Presja społeczna związana z płcią

„Dziewczynka powinna... umieć gotować/dbać o wygląd/wyjść za mąż i urodzić dziecko” - słyszymy na każdym kroku od dzieciństwa. I chcąc, nie chcąc dorastamy w tych przekonaniach, wzorach kulturowych, w które wtłaczają nas nasze matki, ciotki, babki... One same zostały wychowane na takich podwalinach i jak mówią „wyrosły na ludzi”. Idziemy do szkoły i chcemy mieć takie zabawki, ubrania i gadżety jak nasze koleżanki. Wyglądać jak one. Nie tylko w dzieciństwie nie chcemy stać z boku, być gorsze czy nielubiane, więc ulegamy społecznym trendom i dostosowujemy się do nich. Jak być spełnioną kobietą i nie zwariować?
Marta Kosakowska / 13.07.2012 06:10

„Dziewczynka powinna... umieć gotować/dbać o wygląd/wyjść za mąż i urodzić dziecko” - słyszymy na każdym kroku od dzieciństwa. I chcąc, nie chcąc dorastamy w tych przekonaniach, wzorach kulturowych, w które wtłaczają nas nasze matki, ciotki, babki... One same zostały wychowane na takich podwalinach i jak mówią „wyrosły na ludzi”. Idziemy do szkoły i chcemy mieć takie zabawki, ubrania i gadżety jak nasze koleżanki. Wyglądać jak one. Nie tylko w dzieciństwie nie chcemy stać z boku, być gorsze czy nielubiane, więc ulegamy społecznym trendom i dostosowujemy się do nich. Jak być spełnioną kobietą i nie zwariować?

Kobieta pod presją

Po etapie dzieciństwa, upływającego nam zwykle na sielankowych „dziewczyńskich” zabawach w dom i przebierankach, dorastamy, kształtują się nasze charaktery i nasza seksualność. Od strony rodziny zwykle dowiadujemy się, mniej lub bardziej wprost, że powinnyśmy być powściągliwe, uprzejme i cnotliwe. Media mają na ten temat zupełnie przeciwne zdanie. Mówią nam, że mamy być wyzwolone, niezależne i pewne siebie. Kogo słuchać? I jak tu się w tym wszystkim odnaleźć? Wkraczamy w dorosłość, chcąc zadowolić otoczenie, pokazać, że jesteśmy „kimś” w oczach swoich i otoczenia. A ścieżka, którą mamy zmierzać jest już dla nas wydeptana przez wzory kulturowe, oczekiwania społeczne, ambicje najbliższych i nasze własne... Jak nią iść, by się nie potknąć?

 

Ach, być kobietą, być...

Tak, jestem kobietą i wciąż czuję presję. Praktycznie od dzieciństwa rodzice, dziadkowie, społeczeństwo oczekuje od nas po pierwsze, ze będziemy doskonałymi mamami i paniami domu (nie cierpię tego określenia), a po drugie, że zrobimy zawrotną karierę. „Ucz się, ucz” - powtarzają - będzie ci lepiej w życiu” - tego również nie cierpię... - żali się Asia, żona i matka dwóch dziewczynek. Tuż po studiach „musimy” wyjść za mąż i urodzić przynajmniej jedno dziecko. Bo jak to kiedyś ktoś powiedział „nawet status rozwódki jest lepszy niż status starej panny”. A sam negatywny wydźwięk słowa „konkubinat” niejedną parę popchnął w kierunku ślubu. Wyścigi na największy diament w pierścionku zaręczynowym rozpoczęte! Ceremonia oczywiście musi odbyć się w kościele, nawet jeśli nie jest to do końca zgodne z naszymi przekonaniami, ale przecież „taka jest tradycja”. Ulegamy presji na małżeństwo i macierzyństwo, często podświadomie czując, że nie jesteśmy jeszcze na nie gotowe, a w skrajnych przypadkach, wręcz czując do tego niechęć. Bo rodzice naciskają na ślub i wnuki, a ginekolog grozi palcem, że ciąża po trzydziestce to ryzyko. Wiadomo, małżeństwo i macierzyństwo to podstawowe role społeczne kobiet. Każda kobieta MUSI się w nich odnaleźć, bo inaczej w najlepszym przypadku zyska przydomek „zdziwaczałej, bezdzietnej starej panny”.

