Jak wygląda życie "kanara"? Odpowiada kontroler biletów i konduktor

tramwaj fot. Fotolia
Życie kontrolerów biletów do lekkich nie należy. Są szykanowani, niektórzy im grożą, inni używają siły. Nie mają na kogo liczyć, bo gdy wylewa się na nich fala nienawiści, policja rzadko reaguje. Jak wygląda życie warszawskiego "kanara" i czym różni się od pracy konduktora.?
tramwaj fot. Fotolia
Praca: kontroler biletów w komunikacji miejskiej. To tylko tak na papierku. Wszyscy i tak wołają "kanar". Wyglądają jak inni pasażerowie. Są w "cywilkach". Gdy autobus ruszy proszą o pokazanie biletu. Za jego brak wypisują karę. Ludzie za nimi nie przepadają. Więcej – nienawidzą ich i traktują jak intruzów. Dlaczego? Bo sprawdzają ważność biletów, a gdy ktoś go nie ma, wypisują mandat. Czyli ... wykonują swoją pracę. To trochę tak, jakby nie lubić lekarza za to, że leczy. Grono nienawistnych zaraz powie, "że autorka powinna puknąć się w łeb". Przecież lekarz to nie kanar! Ale z drugiej strony... Zawód to zawód. 

10 reklam społecznych, które dają do myślenia! Przygotuj chusteczki

Ciemne strony pracy kontrolera biletów

Wykonuje swoje obowiązki. Fakt, wlepia kary za brak biletu, ale to przecież jego praca. Bywa nieugięty, bo takie, a nie inne są zasady jego pracy. W zamian za to obrywa. Czasem słownie, czasem ... fizycznie.  

Pracuję w warszawskiej drużynie kontrolerów od 2 lat. Wiele widziałem, a jeszcze więcej usłyszałem z opowieści znajomych. Zawsze jest ten stres, gdy podchodzisz do kolesia, takiego typowego dresa. Nie wiesz, jak zareaguje. Są tacy, co to udają, że zapomnieli portfela. Inni przepraszają, jeszcze inni uciekają. No i są ci, którzy po wyjściu z autobusu, gdy prosi się ich o dokument tożsamości, zaczynają grozić. Ja takiego przypadku nie miałem. Ale kolega opowiadał, jak mu chłopaczek wyskoczył z tekstem, że go za... zabije. Najgorzej jest w piątek i w sobotę wieczorem. Młodziaki jadą na imprezę to i strasznie cwaniakują, szczególnie gdy są w grupie. Wielu kontrolerów odpuszcza i nie kłóci się z takimi, bo to szkoda życia i zdrowia. Co ja się będę kłócił, a za chwilę on mnie pobije!? Zawsze jeździmy w dwójkę, ale i tak jest stres, bo nie mamy w sumie żadnej pomoc, wsparcia w sytuacjach dramatycznych. Owszem, możemy zadzwonić po policję lub straż miejską, ale ci niechętnie pomagają. Poza tym, zanim by dojechali na miejsce, to różne rzeczy mogłyby się wydarzyć. 
Czy boję się, że podczas powrotu do domu ktoś mnie pobije? Hmm ... ja nie, bo chyba bym sobie poradził. Ale znam przypadki, kiedy kontroler był zastraszany, popychany, wygwizdywany. A przecież my wykonujemy tylko swoją pracę, ale przecież nikt tego nie rozumie.

- pan Artur, kontroler biletów z Warszawy
 

Ten film pokazuje nam prawdę o nas samych. IKEA przeprowadziła społeczny eksperyment

Blaski i cienie bycia konduktorem

Inaczej swoją pracę opisuje konduktor z PKP. Przez wielu mylnie nazywany jest kanarem, chociaż do jego obowiązków należy dużo więcej niż sprawdzanie biletów. Konduktor odpowiada za zachowanie bezpieczeństwa, sprawy techniczne i skomunikowanie z innymi pociągami. Podróżni traktują go w inny, dużo bardziej wyjątkowy sposób. Dlaczego? Bo każdy, kto wybierając się w podróż pociągiem wie, że czeka go kontrola biletów. Bo konduktor nie czai się ukryty wśród innych podróżujących. Bo wchodząc do wagonu, ma służbowy mundur i ... budzi respekt. Ale konduktorom też zdarzają się sytuacje podbramkowe. Kłótliwy pasażer? Na agresję konduktorzy mają jednak swoje sposoby.
 

Ludzie, którzy nie kupili biletu, jeśli są uczciwi, to przybiegają już na peronie poinformować o tym fakcie, mimo że nie zawsze muszą. Wtedy transakcja przy kontroli przebiega sprawnie i miło. Ale poza nimi są jeszcze dwa scenariusze: Albo długa dyskusja o tym, że do wartości biletu będzie doliczona wysoka opłata dodatkowa za jego brak (130 zł), albo wezwanie do zapłaty na kwotę 650 zł + wartość biletu. Najczęściej są wtedy dyskusje, podróżni stają się mało przyjemni. Grunt to nie dać się w takiej sytuacji wyprowadzić z równowagi. I wtedy część płaci na miejscu. Większość dostaje wezwanie do zapłaty ze znacznie wyższą kwotą. Czasem zdarza się, że podróżny jest agresywny, jednakże takie sytuacje bardzo szybko mają swój koniec. Najdalej na następnej stacji już czekają na peronie umundurowani funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei lub policji, którzy zostali o tym przez nas powiadomieni. Muszę przyznać, że wracając do domu, nie obawiam się, że ktoś zrobi mi coś złego. Nie, nie mam podstaw do tego, by się bać. Nigdy nie miałem sytuacji, która by mnie do tego skłoniła. Wbrew pozorom, to przyjemna praca, a sytuacje z agresywnymi ludźmi, czy grożącymi, są marginalne i od razu odstawione na komisariat.

- pan Bartosz, konduktor PKP Intercity

 

Redakcja poleca

REKLAMA