Olivier Janiak - Piotruś Pan dorósł

Olivier Janiak fot. AKPA
Jeszcze niedawno żył chwilą. Dziś sam przed sobą przyznaje: „Dojrzałem”. Olivier Janiak, przystojniak z telewizji, właśnie został redaktorem naczelnym magazynu dla mężczyzn „Male Man”. Świetnie wiedzie mu się i w pracy, i w miłości. Czego chce jeszcze?
/ 03.10.2008 12:57
Olivier Janiak fot. AKPA
Przez lata Olivier Janiak był lekkoduchem. Młody, przystojny, popularny – Piotruś Pan XXI wieku. Gonił za nowymi wyzwaniami, za bardzo przejmował się tym, co sądzą o nim inni, i szukał własnej drogi. Ale to już przeszłość. Dziś prezenter TVN ma 34 lata i twardo stąpa po ziemi. Wie, czego chce, i konsekwentnie do tego dąży. I tylko jedno wciąż się nie zmienia: Olivier nie znosi pytań o swoje imię. To go drażni i nudzi. Zatem niech od początku wszystko będzie jasne: nazywa się Piotr Janiak. Na drugie ma Olivier. W natłoku Piotrów zdecydował, że drugie imię będzie pierwszym.

– Od kiedy pojawiłeś się na wizji TVN, coraz więcej chłopców dostaje na imię Olivier. Myślisz, że masz w tym swój udział?
Olivier Janiak:
Gdy słyszysz Staszek, Marcin, Monika, to natychmiast przychodzi ci do głowy osoba, którą znasz. Kiedy wybierasz imię dla dziecka, szukasz takiego, które ci się dobrze kojarzy. I rzeczywiście, wiele kobiet przedstawia mi swoich synów: „To jest Olivier”. Czy można lepiej wyrazić sympatię, niż nazwać dziecko twoim imieniem? 

– Jakim byłeś dzieckiem?
Olivier Janiak:
Kiedy byłem mały, chciałem być inny. Pod względem zachowania i ubioru. Chciałem być „jakiś”. W małych miastach (Olivier wychował się w Krotoszynie – przyp. red.) wszyscy żyją według tych samych zasad. Gdy je łamiesz, jesteś dziwny.

– Byłeś indywidualistą?
Olivier Janiak:
Rzeczywiście, przyznaję się: zawsze lubiłem zwracać na siebie uwagę. Już jako siedmiolatek byłem w harcerstwie i wszędzie było mnie pełno. Chciałem wieść prym w towarzystwie i być najlepszy. W liceum, na studiach, a potem jako barman, model. Goniłem. Cały czas ścigałem się ze sobą.

– Czy znalazłeś już odpowiedź na pytanie: kim jestem?
Olivier Janiak:
Na pewno wiem, kim nie chcę być. Nie muszę już się przeglądać w czyichś oczach. Wcześniej wydawało mi się, że nie mam prawa do własnego zdania. Teraz dojrzałem, nabrałem doświadczenia. Podchodzę do życia i tzw. kariery z dystansem. Wiem już, że dziś jestem prezenterem, ale za pół roku mogę nim nie być, bo taki jest współczesny świat.

– Lubisz być „panem z telewizji”?
Olivier Janiak:
Lubię swoją pracę, ale to za mało, by w tym zawodzie osiągnąć sukces. Przede wszystkim musi mnie polubić publiczność. Ludzie przekonają się do mnie, jeśli będą wiedzieli, że jestem miłym i porządnym człowiekiem.


– W programie „Co za tydzień” rozmawiasz ze sławami światowego show-biznesu. Jak wspominasz te spotkania?
Olivier Janiak:
Byłem w Nowym Jorku na premierze filmu „Seks w wielkim mieście” i spotkałem się z Chrisem Nothem (gra ukochanego Carrie Bradshaw). Dla mnie to nie Mr. Big, ale Mr. Dick (z ang. dupek – przyp. red.), bo zachowywał się jak bufon. Ale z większości spotkań z gwiazdami Hollywood mam świetne wspomnienia. Dobrze mi się rozmawiało z Bradem Pittem, Johnnym Deppem czy Keanu Reevesem, ale największe wrażenie zrobił na mnie Seal. Kiedy przyjechał do Polski na koncert, rozmawialiśmy aż godzinę.

– Często jednak takie wywiady trwają najwyżej kilka minut. Co robisz, by gwiazda Cię zapamiętała?
Olivier Janiak:
Ciekawy wywiad z perspektywy odpowiadającego jest wtedy, kiedy pytania zmuszają do myślenia i pozwalają mu się dowiedzieć o sobie czegoś nowego. Często na przykład pytam muzyków, jakim instrumentem chcieliby być. Zawsze są zaskoczeni, jak wiele odpowiedź mówi o nich samych.

– A jakim instrumentem muzycznym Ty chciałbyś być?
Olivier Janiak:
Fortepianem. Jest elegancki z zewnątrz, a w środku kryje bogactwo dźwięków i emocji.

– Umiesz grać na fortepianie?
Olivier Janiak:
Nie, ale chcę się nauczyć.

