8 powodów, dla których warto obejrzeć film Ostatnia rodzina

plakat Ostatnia Rodzina fot. mat. pras.
Obsypany nagrodami, z genialnymi kreacjami aktorskimi (i nie jest to wcale Dawid Ogrodnik), film opowiada niesamowitą, prawdziwą i tragiczną historię rodziny Beksińskich. Wszyscy będą o tym rozmawiać. Dobrze wiedzieć, o czym gadają.
/ 30.09.2016 10:55
plakat Ostatnia Rodzina fot. mat. pras.

Obsypany nagrodami na zakończonym niedawno festiwalu w Gdyni film Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina" właśnie wchodzi do kin. Z Trójmiasta wyjechał ze Złotym Lwem dla najlepszego polskiego filmu roku, dwoma nagrodami dla najlepszych aktorów pierwszoplanowych – Andrzej Seweryn i Aleksandra Konieczna – oraz z Nagrodą Publiczności. Sumując je mamy więc już na wstępie są przynajmniej cztery powody do tego, aby na "Ostatnią rodzinę" wybrać się do kina. Z łatwością jednak można tych powodów znaleźć dużo więcej. My mamy ich razem osiem.

O czym jest film "Ostatnia rodzina"?

Bohaterami jest rodzina Beksińskich. On, Zdzisław (Seweryn), to znany artysta malarz u progu międzynarodowej sławy. Ona, Zofia (Konieczna), to romanistka, która jak przystało na dobrą, polską gospodynię z lat minionych, poświęciła karierę, by zająć się domem i problemami jego mieszkańców. A tych problemów nie brakuje. Najpoważniejszym są stany depresyjne ich syna Tomka (Dawid Ogrodnik), który żyje w swoim świecie wypełnionym płytami gramofonowymi i kasetami wideo i otwarcie mówi o tym, że ma dość samego siebie. Słowo "samobójstwo" jest jednym z najważniejszych w słowniku Tomka, a na słowach się nie kończy. Zachowanie Tomka jest na tyle niepokojące, że dwie mieszkające z Beksińskimi babcie chłopaka, w prywatnym totolotku otwarcie obstawiają Tomka jako tego, który jako pierwszy z rodziny Beksińskich spocznie w grobie.

Jest rok 1977. Beksińscy przeprowadzają się z Sanoka do warszawskiego blokowiska. Tomaszowi nie podoba się to, że teraz będzie musiał zamieszkać sam w bloku nieopodal rodziców. Czy pozbawiony kontroli wprowadzi w życie akcję - samobójstwo, a babcie wygrają zakład?

9 filmów Festiwalu w Gdyni, których nie wypada przegapić

Oto 8 najważniejszych powodów, dla których warto zobaczyć film Jana P. Matuszyńskiego "Ostatnia rodzina"

1. "Ostatnia rodzina" to kino światowe

Jak często w opinii o jakimś polskim filmie używacie określenia: "no jak na polski film..."? Pewnie bardzo często, bo w porównaniu z zagranicznymi, najczęściej amerykańskimi konkurentami, polskie filmy nie mają większych szans i nie da się ich nawet choć trochę porównać. Cóż, w przypadku "Ostatniej rodziny" ten problem nie istnieje. Film Matuszyńskiego nie ogląda się jak polski film, ale po prostu – jak film. Nie bez znaczenia jest zapewne wiek jego reżysera: 32 lata. Matuszyński urodził się, gdy polskie kino moralnego niepokoju dogasało, a wychował na kasetach wideo i grach komputerowych. Jeśli więc boicie się, że w kinie czeka Was kolejna moralnie niepokojąca przeprawa rodem z filmów Zanussiego, to jest to obawa niczym nieuzasadniona. "Ostatnia rodzina" jest filmem nowoczesnym, który opowiada nowoczesnym językiem filmowym.

