„Mąż zgrywał niewiniątko, a tak naprawdę był zwykłym furiatem. Gdy zaczął mnie szarpać przy znajomych, powiedziałam dość"

Kobieta, którą kontroluje mąż fot. Adobe Stock
„Jeszcze niedawno wzruszałam się, kiedy tak mówił. Uznawałam to za dowód przywiązania. Teraz poczułam, że się duszę. Osaczał mnie ze wszystkich stron, zabierał mi prywatność i tę niewielką życiową przestrzeń, którą chciałam zachować tylko dla siebie".
/ 26.07.2022 11:53
Kobieta, którą kontroluje mąż fot. Adobe Stock

Wojtka zazdrościły mi wszystkie dziewczyny. Niektóre mówiły, że nie mogą nikogo znaleźć, bo zabrałam jedynego fajnego faceta na świecie. Rzeczywiście, przy nim inni mężczyźni wydawali się bezbarwni. Miałam szczęście, że go spotkałam. Nasz związek był idealny. Rozkwitałam, otoczona uwielbieniem i opieką Wojtka. Zawsze był przy mnie, wszystko robiliśmy razem. Jeżeli musieliśmy rozstać się na kilka godzin, dzwonił.

Miałam wrażenie że jesteśmy jednością...

Ufałam mu bezgranicznie. Kochał mnie taką, jak jestem; nie próbował niczego zmieniać, nie wytykał wad. Bardzo mu na mnie zależało. To był związek na całe życie… Nie znoszę facetów fruwających z kwiatka na kwiatek. Takich, którzy odwracają głowę za każdą parą zgrabnych nóg. Wojtek tak nie robił. To mnie uważał za najpiękniejszą. Czasem przesadzał, dzwoniąc do mnie do pracy co godzinę. Mówił, że tęskni, odlicza minuty do naszego spotkania. Szefowa krzywo patrzyła na te pogaduszki, wyłączyłam więc dźwięk w telefonie, ale i tak miała do mnie pretensje o wiecznie przytkniętą do ucha słuchawkę. Twierdziła, że to mnie rozprasza, a prywatne rozmowy mogę prowadzić po pracy. Zazdrosna baba.

Pierścionek zaręczynowy nosiłam krótko.

– Musisz być moja, nie czekajmy – szepnął Wojtek, wkładając mi na palec to cacko.

Pobraliśmy się więc zimą, na wariata, w najbliższym możliwym terminie zaproponowanym przez urząd stanu cywilnego. Na kościelny ślub trzeba było zbyt długo czekać. Nauki przedmałżeńskie, zapowiedzi – to wymagało czasu, a Wojtek pilił, jakby się bał, że mu ucieknę. Jaki był dumny, kiedy po raz pierwszy mógł o mnie powiedzieć: „moja żona”! Schlebiało mi to.

Pierwsze symptomy były dość niewinne…

Wojtek rzadziej dzwonił do mnie do pracy, ale za to zaczął częściej patrzeć na zegarek. 15 minut spóźnienia to już był dramat. Najpierw myślałam, że boi się o mnie, jest przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa. Tymczasem on wyliczył, ile zajmuje mi droga do domu, i tego się trzymał. Nie brał pod uwagę korków ani tego, że autobus mógł mi uciec sprzed nosa. Żeby uniknąć wymówek, gnałam do domu jak do pożaru. Oczyma wyobraźni widziałam twarz Wojtka. Czekał na mnie w napięciu, z dnia na dzień coraz bardziej zdenerwowany. Gdy stawałam zdyszana w progu, chwytał mnie w objęcia i przyciskał do piersi, jakbym ocalała z katastrofy.

Kiedyś próbowałam z nim rozmawiać, ale to tylko pogorszyło sytuację.

– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz wrócić do domu o normalnej porze. – krzyczał. – Nie tłumacz się. Człowiek o czystym sumieniu nie potrzebuje wymówek. Co przede mną ukrywasz? Tylko tobie uciekają autobusy, tylko ciebie szefowa zatrzymuje dłużej w pracy. Nie mogę tego słuchać!

– Zwariowałeś?! O co ci chodzi?

– Czekam na ciebie, nie rozumiesz? Jesteś moją żoną, nosisz moje nazwisko. Nie pozwolę, żebyś się szlajała nie wiadomo z kim i gdzie. – darł się jak opętany.

Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nic do niego nie docierało. Wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć. Przestraszyłam się. Uciekłam do łazienki i zamknęłam drzwi na zamek. Rozpłakałam się. Co się stało z moim Wojtkiem? Dlaczego tak mnie traktuje?!

Mąż prosił i błagał, żebym wyszła. Przysięgał, że kocha mnie nad życie i nigdy by nie skrzywdził. Przepraszał żarliwie. W końcu niepewna, czy dobrze robię, uchyliłam drzwi. Wojtek objął mnie czule. Znów wszystko było dobrze. Wrócił spokój.

Zaczęłam jeszcze bardziej pilnować godzin powrotu do domu. Doszłam do wniosku, że warto pójść na takie ustępstwo. Przecież miałam wspaniałego męża… Punktualność była chyba niezbyt wygórowaną ceną za miłość, jaką mnie otaczał.