Kiedy już jesteśmy żonami, gospodyniami, mamami, pracownikami staramy się sprostać wszelkim oczekiwaniom. Musimy rodzić naturalnie, karmić piersią, a potrzeby dziecka stawiać ponad własnymi. W domu ma być zawsze schludnie i czysto. Obiad ma być na stole, a dzieci muszą mieć najlepsze ocenyklasie, uprawiać sporty i uczyć się co najmniej dwóch języków obcych. Oczywiście my same mamy ciągle świetnie wyglądać oraz być demonami seksu w małżeńskiej sypialni etc. Można by tak wymieniać bez końca... Pewnie niektóre z was, machną na to ręką, "by nie zwariować". Ktoś może powiedzieć "bzdury", "przestarzałe stereotypy", ale czy aby na pewno? Czy jesteśmy tak wolne od wpływu otoczenia, jak nam się czasem wydaje?

Wszystkie wymienione wyżej stereotypowe role kobiet to nic innego, jak przykłady myślenia dyktowanego presją społeczną, która towarzyszy nam na każdym kroku, stawianym na naszych życiowych ścieżkach. Często brutalnie pcha nas w kierunku określonych działań lub jeśli się zawahamy, przeważa na korzyść decyzji zgodnej ze społecznymi oczekiwaniami.

I jak tu wszystkim dogodzić, gdy słyszysz non stop sprzeczne sygnały? „Ktoś musi odebrać dziecko z przedszkola.” „Musisz ugotować obiad - to twój obowiązek”. „W twoim domu musi lśnić, bo zawsze ktoś może cię odwiedzić.” „Ucz się, bo musisz znaleźć dobrą pracę.” „No, ale taką żeby po 8 godzinach mieć głowę otwartą tylko na dom i zadania domowe.” „Idź na podyplomówkę, musisz dbać o swój rozwój.” „Zapisz się na język.” I tak dalej... I czujesz wyrzuty, jak jesteś w domu, bo przecież bycie kurą domową jest passe. I czujesz wyrzuty, gdy idziesz do pracy, bo przecież powinnaś pracować nad pielęgnowaniem ogniska domowego. Staram się jak mogę walczyć z tymi wszystkimi ramami, w które próbuje się mnie wcisnąć - kontynuuje Asia. Tok myślenia Asi jest zrozumiały i wcale nierzadki. Żadna z nas nie chce być „odmieńcem” czy „dziwaczką”. Akceptacja otoczenia to jedna z najbardziej podstawowych potrzeb psychicznych człowieka. To ona często ma wpływ na nasze życiowe wybory. Jak nauczyć się słuchać siebie, by umieć oddzielić nasz wewnętrzny głos, który jest najlepszym doradcą od tego, co mówią nam inni? Jak wychwytywać presję społeczną i kiedy trzeba, umieć się jej przeciwstawić? Zapytałam zwyczajne kobiety i psychologa.

 

...zawsze młodą i piękną...

Choć wiele osób dzisiejszy przesadzony pęd ku urodzie i wiecznej młodości próbuje zrzucić na media, nie jest to prawdą. Przekonanie, że kobieta ma dobrze wyglądać nie jest bowiem wytworem naszych czasów. Wynika z uwarunkowań biologicznych i kulturowych. Najładniejsze samice zdobywają najsilniejszych samców w stadzie, co gwarantuje im zdrowe i silne potomstwo. Najpiękniejsze panny, wychodzą najlepiej za mąż. Tak było, jest i prawdopodobnie będzie już zawsze. I choć jest to pewien spłycony skrót myślowy, trudno definitywnie mu zaprzeczyć. Kanony piękna zmieniają się na przestrzeni wieków i lat, lecz oczekiwania wobec kobiecej urody pozostają wciąż na tak samo wysokim poziomie. I nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem zachowania uniwersalnej zasady złotego środka. Kłamią te, które twierdzą, że wygląd nie ma dla nich znaczenia. Każda z nas chce wyglądać dobrze. Oczywiście dla każdej znaczy to coś odrobinę innego, jednak większość mniej lub bardziej świadomie, próbuje wcisnąć się w aktualne oczekiwania społeczne wobec kobiecej urody.

