Karolina Malinowska i Olivier Janiak

Czy można się zakochać w sobie drugi raz? W Moskwie wszystko jest możliwe! Właśnie tu wybrali się w niezwykłą podróżKarolina Malinowska i Olivier Janiak, by wspominać swoje pierwsze spotkanie, oświadczyny, ślub, pierwsze wspólne wakacje. Wyjechali oczarowani miastem i sobą.
/ 05.12.2008 12:21
Sasza, chodź do mamy! Nie idź tam – tak młoda dziewczyna po rosyjsku krzyczy do kilkuletniego chłopczyka ubranego w białą koszulkę i czarne spodenki. Dziecko ma minę łobuza, mruży oczy, uśmiecha się i idzie w naszym kierunku, coraz bardziej oddalając się od wołającej go kobiety.

„Fajnie byłoby mieć takiego synka, co Karol?” Olivier Janiak patrzy na dziecko, a potem na swoją żonę, Karolinę Malinowską. Siedzimy na tarasie restauracji na placu Czerwonym w samym centrum Moskwy. Mimo późnej pory świeci słońce i jest ciepło, dużo cieplej niż w Warszawie. Przed nami widok na legendarną cerkiew z sześcioma wieżami, strażnicy obok pilnują długiego budynku z czerwonej cegły. To Mauzoleum Lenina. Bruk na placu Czerwonym lśni w słońcu. To nasz ostatni dzień w Moskwie. „Wiecie, co najmilej wspominam z tego miasta? Te parę godzin, kiedy Olivier zajęty był swoją pracą, a ja z mapą wyruszyłam w miasto. Bo najlepiej poznaje się miejsce, kiedy zwiedza się je na własną rękę”. Karolina mruży oczy w słońcu. Żałuje, że nazajutrz trzeba będzie wracać do Polski. „Chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjechać. Choć kiedy coś robi się po raz pierwszy, wtedy najbardziej się to odczuwa, prawda Oli?”, pyta męża i puszcza do mnie oczko. „A jakie swoje pierwsze razy pamiętacie najbardziej”, pytam. Karolina i Olivier poprawiają się na krzesłach. Zaczynają się przekrzykiwać, mówić jednocześnie. Zanim nad placem Czerwonym zachodzi słońce, wiem już o najważniejszych dziesięciu wydarzeniach z ich wspólnego życia. Ale opowieść zaczyna się od Moskwy.

Moskwa po raz pierwszy

„Moskwa mnie trochę przytłoczyła. Gdzie się nie obejrzałem, tam stała straż z karabinami. Nawet w sklepach” – wspomina Olivier Janiak. „A kiedy nagrywałem z placu Czerwonego mały fragment mojego programu »Co za tydzień«, natychmiast pojawili się przy mnie tajniacy. Wyrośli, nie wiadomo skąd, ubrani po cywilnemu i zaczęli mnie wypytywać, co ja tu robię. Nie było to specjalnie miłe. Nigdzie indziej nie spotkałem się z taką inwigilacją jak w Rosji”. A Karolina Malinowska Moskwę nazywa Disneylandem Europy Wschodniej. Marzyła, żeby tu przyjechać już wtedy, gdy była małą dziewczynką. „Mama zabierała mnie w Łodzi na Górniak, taki targ, gdzie Rosjanie sprzedawali matrioszki i pamiątki z Moskwy. Te wszystkie  rzeczy bardzo mi się podobały, byłam nimi zachwycona. A potem, kiedy zaczęłam pracę jako modelka, często na świecie myślano, że jestem Rosjanką. Zawsze traktowałam to jak duży komplement”, wspomina Karolina. „Nic dziwnego. Rosjanki to jedne z najpiękniejszych kobiet. Szyja mnie w tej Moskwie rozbolała od odwracania się za nimi”, żartuje Olivier. Dla niego wizyta w stolicy Rosji to także rozliczenie się ze strachami z dzieciństwa. Bo Olivier był kiedyś przekonany, że zostanie porwany przez tajemniczych mężczyzn podróżujących czarną wołgą.

