Dla nikogo nie jest to przyjemne. Każdy rodzic pragnie być dumny ze swojego dziecka, chce by dobrze radziło sobie w szkole. Jednak w zdrowej sytuacji potrafi wysłuchać racji opiekunów, nawet jeśli wersja wydaje mu się nieprawdopodobna, bo na przykład usłyszał, że w przedszkolu, jego bardzo grzeczna trzylatka pluje na koleżankę...
Dzięki znalezieniu wspólnego konceptu wychowawczego, dobrej współpracy i staraniom obu stron większość problemów znika. To oczywiście idealna wersja. W rzeczywistości niestety często jest inaczej.
W świecie mam. Jak fajnie (i zdrowo!) przetrwać z dzieckiem najgorszą porę roku?
Jest to spowodowane skomplikowaną siecią ludzkich spraw, które łączą się w szkole. To miejsce, gdzie spotykają się trzy światy: rodziców, dzieci i nauczycieli.
Wśród rodziców dominują dwie postawy wobec sytuacji konfliktowej.
Pierwsza - strachliwa. Mówią: nie będę z nauczycielem rozmawiał, bo jeszcze się potem zemści na dziecku. Nie odezwą się na wywiadówce z tego samego powodu, nie wskażą problemu, nie powiedzą prawdy, tylko ze spuszczonym wzrokiem czekają, aż zrobi to za nich ktoś bardziej odważny. Potem mają mnóstwo pretensji, oczywiście zgłaszanych na korytarzu, na przystanku lub w domu, gdy nauczyciel nie ma szans usłyszeć.
Taka postawa uniemożliwia znalezienie porozumienia, a w trudniejszych przypadkach dziecko zostaje bez pomocy, bo nauczyciel nie ma szansy zareagować, jeśli o czymś nie wie.
Na drugim biegunie są rodzice, którzy w każdej sprawie mają coś do powiedzenia, wiele im się nie podoba i długo o tym rozprawiają. Czasem o problemach, na które nauczyciel nie ma wpływu, bo zależą od ogólnych przepisów, lub o takich bez znaczenia. Marnują swój czas i innych, tworzą konflikty, wprowadzają stresującą atmosferę. Tacy rodzice często nie przyjmują żadnych uwag dotyczących ich dzieci, a czasem potrafią być niegrzeczni, wręcz agresywni, kiedy próbuje się zwrócić uwagę na jakiś wychowawczy kłopot.
Taka postawa sprawia, że rodzic żyje w nieświadomości, w fałszywym świecie. Jest przekonany, że jego dziecko jest cudowne, a szkoła się czepia. Nie może w porę zareagować i często budzi się dopiero, kiedy problem wychowawczy jest tak duży, że nie sposób przymknąć na niego oko i trudny do rozwiązania. Ale nawet wtedy niektórzy zajmują się szukaniem winnych wokół siebie zamiast działań naprawczych.
Są też dwie postawy wśród nauczycieli, które dodatkowo komplikują sprawę. Kiedy studiowałam polonistykę na specjalności nauczycielskiej, wśród moich koleżanek i kolegów z młodszego i starszego rocznika wcale nie tak często można było spotkać kogoś, kto chciał iść pracować w szkole. Wielu marzyło, by być pisarzami, dziennikarzami, robić wielkie rzeczy. W większości przypadków skończyli na etacie polonisty i nie lubią swojej pracy. To najgorsze co może być. Matka, nauczyciel, lekarz lub ksiądz bez powołania. Jednak w ciągu wielu lat pracy w szkole spotkałam także mnóstwo wspaniałych fachowców, pasjonatów swojej pracy, pedagogów zaangażowanych i niezwykłych, którzy naprawdę kochają swój zawód, lubią uczniów i dysponują zarówno imponującą wiedzą z przedmiotu, którego uczą, jak też taką najbardziej wartościową, czyli o życiu.
Ważne, by odróżnić jednych od drugich i wspierać tych wartościowych, uśmiechem, dobrym słowem, pomocą, wdzięcznością. By nie tracili sił i zapału, a dobra kadra nie odpływała ze szkół.
