Filip Bobek: Trudno ze mną wytrzymać

Filip Bobek fot. Piotr Porębski / METALUNA
Bardzo gorąca rozmowa o Bobku introwertyku i Bobku ekstrawertyku, a także o utracie dziewictwa. Dodatkowo sprawdzamy, co robi amant po godzinach.
/ 19.04.2010 07:56
Filip Bobek fot. Piotr Porębski / METALUNA
– Nie udzielałeś dotąd długich wywiadów. Jesteś więc taką medialną dziewicą.
Filip Bobek:
Dobrze się zaczyna (śmiech).

– Ale pozbawianie dziewictwa może być bolesne!
Filip Bobek:
Chyba nie mam wyjścia. Poddaję się! Rozumiem, że chcesz ze mnie wycisnąć tyle, ile się da? Chociaż to ja wolałbym zadawać pytania.

– Kobiety natomiast chciałyby wiedzieć, jaki jest naprawdę facet, z którym 90 procent umówiłoby się na randkę.
Filip Bobek:
Może by się rozczarowały, bo tak zwana miła powierzchowność nie do końca przekłada się na to, co siedzi wewnątrz człowieka. Już dwa razy usłyszałem, że wyglądam tak łagodnie, ale na dłuższą metę trudno ze mną wytrzymać.

–  Z Tobą? Trudno?
Filip Bobek:
No widzisz, jak pozory mylą. Nie każdy potrafi to znieść, że sam lubię decydować, kiedy potrzebuję przestrzeni i  wolnego czasu. Potrafię się od wszystkich odciąć, żeby wypocząć po pracy… albo po ciężkim wywiadzie (śmiech).

– Po naszym będziesz tydzień wypoczywał?
Filip Bobek:
Po naszym idę gotować, bo już obiecałem. Nieskromnie powiem, że robię to dobrze. Gotować nauczyłem się na studiach, kiedy z niczego trzeba było zrobić coś. Właściwie cały czas eksperymentuję w kuchni. Łączę smaki. W książkach kucharskich z różnych stron świata podpatruję przepisy. Jeśli coś wpadnie mi w oko, próbuję przenieść to do swojej kuchni, na przykład kurczaka, do którego zawsze dodaję coś swojego, co będzie w kontrze do podstawowego smaku – pomarańcze, trochę imbiru. Często pomagam znajomym w kuchni. Sprawia mi to przyjemność – a jeszcze większą tym, którzy nie muszą gotować. Będziemy dzisiaj obchodzić trzydziestkę koleżanki.

– Mówi się, że jak ktoś kocha, to karmi?
Filip Bobek:
A to ładne. Może coś w tym jest? Ale to naprawdę tylko moja koleżanka.

– Panie się ucieszą. Marzyłeś o tym, że staniesz się ich idolem?
Filip Bobek:
Tak, wiedziałem to od czwartego roku życia (śmiech). Ani nie marzyłem, ani nie sądziłem, że się nim stanę. Pamiętajmy, że zaczyna się kolejny sezon, a wraz z nim przychodzi nowy idol. Są to tytuły chwilowe i nie przywiązuję do nich większej wagi. Wolę być po prostu dobrym aktorem.

– Gorsza jednak byłaby anonimowość? Robisz dyplom, oczekujesz propozycji, a tu cisza. Można się załamać?
Filip Bobek:
Zderzenie z rzeczywistością po skończeniu studiów nie było łatwe.  Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy, gdy zaangażowano mnie do teatru w Poznaniu. Pisałem e-maile do dyrektora. Twierdził, że pierwszego nie dostał. Wysłałem go więc ponownie. W sumie napisałem ich pięć, zanim umówił się ze mną na spotkanie.

– Byłeś bardzo zdeterminowany?
Filip Bobek:
Bałem się, że w ogóle nie dostanę pracy. I co wtedy? Wrócić do domu, na Wybrzeże? Podjąć jakieś „normalne” studia? Moi rodzice byli przekonani, że będę studiował coś w Gdańsku, bo tam mieszkaliśmy. Mama,  jak usłyszała o Akademii Teatralnej w Warszawie, zaprotestowała: „Absolutnie nie!”. Ojciec powiedział krótko: „Tylko pamiętaj, jak ci nie wyjdzie, nie miej do nas pretensji. To twój wybór”. Ojciec ma konkretny zawód – mechanik samochodowy. A aktor? Właściwie przez półtora roku pracy nie miałem. Zapisanie się nawet do najlepszej agencji aktorskiej wcale nie ułatwia startu. Zaczynasz główkować. Zadajesz sobie konkretne pytania: co dalej?

