Trzeba przyznać, że trzy i pół tysiąca to niemało, ale Kingę znałam przecież od lat. Dorastałyśmy przy jednej ulicy i nawet teraz, kiedy obie byłyśmy już grubo po trzydziestce, wciąż uważałam ją za swoją najbliższą przyjaciółkę.
Kiedy więc poprosiła mnie o pożyczkę, bez dłuższego zastanowienia przelałam na jej konto całą kasę.
– Dzięki, Magda! Naprawdę to doceniam! Oddam ci co do grosza, najpóźniej za trzy miesiące – obiecała mi wtedy Kinga i serdecznie mnie wyściskała.
Pożyczka nie była problemem
Akurat miałam pieniądze, bo szef przyznał mi sporą premię na koniec roku. Zresztą, całkiem zasłużoną – ciężko pracowałam, aby zyskać jego uznanie. Niestety, trzy miesiące później Kinga nie miała dla mnie dobrych wieści.
– Przepraszam cię, Magda, ale w tym momencie nie dam rady oddać ci tej kasy – powiedziała, kiedy wpadłyśmy na siebie przypadkiem w centrum handlowym.
– Trudno, skoro nie masz… – machnęłam ręką, chociaż trochę mnie to zmartwiło, bo część tej sumy chciałam przeznaczyć na wakacje we Włoszech.
– No nie mam, naprawdę. Ale za jakieś dwa miesiące na pewno ci oddam! Akurat wypadają twoje imieniny, więc będzie okazja do spotkania. I oprócz prezentu przyniosę ci wypchaną kopertę – obiecała Kinga i szybko się ze mną pożegnała.
Zaczęła mnie unikać
Na moich imieninach w maju przyjaciółka się nie pokazała, chociaż ją zaprosiłam. Ba, nawet nie zadzwoniła z życzeniami! Nie powiem, było mi przykro. Zrozumiałam, że wciąż nie ma z czego oddać mi kasy, ale przecież mogła po prostu wpaść na imprezę. Bywała u mnie co roku i zawsze świetnie się bawiłyśmy. Dzień później kilkakrotnie usiłowałam się z nią skontaktować, ale nie odbierała moich telefonów. W końcu zadzwoniłam do jej firmy i dowiedziałam się, że Kinga już tam nie pracuje. Pojechałam więc pod jej blok i zadzwoniłam do drzwi.
– Kinga, pogadajmy, co? Nagle zaczęłaś mnie unikać i chciałabym wiedzieć, dlaczego. Rozumiem, że nie masz jeszcze dla mnie tej kasy, ale chyba przyjaźnimy się na tyle długo, żeby móc o tym porozmawiać? Mogę wejść? – zapytałam.
– Jasne, wchodź – powiedziała, chociaż wcale nie wyglądała na zachwyconą.
– Co się dzieje? Masz problemy? Mogę ci pomóc? Nie dzwonisz do mnie, nie odbierasz moich telefonów, nie odpisujesz na mejle… Uraziłam cię? – zapytałam.
– Co ty opowiadasz, Magda? Po prostu mam teraz zbyt wiele na głowie.
– Posłuchaj, wiem, że straciłaś pracę, dowiedziałam się dzisiaj, przypadkiem. Masz coś nowego na oku? Może popytam wśród znajomych, coś ci załatwię? Wylali cię czy sama zrezygnowałaś?
– Nie chcę o tym gadać. A kasę ci oddam, bo obiecałam! – podniosła głos.
– Nie mówię o kasie, ja tylko…
– Oddam za parę tygodni – weszła mi w słowo i zapytała, czy się czegoś napiję.
Poprosiłam o kawę i jeszcze przez chwilę pogadałyśmy, ale miałam nieprzyjemne wrażenie, że Kinga nie jest ze mną szczera. Na pytania odpowiadała półsłówkami, unikała mojego wzroku i ogólnie dziwnie się zachowywała. W końcu powiedziałam, że muszę lecieć, a ona nie zamierzała mnie zatrzymywać. Wręcz przeciwnie – z malującą się na twarzy ulgą odprowadziła mnie do przedpokoju i dziwnie obcym głosem życzyła mi miłego wieczoru.
Wyszłam. W drodze do samochodu po raz pierwszy od dnia, w którym przelałam na konto Kingi trzy i pół tysiąca złotych, przeszła mi przez głowę myśl, że już tej kasy nie zobaczę. Jasne, mogłabym dochodzić swoich praw w sądzie, ale nie pozwę przecież najlepszej przyjaciółki, która w dodatku chyba ma jakieś problemy.
„A może powinnam?” – pomyślałam i zaraz zrobiło mi się głupio. Co mi chodzi po głowie, przecież to Kinga, a nie przypadkowa znajoma! Jedyne, co mi zostało, to uzbroić się w cierpliwość.
Musiałam coś z tym zrobić
Wieczorem zwierzyłam się narzeczonemu. Chciałam usłyszeć, co o tym myśli.
