Z życia wzięte - prawdziwa historia o zazdrości

Z życia wzięte fot. Fotolia
Nie miałyśmy na myśli nic złego. Ot, głupia zazdrość, że koleżanka ma lepiej niż my. Gdybyśmy wiedziały...
/ 09.09.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Mam dobre życie – mówię. – Ale ty masz lepsze! Nie, żebym ci zazdrościła, ale czasami w sercu mnie ściśnie. Bo niby czemu jedni mają mniej, a inni więcej? Moja przyjaciółka Klara od razu się złości.
– Gadasz głupoty! – przekonuję. – Na przykład ja uważam, że to tobie się układa jak po maśle. Czego się dotkniesz, zrobione w stu procentach!

Tak sobie gadamy i licytujemy się własnymi sukcesami. Jedna goni drugą… Na przykład: Klara zmienia meble. Jeszcze by nie musiała, bo kanapa i fotele są w bardzo dobrym stanie, ale w jakimś magazynie zobaczyła ostatni krzyk mody i już ustawia w salonie czaderskie wypoczynki. Są super! Wygodne, eleganckie, z regulowanymi oparciami, z wysuwanymi podnóżkami, jednym słowem – cudo! Nie mogę zostać w tyle… W nowoczesności jej nie przebiję, więc wymyślam pioruńsko drogi, stylowy komplet z początku dwudziestego wieku. Jest zachwycający! Może nie tak wygodny, jak ten Klary, ale szczęka jej opada, kiedy widzi prawdziwy mahoń i pikowaną skórę.
– Noo – mówi. – Dałaś czadu!

Sprawia mi to taką przyjemność, że przestaję żałować wzięcia kolejnego kredytu. „Spłaci się jakoś” – myślę. „Trochę zaciśniemy pasa, ale meble zostaną!”. Podobnie jest z firankami… Tym razem ja dekoruję okna dizajnerską tkaniną za ciężkie pieniądze. Klara ogląda, dotyka, wzdycha i… nic nie mówi, ale wiem, że coś kombinuje. Po jakimś czasie zaprasza mnie do siebie i widzę, że ona w ogóle zdjęła firanki, odsłoniła okna i postawiła na świetne, nowoczesne rolety. Prawie mnie szlag trafia, takie to jest fajne! Tak się obie przeganiamy w pomysłach, ścigamy i wyprzedzamy. Tylko w jednym jesteśmy zgodne: w żadnej rywalizacji nie mamy szans z Jowitą, naszą trzecią kumpelą.

Zawsze była z nas najładniejsza! Najlepiej wyszła za mąż, wybudowała piękny dom, otworzyła sieć sklepów, a w dodatku zaocznie zrobiła drugie studia! Do Jowity ani ja, ani Klara nie mogłyśmy doskoczyć! Trochę nas wkurzała, bo od czasu do czasu robiła z siebie wielką panią. Nie musiała przecież na nasze babskie spotkania przychodzić odszykowana jak na bal! Czułyśmy jej nadzwyczajne perfumy, widziałyśmy, że jest prosto od fryzjera, podziwiałyśmy torebki, buty, kiecki… Czy nas to wkurzało? I to jeszcze jak! Potem trochę o niej plotkowałyśmy…
– Ty widziałaś? – zaczynała Klara. – Pomimo tych masaży i kremów za połowę mojej pensji, już jej zaczyna wisieć druga broda! W ogóle owal twarzy jest inny.
– Może coś z tym robiła i nie wyszło? – podsuwam pomysł. – Mnie się wydaje, że i usta ma bardziej nadmuchane. Nie podoba mi się. Wygląda, jakby ją osa ucięła!
– I stanik miała niedobry… Jakoś za bardzo ściskał piersi Jak w za ciasnym gorsecie!
W ten sposób poprawiałyśmy sobie humor, bo bez tego leciutka zawiść zniszczyłaby nam wątroby. Trzeba było się jakoś bronić!

Tegoroczne wakacje nie były dla nas okresem wspaniałego wypoczynku, bo Klara miała urlop zaplanowany dopiero jesienią, a ja dusiłam się w mieście ze względu na wyczyszczone konto i brak pieniędzy na jakikolwiek wyjazd. Jowita byczyła się w tropikach…
– Nie ma co jej zazdrościć – tłumaczyła Klara. – U nas też gorąco jak w piecu!
– Ale oddychasz spalinami, stoisz w korkach i pocisz się w chacie bez klimatyzacji… Jest jej czego zazdrościć! Przysłała mi fotkę na meila: opalona, roześmiana, w bikini na smukłym, brązowym ciele, wyglądała jak osiemnastka.
– Ta to ma dobrze! – jęknęła Klara. – Jak wróci, lepiej przy niej nie siadać. Wszystkie zmarchy ci wyjdą na wierzch! Zobacz, ona na tym zdjęciu jest podobna do Beyonce!
– Noo, tyłek ma genialny. Aż mi się marzy, żeby ją ukąsiła jakaś egzotyczna mrówa. Wtedy byłaby jakaś sprawiedliwość na tym świecie!

