Z życia wzięte - groźna chwila namiętności

Z życia wzięte fot. Fotolia
Nieznajomy z pociągu… To przedziwne, lecz gotowa byłam dla niego oszaleć! Dobrze, że mi nie pozwolił
/ 08.09.2014 06:58
Z życia wzięte fot. Fotolia
Postanowiłam wziąć pierwszą klasę, bo czekała mnie wielogodzinna podróż i nie chciałam ryzykować ścisku w zatłoczonych wagonach. Skończyłam 45 lat, coraz gorzej znoszę niewygody: boli mnie kręgosłup, szybko się denerwuję. Złośliwa koleżanka twierdzi, że to początki klimakterium, i choć uważam ją za wredną małpę, czasami myślę, że jednak ma trochę racji...

Jechałam w odwiedziny do mamy. W perspektywie miałam objadanie się, wysłuchiwanie plotek o ludziach, którzy w ogóle mnie nie obchodzą, i nudę... „Jakoś wytrzymam – myślałam. – Tydzień nie wieczność! Przynajmniej się wyśpię!”. Od dawna mieszkam daleko od rodzinnego domu. Odzwyczaiłam się od ciepełka, zapachu, zwyczajów, jedzenia. Nie tęsknię za niczym, co kiedyś wydawało mi się najlepsze i ważne. Umiem bez tego żyć. Mamę bardzo kocham, jednak na całym świecie nie ma nikogo, kto by mnie umiał bardziej zdenerwować. Czasami wystarczą cztery minuty i już chce mi się wracać. Kiedy do niej przyjeżdżam, przynajmniej raz musimy się pokłócić; potem jest mi głupio i mam straszne wyrzuty sumienia!

Tamten wyjazd był jeszcze trudniejszy, bo mama przez telefon strasznie narzekała. Na zdrowie, pogodę, dentystę, który jej źle dopasował protezę, a wziął kupę forsy; na to, że nie może spać, zwłaszcza podczas pełni. Czułam, że czekają mnie ciężkie chwile. Kiedy wsiadłam do pociągu, okazało się, że w jedynce jest zupełnie pusto. Byłam sama w przedziale, mogłam zdjąć buty i wyciągnąć się na siedzeniu. Zasnęłam...

Obudził mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Właśnie ruszyliśmy z dużej stacji i do mojego przedziału wsiadł młody mężczyzna. Nie mógł wybrać inaczej, bo pociąg był objęty całkowitą rezerwacją. Miał miejsce przy oknie, naprzeciwko mnie. Odbijał się w szybie jak w lustrze, mogłam więc bezkarnie mu się przyglądać, a było komu, bo chłopak był wyjątkowo urodziwy; wysoki, dobrze zbudowany, z twarzą o regularnych, klasycznych rysach. Nosił dżinsy, miękkie mokasyny i szarą bluzę znanej firmy. Na jego prawej ręce lśniła złota obrączka...

Zrobiło się duszno, więc poprosiłam, żeby odsunął okno. Podziękowałam, machnął lekceważąco ręką, że to nic wielkiego, i wyszedł na korytarz. Cicho gadał przez komórkę. Dolatywały do mnie pojedyncze słowa:
– Przestań... błagam cię... Spotkajmy się ostatni raz, naprawdę proszę!
Pomyślałam, że zazdroszczę tej dziewczynie. Musiała być wyjątkowa, skoro TAKI facet najwyraźniej za nią szalał! Chłopak wrócił do przedziału. Usiadł na swoim miejscu, oparł głowę o zagłówek siedzenia i przymknął oczy. Rzęsy miał długie i gęste jak dziewczyna, włosy ciemne, z grzywką, oliwkową skórę. O tak, nie pogardziłabym takim przystojniakiem!

Siedział jakiś czas nieruchomo, ale po chwili się skulił, przysłonił twarz kurtką wiszącą obok okna, jakby się chciał odgrodzić od całego świata. Wyraźnie dawał do zrozumienia: „Nie zaczepiaj mnie!”. „Biedak.Ta laska dała mu nieźle popalić”– ogarnęło mnie współczucie, bo młody wyglądał jak kupka nieszczęścia. Faktycznie tak było, bo piękny nieznajomy nagle zaczął... płakać jak dziecko. Zrobiło mi się go strasznie żal. Postanowiłam wkroczyć do akcji.
– Wiem, że nie powinnam się narzucać, ale jeśli mogę jakoś panu pomóc...
Wynurzył się spod tej kurtki, popatrzył na mnie, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Może pani pomóc, gdyby pani tylko zechciała... – odparł powoli.
– Jak? Co mam zrobić? – spytałam.
– Boję się, że się pani obrazi. Naprawdę, mogę? – spojrzał na mnie niepewnie.
– Śmiało! Nie jestem obrażalska. Znam życie – zachęciłam go. Wtedy on… dosłownie się na mnie rzucił!

Poczułam na sobie jego ręce, którymi rozpinał mi spodnie, a potem stanik. Od jego łez miałam mokre policzki, na sobie czułam sprawne, młode, męskie ciało. Ogarnęło mnie takie podniecenie, że zapomniałam o otwartym przedziale, o niezasuniętych zasłonach i o konduktorze, który mógł wejść w każdej chwili. Zaczęłam go całować, pomagać mu znaleźć wygodną pozycję i już, już miałam go mieć tylko dla siebie, kiedy nagle się odsunął, usiadł zgarbiony w drugim kącie ławki i jęknął:
– Przepraszam, nie mogę...
Chciałam go zabić! W życiu nikt mnie tak nie upokorzył, nie sprowadził do parteru! Byłam gotowa uprawiać seks, prawie na oczach innych, z nieznajomym smarkaczem – i ten smarkacz mną wzgardził! Myślałam, że umrę ze wstydu.
– O co ci chodzi, gnojku?! – wysyczałam wściekle. – Masz problemy z seksem? To może idź do doktora! Nie udawaj mężczyzny, skoro nim nie jesteś.
Nadal siedział skulony jak zbity pies. Po chwili jednak jakoś się ogarnął, wyjął z kieszeni portfel, a z niego fotografię.
– To jest moja miłość – powiedział. – Dlatego nic mi nie wychodzi...