– Na twoim miejscu nie byłbym taki miły – powiedział mi Bartek. – Dziewczyno, tu w końcu nie chodzi o jakaś głupią stówkę czy dwie. Trzy i pół tysiąca to więcej niż twoja miesięczna pensja.
– Po prostu nie ma mi z czego oddać! Nie rozumiesz tego? – westchnęłam.
– Rozumiem. Tyle że to nie twój problem. Nie mów, że odpuścisz jej tę kasę, bo nigdy tego nie zrozumiem. Nie stać cię na to. I wybacz moją szczerość, ale zawsze uważałem Kingę za zwykłą cwaniarę – powiedział Bartek.
Minęło kilka tygodni. Kinga nie odzywała się do mnie, a co gorsza, w żaden sposób nie można było się z nią skontaktować. W końcu się wkurzyłam i znów pojechałam do jej mieszkania. A tam czekała mnie kolejna niespodzianka.
– Ależ ta dziewczyna już tutaj nie mieszka – powiedziała mi właścicielka. – Kazałam jej spakować manatki. Jeśli ją pani spotka, proszę jej przypomnieć, że wciąż mi wisi za dwa miesiące czynszu.
Kilka dni później zupełnie przypadkiem dowiedziałam się od znajomego, że akurat szuka sekretarki. Od razu pomyślałam o Kindze. Skoro straciła pracę i tonęła w długach, z pewnością wzięłaby tę fuchę od ręki. Niestety, kiedy usiłowałam się do niej dodzwonić, okazało się, że numer jej komórki jest już nieaktualny.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Majka, znajoma, od której – jak się okazało – Kinga też pożyczyła okrągłą sumkę.
– Od ponad pół roku wisi mi prawie na dwa tysiące i nagle przepadła. Nie wiesz, gdzie mogę ją znaleźć? – zapytała.
– Dobre pytanie – mruknęłam. – Ode mnie też pożyczyła kasę i zaczynam się bać, że już tych pieniędzy nie zobaczę.
– Żartujesz? Ja jej nie odpuszczę! Głupia byłam, że jej w ogóle pożyczałam! Mam na oku fajny używany samochód i muszę na niego wyżebrać od matki…
Wieczorem znowu rozmawiałam na ten temat z narzeczonym.
– Myślisz, że powinnam jej szukać? – spytałam z westchnieniem. – Miałabym dla niej pracę, ale ona zmieniła numer.
– Ty naprawdę masz złote serce – pokręcił głową. – Panna wisi ci grubą kasę, a ty jeszcze pracę jej załatwiasz?! Ja byłbym już pewnie w drodze na komisariat.
– Nie żartuj sobie nawet! Co niby mam zrobić? Nasłać na nią komornika?! To moja przyjaciółka, Bartek! – zawołałam.
– Przyjaciele zachowują się chyba trochę inaczej – mruknął mój ukochany i dodał, żebym w końcu jakoś to załatwiła, zanim sam się do tego weźmie.
Niestety, Kinga przepadła jak kamień w wodę. Nagle zerwała kontakt z wszystkimi wspólnymi znajomymi. Uświadomiłam sobie, że nie wiem, gdzie jej szukać.
W końcu się odezwała, ale to już nie była ta sama Kinga
Minął prawie rok. Przebolałam już jakoś stratę pieniędzy, bo przestałam wierzyć, że jeszcze je kiedyś zobaczę. I wtedy wpadłam na Kingę przed supermarketem. Udała, że mnie nie widzi. Dopiero kiedy ją dogoniłam i złapałam za ramię, zatrzymała się i zaczęła kwaśnym tonem:
– Nie mam jeszcze całej kasy, ale mogę ci oddać jakieś siedem stówek… – wyjęła z torebki portfel i podała mi pieniądze.
– Co u ciebie słychać? Czemu nagle zniknęłaś? Martwiłam się… – próbowałam z nią pogadać, ale się nie dało.
Powiedziała mi tylko, że znalazła ostatnio nową pracę i jakoś staje na nogi.
– Myślałam, że się przyjaźnimy, a ty nagle zapadłaś się pod ziemię! Tak się nie robi! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro! – rzuciłam ze łzami w oczach.
– Daj spokój, Magda, śmieszna jesteś! Nie mamy już czternastu lat, żeby ślubować sobie przyjaźń do grobowej deski – zakpiła. – No to cześć, muszę lecieć.
Jakiś czas później zjawiła się u mnie bez zapowiedzi. Przyniosła resztę kasy i jakąś czekoladę na przeprosiny, jak to ujęła. Wypiłyśmy razem kawę i nawet dość długo rozmawiałyśmy… Wiedziałam jednak, że łączącej nas niegdyś przyjaźni nie uda się już nigdy odbudować.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Córka wiecznie narzekała, że daję jej za mało pieniędzy. Posłałam ją do pracy i tam dali jej do wiwatu”
„Ukrywam przed mężem, że wpadłam w długi. A ja po prostu nie umiem przestać kupować”
„Magia świąt? Zarabiam 1500 zł na rękę i nawet zakupy w Pepco są poza moim zasięgiem. To najgorszy czas dla mnie”