Gdybyśmy wiedziały, co się stanie, przygryzłybyśmy jęzory; ale człowiek czasami gada, co mu ślina na język przyniesie, i potem tego żałuje! Klara zadzwoniła do mnie o trzeciej nad ranem. Myślałam, że była na jakiejś imprezie, dlatego tak się jąka i mówi niewyraźnie... Ale nie, ona płakała w głos.
– Co się stało? – wystraszyłam się. – Gadaj! I nie rycz, bo nic nie rozumiem.
– Jowita – usłyszałam i serce mi zaczęło walić tak, że nie mogłam oddychać.
– Co z Jowitą? Co jej się stało?
– Jej nic.
– A komu?
I wtedy Klara wydusiła z siebie tę okropną wiadomość.
– Mąż Jowity jest umierający. Topił się. Nurkował w jakiejś jaskini i długo nie wypływał, jak go wreszcie wyciągnęli, był w stanie śmierci klinicznej. Jest w szpitalu, nie odzyskał przytomności, jego stan jest bardzo ciężki!
– Skąd wiesz?!
– Od znajomych. Oni wiedzą od swoich znajomych, a ci z kolei są przyjaciółmi mojego brata. Podobno Jowita jest w strasznym stanie!
– Co możemy zrobić?
– Chyba niewiele… Jej ojciec i teść mają lecieć po nią i pomóc w załatwianiu wszystkich formalności przy transporcie do kraju, kiedy to będzie możliwe. Wtedy zobaczymy, na co się możemy przydać?

Klara się wyłączyła, a wtedy ja zaczęłam ryczeć, tak mi się zrobiło strasznie żal Jowity i jej Michała. To było takie zgodne, kochające się małżeństwo. Znali się od liceum, zawsze byli razem i nigdy nie było między nimi zgrzytów.  Chciałam do niej zaraz zatelefonować, ale nie wiedziałam, co mam powiedzieć, jak pocieszyć? Długo siedziałam z komórką w ręce i w końcu nie zadzwoniłam. Zdecydowałam, że zaczekam, aż przyjaciółka wróci do domu.
Klara myślała tak samo…
– Ona nie ma teraz siły na gadanie – tłumaczyłyśmy sobie. – Jak się uspokoi ten cały szum, zaraz się z nią skontaktujemy.

Od rodziny Jowity dowiadywałyśmy się, jaka jest sytuacja. Życie Michała wciąż było zagrożone, był w śpiączce, miał zmiany w mózgu spowodowane niedotlenieniem. Ona cały czas była przy nim… Męczyły mnie wyrzuty sumienia, że jej nie wspieramy…
– Niby przyjaciółki, a w takiej chwili siedzimy cicho! – mówiłam do Klary.
– A co mamy zrobić? – odpowiadała.
– Ona jest tysiące kilometrów stąd. Polecisz do niej? Jak? Gołębiem pocztowym?
– Są telefony, jest Skype, poczta elektroniczna, jak się chce, to wszystko można! Tylko my jesteśmy tchórze!
– Tchórze?!
– Tak. O siebie się boimy, co powiemy, czy się nie rozpłaczemy, czy nam nie zabraknie słów… A ona, biedaczka, może czeka, żeby ktoś z nią popłakał? Albo żeby nic nie mówił, a tylko był blisko.
– Nie będziemy blisko!
– Jakaś ty głupia! – denerwuję się.
– Można być z kimś blisko nawet wtedy, gdy ten ktoś jest w kosmosie, a ty na Ziemi i można być daleko, kiedy się jest tuż obok siebie, a nawet trzyma za rękę.

Klara zrywa się na równe nogi.
– To dzwoń! U niej jest teraz rano, może odbierze? Przynajmniej będzie wiedziała, że o niej myślimy.
Daję na głośnomówiący i wyciskam numer Jowity. Odzywa się po pierwszym sygnale, jakby czekała na telefon. Faktycznie, mam ściśnięte gardło…
– Moja kochana... – ryczę w słuchawkę. Klara wrzeszczy obok.
– Nie słuchaj tego mazgaja! Wszystko będzie dobrze. Masz w to wierzyć, z całej siły. My wierzymy, jesteśmy z tobą!
– To czemu się tak długo nie odzywałyście? – słyszymy cichy, zmęczony głos Jowity. – Bałyście się, co mi powiedzieć?
– Tak. Takie z nas kretynki! Dokopiesz nam, kiedy wrócicie.
– Myślicie, że wrócimy oboje?
– Jasne! Nie może być inaczej. Powiedz, co mamy robić, żeby wam pomóc?
– To, co teraz… Dzwońcie do mnie, rozmawiajmy, pozwólcie mi się wygadać… Z mamą Michała nie mogę, z moją też nie, bo od razu mdleje. A ja w dodatku mam nowinę, jakiej nikomu oprócz was nie mogę na razie powiedzieć. Chyba jestem w ciąży! Co ja mam robić?!
– Jak to, co? – Klara aż podskakuje z emocji. – Cieszyć się. Macie szczęście! Mów Michałowi, że będzie tatą. On cię słyszy. Obudzi się na taką nowinę, przecież wiesz, jak bardzo pragnął dziecka!
– Wierzycie w to, co mówicie? Serio?
Patrzę Klarze prosto w oczy i obie, jednocześnie wołamy:
– Wierzymy. Za ciebie i za siebie. Będzie dobrze!

Adrianna, 34 lata

Redakcja poleca

REKLAMA