„Kiedy uderzył mnie pierwszy raz, dałam się przeprosić. Szybko pożałowałam, bo zaczęło się piekło”

Ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock
Uderzył, a potem przepraszał! A ja mu uwierzyłam, naiwna, że to tylko ten jeden, jedyny raz! Nie był jedyny... Zrobił to znowu i wtedy odeszłam!
/ 08.11.2020 11:59
Ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock

Uderzył mnie! W twarz! Bezwiednie uniosłam dłoń, przykładając ją do czerwonych śladów palców na policzku. Mocno mnie strzelił, choć bardziej ucierpiała moja duma.
W głowie mi się to nie mieściło!

Pierwsze ostrzeżenie

Patrzyłam na Marcina oniemiała. Ambitny menedżer, zawsze grzeczny i elegancki, rzadko podnosił na mnie głos, a co dopiero rękę! Od ponad roku byliśmy razem, prawie mieszkaliśmy razem. Uważałam nas ze świetną parę, chociaż czasami mój ukochany nie sprawdzał się w łóżku... A tu taka niespodzianka! Pierwsza poważna kłótnia i mój chłopak sięgnął po argumenty siłowe...

– Jak mogłeś?! – wydukałam.
Przepraszam… Ja… nie chciałem! – wyszeptał i zdawał się równie zdumiony jak ja. Wręcz przerażony! – Nie wiem... Po prostu poniosło mnie…
– Konie może ponieść! Ty jesteś człowiekiem, mężczyzną i powinieneś nad sobą panować! Chryste, normalnie wciąż nie mogę w to uwierzyć! Spoliczkowałeś mnie. Bolało! W środku… też...
– Wiem, to nie wybaczalne! – usiadł
w fotelu i zwiesił głowę. Wstydził się. – Martwiłem się, odchodziłem od zmysłów z niepokoju, gdzie się podziewasz i… ty pierwsza zaczęłaś! Ale to wcale mnie nie tłumaczy… – westchnął ciężko.

Wydało mi się, że słyszę na końcu pytającą nutę.
– Pewnie, że nie tłumaczy! – warknęłam, choć gdy przypomniałam sobie przebieg kłótni, poczułam się głupio. Nie powiem, że zasłużyłam, ale sprowokowałam go.

Najpierw ja nie dotrzymałam słowa. Umówiliśmy się u niego na  kolację, ale… Zadzwoniła dawno niewidziana koleżanka, wyskoczyłyśmy więc na drinka, który się rozmnożył do kilku kolejek. Zagadałam się i zapomniałam uprzedzić Marcina, że się mocno spóźnię.

Kiedy wreszcie się u niego pojawiłam, cała wesolutka, najpierw mnie obwąchał i skrzywił się, czując alkohol. A potem zaczął przesłuchanie!

W mocno zazdrosnym tonie, który wcale mi się nie spodobał. Niby nie krzyczał, nie przeklinał, ale samo natręctwo pytań mnie obrażało. Kiedy zażądał numeru telefonu do mojej koleżanki, aby sprawdzić jej… płeć, nie wytrzymałam!

– Za kogo ty mnie masz? Za sukę? – walnęłam go w ramię. Za blisko stał. Taki ponury, natarczywy, nieufny. Czułam się osaczona! – Goń się, palancie! Ty i twoje kompleksy! Nie moja wina, że ci czasami interes szwankuje! – wykrzyczałam prosto w jego zmartwiałą twarz i pchnęłam go w pierś z całej siły. Zrobił krok w tył, zmrużył oczy, błysnęło w nich coś zwierzęcego, a potem – trzask! – uderzył mnie!

Teraz sprawiał wrażenie zmieszanego.
– Nie wiem, co jeszcze mógłbym powiedzieć, poza złożeniem obietnicy, że to się nigdy więcej nie powtórzy.
– No, ja myślę! Tylko spróbuj, a ci oddam. I niekoniecznie użyję ręki! – wycedziłam, biorąc się pod boki.
– Wierzę… – uśmiechnął się smętnie. Wyglądał tak żałośnie, że miałam ochotę przytulić go i pocieszyć. A co mi tam…
Godziliśmy się długo i namiętnie. Cóż, nie ma to jak awantura w roli afrodyzjaka! Nazajutrz kupił mi róże i pierścionek z brylancikiem. Widać naprawdę było mu przykro, skoro niemal się oświadczył!

Wstydliwa tajemnica

Nikomu nie powiedziałam o policzku. Ani mamie, ani przyjaciółkom. Wstydziłam się. Nie chciałam też, aby ktoś sobie coś złego pomyślał o Marcinie. Bo przecież on nie chciał, prawda? Żałował i przeprosił. Obiecał, że nigdy więcej, a ja mu uwierzyłam. Dlaczego miałam nie uwierzyć? Kochałam go…

Dotąd zawsze odrobinę pogardzałam kobietami, które pozwalały się lać facetom. Pogarda to może za mocne słowo, ale miałam je za słabe, bezwolne istoty. Za ofiary! Nie rozumiałam ich strachu, pokory, wstydu i milczenia.

Ustępując, tylko ośmielały katów do dalszej przemocy, do eskalacji agresji. Nie pojmowałam, jak mogły nadal kochać swoich oprawców, a przynajmniej wciąż ich usprawiedliwiać, wybaczać, dając kolejne „ostanie szanse”… To chore!