Porozmawiajmy o gwiazdach - forum >>


– Miałeś jakiś awaryjny pomysł?
Filip Bobek:
Nie miałem planu B na życie, bo zawsze myślę pozytywnie: dobra, dostanę po dupie, ale sam chciałem przecież. Czegoś mnie to nauczy. Każde doświadczenie w życiu się przydaje. Od tamtego czasu mam takie przekonanie, że jeśli wszystko idzie za łatwo, to nie daje mi to satysfakcji.

– Rola w serialu daje satysfakcję?
Filip Bobek:
Pamiętam, że jeszcze na pierwszym roku mówiłem: „Reklama? nigdy! Serial? No nie... odpada!”. A potem… zagrałem w kilku reklamach i w popularnym serialu. Nie dlatego, by pogwałcić moje przekonania. Musiałem po prostu spłacić kredyt zaciągnięty na cztery lata studiów. Dzięki niemu przeżyłem i miałem dach nad głową. Rodziców nie było stać na pokrywanie kosztów mojej nauki.

– Spłaciłeś ten kredyt dzięki „BrzydUli?
Filip Bobek:
Tak, chociaż za 235 odcinków „BrzydUli” nie stać mnie jeszcze na kupno mieszkania (śmiech). A pieniądze za reklamę dałem rodzicom. Nie zastanawiałem się nad tym przesadnie – potrzebowali ich. Co wcale nie oznacza, że jestem taki miły i bezinteresowny. Potrafię nawrzeszczeć, pokłócić się, kiedy mnie coś wpieni. Moja mama zna mnie pod tym względem. „Filip, przeproś mnie, a ja zadzwonię za  pięć minut – mówi. – Jak się uspokoisz”. Dlatego twierdzę, że nie mam łatwego charakteru. Wciąż istnieją mało istotne drobiazgi, które potrafią mnie wyprowadzić z równowagi. Wiem już jednak, że chociaż nie  jesteśmy w stanie zmienić siebie, to swoje zachowanie w szczegółach tak – a to dużo.

– Stosunki w teatrze Cię nie złościły? Wielu młodych aktorów twierdzi, że to szkoła przetrwania.
Filip Bobek:
Kiedy znalazłem się w teatrze, dowiedziałem się przede wszystkim, że istnieją dwa światy – ten od widowni do sceny i ten od sceny do garderoby. Tu nie ma znieczulenia, można usłyszeć o sobie naprawdę paskudne rzeczy. Z tym, że akurat ja lubię krytykę, lubię się uczyć na popełnianych błędach.

– Jakich?
Filip Bobek:
Teraz nie bardzo wierzę w przyjaźń między aktorami. Na czwartym roku umówiliśmy się z kumplem, że razem zaniesiemy papiery do teatru, razem przebijemy się przez te wszystkie zamknięte furtki. „Stary, zaczynamy od czwartku”, powiedział: „Dobrze, od czwartku”. A on roznosił swoje CV już od poniedziałku. Pomyślałem: Przecież wyglądamy inaczej, nadajemy się do innych ról. Więc dlaczego tak zrobił?

– Pewnie jednak ze strachu, że go wyprzedzisz. Jesteś urodzonym amantem.
Filip Bobek:
„Uwielbiam” to zaszufladkowanie. Pytałaś o błędy. Bardzo żałuję, że kiedy dorastałem, przysparzałem rodzicom zmartwień.

– Narkotyki?
Filip Bobek:
Ale nie powiesz nikomu...? Żartuję. To raczej był standardowy, nie bardzo groźny młodzieńczy bunt, jaki większość ludzi przechodzi w tym wieku. Imprezowałem, wracałem nad ranem, paliłem, używałem napojów procentowych. Na narkotyki się nie załapałem. Ale musiałem poczuć wolność, że jestem dorosły, choć oczywiście nie byłem.