Kobieta pod presją

Kiedym miałam lat siedemnaście zrozumiałam, że kluczem do sukcesu jest podobanie się mężczyznom – gdy jesteś atrakcyjna, popularna, podziwiana, to faceci zrobią dla ciebie wszystko, a kobiety będą zielone z zazdrości. A motywacji było zawsze mnóstwo – klipy w MTV, magazyny z modą, filmy, billboardy… Każda chciała być modelką bo to jest „cool” - wyznaje Agata. Okres dojrzewania upłynął mi na przypatrywaniu się pięknym kobietom w telewizji i magazynach oraz wielokrotnych próbach udowodnienia sobie, że mogę być taka jak one. Piękną, zgrabną, świetnie ubraną i pożądaną... Zauważyłam, że inne dziewczyny mają podobnie. I tym samym postawiłam pierwszy krok w niekończącym się kobiecym maratonie o miano najpiękniejszej, najzgrabniejszej i najlepiej ubranej - wtóruje jej Natalia. Na szczęście wraz z wiekiem zrozumiałam, że nigdy nie będę taka jak modelki z magazynów, lecz również mogę dobrze wyglądać, bazując na tym, co dostałam od natury – natychmiast dodaje. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Niektóre dziewczyny potykają się w tym szalonym biegu. Jednak postanawiają pędzić w nim dalej, nawet mimo złamanej nogi. Nastoletnia, niedojrzała, marzycielska psychika czasem wyłącza zdrowy rozsądek. Dzięki motywacji i silnej woli wpędziłam się w kilkuletnią anoreksję, z której wydostać się było strasznie ciężko. Ale mi chudości nie było nigdy dość. Podobnie jak nowych ciuchów, farb do włosów i lakierów do paznokci. Dziś w wieku trzydziestu kilku lat widzę, że młodość spędziłam na pogoni… za ideałem, za pięknem, za atrakcyjnością – mówi Agata - Kobieta po 30-tce widzi oczywiście więcej. Już wiem, że to czyni mnie atrakcyjną to głównie wnętrze i podejście do życia, innych ludzi. Bo okładki wciąż są dla mnie deprymujące – teraz denerwują mnie pierwsze zmarszczki, zmęczone farbowaniem włosy, piersi z widocznymi pociążowymi śladami. A wiem, że POWINNAM być młoda, piękna, gładka i zawsze uśmiechnięta…

Skąd takie przekonanie u Agaty? Jedną z podstawowych potrzeb człowieka w ramach współżycia społecznego jest potrzeba przynależności do jakiejś grupy i potrzeba akceptacji. Dlatego jeśli media i kultura kreują określone postawy jako szczególnie atrakcyjnie społecznie (figura, uroda, styl ubierania się, etc.), to na zdecydowanie dużą grupę ludzi to ma ogromy wpływ. Szczególnie na młodych ludzi (nastolatkowie), którzy na tym etapie rozwoju szukają swojej tożsamości (wartości, przekonania, autorytety, etc.) wpływ i presja aktualnych trendów kulturowych kreowanych przez opiniotwórcze media jest ogromny – tak silną potrzebę wpasowania się kobiet we wzorce urody komentuje Robert Milczarek, psycholog z Centrum Rozwoju HOLIS.

 

...zmysłową kochanką...

Na mecie kobiecych wyścigów o tytuł tej „naj” czeka oczywiście nagroda. Bezcenna. W postaci męskiego zainteresowania, pożądania, adoracji przypieczętowanej licznymi flirtami lub małżeństwem, jak która woli... I w zależności od tego na jaki grunt trafi nasza kiełkująca seksualność, w tę stronę potoczy się nasze przekonanie o byciu atrakcyjną kobietą. Większość z nas z domu wynosi przeświadczenie, że kobieta powinna być skromna i swoją seksualność trzymać na wodzy. Ale jednocześnie dbać o urodę, bo wiadomo, brzydka panna męża nie znajdzie, albo znajdzie byle jakiego. Zatem już od małego jesteśmy wciskane w schemat, w którym trudno odnaleźć granicę pomiędzy „dobrym smakiem” w podkreślaniu urody, a przesadnym eksponowaniem swojej płci. Bo przecież skromność w wychowywaniu dziewczynek idzie krok w krok z kupowaniem nam lalek Barbie o nadmiernie wyeksponowanych cechach płciowych. Doskonale widzę to na przykładzie swojej pięcioletniej siostrzenicy, która właśnie przechodzi etap odkrywania swojej płci. Podobają jej się wyłącznie kobiety, dziewczyny z „żółtymi” włosami, ponieważ sama jest brunetką, to już coś wspomina o farbowaniu... I tylko czekać, aż dorośnie do wieku, w którym będzie mogła swoje piękne, brązowe włosy zamienić na krzykliwą platynę. Tym sposobem od małego wtłaczane nam są do głowy wzorce, które później pokutują na polu naszej seksualności. Poszukujemy gotowych schematów na sukces w tej dziedzinie. Media sączą nam papkę w postaci nienaturalnych kobiet, który chętnie przyszywają łatkę „najpiękniejszych, najseksowniejszych, ideałów”... - mówi Natalia. I z głowami napakowaną takimi sprzecznymi sygnałami wchodzimy w dorosłość, poznajemy siebie i swoje potrzeby, poszukujemy własnego miejsca w świecie oraz odpowiedniego partnera...

