Ze względu na pogarszającą się sytuację epidemiczną od 9.11 na naukę zdalną zostanły skierowane także klasy 1-3. Chociaż wraz z przeniesieniem nauki do domów powrócił też dodatkowy zasiłek opiekuńczy, wielu rodziców, nauczycieli oraz samych uczniów zadaje sobie pytanie, jak długo potrwa ten stan rzeczy.
Początkowo rząd zakładał, że nauka zdalna będzie trwała do 29 listopada, czyli jeszcze przez 3 tygodnie. Nie da się jednak ukryć, że od momentu ostatniej konferencji prasowej sytuacja w Polsce pogorszyła się jeszcze bardziej. Czy to znaczy, że szkoły zostaną zamknięte na dłużej?
Kiedy dzieci wrócą do szkół?
Jak mówi w rozmowie z RMF FM Przemysław Czarnek, nowy minister edukacji narodowej, w tym momencie można nakreślić dwa scenariusze. Jeden, bardzo optymistyczny zakłada, że dzieci faktycznie wrócą do szkół po 29 listopada. Żeby tak się stało, już teraz musielibyśmy zaobserwować znaczący i ciągły spadek zachorowań.
MEN ma jednak jeszcze jeden, pesymistyczny, ale niestety bardzo prawdopodobny scenariusz, który wydarzy się, jeśli spadek zachorowań nie nastąpi. Ten wariant zakłada, że nauka zdalna potrwa do stycznia lub nawet dłużej. Cały rząd ma nadzieję, że ta wersja wydarzeń nigdy się nie wydarzy, jednak nie może założyć, że wszystko pójdzie po ich myśli.
Jeśli nauka zdalna pozostanie na dłużej, odpowiednio zmniejszony zostanie zakres materiału obowiązkowego na egzaminy - to dobra wiadomość dla uczniów piszących w 2021 roku maturę lub egzamin ósmoklasisty.
Odchudzenie będzie dotyczyło obszarów związanych z przedmiotami egzaminacyjnymi, będzie incydentalne na potrzeby egzaminów ósmoklasistów i maturalnych, bo mamy pełną świadomość, że nauczanie zdalne jest i będzie, tak czy inaczej, bardzo niedoskonałe
- mówi Przemysław Czarnek w rozmowie z RMF FM.
Źródło: rmf24.pl
To też może cię zainteresować:
Polska dostanie nową szczepionkę na koronawirusa. Ma aż 90% skuteczności
Aż połowa wykonanych w Polsce testów na koronawirusa dała pozytywny wynik. Jest najgorzej od początku pandemii
Nowe obostrzenia nie były konieczne? Dr Grzesiowski: jeszcze nie zobaczyliśmy skutków tych poprzednich