Pierwsza pomoc na odległość

Choroba morska jest jedną z odmian chorób lokomocyjnych, czyli kinetoz. Cechą wspólną tych przypadłości są zaburzenia układu równowagi i orientacji. Chociaż nie zagraża życiu, to pociąga to za sobą wiele nieprzyjemnych dolegliwości/fot. Fotolia
Pielęgniarz z zamojskiego szpitala papieskiego Bogdan Legieć uratował przez telefon życie filipińskiemu marynarzowi. Dzieliła ich odległość prawie 9 tysięcy kilometrów.
Choroba morska jest jedną z odmian chorób lokomocyjnych, czyli kinetoz. Cechą wspólną tych przypadłości są zaburzenia układu równowagi i orientacji. Chociaż nie zagraża życiu, to pociąga to za sobą wiele nieprzyjemnych dolegliwości/fot. Fotolia

Bogdan Legieć w służbie zdrowia pracuje od 25 lat. Jest pielęgniarzem na oddziale ratunkowym szpitala papieskiego w Zamościu. Pracuje też w Centrum Powiadamiania Ratunkowego.

Około południa 23 lipca 2012 r. odebrał telefon od brata (kapitana tankowca „Akama”), którego statek pływał na wodach w okolicach Japonii. Filipiński marynarz znajdujący się na pokładzie stracił przytomność i nie dawał znaku życia. Mimo że zgodnie z obowiązującym prawem wszystkie osoby funkcyjne na statku są przeszkolone w zakresie udzielania pierwszej pomocy, a na wyposażeniu statku jest dobrze wyposażona apteczka, niezbędna była pomoc specjalisty.

Zawiodła łączność radiowa z morskim centrum medycznym, które udziela porad załogom statków przez całą dobę. Nie zawiodła jednak łączność telefoniczna z Bogdanem Legieciem. Bez chwili wahania podjął się koordynacji akcji reanimacyjnej marynarza, polegając na informacjach otrzymywanych od kapitana. Postawił diagnozę i krok po kroku instruował załogę statku, jakie czynności powinna wykonywać. Udzielił nie tylko pierwszej pomocy, której celem jest ochrona życia lub zdrowia osoby poszkodowanej, ograniczenie niekorzystnych następstw do czasu, gdy zajmą się nim specjaliści, ale także pomocy kwalifikowanej czyli prowadzonej przez ratownika w ramach wykonywanej pracy lub innego przypadku zagrożenia zdrowia lub życia.

W najbliższym japońskim porcie marynarz trafił do szpitala. Okazało się, że ma krwotok mózgowy. Przeszedł skomplikowaną, wielogodzinną operację i teraz wraca do zdrowia. Japońscy lekarze nie kryli słów uznania pod adresem Bogdana Legiecia oraz załogi statku. Wdzięczność wyraziła również rodzina marynarza.

Niezwykle budujące jest, że są ludzie, dla których niesienie bezinteresownej pomocy jest prawdziwą wartością.

Ratowanie ludzkiego życia mam, tak jak wszyscy pracujący w SOR- ach, we krwi, a każda udana reanimacja to wielka satysfakcja i „napęd” dla dalszej i wydajniejszej pracy w niesieniu pomocy innymmówi Bogdan Legieć.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA