Aplikacja powstała w 2011 roku. Początkowo była wykorzystana przez wielu ludzi do przesyłania sobie bardziej lub mniej roznegliżowanych zdjęć. Dziś korzystają z niej głównie ludzi młodzi. Niektórzy twierdzą, że 35-40 lat to granica wieku użytkowników Snapa. Starsi niekoniecznie rozumieją ideę tej aplikacji. Bo o co właściwie chodzi? Snap to duszek na żółtym tle. Po otwarciu aplikacji można wykonać zdjęcie (aparatem przednim lub tylnym). Zdjęcie można wysłać do znajomego lub wstawić na tzw. My Story – wtedy fotkę widzą wszyscy "znajomi", ale jedynie przez 24 godziny. Potem fotografia znika bezwiednie. Podobnie jest w video.
Snapchat różni się od Facebooka czy Instagrama pod wieloma względami. Nie daje możliwości zamieszczania postów. Pozwala jedynie na wstawianie zdjęć i czat. Dodatkowo daje możliwość wstawiania śmiesznych filtrów, które zmieniają twarz ludzką w głowę psa, kota, czy przypominające owoce lub warzywa.
Zobacz, jak dziewczyny ze SketShe parodiują użytkowników Instagrama
Kim jest użytkownik Snapchata?
To narcyz czy modny człowiek, idący z duchem czasu? Odpowiedzi pewnie nie ma jednej. Wielu młodych ludzi korzysta ze Snapchata, bo robią to wszyscy. Inni po prostu kochają ten cały szoł. Wstają, przegadają My Story znajomych, dodają zdjęcia przed wyjściem do szkoły czy pracy, potem fotografują obiad i wszystko inne, co ich otacza. Mamy też narcyzów, którzy na swoim Snapie zamieszczą selfie. Zapytasz po co? Dla lansu, dla mody? Tu każda odpowiedź jest poprawna.
Justyna, 17 lat
Korzystam ze Snapchata prawie codziennie, moi znajomi z klasy też. Robię różne zdjęcia. Najczęściej selfie, zdjęcia jedzenia no i używam filtrów – pieska, postarzenie twarzy i inne. W Snapie fajnie jest to, że zdjęcia można wysłać tylko do tych, których się lubi, a nie do wszystkich znajomych. No i są fajne filtry zmieniające twarz i głos. Teraz nawet jak ktoś się mnie pyta co u mnie słuchać, to wysyłam zdjęcie albo video. Nie muszę nawet pisać.
Snapchat jako aplikacja jest kolejną odsłoną narcyzmu współczesnego człowieka, który bardziej skupia się nie na tym, kim jest, ale jak go widzą inni. Takim pierwszym elementem tej kultury narcystycznej był oczywiście Facebook - użytkownicy skupiali się na tym, jak wyglądali, gdzie byli, co jedli, co pili. To stało się ważniejsze, niż tożsamość, czy to dokąd zmierzamy. W Snapchacie mamy do czynienia ze znacznie uproszczonym mechanizmem, niż ten, który oferuje Facebook swojemu użytkownikowi. W Snapchacie znacznie więcej akcentów położonych jest na obraz, wizualność, video. Interakcja jest też relatywnie spłaszczona, bo sprowadza się do języka emotikonów, dlatego niektórym osobom łatwiej jest wyrazić emocje poprzez gotowe schematy typu serduszko.
- dr Tomasz Gackowski, Uniwersytet Warszawski
Tajemniczo znikające zdjęcia kluczem do serca młodych
Na początku był chaos. Ok, to nie ta bajka. Na początku użytkownicy sieci mieli Facebooka. Masowo dodawali tam posty i zdjęcia. Nie zawsze przemyślanie i nie zawsze mądre. Z Facebookiem jest tak, że raz zamieszczony post komentowany jest przez znajomych. W praktyce widzą go wszyscy i mogą go to polubić, shejtować czy skomentować. Problem pojawia się, gdy do grona naszych znajomych na Facebooku dołączają rodzice czy szef. Nie zawsze chcemy, by widzieli wszystko, co udostępniamy w sieci. Użytkownik ma problem: przyjąć – nie przyjąć, zablokować, a może usunąć wszystkie niechlubne posty. Co, jeśli tych postów jest całe mnóstwo? No właśnie. Facebook okazuje się problematyczny.