W Moskwie takim samochodem Olivier Janiak jechał parokrotnie i szczęśliwie nic mu się złego w nim nie przydarzyło. „Tutaj też zrozumiałem po raz pierwszy, jak bezsilny jest człowiek, który nie zna języka. Bo porozumiewam się po angielsku i niemiecku i te języki na całym świecie świetnie zdają egzamin. Wszędzie, tylko nie tutaj. A ja kilka lat uczyłem się rosyjskiego, ale kompletnie nic nie pamiętam. Nie mogłem się dogadać z taksówkarzem. Mówiłem jedno, a on słyszał zupełnie co innego. To było straszne”, wspomina. I jeszcze kontrast między tym, co w Warszawie, a tym, co w Moskwie jest niezwykły. „Warszawa ma Pałac Kultury, pozostałość po zażyłej przyjaźni z Rosją. Wystarczy jednak chwilę przejść się po naszym mieście i już człowiek czuje, że z dawnego ustroju wyszedł, że komunizm to przeszłość. A tutaj wcale się tego nie czuje. To trochę smutne. Ale dla mnie Moskwa to egzotyka, dumne i piękne miasto”, mówi Karolina.

Pierwsze spotkanie
Kiedy Olivier Janiak spotkał Karolinę Malinowską, był na początku swojej dziennikarskiej drogi. Podszedł do niej podczas jednego z pokazów mody. Karolina była wtedy malowana do pokazu i Olivier był przekonany, że oto ma przed sobą jedną z tysiąca ładnych dziewczyn, która ma niewiele do powiedzenia. Podszedł trochę od niechcenia. I spotkała go niespodzianka. Karolina każdą z odpowiedzi miała przemyślaną. Nie była typem głupiutkiej ślicznotki i była już wtedy sławna. Robiła wielką karierę za granicą. „Agent Karoliny, widząc, że coraz bardziej się jej przyglądam, powiedział wtedy do mnie: »Co, nieznany prezenter lansuje się przy sławnej modelce?«. Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Nie przejąłem się tymi słowami wcale. Bardziej interesowało mnie, kim jest ta tajemnicza dziewczyna
z wielkimi oczami”. Wymienili się telefonami, ale nikt nie zadzwonił pierwszy. Kilka miesięcy później Karolina Malinowska pomyliła się i wysłała do Oliviera SMS-a. „To był SMS do mojej koleżanki Oli, ale palec mi się omsknął i wiadomość dotarła do Oliego”, wspomina. A Oli uśmiecha się: „Nie wierzę w to do końca. Wy macie swoje kobiece sztuczki na zdobycie mężczyzny”.

Pierwsza randka
Hotel Grand w Łodzi. Zima. Dzień Wigilii cztery lata temu. Olivier Janiak przyjechał do Łodzi odwiedzić babcię. Wcześniej dowiedział się, że Karolina Malinowska też spędza święta ze swoją rodziną w Polsce. Zadzwonił, umówił się. „Czekałem na nią w hotelowej restauracji. Pamiętam nawet, jak była ubrana. Miała...” „Oli, nie opowiadaj tego”, przerywa mu Karolina. „Tak strasznie wtedy wyglądałam”. „Na głowie miała jakiś straszny brązowy beret, do tego biały golf, czarna spódniczka i białe rajstopy. Patrząc na nią, pomyślałem sobie: Cóż, kolego, to wróciliśmy do czasów liceum”. Na pierwszej randce zamówili herbatę, która była tak słodka i zawiesista, że smakowała jak kisiel. Dziś Karolina mówi, że wtedy zaczęło się coś magicznego.


