Z życia wzięte - prawdziwa historia o przyjaźni i miłości

Prawdziwe historie miłosne
Znam Mariusza od zawsze. Przy mnie gubił swoje mleczne zęby. W ogóle nie widzę w nim faceta. A może się mylę?
/ 30.06.2014 15:46
Prawdziwe historie miłosne

 

Wersja audio: Odnalazłam swoją drugą połówkę

Wierzę w teorię o dwóch połówkach pomarańczy. Gdzieś tam na świecie żyje sobie facet, który jest mi przeznaczony, i czeka, aż go odnajdę – wyznałam na imprezie, kiedy po drugim piwie zrobiłam się bardziej wylewna.
– Po cichu nasza Joasia liczy, że ten facet będzie Polakiem – wtrącił swoje trzy grosze Mariusz. – Bo wtedy łatwiej się z nim dogada. W sumie ma rację. Byłoby przykro, gdyby z powodu głupich problemów językowych straciła miłość swego życia.
– Zamknij się – usadziłam go. – To, że jesteś moim przyjacielem, nie upoważnia cię do takich złośliwych komentarzy.
– Upoważnia mnie fakt, że cię kocham.
– Od kiedy? – prychnęłam.
– Od jakichś 20 lat, kiedy w piaskownicy zdzieliłaś mnie łopatką po głowie.
– I to cię zdziwiło, bo zwykle to ty mnie biłeś, cwaniaczku – przypomniałam mu.

Często przekomarzaliśmy się w ten sposób. Znaliśmy się od przedszkola i uwielbialiśmy sobie dogryzać. Jak typowe rodzeństwo. Nasze mamy, mieszkające drzwi w drzwi, przywykły nas tak traktować. Toteż bez większego zdziwienia przyjęły informację, że „ich dzieci” zamierzają razem studiować w Krakowie. Zmartwiło je tylko, że to tak daleko od domu. Zdecydowały zatem, że zamieszkamy wspólnie na stancji, żeby pilnować się i wspierać nawzajem. Tak zresztą robiliśmy. W przerwach między licznymi kłótniami.

– Idę po piwo. Przynieść ci? – spytał Mariusz, wstając, a ja skinęłam głową.
– Nie rozumiem cię – mruknęła Bianka po jego odejściu. – Masz pod nosem ciacho, a bredzisz o jakiejś drugiej połówce.
– Ciacho? – zdziwiłam się.
– Jasne, Mariusz to facet ekstra! – zawołała. – Musisz być ślepa, skoro tego nie widzisz. Przyzwyczaiłaś się, że jest na pstryknięcie palcem, i traktujesz go jak wygodne kapcie. Co za marnotrawstwo! Na dokładkę zachowujesz się jak pies ogrodnika, co sam nie zeżre i drugiemu też nie da.
– A bierz go sobie na zdrowie! – zirytowałam się. – Startuj nawet teraz!
– Do kogo? – podłączyła się Honorata, ruda piękność z naszego roku.
– Do Mariusza – wyjaśniła Bianka.
– Jest wolny? – w głosie Honorki wychwyciłam podniecenie. – Aśka spuściła go z łańcucha? Boże, jak cudownie!
– Jakiego znowu łańcucha, na miłość boską? – westchnęłam, wywracając oczami. – Znam go od stu lat, jest dla mnie jak brat, lubię go, może nawet kocham, ale to przecież abnegat, któremu wszystko wisi.
– Mam nadzieję, że nie wszystko...
– Przestańcie! – krzyknęłam. – Mówicie o kimś, kto przy mnie gubił swoje mleczne zęby! Nie umiem patrzeć na niego jak na... na... – zabrakło mi słów.

Widząc nadciągającego Mariusza, spróbowałam spojrzeć na niego ich oczami, dostrzec w nim to... ciacho. Mariusz jak Mariusz. Wysoki, nieco przygarbiony, w dziurawych dżinsach, z przydługimi włosami. Uśmiechnęłam się,
miłe ciepło rozlało mi się wokół serca.
Ale nie umiałabym powiedzieć, że jest przystojny albo seksowny. Za długo go znałam i takie słowa nie przeszłyby mi przez gardło. Sama myśl o pójściu z nim do łóżka wydała mi się absurdalna i mocno niepokojąca. Jakbym rozważała zrobienie czegoś zakazanego i nieodwracalnego.
Czując nagłą suchość w gardle, łyknęłam solidny haust ze szklanki z piwem.
– Gorzkie? Co się tak krzywisz?
– Nie. Po prostu coś sobie wyobraziłam... – zająknęłam się bliska płaczu.
– Daj, odgonię złe myśli.

Pozwoliłam, aby mnie objął i potarmosił ręką włosy. Czułam się bezpiecznie, jak zwykle przy Mariuszu. Zauważyłam wbite we mnie drwiące spojrzenie Bianki. Wiedziałam, co myśli, widząc, jak tulimy się do siebie – że nie ma dymu bez ognia. Myliła się. Denerwowało mnie jednak, że tak sobie siedzi i gapi się z kpiącą miną.
– Już dobrze. Chandra minęła, puść mnie – wyswobodziłam się z objęć Mariusza. – Idź zatańcz sobie z Bianką. Od kiedy się wygadałam, że zaliczyłeś kurs tańca, nie może się doczekać, żeby cię sprawdzić.
– Jak mogłaś mnie zdradzić?! – teatralnym gestem złapał się za serce. – Teraz laski na bank nie dadzą mi spokoju. Przystojny, inteligentny, do tego tańczy...
– Nie gadaj tyle. Lepiej pokaż, co potrafisz – Honorata złapała go za rękę.
– Zapomnij, moja droga – Bianka zachowała czujność. – Ja tańczę z Mariuszem, ty ewentualnie możesz robić za tło.
Cała trójka udała się na parkiet.