Ze zdjęcia patrzył na mnie czarnowłosy facet, z dużymi, trochę wyłupiastymi oczami. Miał zmysłowe wargi, a na nich lekki ironiczny uśmieszek, jakby pytał: „No co? Prawda, że ze mnie fajny gość?”. Nie podobał mi się. Nie lubię takich pewnych siebie, bezczelnych macho, z twardo zarysowanymi szczękami. W życiu nie pomyślałabym, że to gej!
– Jest bi – powiedział chłopak, jakby czytał w moich myślach. – Zdradził mnie. Znalazł kobietę. Twierdzi, że się zakochał.
– Chciałeś się zemścić?! – krzyknęłam. – Wybrałeś sobie pierwszą lepszą babkę, żeby się sprawdzić i lepiej się poczuć... Komu zrobiłeś kuku; jemu, mnie czy sobie?
– Mnie już jest wszystko jedno. Chciałem… sam nie wiem czego... Po prostu... Nie chce mi się żyć! – jęknął.
– Biedaczek – zakpiłam. – Cały wszechświat ma z tobą płakać, bo cię partner od seksu zrobił w konia! Wielka tragedia!

Wyprostował się i oznajmił:
– Dla mnie to dramat. Byliśmy razem od sześciu lat. On mnie przekonał, że jestem inny, że mogę być szczęśliwy tylko z mężczyzną. Rok temu się zaręczyliśmy, mieszkamy razem. Dla niego zerwałem ze swoją rodziną, bo rodzice nie zaakceptowali tego związku. Mają tradycyjne poglądy, uważają, że powinienem się leczyć.
– Nigdy nie byłeś z kobietą?
– Nigdy. Miałem siedemnaście lat, kiedy go poznałem. Kobiety mnie nie interesują. Dziś spróbowałem po raz pierwszy i ostatni... Przepraszam, to było głupie i podłe!

Powoli opadał ze mnie gniew. „Sama jestem sobie winna – pomyślałam. – Tylko kompletna idiotka tak ryzykuje... Przecież to mógłby być jakiś zbok! Nawet bym nie pisnęła, gdyby chciał mi zrobić krzywdę. I tak mi się udało!”. Chłopak znowu wyszedł na korytarz. Stał tam tak długo, aż zaczęłam drzemać ukołysana stukotem pociągu. Zachodziło słońce. Po jeszcze ciepłym dniu zapadał chłodny wieczór. W przedziale zrobiło się szaro, potem ciemno, ale żadne z nas nie zapalało światła. Kątem oka widziałam, że on ciągle dzwoni, wysyła esemesy, ale odpowiedzi nie było...

Dojechaliśmy do dużego wojewódzkiego miasta. Do naszego przedziału wsiadła para w średnim wieku i starszy pan. O osobistej rozmowie nie było już mowy. Wysiadałam wcześniej niż on. Pomógł mi zdjąć torbę z półki, odprowadził do wyjścia i otworzył ciężkie drzwi na peron.
– Daj mi swój numer – poprosił, kiedy czekaliśmy, aż pociąg się zatrzyma. Więc podałam mu, a on powiedział:
– Nie wiem, czy kiedykolwiek zadzwonię. To tak na wszelki wypadek.
A jednak zadzwonił...

Jakoś nie potrafiłam zapomnieć o tej historii. Analizowałam każdą minutę i zastanawiałam się, czemu tak mi puściły wszelkie hamulce. Dlaczego ten chłopiec mógł zrobić ze mną wszystko, co by chciał… gdyby chciał? Od paru lat jestem sama, do tej pory nie udało mi się stworzyć stałego związku, ale to chyba nie samotność spowodowała taką głupotę! Chłopak bardzo mi się podobał. Nigdy nie widziałam nikogo przystojniejszego. Różnica lat nie miała znaczenia, zresztą ja zawsze lubiłam młodszych.

Często mi się śniło, że go spotykam, a on śmieje się ze mnie i mówi: „Głuptasie... co ty wymyśliłaś? Tylko ciebie chcę!” Kiedy zadzwonił, krew mi odpłynęła z głowy. Ale gdy usłyszałam, co ma mi do powiedzenia, poczułam się jeszcze gorzej...
– Przebadaj się – rzucił. – Co prawda nic miedzy nami nie było, ale trzeba dmuchać na zimne... Mój chłopak ma HIV... Ja też jestem dodatni. Nie mógłbym ci zrobić świństwa i nie uprzedzić, żebyś sprawdziła.
– A co u ciebie? Mogę ci jakoś pomóc? – spytałam kompletnie od rzeczy.
– Znowu mi chcesz pomagać? Niczego się nie nauczyłaś? – spytał i rozłączył się.

Miał rację. Niczego się nie nauczyłam. Choć umierałam ze strachu, czekając na wyniki badania krwi, nadal byłam skłonna robić głupoty. Jeszcze do mnie nie docierało, jak wielki miałam fart! „Fajny byłeś – myślę. – Szkoda, że tak się to wszystko skończyło, ale dobrze, że już cię nie spotkam. Kto wie, jak jeszcze mogłabym dla ciebie oszaleć?”

Maria

Redakcja poleca

REKLAMA