Spotkanie klasowe po latach

Ucieszyłam się, gdy zadzwoniła Asia. Przyjaźniłyśmy się w liceum, potem nasze drogi rozeszły się. Bardzo tego żałowałam. Asia na krótko przyjechała do Polski z Dublina, gdzie mieszkała od kilku lat. Postanowiła skrzyknąć ludzi z naszej klasy i urządzić „spotkanie po latach”. Ona lepiej niż ja orientowała się, jak potoczyły się losy licealnej paczki; odnalazła dawnych kolegów i koleżanki dzięki portalom społecznościowym. Wiele koleżanek wyemigrowało na stałe. Klasowy wesołek, za którego nikt by pięciu groszy nie dał, przeistoczył się w cenionego neurochirurga, a szkolna gwiazda, Kaśka, nazywała się obecnie Kate Rosnowsky i wygrywała kalifornijskie castingi na role drugoplanowe, ale za to w znanych serialach. Byłam pod wrażeniem. Umówiliśmy się w greckiej restauracji. Mieliśmy zjeść kolację, pogadać i ruszyć w miasto.

Wojtek słuchał mojej rozmowy z Asią w milczeniu. Kiedy się rozłączyłam, zapytał:

– Dokąd się wybierasz?

Poczułam, jak opada ze mnie euforia, a do serca zakrada się znany mi lęk. Te jego oczy… Takie obce, zupełnie jak wtedy Wytłumaczyłam mu, o co chodzi.

– Nie pójdziesz tam sama – zapowiedział mi lodowatym tonem. – Zaproszenie nie obejmuje mężów i żon? Co zamierzacie tam robić? Jest coś, co przede mną ukrywasz? Może chcesz się spotkać ze swoją pierwszą miłością, co? Taka okazja. To wiele tłumaczy… Bez męża jakoś łatwiej.

Jego zarzuty były absurdalne

– Jeśli chcesz, to choć ze mną – zaproponowałam. – Będzie trochę dziwnie, bo nikogo nie znasz, ale nie ma problemu…

Myślałam, że zrezygnuje. Myliłam się.

– Tak zrobimy. Gdzie ty, tam ja, pamiętasz? Zawsze razem, na dobre i na złe.

Jeszcze niedawno wzruszałam się, kiedy tak mówił. Uznawałam to za dowód przywiązania. Teraz poczułam, że się duszę. Osaczał mnie ze wszystkich stron, zabierał mi prywatność i tę niewielką życiową przestrzeń, którą chciałam zachować tylko dla siebie. Lepiej jednak, żeby ze mną poszedł, niż robił mi po powrocie awantury.

Licealna paczka nie zawiodła. Po wstępnych opowieściach co u kogo słychać i kolejnych kieliszkach pysznego greckiego wina, poczuliśmy się znowu beztroskimi nastolatkami. Zaśmiewaliśmy się do łez, przypominając sobie dawne wyskoki, naśladowaliśmy nielubianych nauczycieli, próbowaliśmy ustalić szczegóły pewnej prywatki, której oczywiście nikt dobrze nie pamiętał. Nagle mój wzrok padł na Wojtka. Siedział z kamienną twarzą i nie spuszczał ze mnie wzroku. Straciłam dobry humor. O co mu znowu chodzi? Żałuje mi dobrej zabawy? Spojrzałam na niego wyzywająco. Wtedy on nagle wstał i złapał mnie mocno za ramię.

– My już się pożegnamy. Moja żona nie najlepiej się czuje, za dużo alkoholu – powiedział do moich znajomych.

– To boli – próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku – Puść, nigdzie z tobą nie idę.

Znajomi próbowali mnie bronić...

Towarzystwo przy stoliku patrzyło na tę scenę z niedowierzaniem. Nie rozumieli, co się dzieje. Pierwszy zareagował Andrzej.

– Spokojnie, kolego, nie szarp żony. To miły koleżeński wieczór i chcemy, żeby takim pozostał. Nikt nie nadużył alkoholu, a już na pewno nie ona. O co tu chodzi?

– Puść ją – Asia niespodziewanie podniosła głos. – Ona nie jest twoją własnością. Jeżeli nie chce z tobą iść, to widocznie ma ku temu powody. Nie lubię się wtrącać, ale nie podoba mi się to ani trochę.

Wojtek odpuścił. Przestał wbijać palce w moje ramię. Wyrwałam mu rękę i masowałam bolące miejsce. Pewnie zostaną ślady.

– Chodź ze mną – nachylił się nade mną. – Pójdziemy do domu i przypomnę ci, jak cię kocham. Jesteś tylko moja…

Ten wieczór i tak był już stracony. Równie dobrze mogłam go zakończyć. Zostając z przyjaciółmi, narobiłabym sobie kłopotów. Wojtek by mi tego nie darował. Skierowaliśmy się w stronę szatni, ale po drodze skręciłam do damskiej toalety. Mąż niechętnie został przed drzwiami. O to mi chodziło… O chwilę bez jego osaczającej obecności. Oglądałam bolące i zaczerwienione ramię, kiedy weszła Asia.

– Słuchaj, co się dzieje? Czy ty czasem nie potrzebujesz pomocy? – spytała, patrząc na ślady palców na mojej ręce.

Nagle poczułam, że dłużej nie wytrzymam. Opowiedziałam jej wszystko.

– To świr, zazdrosny do nieprzytomności i niezdolny do samokontroli – uznała. – Nigdy go nie zadowolisz, zawsze będzie podejrzewał cię o najgorsze. Uciekaj, dziewczyno, dopóki nie zrobił ci krzywdy…

Słuchałam przyjaciółki, czując, że ma rację. I że ja już nie chcę tak żyć. Dość tego. Przecież nie muszę tkwić w tym chorym układzie… Najwyższy czas na zmiany.

Czytaj także:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi igraszki ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”

Redakcja poleca

REKLAMA