Coraz częściej mówi się o tym, że wprowadzane w Polsce złagodzenia obostrzeń dzieją się zdecydowanie zbyt szybko. Do tej pory były to jedynie przypuszczenia, ale biorąc pod uwagę działania innych europejskich krajów i ich konsekwencje, możemy już powiedzieć, że faktycznie może się to skończyć bardzo źle.
W Danii rząd niedawno podjął decyzję o otworzeniu przedszkoli i szkół podstawowych. 20 kwietnia zaczęły też działać tam salony fryzjerskie i kosmetyczne, księgarnie i małe sklepy. Duńska agencja ds. chorób zakaźnych porównała dane dotyczące zakażeń z 15 oraz 30 kwietnia, a wyniki nie były tak optymistyczne, jak się na początku wydawało.
Po otwarciu szkół w Danii znowu wzrost zakażeń
Chociaż różnica nie jest ogromna, ponieważ współczynnik zakażeń wzrósł z poziomu 0,4 do 0,9, eksperci ostrzegają, że jest to niepokojąca sytuacja, a podczas luzowania restrykcji nadal wskazana jest wzmożona ostrożność. Póki co nie ma powodów do większych obaw.
Czym jest współczynnik zakażeń? Jest to miara, którą mierzy się prawdopodobieństwo zakażenia osoby zdrowej przez osobę, która jest nosicielem. Jeśli jest niższy niż 1, nie ma czym się martwić. Jeśli osiąga lub przekracza ten wynik, dziennie może odnotowywać się nawet kilkaset nowych przypadków - w przypadku największych ognisk koronawirusa w Europie było to nawet kilka tysięcy dziennie.
Przypadek Danii sprawia, że warto się zastanowić nad słusznością łagodzenia obostrzeń w Polsce. Od 6 maja są otwarte żłobki i przedszkola. Od 4 maja działają galerie handlowe, hotele oraz wielkopowierzchniowe sklepy meblowe i budowlane. Chociaż obowiązują na ich terenie surowe restrykcje, nie da się ukryć, że nadal stanowią ogromne zagrożenie.
Źródło: o2.pl
Więcej o koronawirusie w Europie:
Linie lotnicze dostosowują się do koronawirusa. Brak bagażu podręcznego, obowiązkowe maseczki
Włochy łagodzą obostrzenia. Będą koegzystować z koronawirusem
Polska wśród 4 europejskich państw, w których koronawirus nie słabnie