Tymczasem sama teraz tak zrobiłam. Wybaczyłam, usprawiedliwiłam i ochoczo wzięłam się za przeglądanie katalogów z sukniami ślubnymi. Daty jeszcze nie ustaliliśmy, ale co szkodziło mi pomarzyć, jak będzie wtedy pięknie… Na tamtą ważną dla Marcina imprezę firmową poszłam już jako jego oficjalna narzeczona! Uprzejmie mnie poprosił o stosowne zachowanie. Czyli, żebym była śliczna, uśmiechnięta i raczej milcząca. Żadnych pikantnych dowcipów, bo nie wypada i drażliwych tematów politycznych, bo ma być miło.

Wieczór, który przelał czarę

Umiem zgrywać kobietkę bez własnego zdania. Suszyłam zęby do każdego ważniaka, tolerowałam zapuszczanie żurawia w dekolt i pozwalałam się obłapiać w tańcu. Krótko mówiąc, robiłam furorę!
– Czy mogę cię poprosić na chwilę? – Marcin w pewnym momencie odciągnął mnie od swojego szefa. – Dzięki! – mruknęłam, gdy wyszliśmy do holu. – Jego kawały miały brodę do kostek. Hej, możesz mnie już puścić… – spróbowałam uwolnić łokieć. – Siniaki mi robisz!

Nie słuchał, ściskając coraz mocniej. Miał oczy wściekłe jak w amoku!
– Prosiłem, żebyś zachowywała się przyzwoicie, a ty co? Wstyd mi robisz, mizdrząc się jak tania dziwka! – syknął, szarpiąc mnie bez opamiętania.
– Aua! Przestań, bo zacznę krzyczeć i dopiero będzie wstyd!

Natychmiast mnie puścił. Cofnął się niepewnie, jakby za dużo wypił, potrząsnął głową, potarł skronie… Gdy znowu na mnie spojrzał, w jego wzroku nie było już szaleństwa. Dzika bestia została poskromiona i na jej miejsce wrócił mój ukochany Marcin.
– Przepraszam… Jestem taki zmęczony, zestresowany... Ten kontrakt, który finalizujemy, jest ważny, zależy od niego mój awans! Wybacz, skarbie!
– Już to kiedyś słyszałam...
– Wiem… Chyba musimy pogadać.
– Jak chcesz! – wzruszyłam ramionami. Niepokoiły mnie jednak te jego nagłe, wręcz schizofreniczne zmiany nastrojów. Powinien wyluzować, odpocząć...

W taksówce nie odzywaliśmy się do siebie. Wciąż byłam trochę obrażona za jego absurdalne pretensje. To on powinien się tłumaczyć, pierwszy wyciągnąć rękę do zgody. Gdy przekroczyliśmy próg, Marcin bardzo powoli zamykał drzwi. Wciąż stał tyłem i unikał mojego wzroku. Pewnie mu było głupio, szukał właściwych słów.
– Ostrzegałam cię… – zaczęłam i nie zdążyłam dokończyć.
Odwrócił się i… trzasnął mnie na odlew! Aż głowa mi odskoczyła, a ja sama zatoczyłam się na ścianę. – Nigdy więcej… nie waż się… postawić mnie w… takiej sytuacji! – cedził cicho. – Kobieta jest wizytówką mężczyzny, a ty dzisiaj mnie ośmieszyłaś, przedstawiłaś jako… rogacza! Idę teraz spać. Dokończymy tę rozmowę jutro, kiedy ochłonę, bo teraz mógłbym ci zrobić krzywdę.

I poszedł spać, jak gdyby nic się nie stało! A ja? Zostałam zapłakana...
A potem… przestraszyłam się! Nie, nie bałam się Marcina, nie byłam typem ofiary. Popełniłam błąd, wybaczając mu i bagatelizując tamten policzek, ale on też srogo się mylił, sądząc, iż pozwolę się bić! Niby czemu miałabym to tolerować?

Z obawy o utratę jego uczucia, odwołanie zaręczyn? A na co mi one?!
Moja miłość właśnie wyparowała. Dosłownie, wybił mi ją z głowy! Samotności też się nie lękałam. Nie potrzebowałam mężczyzny do życia. Do szczęścia tak, ale żyć potrafiłam sama, na własny rachunek. Bałam się tego, że jeżeli zostanę z Marcinem… to mu oddam! Chwycę coś ciężkiego i mu przyłożę. Niech no tylko straci czujność, obróci się, zaśnie…

Miałam na to coraz większą ochotę, więc po prostu wyszłam. Zabiję bestię, a skażą mnie za człowieka. O, nie! Wybiegłam, tak jak stałam. I już nie wróciłam, nawet po swoje rzeczy. Jego przeprosin, błagań, wystawania pod oknem, kwiatów i prezentów też nie chciałam. Niech się zmienia, może doceni to inna kobieta. Ja odesłałam mu pierścionek i skończyłam z nim. Raz na zawsze!

Więcej listów do redakcji: „2 lata po ślubie mój ukochany mąż zginął w wypadku. Teściowa chce odebrać mi mieszkanie, bo było jej syna”„Odszedłem od żony, bo… mi się znudziła. Zamiast nudnej żony miałem teraz w łóżku o 20 lat młodsze dziewczyny”„Zrobiłem dziecko dziewczynie, do której nic nie czułem. Syn miał 2 lata, gdy zginęła w wypadku. Zostałem z nim sam”

Redakcja poleca

REKLAMA