Z życia kota - odc. 6

Nie uwierzycie! Dowiedziałem się dziś, że odwiedzi nas po raz kolejny Ramzi. To taki kot, który tempem swojego poruszania się przynosi wstyd całej naszej kociej rasie. Tak jak ja przypominam mojej pani wiewiórkę, tak on kojarzy mi się z leniwcem.
/ 03.11.2008 22:13
Nie uwierzycie!
Dowiedziałem się dziś, że odwiedzi nas po raz kolejny Ramzi. To taki kot, który tempem swojego poruszania się przynosi wstyd całej naszej kociej rasie.
Tak jak ja przypominam mojej pani wiewiórkę, tak on kojarzy mi się z leniwcem.


Leży taki rozłożony na poduszce i tylko chce, by wszyscy go podziwiali.
Nie wiem, skąd się wzięła ta przybłęda. Na dodatek, niezły z niego tchórz.
Przyjechał raz w gości i już myślałem, że pokażę mu, kto tu rządzi. Ale nie! Skoczyć na niego z pazurami mi nie pozwolili (bo „biedactwo takie wystraszone jeszcze”).
Prrr, i to ma być KOT?
Na dodatek, prawie rasowy. Taaak, prawie robi różnicę – wiedzą o tym nie tylko koty.
Podobno mamy się zaprzyjaźnić.
Z życia kota - odc. 6
Wyobraźcie sobie, że odwiedza Was ktoś, kto ma słodszy pyszczek. Milsze futerko. I nawet panią ma ładniejszą. Ktoś, na czyj widok wszyscy wołają: jaka śliczna kicia! (podczas gdy ja zaś co najwyżej słyszę wrzask: „o Boże, czarny kot!”)
Chcielibyście się z kimś takim ZAPRZYJAŹNIĆ? Mrauuu!
O nie! Wcale nie mam ochoty na kolejne odwiedziny tego koto-podobnego stwora!
Znów usłyszę, jaki to Ramzi grzeczniutki. Jak mało skacze (wcale, prostuję od razu – bardziej przypomina zdechlaka niż żywe zwierzę!). Jak ślicznie wygląda (taaak… jakby zderzył się z drzwiami i spłaszczony wyraz pyska mu pozostał!).
Jak, jak, jak! Jak ja tego kota nie znoszę! Chyba domyślacie się, jak się teraz czuję? (i wiecie już, czemu chwilę nic nie pisałem… stres taki, że mrauuu)
Ostatnim razem na szczęście po pół godzinie goście pojechali i wzięli tą „uroczą” okrągłą kulkę ze sobą (hmmm… czym toto karmią?!)
Gorzej, że razem z nimi poszedł w zapomnienie mój koszyczek do spania.
Nie żeby mnie ktoś pytał, czy chcę Ramziemu dać go w prezencie. Wzięli, jakby to była ich własność (i nawet nie zapłacili!) To, że w nim nie spałem nie oznacza, że mi się nie podobał. Nie moja to wina, że czerwone łóżko jest mięciutkie i wiecznie puste, prawda? Pudełko z kartonu też zresztą niczego sobie. Koszyczek był tzw. rezerwą. Jak zbyt nabrykałem, wskakiwałem do niego i udawałem, że śpię słodziutko. A teraz został mi jedynie kawałek wiecznie brudnego dywanu. I puste miejsce po koszyczku.
Niby pani obiecała nowy, ale wiecie… obiecanki-cacanki, a kot czeka i brud łapie.
Cóż, smutny niekiedy jest los zwykłego dachowca…
Miauuuu!

Wasz Pyszczuś

Redakcja poleca

REKLAMA