– A czy nauczyłeś się już trudnej sztuki, jaką jest małżeństwo?
Olivier Janiak:
W małżeństwie trzeba być uważnym i wsłuchanym w partnera. Wtedy łatwiej o zrozumienie i szacunek. Jest taka historia, która dała mi wiele do myślenia. Byłem na szkoleniu ze sztuki prezentacji. Prowadzący rozdał uczestnikom glinę i mieliśmy z niej ulepić symbol mówcy – prezentera. Stworzyłem drzewo o solidnych podstawach, z koroną, nosem i ustami. Potem omawialiśmy nasze prace i zauważono, że mój projekt nie ma ani oczu, ani uszu – nie obserwuje i nie słucha innych. Myślę, że w związku jest podobnie: akurat te umiejętności są niezbędne.

– Co Cię w Karolinie fascynuje?
Olivier Janiak:
Moja żona ma charakter i swoje zdanie na każdy temat. Poza tym łączy w sobie Karolinę z Karolinką. Ze skromnej istoty przeistacza się w seksowną kobietę. Facetów kręci różnorodność. Jesteś z blondynką, to marzy ci się brunetka, spotykasz się z lwicą, to potem kręci cię eteryczna postać. Im bardziej zmienną jest twoja kobieta, tym lepiej dla ciebie i związku.

– Może we trójkę byłoby ciekawiej?
Olivier Janiak:
Na dziecko nigdy nie jest za wcześnie. Bo co to znaczy „właściwy moment”? Skończyć studia, mieć dobrą pracę, mieć z czego spłacać kredyt... Nie postrzegam rodziny w tych kategoriach. Dla mnie to są emocje. Marzę o tym, żeby być tatą. Ale nie sprawia mi przyjemności uprawianie seksu z myślą, że jestem reproduktorem. Jeśli przydarzy się nam dziecko, będzie... fantastycznie!


– Karolina przez lata pracowała jako modelka. Moda towarzyszy Wam na co dzień. Wystarczy na Ciebie spojrzeć. Wyglądasz, jakbyś wyszedł prosto od stylisty.
Olivier Janiak:
W powiedzeniu: jak cię widzą, tak cię piszą, jest dużo prawdy. Znam siłę wizerunku i bawię się ubiorem. Dostosowuję go do nastroju i sytuacji. Kiedyś poszedłem do polskiej ambasady w Paryżu ubrany w wyciągniętą koszulę i beret. Wyglądałem awangardowo, ale nieodpowiednio do sytuacji. Nie chcę się tak więcej czuć. Nie postrzegam siebie przez pryzmat urody, choć cieszę się, jak się starzeję i lubię swoje siwe włosy. O mojej wartości świadczy jednak nie uroda, tylko dokonania, których nie muszę się wstydzić.

– A czego się wstydzisz?
Olivier Janiak:
Mam jedno traumatyczne wspomnienie. Pojechałem jako nastolatek na wymianę szkolną do Niemiec. To były czasy, kiedy zachodni świat różnił się od szarej polskiej rzeczywistości. W niemieckich sklepach były rzeczy, o jakich nam się nie śniło. Ukradłem tam płyny do kąpieli. I, jak na niedoświadczonego złodzieja przystało, zostałem złapany. Było mi wstyd i obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę sobie na takie upokorzenie.

– A zawodowe porażki? Czego żałujesz najbardziej?
Olivier Janiak: 
Po tym, jak w 2005 roku wygrałem „Taniec z Gwiazdami”, zacząłem prowadzić „Dzień Dobry TVN”. Dla prezentera nie ma lepszej propozycji niż program na żywo. Nie byłem jednak na to gotowy. Miałem wtedy klub i zarywałem noce. W studiu brakowało mi pewności siebie. Zmarnowałem tę szansę. Dziś wiem, że teraz zrobiłbym to lepiej.

– Prezenterzy telewizyjni prowadzą „po godzinach” imprezy dla firm. Ty też to robisz...
Olivier Janiak:
I to z przyjemnością! Mam kontakt z prawdziwą publicznością, po której od razu widzisz, czy cię akceptuje, czy nie. To sztuka poprowadzić dobrze imprezę. Nieważne, czy jest to pokaz mody w centrum handlowym, czy gala. Traktuję to jak doskonalenie prezenterskiego warsztatu. Każda impreza to nowe wyzwanie.

– Wyzwaniem jest też dla Ciebie magazyn „Male Man”, któremu teraz szefujesz?
Olivier Janiak:
To jest pismo skierowane do mężczyzn, jakiego jeszcze w Polsce nie było. Wychodzi na rynek
2 października. Zaskoczymy czytelnika niebanalnymi tekstami i szatą graficzną. Zdjęcia robili nam najlepsi fotograficy: Robert Wolański, Marcin Tyszka, Jacek Poremba i… Janusz Gajos. Piszą dla nas Najsztub, Witkowski, Mleczko. Będzie rozmowa z Sealem, Pawłem Małaszyńskim. Przyjąłem tę propozycję, bo mam możliwość kreowania czegoś od początku. Entuzjazmem i oryginalnymi pomysłami zaraziliśmy wyjątkowe osoby. Ten projekt powstaje, bo mamy marzenia.

– Ty też spełniasz marzenia innych. Dlaczego zaangażowałeś się w projekt kalendarza „Gentlemani”, z którego dochód jest przeznaczony na zakup butów dla dzieci?
Olivier Janiak:
Fajnie jest dać coś z siebie innym. Kilka lat temu Mariusz Walter, prezes TVN, dał mi szansę. Dostałem pracę w telewizji, mimo że byłem dzieciakiem bez doświadczenia. To zmieniło moje życie. Teraz, w swojej mikroskali, to ja staram się pomagać.
 
Marta Tabiś / Party

Redakcja poleca

REKLAMA