Patrzyłam, jak się przed nim prężą, jak wiją się wokół jego ciała niczym bluszcz, obejmują rękami i nogami! Cud, że żadna nie upadła, ale Mariusz nieźle sobie radził. Wykręcał figury, aż ludzie wokół klaskali. Niby rzucał mi błagalne spojrzenia, ale widziałam, że dobrze się bawi. Aż za dobrze... Dziewczyny kleiły się do niego wprost nieprzyzwoicie. Nie, żebym była zazdrosna, lecz nie wiedzieć kiedy przestałam kontrolować ilość spożywanego piwa...

Obudziłam się z kacem gigantem. Dobrze przynajmniej, że we własnym łóżku. Ktoś mnie położył, rozebrał do bielizny i przykrył miękką kołdrą. Ruszyłam do pokoju Mariusza, żeby podziękować.
– Śpisz? – pochyliłam się nad nim.
– Nie – odparł głos za moimi plecami. Odwróciłam się. Za mną stał Mariusz w bokserkach i koszulce. Zaraz, zaraz… Jeżeli on jest tutaj, to kto jest tam, w łóżku?!

I nagle poczułam paraliżujący lęk. Przezwyciężając ból głowy i opór własnego ciała, które znienacka ważyło co najmniej z tonę, wyciągnęłam rękę i wolno zsunęłam kołdrę z... Honoraty! Spała zwinięta w kłębek. Z rudymi lokami rozrzuconymi wokół drobnej buzi wyglądała ślicznie. Zapragnęłam ją zabić.
– Co ona tu robi? – warknęłam.
– Śpi. Miała ciężką noc...
– Zamknij się! – ryknęłam. – Nie chcę słuchać, coście robili w nocy, że ta ruda małpa jest teraz taka wykończona!
– Cicho, bo ją obudzisz! – złapał mnie za łokieć i wyprowadził z pokoju jak jakąś smarkulę. – Czemu się tak pieklisz?
– Jak śmiałeś TO zrobić? – zaatakowałam. – Tutaj, w naszym domu?!
– Aha, czyli w cudzym bym mógł? – spytał, przyglądając mi się badawczo.
– Nie! – krzyknęłam odruchowo. – To znaczy... chyba tak... – klapnęłam bezradnie na stołek i westchnęłam ciężko.

Czułam mętlik w obolałej głowie.
– Nigdy się nie afiszowałeś z tymi sprawami, więc czemu teraz sprowadzasz sobie panienki do... domu? – spytałam cicho.
Nie wiem, czemu to powiedziałam. W nasz idealny układ wkradł się jakiś błąd, który zakłócił mi obraz.
– Honorata spała w moim łóżku, ale nie ze mną – wyjaśniał tymczasem Mariusz. – Pomogła mi odwieźć cię do domu. Jeszcze w klubie nazwałaś mnie parszywym zdrajcą i nie pozwoliłaś się dotknąć. Gdyby nie ta „ruda małpa”, obiliby mnie po twarzy za napastowanie. To ona cię uspokoiła, wpakowała do taksówki, a potem rozebrała i położyła spać. Z czystej wdzięczności użyczyłem jej własnego łóżka, sam przespałem się na materacu. Ot, cała historia. Możesz mi teraz wyjaśnić, dlaczego właściwie wyzywałaś mnie od najgorszych?
– Nie wiem, nie pamiętam – uśmiechnęłam się nagle bezgranicznie szczęśliwa. Mariusz nie przespał się z Honoratą!

– Dobrze, spytam inaczej – westchnął. – Czemu nie umawiasz się na randki?
– Bo to bez sensu – wzruszyłam ramionami. – Po paru spotkaniach zawsze się okazuje, że facetowi czegoś brakuje. Poczucia humoru, intelektu, gustu. Daleko im do ciebie, ogierze! – zażartowałam.
– Właśnie – podchwycił, wpatrując się we mnie natarczywie. – Masz mnie, więc po co dalej szukać. Uświadomił mi to wczorajszy wieczór. Jesteś zazdrosna o każdą, która się do mnie zbliży...
– Nie pochlebiaj sobie! – prychnęłam.
– A ty nie kłam. Znam cię. Jesteś zazdrosna, tylko nie wiem czemu, skoro nigdy nie pozwoliłaś, by nasza przyjaźń posunęła się o krok dalej – usiadł naprzeciw mnie i ujął delikatnie moją dłoń. – Powiedz czemu?

Miał rację, nie pozwalałam, żeby zbliżył się za bardzo, by przekroczył niewidzialną barierę intymności. A jednak jak ten pies ogrodnika nie puszczałam go, nie pozwalałam odejść. Dlaczego? Łza spłynęła mi po policzku. Bo choć się tego wypierałam, obracałam w żart, doskonale pamiętałam każdy pozornie nieważny gest, jak odgarnięcie włosów z czoła czy czulszy niż zwykle pocałunek na dobranoc.
– Proszę, powiedz prawdę – szepnął. – Jestem twoją drugą połówką, czy tylko się łudzę? Kochasz mnie czy…?

Uniosłam załzawione oczy.
– Oczywiście, że cię kocham! – chlipnęłam. – Przecież to oczywiste. Tylko potwornie się boję! Jeżeli posuniemy się dalej, nigdy nie będzie tak jak przedtem. Świat się zmieni... A jeżeli nam nie wyjdzie? Stracę cię, a bez ciebie nie umiem...
– Czyli mamy ten sam problem. Ja bez ciebie też nie umiem – uśmiechnął się.

Gdy Honorata zawitała do kuchni, przeprosiła i wycofała się. I słusznie, bo przeszkodziła nam w ognistym pocałunku.

Joanna