2. "Ostatnia rodzina" jest filmem nowocześnie zrealizowanym

Powód numer dwa bezpośrednio wynika z powodu numer jeden, ale nie sposób nie wspomnieć osobno o tym, że pod względem realizacyjnym "Ostatnia rodzina" wyprzedza większość krajowych produkcji. No może jedynie dotrzymuje im kroku w warstwie dźwiękowej – niestety w większości polskich filmów, jak i tutaj bardzo często trudno zrozumieć, co mamroczą pod nosem bohaterowie, np. Dawid Ogrodnik w roli Tomasza Beksińskiego. Poza tym: klasa światowa. "Ostatnia rodzina" jest filmem dopracowanym od najmniejszych szczegółów po rzeczy najważniejsze. Wrażenie robi zarówno znakomita scenografia warszawskich mieszkań Beksińskich (ach, te półki z zapomnianymi kasetami magnetofonowymi i wideo!), jak i umiejętne żonglowanie pomiędzy obrazem z kamery filmowej, a kamery VHS, którą Zdzisław Beksiński namiętnie filmuje całe swoje otoczenie i rodzinę. Ogląda się to znakomicie.

3. "Ostatnia rodzina" to kino... pogodne

No dobrze, dużymi momentami pogodne, ale z łatwością można sobie wyobrazić, jak ciężka mogłaby być opowieść o ciągle wiszącej nad bohaterami śmierci, depresji i kryjących się w ich głowach demonach. Tymczasem "Ostatnia rodzina" wcale nie jest tak mrocznym filmem, jak mogłoby się to wydawać, w szczególności znając historię Beksińskich. Duża w tym zasługa poczucia humoru Zdzisława Beksińskiego, który w ironiczny sposób potrafi skomentować najtrudniejszą nawet rzeczywistość. Kwintesencją tego zachowania bohatera jest fragment zwiastuna "Ostatniej rodziny", w którym dziennikarz próbuje na siłę przekonać Beksińskiego, że omawiane przez nich właśnie dzieło jest mroczne i katastroficzne. Artysta z ironicznym uśmiechem się z tym nie zgadza. I można śmiało założyć, że z takim samym uśmieszkiem oglądałby film Matuszyńskiego. Wy również często się podczas seansu uśmiechniecie, więc już nie bójcie się tej filmowej śmierci i depresji.


Fot. mat. pras.

4. "Ostatnia rodzina" to popis aktorski

Nagrody dla Andrzeja Seweryna i Aleksandry Koniecznej na festiwalu w Gdyni nie są w żadnej mierze przesadzone. Oboje stworzyli kreacje wybitne, a zarazem całkowicie różne od siebie. Szczególne wrażenie robi rola Seweryna, który zagrał najlepszą rolę od lat. Znakomicie wszedł w skórę Zdzisława Beksińskiego z całym dobrodziejstwem jej inwentarza. Filmowy Beksiński jest człowiekiem skromnym, inteligentnym, normalnym, ale ma też swoje dziwactwa i pewne prostactwo – dla aktora to ziemia obiecana, jeśli tylko wie, jak z niej skorzystać. I Seweryn jest tutaj bezbłędny. Podobnie Konieczna, dla której – do tej pory kojarzonej jedynie z serialem "Na Wspólnej" – rola Zofii Beksińskiej to rola życia. Nie tak efektowna jak jej filmowego męża, ale może właśnie dlatego bardziej przejmująca i robiąca wrażenie. Twardo stąpająca po ziemi Matka Polka, która na swoich barkach dźwiga problemy bliskich mężczyzn rezygnując ze wszystkiego, często nawet ze swojego słowa. W porównaniu z nimi bladziej wypada Dawid Ogrodnik, którego rola jest zbyt przerysowana i zwyczajnie irytująca, by móc poczuć jakąkolwiek więź z filmowym Tomaszem Beksińskim. Ci, którzy go znają, coraz głośniej twierdzą, że Tomek wcale taki nie był.