Kobieta pod presją

 

...dobrą żoną...

Kobieta pod presją

...ale przede wszystkim żoną w ogóle! Na ten temat powiedziano już wiele. Doskonale wiedzą to szczególnie młode kobiety pochodzące z bardzo tradycyjnych, religijnych rodzin z małych miejscowości. Jednak stereotypowym przekłamaniem byłoby stwierdzenie, że tylko one. „Ojej, jeszcze nie wyszłaś za mąż?” Troska, żal czy raczej lekceważenie? Czasami trudno wyczuć… ale chyba raczej lekceważenie. Zdarza się, że usłyszysz za plecami gdy przechodzisz wśród sąsiedzkiego tłumu „Ona już na pewno nie wyjdzie za mąż”, „Nikt jej nie chce”, „Przecież już ma 27 lat”. Ileż razy zdarza się, że młoda dziewczyna nie wie, co odpowiedzieć na ciągle zadawane pytanie. W końcu sfrustrowana presją przyjaciół, nierzadko rodziców stwierdza „Niech będzie byle jaki, byle chłop”. Nieustannie dąży do wyjścia za mąż. Czy ma to sens?Po co ta presja? Wszystko ma swój czas i każda sprawa pod niebem ma swoją porę. Popędzanie i pospieszanie nie przynosi żadnej korzyści a jedynie może sprawiać niektórym przykrość. Czas panieństwa też ma swoje zalety. Warto je dostrzec i nie zamartwiać się brakiem drugiej połówki. A już tym bardziej nie zwracać uwagi na presję otoczenia - zastanawia się Celina, mężatka od dwóch lat.

Tego typu presja również wynika z tradycyjnych i kulturowo uwarunkowanych form budowania związków. Jest to ściśle powiązane z rolą kościoła katolickiego  i zasad utrwalanych przez kościół – presja zawierania związku małżeńskiego jako tradycyjnie jedynej właściwej formy związku dwojga ludzi.  Tzw. związki „na kocią łapę” tradycyjnie były postrzegane negatywnie w stosunku do związku małżeńskiego. Ze względu na przemiany kulturowe ta forma presji społecznej słabnie. Jednocześnie wciąż zwłaszcza w środowiskach, społecznościach silnie związanych z religią katolicką wciąż taka forma presji społecznej na pewno jest silna i szczególnie może dotyczyć osób żyjących w mniejszych miejscowościach i na wsi, gdzie rola kościoła jest szczególnie tradycyjnie silna.  Jest dodatkowo wzmacniana ze względu na zdecydowanie mniejszą anonimowość osób żyjących w małych społecznościach – ludzie po prostu znają się lepiej i jest się wystawionym na większą ekspozycję społeczną – tzw. zjawisko „co ludzie powiedzą” silniej działa w mniejszych społecznościach i wzmacnia tę presję – tłumaczy psycholog, Robert Milczarek.