– A teraz jesteś już dorosły?
Filip Bobek:
Zaraz skończę 30 lat, ale kompletnie tego nie czuję. Odnoszę wrażenie, że znajduję się teraz w dość dziwnym momencie życia. Wszyscy czegoś od ciebie wymagają, chcą mieć wpływ na twoje decyzje, chcą pokierować twoim losem. Uważam, że to ja w pełni powinienem sam podejmować decyzje i ponosić tego konsekwencje. Jak spierniczę rolę albo powiem coś nie tak, to należy przyjąć to na klatę, a nie udawać, że nie miało to miejsca. Nie uciekać od odpowiedzialności. Nie lubię, kiedy ktoś robi coś za mnie, gdy mnie przed kimś tłumaczy. Nie dorabiam do swojego życiorysu zbędnej ideologii. Musiałem na przykład dokonać wyboru: czy świetna rola w teatrze u Anny Augustynowicz, czy serial. Niestety, nie można mieć wszystkiego naraz. To nie był łatwy wybór. Wytłumaczyłem sobie jednak, że trzeba sprawdzać się na różnych płaszczyznach. Teatr i telewizja to całkiem odrębne dziedziny. I trzeba w sobie szukać nowych rzeczy.

– Czego Ty w sobie szukasz?
Filip Bobek:
Sam do końca nie wiem. Cierpliwości? Bo zawsze chcę mieć gotowy efekt w pięć minut. Wyrozumiałości dla wad swoich i cudzych? Doświadczeń mądrzejszych ode mnie? Czasem zupełnie niepozorne spotkanie kogoś, z kim zamieni się dosłownie pięć zdań, potrafi diametralnie zmienić moje nastawienie do otoczenia. Pokazać świat pod trochę innym kątem, pokazać inny sposób myślenia. Na przykład? Że rano każdy problem wygląda inaczej – trzeba tylko go „przespać”. Złapałem tego bakcyla szukania i gonię... Najważniejsze, że sprawia mi to przyjemność.

– A popularność sprawia Ci przyjemność?
Filip Bobek:
Ma swoje dobre i złe strony. Nie chcę się ustawiać do błysku fleszy, nie daje mi satysfakcji chodzenie na wszystkie możliwe imprezy. Na Telekamery poszedłem, bo byłem nominowany. Wypadało pójść. Dostaję zaproszenia do różnych dziwnych programów. Lecz na razie nie mam nic specjalnie ciekawego do powiedzenia. Wybiorę się tam, jak zrobię coś naprawdę interesującego i będę chciał o tym poopowiadać. Uwierz mi, że nie zaplanowałem sobie popularności. Że wyjdę na ulicę i po prostu wszyscy będą mnie rozpoznawać, oglądać się za mną. Że będę dostawał listy z wyznaniami od obojga płci. Dwa takie, że aż parzyły. Pod koniec brakowało tylko zdania, że mnie zjedzą. Ale mam świadomość, że to chwilowa fascynacja i nie należy brać jej poważnie, dosłownie. Minie wraz z serialem.

– Rozmawiamy o pracy, aktorstwie, serialu. A  prywatność? Czy to prawda, że nie masz dziewczyny?
Filip Bobek:
Prawda.

– Ale chciałbyś mieć rodzinę, dzieci?
Filip Bobek: Z jej zakładaniem jest taki problem, że aby kogoś dobrze wychować, trzeba twardo stąpać po ziemi. A ja lubię się od niej oderwać. Jak czuję, że mogę czasem zagrać o wszystko – robię to. Nie wiem, czy tatusiom tak wolno.

– Nie czujesz się gotowy na zobowiązania?
Filip Bobek:
Jeszcze nie, choć bycie panem swojego czasu ma swoje plusy i minusy. Ale to, że jestem sam, nie oznacza, że jestem samotny. I na szczęście się ze sobą nie nudzę. Zawsze mam dużo roboty. Obrabiam zdjęcia. Pasjami przeglądam je w komputerze. Czytam. A kiedy mam dość Bobka introwertyka i zatęsknię za ludźmi – wychodzę z domu.


– Dokąd?
Filip Bobek:
Są takie miejsca, które czasem muszę odwiedzić. Mam fioła na  punkcie zapachów. Chyba palenie rzuciłem właśnie dlatego, żeby czuć je intensywniej. Mam upatrzony sklep, w którym można wąchać różne najdziwniejsze zapachy. One czasem budzą we mnie jakieś wspomnienie, radość, smutek.

