Słodki maluch podpłynął do ludzi. Zakładamy się, że i tobie poleci łza

para nad rzeką fot. Adobe Stock, maryviolet
W akcie desperacji słodki maluch podpłynął do ludzi z prośbą o pomoc. Miał wiele szczęścia, że trafił na osoby o złotych serach. Poznaj wzruszającą historię Bobusia.
para nad rzeką fot. Adobe Stock, maryviolet

Historia Bobusia rozpoczęła się w kwietniu minionego roku, ale dopiero teraz ujrzała światło dzienne. Właśnie wtedy słodki maluch podpłynął do ludzi z nadzieją, że udzielą mu pomocy. To bardzo nietypowe zachowanie, ponieważ młode gryzonie pozostają pod opieką rodziców do drugiego, a nawet trzeciego roku życia. 

Słodki maluch podpłynął do ludzi, bo szukał pomocy

Przypadkowe osoby, do których podpłynął maluch, udzieliły mu wsparcia. Mimo starań nie znaleziono w okolicy żadnych śladów innych bobrów,  dlatego szkrab trafił do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Jabłonnej. Opieka nad malcem nie była wcale taka prosta. Większość opracowań naukowych wskazuje, że  próby odchowania młodych bobrowatych najczęściej kończą się ich śmiercią. Jednak pracownicy ośrodka nie poddali się i na wszelkie sposoby starali się zawalczyć o życie Bobusia.

Specjalnie dla dzieciaka sprowadzaliśmy dedykowane bobrom mleko produkowane w USA, po którym pięknie rósł. Bobuś od początku zmagał się jednak z bakterią Klebsiella, która wywoływała u niego biegunkę. (…) W związku z szybkim wzrostem zębów mieliśmy też bolesne ząbkowanie i epizod związanego z tym braku apetytu, a potem jego utratą w związku z krzywo rosnącym siekaczem żuchwy – relacjonuje opiekunka bobra.

To jednak nie koniec zmagań, z jakimi musieli się zmierzyć nowi „rodzice” Bobusia. Opieka nad dzikim zwierzakiem stanowiła wielkie wyzwanie, ale też ogromne poświęcenie.

Bobuś i jego perypetie

Młody bóbr, mimo problemów zdrowotnych, doskonale się rozwijał i rósł jak na drożdżach. Dziś jest całkiem sporym, 15-kilogramowym kawalerem, który niebawem dostanie swoje miejsce „do dziczenia”, czyli spory zbiornik wodny wraz z roślinnością. Jednak niespełna rok opieki nad maluchem przyniósł wiele pełnych emocji momentów.

Ale, żeby nie było tak wesoło i bezstresowo, w lutym Bobek złamał górnego siekacza. Oczywiście zeszliśmy na zawał, choć pacjent zachowywał się tak, jakby nic się nie stało — wspomina opiekunka.

Największym wyzwaniem okazała się zmiana diety. W naturalnym środowisku bobry żują pokarm, a następnie roślinną papką karmią swoje młode.

Oszczędzając wam kulinarnych szczegółów... Stałam się znawcą i koneserem wszystkich rosnących w okolicy wierzb i innych bobrzych przysmaków, a liście z zębów wyciągałam przez kilka tygodni – opowiada adopcyjna mama Bobusia.

Historia bobra, który bezgranicznie zaufał człowiekowi, wzrusza do łez. Jednak nie doczekała się ona swojego finału. Nadal nie wiadomo, czy Bobuś wróci na wolność. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak z wytęsknieniem czekać na kolejne opowieści o tym słodkim gryzoniu.

Źródło: Facebook, @LesnePrzytulisko

Czytaj także:
Historia życia Brudzia chwyta nas za serce. Został skazany na tułaczkę, ale to nie koniec
Został upodlony przez człowieka. To, co zgotował mu los, woła o pomstę do nieba
Ruszyły wybory na kocią piękność. Komu ty przyznasz koronę?

Redakcja poleca

REKLAMA