Jednak nie zawsze tak jest. Są i takie kobiety, które na samą myśl o zamążpójściu dostają gęsiej skórki i otwarcie się do tego przyznają. Jedną z nich jest Natalia: Nie zamierzam wyjść za mąż! Przynajmniej takie jest moje zdanie w tym temacie na chwilę obecną. Nie wiem, może za jakiś czas mi się to odmieni. A może nie... Pamiętam, że od małego byłam buntownicza i mówiłam, że za mąż to ja wychodzić nie zamierzam! Kiedyś w otoczeniu traktowano to jak dziecięce paplanie, ale mimo że mam już prawie trzydziestkę na karku, mam wrażenie, że nadal tak jest! Ludzie się temu dziwią, jakbym była kosmitką! Na zachodzie, gdy pada taka kwestia, ludzie przechodzą po niej do porządku dziennego, a u nas? Robią wielkie oczy, dopytują... Na początku mnie to denerwowało, lecz teraz tylko uśmiecham się pod nosem, obserwując ich reakcje i obstaję przy swoim.

Takich dziewczyn jak Natalia jest znacznie więcej. Niektóre idą o krok dalej i zażarcie deklarują niechęć wobec wizji posiadania dziecka, co wciąż budzi wiele społecznych kontrowersji. Każda kobieta powinna urodzić przynajmniej jedno dziecko." Nawet nie wyobrażasz sobie, ile razy słyszałam tę frazę padającą z ust mojej mamy, mojego ginekologa i tuzina ciotek. Każdy z nich uzurpuje sobie prawo do rozporządzania moją macicą i moim życiem! - irytuje się Ola, zadeklarowana „anty-matka”, jak sama o sobie mówi. Taki jest jej świadomy, przemyślany wybór i ma do niego pełne prawo. Czy my mamy prawo oceniać wybory życiowe jej lub Natalii? Nie. Przecież same nie chcemy, aby oceniano nas.

 

...perfekcyjną panią domu...

Kobieta pod presją

Hura! Udało się! Na liście życiowych osiągnięć możemy odhaczyć zamążpójście. Mąż jest! Nie myślcie jednak, że to koniec zmagań ze społecznymi oczekiwaniami wobec was. Teraz musicie stworzyć mu dom. I choć żyjemy w czasach równouprawniania, podziału obowiązków i innych mniej lub bardziej utopijnych haseł o równości płci, nie trzeba szczegółowych badań naukowych, by postawić intuicyjną tezę, że obowiązki domowe (lub przynajmniej ich organizacja) spoczywa na barkach kobiety. W dzieciństwie nie mówiono mi „werbalnie”, co wypada robić i jak się zachowywać, ale dziecko uczy się przez naśladownictwo. Naśladowałam swoją mamę, babcię i siostrę, bo identyfikowałam się z ich płcią. Nie musiałam, ale chętnie wałkowałam ciasto na pierogi, a mama je wyrabiała, wycinałam ciasteczka świąteczne, a mama je piekła. Robiłam to, ale nie czułam przymusu. Przymus miała mama. To ona zajmowała się domem, pracując przy tym zawodowo. Mąż i dzieci musiały mieć ugotowane i posprzątane. Tato w domu nie robił prawie nic – mówi Kasia, która dziś sama jest żoną i matką. Dlaczego to robimy? Powodów zapewne jest wiele. Bo tak nas nauczono, bo chcemy zadowolić swojego wybranka, którego, nota bene, też nauczono, że to kobieta zajmuje się domem lub ponieważ czujemy taki wewnętrzny „mus”. Nie mam bzika na punkcie sprzątania, nie jest u mnie sterylnie, choć sprzątam dwa razy dziennie, ale rzeczywiście, gdy czegoś nie zrobię czuję presję. Sama nie wiem dlaczego, bo ani dzieci, ani mąż nic sobie z tego nie robią. Ale to chyba te wzorce kulturowe i rodzinne, które powtarzali ci całe dzieciństwo, teraz owocują – potwierdza tę tezę Asia. Wtóruje jej psycholog Robert Milczarek: Taka presja jest bezpośrednio związania z wpływem tradycyjnych ról społecznych. W naszej kulturze tradycyjne role jednoznacznie dzieliły zachowania typowe dla dziewczynek i chłopców. Już w dzieciństwie taki podział był widoczny; np. dziewczynka – zabawa w dom; chłopiec – zabawy w wojnę, etc. To powoduje, że schematy zachowań wynikające z ról społecznych wynikających z tradycji wzmacniały takie przekonania: „dziewczynka powinna, dziewczynce nie wypada”. Jest to silnie powiązane z tradycyjnymi kulturowo w naszym kraju rolami przypisywanymi kobietom jako naturalne – dobra matka oddana dzieciom, dbająca o dom, tzw.”matka Polka”. Silne schematy, wzmacniane w procesie wychowania na część kobiet wzrastających w takich środowiskach mogą powodować silną presję.