Inaczej jest ze Snapcahtem. Tutaj wrzucasz zdjęcie i po 24 godzinach fotka znika. Nie ma komentarzy, lajków, hejtu. To dlatego posty na Facebooku czy Intagramie zwykle podlegają selekcji. Na Snapa dodajemy wszystko, jak leci: ładne zdjęcia, brzydkie - ich estetyka nie ma znaczenia, bo przecież fotka i tak zniknie po 24 godzinach.
W przypadku Snapchata mamy do czynienia ze zmianą generacyjną. Podobną sytuację mieliśmy z grono.pl czy naszą-klasą. Młode pokolenie odpływa tam, gdzie nie ma starego. Nagle okazało się, że dziadkowie czy rodzice pojawiają się na Facebooku, chcą być naszymi znajomymi. W naturalny sposób młoda generacja, poszukując pewnej autentyczności wyrazu, przemigrowała do Snapchata, który jest bardziej trendy. Cechą Snapchata jest jego temporalność. Snapchat obiecuje, że po 24 godzinach nie będzie po nim śladu, chociaż nigdy nie mamy co do tego pewności. Snapchat w całej swojej formule zachęca, żeby być bardziej spontanicznym. Snapchat jest rzeczywiście najbardziej spektakularnym sposobem przedstawienia rzeczywistości i to może dlatego młodzi ludzie, którzy lubią oddawać się temu żywiołowi, chętnie używają Snapchata, bo to, co pokazują, czy to na zdjęciach lub video, dzieje się tu i teraz i to jest takie bardzo charakterystyczne dla współczesnego życia.
- dr Tomasz Gackowski, Uniwersytet Warszawski
Uzależnieni od sieci
Niezależnie czy to Snapchat, Facebook, czy Instagram, internetowe aplikacje zawładnęły życiem młodych. Przeciętnie surfujemy w Internecie około 12 godzin dziennie. Co tam robimy? Są dwa typy ludzi: aktywni i pasywni obserwatorzy. Ci pierwsi masowo wrzucają posty, zdjęcia, filmy. Nie ważne, czy to, co przedstawiają fotografie jest ważne, czy nie. I tak na zdjęciu pojawia się kawa, herbata, ukochany piesek, obiad, książki, nowe kosmetyki i oczywiście twarz – w każdej możliwej kombinacji. Ci drudzy – pasywni - są obserwatorami, raczej się w sieci nie ujawniają, a jeśli to robią, to z reguły okolicznościowo. Zamieszczają zdjęcia z wakacji, ze świąt czy innych ważnych wydarzeń. Niezależnie od tego, internet zabiera im wszystkim masę czasu.
Jak wszyscy z kasy, ja też mam Snapa, ale snapuję mniej niż inni, bo nie do końca jeszcze chyba to rozumiem. Ogólnie dodaje się zdjęcia, a inni je oglądają. Zdjęcie można wysłać do dowolnego znajomego albo do wszystkich i to zdjęcie, że tak powiem, żyje 24 godziny, a potem znika. Ja więcej oglądam, niż dodaję. Aplikacje przeglądam rano, w szkole na lekcjach, na którym można wyjąc telefon, po południu też. W sumie zawsze gdy mam wolną chwilę. (...) Lubię wiedzieć, co słychać u znajomych.
Z deklaracji badanych wynika, że przeciętnie surfują w sieci około 12 godzin tygodniowo, ale już najmłodsi przeznaczają na to zajęcie ponad 17 godzin. To sporo, a warto zdawać sobie sprawę, iż z chwilą utraty kontroli nad czasem i sposobem użytkowania internetu, spędzanie coraz więcej chwil przy komputerze zaczyna się odbywać kosztem innych zajęć, zainteresowań czy relacji z rodziną i znajomymi. Alarmów siecioholizmu jest naprawdę wiele. Poza godzinami spędzonymi przed komputerem czy smartfonem, może to być zaniedbywanie codziennych obowiązków, kłótnie z najbliższymi czy reagowanie rozdrażnieniem, a czasami wręcz agresją, gdy korzystanie z komputera jest utrudnione czy też niemożliwe. W przypadku najmłodszych internautów, szczególnie dzieci i nastolatków, to obowiązkiem rodziców jest ich obserwacja i szybkie reagowanie na występujące symptomy.
- Jolanta Szczepaniak, psycholog i psychoterapeuta systemowy z Centrum Psychoterapii Vide.