Czy dziewczynki naprawdę nie lubią matmy?
Do tego wszystkiego dzieci też nie są łatwe do zinterpretowania. I również ustawiają się na dwóch biegunach.
Niektóre głośno krzyczą. Przypadkowe dotknięcie na przepełnionym korytarzu interpretują jako napaść i pędzą w tej sprawie do dyrektora oraz pedagoga. Szantażują rodziców i nauczycieli depresją, chorobami psychicznymi, które same sobie diagnozują i nieustająco odkrywają w sobie nowe trudności. Bywa, że wszystko to jest zupełnie bezpodstawne. Ale pedagodzy przyjmując takie założenie, popełniają wielki błąd i potrafią odesłać z kwitkiem dziecko, które naprawdę potrzebuje pomocy. Wtedy może dojść do prawdziwej tragedii. W głośnym świecie nastolatków czasem ciężko jest zauważyć kogoś cichego, kto się nie skarży, nie zwraca na siebie uwagi. A bardzo cierpi. I liczy na naszą pomoc. Pragnie, by ktoś zauważył blade policzki, podkrążone oczy, siniak na ramieniu, drżące dłonie i pomógł. Świat szkoły jest bardzo złożony.
To o czym powyżej napisałam to tylko najbardziej podstawowe aspekty. Jest ich o wiele więcej. Nie ma się więc czemu dziwić, kiedy czasem nie możemy się porozumieć, trudno znaleźć prawdę w gąszczu różnych wersji, kiedy nauczyciel mówi co innego niż dziecko, a kolega - świadek naoczny przedstawia jeszcze inną wersję. Co może pomóc?
Jak zawsze po pierwsze spokój, rozsądek i dobra wola. A także odwaga, by spojrzeć w oczy prawdzie. Uciekanie w niczym nie pomaga.
Rodzic, który zna swoje dziecko i ma z nim dobry kontakt, zawsze będzie w lepszej sytuacji, choćby z tego powodu, że dziecko powie mu prawdę. Możemy się jej dowiedzieć nie poprzez zadawanie podchwytliwych pytań, a już na pewno nie podczas awantury. Ale wspólne spędzanie czasu jest ku temu doskonałą okazją. Gotowanie, wycieczka rowerowa, oglądanie filmu, lepienie z plasteliny, wszystko zależy od wieku i upodobań dziecka. W czasie takich zajęć podczas luźnej rozmowy, można się dowiedzieć, co naprawdę dzieje się w życiu naszego syna czy córki. Pod warunkiem, że nie jest to jednorazowa akcja spowodowana pilnym wezwaniem ze szkoły. Taka bliska więź budowana od najmłodszych lat, chroni przed wieloma kłopotami.
Od rodziców wiele zależy. To oni powinni być pierwszą instancją, do której zwraca się dziecko w kłopocie. Od ich mądrości zależy, czy dojdą do prawdziwej przyczyny problemu, która często schowana jest pod kilkoma warstwami pozornych wytłumaczeń. Ale tylko dotarcie do sedna gwarantuje znalezienie rozwiązania. To oni muszą w mądrości serca i umysłu rozstrzygnąć, z jaką sprawą warto iść do nauczyciela i którego. Kiedy zwrócić się po pomoc do specjalisty. Wspierać swoje dziecko i chronić je. Ale mądrze. By rosło na samodzielną istotę, która zna prawdę o sobie.
Warto rozmawiać z nauczycielami. Z życzliwością i dobrą wolą. Dawać im szansę. Poznać ich warunki pracy i punkt widzenia. Chronić najlepszych i reagować na niedociągnięcia słabych. Chronić swoje dziecko, ale nie bać się prawdy. Bo szkolne podwórko jest i zawsze było wspólne i od działań każdej ze stron zależy jego jakość. Teraz w sposób szczególny.
Polecamy! Szkoło, naucz moje dziecko! O edukacji przyszłości i przeszłości pisze Anna Kowalczyk