Pierwsze spotkania z teściami
„Nigdy nie zapomnę wzroku swojej teściowej, kiedy powiedziałem jej, że postanowiliśmy z Karoliną się pobrać”. Olivierowi na samo wspomnienie tego spotkania cierpnie skóra. Wcześniej uzgodnili z Karoliną, że nie będą nikomu opowiadać o swoich planach, a rodziców postawią już przed faktem dokonanym. Bo o czym tu debatować, skoro to i tak ich życie i ich decyzje. Olivier któregoś dnia przyjechał do Łodzi i zaprosił mamę i babcię Karoliny do jednej z restauracji na Piotrkowskiej. Karolina powiedziała im wcześniej tylko tyle, że chce im przedstawić swojego mężczyznę. Olivier był bardzo zdenerwowany i kiedy został na chwilę sam z mamą i babcią powiedział:  „Chciałem paniom powiedzieć, że oświadczyłem się Karolinie i niebawem planujemy ślub”. „Mama Karoliny zaniemówiła. Widziałem, że po prostu nie wie, co ma powiedzieć. W końcu wydusiła: »Ale przecież prasa donosiła niedawno, że pan ma narzeczoną«. »Ale już nie mam«, odparłem. „Ale najtrudniejszy był moment, gdy mama zapytała, kiedy mamy zamiar się pobrać, a ja spokojnie odparłam: »W przyszłą sobotę«. Mama i babcia długo nie mogły ochłonąć ze zdumienia. A potem przyszła młoda para pojechała do Krotoszyna, do rodziców Oliviera. Jego tata, dawny wojskowy, powiedział tylko: »Znacie się tylko trzy miesiące. Czy to wystarczy, synu, żeby poznać drugą osobę na tyle, żeby się żenić?«. »A ty tato długo znałeś mamę? Nie, a jesteście  wspaniałym małżeństwem więc podtrzymam rodzinną tradycję«”.

Pierwszy ślub
Do łódzkiego stanu cywilnego jechali z Warszawy pożyczonym samochodem. I wszystko było na ostatnią chwilę. Rodzice poznali się dopiero przed wejściem do sali ślubów, a młoda para nawet nie miała gdzie się przebrać. Oliwier był już wtedy kojarzonym prezenterem i pracownik urzędu, kiedy zobaczył, że wpadł tam z Karoliną jak po ogień, zapytał: »A pan na ślub przyjaciela?«. »Na swój własny«, odparł Olivier. I wtedy pracownik wpuścił ich do swego pokoju, żeby spokojnie przygotowali się do uroczystości. A potem był ślub kościelny w romańskiej kaplicy w Tumie. „To był najpiękniejszy dzień w naszym życiu”, wspomina Olivier. Od tamtej uroczystości minęły cztery lata.

Pierwsze mieszkanie
Praga to dla wielu warszawiaków dzielnica zakazana. A Olivier i Karolina tutaj odnaleźli swoje miejsce. Na samej górze jednego z luksusowych apartamentowców rozciąga się ich mieszkanie. Jasne kanapy, ciemny parkiet, przytulne kotary w oknach. Wystrój domu to dzieło Oliviera. Aranżacja wnętrz to jego konik. „Kiedy Oli ma wolny dzień, zamiast spokojnie posiedzieć, od razu zaczyna coś kombinować. A to pomaluje ściany, to przestawi meble. On nigdy nie może usiedzieć spokojnie”. Na ścianie salonu wisi oszklona czarna szafka. W środku Olivier zamontował legendarne zdjęcie Audrey Hepburn ze „Śniadania u Tiffany’ego”. Wieczorem portret można podświetlić. To prezent urodzinowy dla Karoliny. „Teraz, kiedy już nie pracuję za granicą jako modelka, więcej czasu spędzam w naszym mieszkaniu.  Jestem na drugim roku studiów i tutaj zakuwam wieczorami. Poza  tym nie lubię, jak Oli, bywać na imprezach i na szczęście, w odróżnieniu do niego, nie muszę.  Wo-lę pobyć w domu, poczytać. Domatorka ze mnie. Ale i Olivier coraz więcej czasu spędza w domu”, opowiada Karola.


