Każde wnętrze stawia przed architektem pewne wyzwania. Warunki, którym trzeba sprostać, ograniczenia, które trzeba pokonać. Tak jak w tym mieszkaniu w oficynie krakowskiej mieszczańskiej kamienicy z początków XX wieku. Zadaniem projektantów, Rafała Ziembińskiego i Marzeny Kucharskiej, było stworzenie tu przestrzeni dla aktywnej zawodowo młodej kobiety, która pracuje również w domu. Przestrzeni, która łączyłaby część prywatną z bardziej oficjalną, biurową. Ten problem rozwiązano dzięki sporej, bo liczącej 3,75 m, wysokości pomieszczeń. W jednym z pokoi wybudowano antresolę z sypialnią. Wchodzi się na nią po schodach z sąsiedniego pokoju, natomiast pod antresolą wygospodarowano część biurową z miejscem na spotkania zawodowe.
Słabym punktem mieszkania był tradycyjny, amfiladowy układ wnętrz. Celem architektów było więc zlikwidowanie pomieszczeń wąskich, przechodnich, z wieloma ścianami. By powstała przestrzeń otwarta, łącząca kuchnię, jadalnię i część wypoczynkową, wyburzono ścianę między dawną kuchnią i jednym z pokojów. Jedyną po niej pozostałością jest słup, który zaznacza umowną granicę między pokojem dziennym a małą kuchnią. Część kuchenna ma zaledwie 6 mkw. powierzchni, ale mieści wszystkie potrzebne pani domu sprzęty. Miejsce do jedzenia to barowy blat przymocowany do słupa.
Połączono również dawną małą łazienkę i WC, poszerzając pomieszczenie o fragment przedpokoju. To znacznie podniosło komfort mieszkania. Powstała wygodna łazienka, w której znalazło się miejsce na dużą wannę i wydzieloną pralnię wraz z kotłownią. Jak widać, projektanci nie szukali skomplikowanych rozwiązań, wiele z nich podpowiadała sama architektura. Na przykład wnęka nad zlewem w kuchni – naturalny uskok ściany świetnie nadawał się do tego, by zamontować w nim półkę.
Stare i zdewastowane mieszkanie wymagało gruntownego remontu. Skuto tynki, zerwano podłogi i sufity aż do belek stropowych. Udało się jednak zachować niektóre z oryginalnych elementów. To drzwi wejściowe i dwuskrzydłowe drzwi wewnętrzne, między przestrzenią dzienną i biurem. Trzeba je było wprawdzie generalnie odrestaurować, ale teraz są imponującym akcentem wnętrza, świadczącym o jego dawnej świetności, a jednocześnie elementem równoważącym współczesność i przeszłość.
W zestawieniu z nimi dobrze sprawdziły się proste, wynikające z funkcji rozwiązania oraz zasada minimalizmu. Jak na przykład wejście na antresolę. Sprowadzone do najprostszej formy stalowe stopnie są przyspawane do umocowanej w ścianie szyny (także stalowej) i obłożone bukowym drewnem. Są lekkie, niemal zawieszone w powietrzu. Do tego nietypowa poręcz – pionowo osadzona stalowa rura złamana pod kątem prostym i nie związana ze schodami. Czysta forma, a przy tym rozwiązanie bardzo praktyczne, bo pomaga podczas wchodzenia po niezbyt szerokich (70 cm) i stromych stopniach.
Kolorystyka całego mieszkania jest stonowana. Różne odcienie bieli (na ścianach kość słoniowa), szarości aż po czerń. Materiały to matowe szkło, nierdzewna stal, płyty ceramiczne i gresowe oraz drewno. Geometryczne kształty, fragmenty architektury podkreślone ciemniejszą barwą, powściągliwość środków i form dają w efekcie przestrzeń harmonijną, spokojną w wyrazie, nowoczesną, lecz zrównoważoną.
Tekst Dorota Morawetz
Zdjęcia Witold Górka