie lisy hodowane na futra żyją pół roku. Nie wiedzą, jak wygląda świat, bo całe życie spędzają w małej niewygodnej klatce.
Drugi lis to Ferdynand - jest młodszy od Cyryla.
– Cierpiał na choroby pasożytnicze skóry. Był zagłodzony i zaniedbany. Oba lisy były przerażone i zaszczute – dodaje Paweł Rawicki ze stowarzyszenia Otwarte Klatki. To właśnie dzięki tej organizacji Cyryl i Ferdynand nadal żyją.
fot. Otwarte Klatki. Cyryl i Ferdynand po odebraniu z fermy futer.
Im się udało, tysiącom innych lisów już nie… W Polsce co roku hoduje się i zabija dla futra 100 tysięcy lisów. Zajmujemy trzecie miejsce na świecie pod względem krwawych statystyk dotyczących zwierząt futerkowych. Austria, Chorwacja czy Wielka Brytania wprowadziły zakaz hodowli zwierząt na futra, w innych krajach zakazano hodowli konkretnych gatunków i wprowadzono rygorystyczne przepisy. A u nas przemysł futrzarski wręcz się rozwija.
Uratowany z cyrku, okaleczony niedźwiadek zaczyna nowe życie.
Fermy futrzarskie w Polsce
Jak wygląda taka ferma lisów? Dla kogoś, kto widzi ją pierwszy raz to szokujący widok. To stosy brudnych klatek ustawionych ściśle jedna obok drugiej. Lisia ferma liczy około 500 zwierząt. Liski rodzą się w maju. Po krótkim czasie są odstawiane od matki. Mają do dyspozycji 0,6 metra kwadratowego. Często dwa lisy są trzymane razem na jednym metrze kwadratowym. Żyją w drucianych klatkach bez trwałej podłogi, które znajdują się metr nad powierzchnią ziemi, żeby ich odchody mogły od razu spadać na glebę. Nie opuszczają tych klatek w zasadzie nigdy, no poza dniem ich uboju.
– Ich życie trwa kilka miesięcy. Cały ten czas spędzają w zamknięciu. Od drutów wrzynających się w łapy mają je trwale zdeformowane. Raz dziennie dostają coś do jedzenia. Zwykle jako półroczne liski, koło listopada, grudnia idą na ubój. Są rażone prądem, a potem skórowane – opowiada Paweł Rawicki ze stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Często lisy czekające w kolejce na rzeź patrzą na rosnącą górkę obdartych ze skóry zwłok swoich poprzedników.
Fot. Otwarte Klatki. Kolejne w kolejce na rzeź lisy patrzą na zwłoki poprzedników.
Cyryl i Ferdynand to i tak szczęściarze. Choć sporo czasu może im zająć otrząśnięcie się z traumy, jaką przeszły, dostały nowe życie. Pod koniec listopada w Starym Zoo w Poznaniu zaczął działać Dom Lisów. „Przywracamy lisom prawo do życia bez cierpienia” – tak ogród zapowiadał otwarcie lisiego azylu. Tu goście ogrodu mogą codziennie odwiedzać Cyryla i Ferdynanda. Ten drugi, młodszy jest bardzo ciekawy świata.
– Uwielbia być głaskany przez opiekunów. Jest wyraźnie zainteresowany otoczeniem i eksploracją. Cyryl za to ucieka przed nami, boi się. To zwierzę, dla którego obecność człowieka kojarzy się z niebotycznym cierpieniem i bólem. Dla Cyryla człowiek jest ucieleśnieniem samego zła – przyznaje w rozmowie z Polkami.pl Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego zoo.
Fot. Poznańskie zoo. Tak teraz wygląda Cyryl. Jest nieco wycofany i nieufny.
Prawo polskie pozwala na okrucieństwo wobec zwierząt
Gdyby nie fundacja Otwarte Klatki, lis Ferdynand zostałyby obdarty z futra. Co by się stało z Cyrylem? Pewnie by zdechł - miał przecież otwarte złamanie.
– Problem z lisami jest taki, że nie jest łatwo dla nich znaleźć miejsce do życia. Te zwierzęta potrzebują dużo przestrzeni, a na wolności nie poradziłyby sobie. Potrafią być głośne, ich wybieg musi być odpowiednio zabezpieczony i ogrodzony. Dzięki temu, że poznańskie zoo stworzyło Dom dla lisów, mogliśmy uratować Cyryla i Ferdynanda. To był dla nich ostatni moment – mówi Paweł Rawicki z Otwartych Klatek.
Fot. Poznańskie zoo. Ferdynand wypiękniał pod dobrą opieką.
Lisy na poznańskich Jeżycach mają do dyspozycji kilkusetmetrowy wybieg z korzeniami drzew, kłodami i gałązkami oraz drewniany domek ze słomą i półkami w środku. W każdej chwili mogą się schować, ukryć, gdzieś zakopać. To one decydują, czy pokażą się zwiedzającym zoo, same regulują swoją aktywność.
Dopóki polskie prawo zezwala na hodowlę zwierząt na futra, problem będzie się istniał, a wręcz się pogłębiał.
– Organizujemy protesty, robimy akcje, zgłaszamy do prokuratury doniesienia na właścicieli ferm, ale w szerszej perspektywie chcemy, żeby takie fermy hodowlane Polsce w ogóle były zakazane. Kary dla hodowców za znęcanie się nad zwierzętami są śmiesznie niskie, mówimy na przykład o grzywnie 500 złotych – mówi Paweł Rawicki.
Fot. Otwarte Klatki. Ferdynand tak „mieszkał”.
W społeczne akcje związane z ratowaniem zwierząt chętnie włączają się też gwiazdy. Na otwarciu Domu Lisów w Poznaniu pojawił się Michał Piróg, znany przeciwnik produkowania i noszenia futer.
– Kiedyś zabijaliśmy zwierzęta, bo nie mieliśmy innego sposobu, by przeżyć. Teraz mamy ogrzewanie, bawełnę, sztuczne ubrania, które możemy nosić. Futro już nawet nie jest eleganckie. Nie mieszkamy w carskiej Rosji, dajmy sobie spokój. Trochę rozsądku i oleju w głowie – apelował w rozmowie z dziennikarzami.
– Istotne jest, żeby ludzie patrzący na lisie futro wiszące w sklepie mieli świadomość, co się musiało wydarzyć, żeby tu wisiało – dodaje dyr. Ewa Zgrabczyńska.
Wiecie, że aby uszyć jedno futro, trzeba zabić i zedrzeć skórę z 18 takich lisków jak Cyryl i Ferdynand. Z osiemnastu!