Pierwsze maleństwo
To Karolina chciała psa. Olivier długo się wzbraniał. Ale kiedy on pracował, ona siedziała sama w domu i czuła się samotna. „Któregoś razu oglądałam »Seks w wielkim mieście«. Tam Charlotte nosiła ze sobą takiego słodkiego małego psiaka. Zakochałam się w nim”, wspomina Karolina. Hodowlę psów rasy  cavalier king charles spaniel odnalazła w Czerwoniaku pod Poznaniem i namówiła Oliviera, żeby tam pojechać obejrzeć szczeniaki. „I pamiętam, że od razu, kiedy spojrzałam w mordkę Funny, wiedziałam, że musi być moja”. Funny otrzymała imię na cześć musicalu „Funny Face” z Barbrą Streisand, ale przez przyjaciół nazywana jest „Dzbankiem”. „Kiedy przywieźliśmy ją do domu, sikała, gdzie popadnie. Lało się z niej jak z dzbana, stąd to imię.  Ale potem Karolina ją wychowała i teraz jest niesamowicie grzeczna. Moja żona ma zdecydowany charakter, kiedy chce, zawsze postawi na swoim. A ten mądry pies od razu zrozumiał, że z panią lepiej żyć w zgodzie”, mówi Olivier.

Pierwsza wspólna praca
Olivier długo wzbraniał się przed wspólną pracą, ale pewnego razu postanowił spróbować i razem z żoną poprowadził imprezę. „Kiedy zobaczyłem ją na scenie, osłupiałem. Bo nagle okazało się, że kiedy zaczyna mówić, ludzie cichną i zaczynają jej słuchać. To wielki dar”, opowiada Olivier. A Karolina jest dumna, bo jej mąż rzadko ją chwali publicznie. Częściej słyszy od niego krytykę niż pochwały. A Olivier mówi, że mimo talentów Karoliny nie przepada za pracą z nią. Bo wtedy denerwuje się i za nią i za siebie. Za to, kiedy Karola imprezę prowadzi sama, jest z niej dumny jak paw. W minione wakacje oboje razem wystąpili w programie TVN „Projekt plaża”. „Olivier zaimponował mi wtedy bardzo. Bo okazało się, że on nigdy nie traci głowy, zawsze jest perfekcyjnie przygotowany, wie, co trzeba zrobić. I jeszcze w dodatku jest skromny. Doprowadza mnie tym czasem do szału”, mówi Karolina.

Pierwsze wakacje
Długo na nie czekali. Już następnego dnia po ślubie Olivier miał nagranie w telewizji, a Karolina wkrótce wyjechała do pracy za granicę. Musieli się nieźle nagimnastykować, żeby znaleźć czas na bycie razem, a co dopiero na wakacje. Olivier najmilej wspomina pierwsze wolne dni, które razem spędzili w Nowym Jorku. On wyjechał tam na wywiad z Bradem Pittem. Ona od kilku tygodni już mieszkała w wynajętym mieszkanku przy Central Parku i chodziła w pokazach mody. Olivier był tak szczęśliwy, że zaraz się z nią zobaczy, że na wet Bradowi Pittowi na koniec wywiadu powiedział, że zaraz ma randkę z żoną. Leciał na nią jak na skrzydłach. A w tym roku, cztery lata po ślubie, wyjechali z grupą przyjaciół na dwutygodniowy odpoczynek po raz pierwszy. Wybrali Tajlandię. I wrócili oczarowani. Zwiedzili Bangkok, byli na niebiańskich plażach wyspy Phuket. Teraz Karolina z roziskrzonymi oczami planuje, kiedy znowu będą mogli tam wrócić.

Pierwsze dziecko
Jeszcze go nie ma, ale kiedyś będzie. Może nie jedno, a dwoje, może troje. Jedno jest pewne – każde będzie pierwsze, bo życie składa się z pierwszych momentów i dlatego jest takie piękne.

Tekst Iza Bartosz
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/PHOT-SHOP.PL
Stylizacja Gisele Mobella
Asystentka Zuza Mierzejewska
Makijaż Julita Jaskółka/ISA DORA
Fryzury Kacper Rączkowski/ D’VISION ART
Produkcja Elżbieta Czaja
Asystent Tomasz Czmuda
Współpraca w Moskwie Larisa Vlassova/ EST - QUEST FILMS

Redakcja poleca

REKLAMA