Zwykle wpada zatem tak, że podział obowiązków domowych determinowany jest płcią. Są obowiązki „kobiece” i „męskie”. Czasem wynika to ze schematów kulturowych, czasem z indywidualnych preferencji. I to chyba można nazwać złotym środkiem. Potwierdza to historia Kasi: Kiedy wyszłam za mąż (z miłości – bez presji, mama wręcz mnie przestrzegała przed zamążpójściem, wiedząc co się z tym wiąże). Jak się okazało, miała rację. Czułam, że muszę sprzątać i gotować, by mój mąż nie czuł się w naszym domu gorzej, niż w domu rodziców. Jego mama bardzo dbała o porządek, ogród, wystój wnętrz, doskonałe, pełnowartościowe posiłki. Wiedział, że nigdy nie będę taka jak jego mama i akceptował mnie taką jaka jestem, ale mimo to czułam, że powinnam się „starać”. Po kilku miesiącach życia razem, wyszło na to, że to ja głównie gotuję, piorę i prasuję. Ale nie zmywam (jest zmywarka), nie odkurzam, nie myję podłóg (robi to mąż). Dzieckiem zajmujemy się na zmianę, choć tylko ja wstaję do niego w nocy... On zajmuje się autem (ja mogę jeździć brudnym, ze startymi klockami hamulcowymi), wierci dziury w ścianach, naprawia komputer. Powielamy stereotypy, ale w sumie nie męczy nas to!

 

...dobrą matką...

Rodziłaś naturalnie, karmisz piersią, a kiedy wracasz do pracy? To pierwsze pytania osób trzecich, które spotykam będąc na spacerach z dzieckiem. Zauważyłam, że w naszej społeczności panuje jakaś dziwna presja. Presja na poród siłami natury, naturalne karmienie i w ogóle wszystko co naturalne – Sylwia, świeżo upieczona mama drugiego syna. Macierzyństwo i wychowywanie dzieci obrosło mitami natury wszelakiej. Wprawdzie zachodząc w ciążę, w społecznym przekonaniu, rozkwitasz jako kobieta, lecz już nie przez pryzmat własnej indywidualności, lecz jako przyszła matka. Ta, która daje życie. A nowe życie należy pielęgnować od momentu poczęcia. Dbasz o to ty sama i dba o to twoje otoczenie. Zapewne doskonale wiesz, co powinnaś, a czego nie powinnaś robić w tym szczególnym czasie. Z chęcią jednak przypomną ci o tym rodzice, teściowie, ciotki i koleżanki z pracy... Na litość boską! Moje dziecko nie jest dobrem komunalnym! To ja decyduję, jak je urodzę, jak je będę karmić, czy pójdzie do żłobka i jak je wychowam. A waszą opinię mam głęboko.... w nosie! - irytuje się Sylwia. Wiele z was pewnie chętnie przyklasnęłoby jej opinii. Jednak obiegowe przekonania o tym, co najlepsze dla naszych dzieci można mnożyć w nieskończoność. O miano tych najsensowniejszych bój toczą stare i sprawdzone porady, przekazywane nam przez nasze matki i babki oraz te nowoczesne, lansowane w mediach. Niedawno zauważyłam, że przyszła wielka moda na eko, a wraz z nią pojawia się kolejna presja na eko-rodzicielstwo. W programach telewizyjnych zachęcają nas do parania pieluch w orzechach, kąpieli dziecka w mleku matki i wysadzania już noworodka na nocnik! A te biedne młode matki siedzą z tym dzieckiem w domu, oglądają takie - przepraszam - pierdoły w telewizji i zastanawiają się, czy czasem nie są złymi matkami. Bo nie karmią piersią, nie gotują zupek, nie używają pieluch wielorazowych, nie szyją zabawek i nie mają na półce biblii eko-mamy – dodaje Sylwia.

Kobieta pod presją

 

...po prostu sobą!