– Chodzisz więc wąchać wspomnienia?
Filip Bobek:
Różnie to bywa. Zapachy, tak samo jak dobre zdjęcia, opowiadają ci historie, przypominają jakieś sytuacje. Moje ulubione perfumy są  dość nietypowe, na bazie kadzideł – Comme des Garćons. Przypominają mi wakacje. Ale nie chodzi o to, żeby zapach był tylko przyjemny – czasem podobają mi się takie, które innych drażnią, denerwują. Mnie sprawiają przyjemność – kiedy jestem zmęczony, przepracowany, wiem, który zapach mnie odpręży. Teraz mogę sobie wąchać do woli. Wcześniej „BrzydUla” dała mi w kość. Półtora roku nieustannie na planie. Nie miałem czasu ani na zapachy, ani na nic. Drugi raz niełatwo byłoby mi się na to zdecydować.

– Narzekasz? A co będzie, gdy nie doczekasz się następnej propozycji?
Filip Bobek:
Nie wiem. Od razu po „BrzydUli” wskoczyłem na plan „Sali samobójców” Jana Komasy. Potem  dołączyłem do „Klubu Szalonych Dziewic”. Jakoś nie mam więc lęków, że nie będę miał pracy. Zresztą od myślenia o tym, że nie będę miał pracy, na pewno mi jej nie przybędzie. Wierzę w to, że kiedy wysyła się pozytywną energię, to ona do człowieka wraca. Nie narzekam więc.

– Jesteś z siebie zadowolony?
Filip Bobek:
Myślę, że tak. Moje życie toczy się w dobrym tempie. Często czytając wywiady, mam wrażenie, że rozmówcy chcieliby być piękni, wspaniali, wielcy. I mam ochotę zawołać: nie gadajcie o tym tyle, tylko zacznijcie być tymi pięknymi i wspaniałymi.

– Uważasz, że jesteś piękny?
Filip Bobek:
Nie zastanawiam się nad tym. Wiem, co ludzie mówią: dołeczki, spojrzenie, uśmiech. Słyszałem tyle dziwnych komplementów, że nie mogę deprecjonować mojej urody. Dbam o wygląd, ale raczej nie odbija mi z tego powodu. Jako dziecko  byłem nieśmiały i... pulchny. Siostra wspinała się na szczyty swojej uszczypliwości, wynajdując tak urocze sformułowania jak „kuleczka”. Więc zawziąłem się, chodziłem na basen i pływałem, aż schudłem. I już się ośmieliłem. Z tym, że wtedy chyba nawet przegiąłem w drugą stronę – wróciłem z wakacji za chudy. Uroda zresztą  to rzecz względna. Truizm – ale naprawdę bardzo bym chciał, by nie patrzono na człowieka pod kątem wyglądu.

– Ani nazwiska?
Filip Bobek:
No, wreszcie ktoś odważył się mnie o nie spytać. Brawo! Nazywam się Filip Bobek. Można lepiej. Moje nazwisko to część mnie, tak jak moja ręka. Gdyby komuś się nie podobała, to przecież bym jej nie odciął. Zmieniając nazwisko, czym różniłbym się od kogoś, kto się z tego nazwiska nabija?

– Przezywali Cię w szkole podstawowej? Nacierpiałeś się z powodu Bobka?
Filip Bobek:
W podstawówce – nie. W liceum obawiałem się reakcji, ale może były dwa żarty, a potem się przyzwyczaili. Na studiach słyszałem o różnych kolegach, którzy zmienili nazwisko. Dwóch profesorów lekko nawiązało do tego, jak się nazywam. I wtedy sobie pomyślałem, że przynajmniej to nazwisko łatwo zapamiętać. I nikt nie zapyta, czy ten gość ma poczucie humoru, bo to chyba oczywiste. A poza tym był jeszcze Bobek Kobiela. Więc może to od Kobieli? Wiele osób po „BrzydUli” powiedziało: „Każdy musi ciebie skojarzyć. Nie jesteś jakimś tam Kowalskim”. Nazywam się Filip – nie bójmy się użyć tego słowa – Bobek!

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska

Zdjęcia Piotr Porębski/METALUNA
Stylizacja Marcin Dąbrowski
Współpraca Katarzyna Łaszcz
Makijaż Beata Milczarek/METALUNA
Fryzury Sylwia Habdas/METLAUNA
Scenografia Piotr Czaja
Modelka Marta Klebańska/D’VISION
Produkcja Elżbieta Czaja
Współpraca Maciej Bieliński, Ewa Kwiatkowska

Redakcja poleca

REKLAMA