5. "Ostatnia rodzina" brzmi świetną muzyką

Nie mogło być inaczej, kiedy jednym z bohaterów filmu jest Tomasz Beksiński, którego kolekcja płyt i znajomość muzyki mogła zawstydzić niejednego melomana. A trzeba pamiętać, że film opowiada o czasach, kiedy muzyki nie można było znaleźć po dwóch kliknięciach palcem w Spotify. Jest taka scena w "Ostatniej rodzinie", kiedy Tomasz Beksiński prezentuje na antenie radiowej Trójki u pewnego Znanego Dziennikarza Muzycznego jedną z płyt. Twierdzi, że to bardzo nowa i świeża płyta, która wyszła zaledwie przed... trzema miesiącami. W "Ostatniej rodzinie" sporo takich smaczków, a wszystkiemu towarzyszy starannie dobrana ścieżka dźwiękowa pełna hitów, co różni film Matuszyńskiego od innych rodzimych produkcji brzmiących przypadkowymi piosenkami, bądź muzyką z tzw. banków muzyki. No wiecie, zamawiacie sobie "wesołą piosenkę" i dostajecie "wesołą piosenkę" w wykonaniu nie wiadomo kogo, skomponowaną przez nie wiadomo kogo.

6. "Ostatnia rodzina" to świetna podróż do przeszłości

W dobie rosnącego, choć niczym niewytłumaczalnego, sentymentu za PRL-em, "Ostatnia rodzina" to świetna propozycja dla tych, którzy namiętnie grają w "Kolejkę", a na Youtubie oglądają filmy Polskiej Kroniki Filmowej. Akcja filmu rozpięta pomiędzy latami 1977-2005 dała jego twórcom duże możliwości przypomnienia na ekranie tego, jak wyglądały lata 80. i 90. ubiegłego wieku, a oni skwapliwie z tego skorzystali. Przygotujcie się więc na podróż do świata debiutujących na falach radiowych list przebojów, pierwszych grupowych seansów wideo z lektorem na żywo, święcącego triumfy telewizyjnego "Pegaza", "Wieczoru z Wampirem" i Coca-Coli w butelkach o pojemności 0,33. A czego nie będzie? Nie będzie narzekania na komunizm, co jest kolejnym plusem filmu sprawiającym, że jest on dziełem uniwersalnym, zrozumiałym na całym świecie. Bo czas akcji to tylko płótno, na którym namalowany jest obraz rodziny, na którym każdy znajdzie jakiś znajomy element. W filmowym blokowisku równie dobrze mógłby też mieszkać Eminem z „8 mili”.

7. "Ostatnia rodzina" to po prostu film ciekawy

Tak ciekawy jak jego bohaterowie. W ostatnich latach coraz większą popularnością na całym świecie cieszą się filmy biograficzne, nic więc dziwnego, że także i do nas dotarła ta moda. I, co zaskakujące, polskie kino bardzo dobrze odnajduje się w tym gatunku, żeby wspomnieć choć świetnych "Bogów" Łukasza Palkowskiego. "Ostatnia rodzina" jest filmem równie dobrym, a wybór głównych bohaterów jest jeszcze lepszy. Zarówno Zdzisław jak i Tomasz Beksińscy są postaciami fascynującymi i śledzenie na ekranie ich losów jest równie fascynujące. Pojawiają się, co prawda, coraz głośniejsze głosy, że filmowy Tomek nie ma wiele wspólnego z faktycznym Tomaszem Beksińskim, ale komuś, kto go nie znał trudno to oceniać. Poza tym swoją wiedzę o Beksińskich zawsze można pogłębić dzięki dostępnej na rynku lekturze, a "Ostatnia rodzina" jest filmem tak dobrym, że od razu po seansie ma się ochotę na to, by sięgnąć po więcej. A w tej sytuacji powinni być zadowoleni nawet ci, którzy na filmowego Tomka kręcą nosem.

8. Bo wszyscy będą o "Ostatniej rodzinie" rozmawiać

Tak będzie, bo "Ostatnia rodzina" to najlepszy polski film od dłuższego czasu. Chcesz być wyłączonym z dyskusji o nim i siedzieć jak ciele-mele bez pojęcia, o co chodzi znajomym z tymi całymi Beksińskimi? Na pewno nie chcesz, więc idź do kina, bo warto!

"Ostatnia rodzina" w kinach od piątku 30 września! Oto zwiastun filmu:



 

"Wołyń" Smarzowskiego będzie polskim filmem roku?

Redakcja poleca

REKLAMA