Wiele ról można łączyć, ale nie da się wszystkich wykonać w 100%! Nie da się wszystkich zadowolić, a największy problem jest z zadowoleniem kobiet z samych siebie. Zawsze coś sobie dodatkowo rzucą na barki, zawsze czują, że coś jeszcze mogłyby zrobić więcej i lepiej – mówi Asia. Czy faktycznie największą presję wywieramy same na sobie? W pewnym stopniu kobiety mają wpływ – jeśli ulegają presji, tzn. że akceptują istniejące stereotypy oraz modele urody, wyglądu, etc. tym samym wysyłają sygnał kolejnym kobietom, że warto taki wizerunek budować. I spirala się nakręca – twierdzi Robert Milczarek, psycholog. I chyba coś w tym jest. Presja, o której mowa ma się przecież dobrze w kobiecym świecie i nie kto inny, jak my same pielęgnujemy wiele z wyżej przytoczonych stereotypów. Jak się w tym odnaleźć? Najprościej byłoby zaufać sobie, swoim potrzebom i nauczyć się umiejętnie stawiać granice pomiędzy tym, co naprawdę robię dla siebie, a jakie zachowania przyjmuję, aby nie odstawać od innych. To jest największa praca do wykonania dla wszystkich kobiet, aby nie ulegać różnym rodzajom presji społecznych i tym samym nie wzmacniać stereotypów. Jest takie powiedzenie: „Jeśli wszyscy myślą podobnie, to znaczy, że nikt nie myśli zbyt wiele” – radzi psycholog. Myślmy zatem samodzielnie. To na początek.

W naszej kulturze dość jednoznacznie dzielimy role na typowo kobiece i typowo męskie. I nikt przy zdrowych zmysłach nie proponuje rewolucji w tym podziale. To przemiany raczej ewolucyjnie, dokonujące się na przestrzeni lat. Świat się zmienia, a my razem z nim. Presje społeczne to dynamiczne zjawiska. Były, są i będą. Pytanie, jakiego rodzaju presje czekają nas w ciągu kolejnych lat i dekad? Na pewno presja ze strony rodziców i środowiska pozostanie, ponieważ jest to naturalny proces wpływu na dzieci w procesie ich socjalizacji i wychowania - zastanawia się Milczarek. A nasza w tym rola, aby wziąć w nich aktywny udział. Pozostaje pytanie, jakie będzie tempo i kierunek tych zmian. Ale przede wszystkim my kobiety, zastanówmy się same, czy nie należy nam się choć odrobina pobłażliwości wobec samych siebie. Mam nadzieję, że moje córki będą miały mniejsze dylematy. Nie zamierzam na nich wywierać presji odnośnie wychodzenia za mąż, rodzenia dzieci, nie będę nigdy mówić, jak moja rodzina. „Ubierz się, musisz ładnie wyglądać dla męża, bo znajdzie sobie ładniejszą.” Musisz ugotować obiad, bo mężczyzna musi dobrze jeść.” Nigdy w życiu! I choć jestem szczęśliwa i próbuję swoje życie układać po swojemu, przyznaję, że rzeczywiście czuję presję ze strony otoczenia. Uff, i jest mi lżej, jeśli wiem, że nie tylko ja... – dodaje z uśmiechem Asia.
 

 

Artykuł powstał przy współpracy z Robertem Milczarkiem, psychologiem, trenerem i coach'em, doświadczonym managerem, związanym z Centrum Rozwoju HOLIS.

Kobieta pod presją

Robert Milczarek to absolwent Psychologii Doradztwa Zawodowego i Organizacji Uniwersytetu Łódzkiego. Ukończył kurs Trenera Umiejętności Psychospołecznych Laboratorium Edukacji i Psychoterapii. Współpracuje z Wydziałem Psychologów Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi w zakresie tworzenia projektów HR. Jest doświadczonym specjalistą w zarządzaniu i sprzedaży projektów szkoleniowych. Pracował w sektorze bankowym oraz budował i zarządzał zespołami projektowymi w agencjach doradztwa personalnego. Prowadzi szkolenia w zakresie: wykorzystania nowoczesnej psychologii, wpływu społecznego w sprzedaży, zarządzaniu zespołami, intermentoringu, komunikacji, asertywności, negocjacjach, motywacji, zarządzania konfliktem, typologii osobowości w biznesie i relacjach.

Redakcja poleca

REKLAMA