Telewizja na śniadanie

Wstajesz rano i pierwsze, co robisz, to... nie, nie karmisz kota i nie wstawiasz wody na kawę, tylko włączasz telewizor.
/ 13.05.2009 22:35
Wstajesz rano i pierwsze, co robisz, to... nie, nie karmisz kota i nie wstawiasz wody na kawę, tylko włączasz telewizor.

Zanim wyjdziesz z domu, wchłoniesz najświeższe plotki o gwiazdach, porady na temat „jak zlikwidować nagniotka”, zobaczysz, jak Doda robi naleśniki, zarejestrujesz jeszcze gorące wiadomości ze świata i kraju, a wszystko to zagryziesz bułką i popijesz stygnącą kawą. I wyjdziesz do pracy jakby nigdy nic, tylko bez poczucia pustki, że ranek minął ci tylko na bezrefleksyjnym zrobieniu śniadania sobie, rodzinie, przygotowaniu kanapek, umyciu włosów i pomalowaniu oczu. Przecież już wiesz, jak Polki chcą uprawiać seks, co modnego się nosi w tym tygodniu na nogach i to, że prezydent znów się pokłócił z premierem. Wszystko podane szybko, przyjemnie i przez sympatycznych prowadzących.

Telewizja śniadaniowa, bo tak jest nazywany format programów publicystyczno-rozrywkowo-poradnikowych, jakie każda większa stacja emituje codziennie w godzinach od szóstej do dziesiątej rano, jeszcze parę lat temu nie cieszył się ani zainteresowaniem Polaków, ani tym bardziej reklamodawców. Poranny czas telewizyjny był uznawany za „martwy” – w założeniu ludzie nie mieli czasu podczas porannej krzątaniny usiąść wygodnie w fotelu i posłuchać porad zdrowotnych czy rozmów prowadzących z zaproszonymi do studia gwiazdami – prędzej coś dla siebie mógł znaleźć w tym czasie wstający do obejścia rolnik, dla którego emisję „Agrobiznesu” właśnie wtedy przewidziano. Jednak sukces zagranicznych, szczególnie amerykańskich programów śniadaniowych („The Early Show” stacji CBS czy „The Morning Show” NBC, a także pierwszy program tego formatu w ogóle, który wystartował w 1952 roku – „Today”), które oglądają dzień w dzień miliony widzów, przekonało polskich producentów, że atrakcyjnie podany program może przyciągnąć nawet o szóstej rano kilkadziesiąt tysięcy wstających do pracy Polaków.

Telewizja na śniadanie

Prekursorem na polskiej ziemi tzw. breakfastów była TVP 1 i jej „Kawa czy herbata” – program był jednak zbyt monotonny, wypełniony po brzegi rozmowami i wywiadami, często z ludźmi niezbyt znanymi, na których przeciętny widz nie umiał się skupić dłużej niż dwie minuty. Kolejna była TVP 2, której „Pytanie na śniadanie” od pięciu lat zmienia się na oczach widzów, ale nie tak dynamicznie jak „świeższy”, bo istniejący od trzech, ale o wiele bardziej innowacyjny w formule „Dzień dobry, TVN”: kiedy „Pytanie...” „dusi się” w studio o czterech ścianach z regipsu, prowadzący „Dzień...” mają za swoimi plecami ogromne, jasne okna z widokiem na Warszawę. Nic zresztą dziwnego, że TVN-owski poranek odebrał konkurencji w szybkim czasie widownię: program od początku nastawiony był na światowe trendy w sposobie prowadzenia i wyglądzie breakfasta. Stacja od razu powierzyła prowadzenie znanym i lubianym gwiazdom, które przeprowadzają wywiady z celebrytami, aktorami, czy publicystami – zależy, o czym lub kim jest rozmowa. Od początku też wprowadzono przegląd prasy, kącik kulinarny, do którego również zaprasza się nie tylko renomowanych kucharzy, ale i telewizyjne gwiazdy, które zmagają się z przygotowaniem ulubionych potraw, a także „serwowanie” prognozy pogody z ulicy, zoo lub parku, gdzie pogodynki często zagadują przechodzących obok mapy pogodowej zwykłych ludzi. I to, co najważniejsze: porady zdrowotne (podczas programu jest ich najwięcej, bo cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem oglądających) i żywieniowe, stylisty, najnowsze trendy w modzie oraz krótkie serwisy newsów, które serwuje kilka razy w ciągu programu TVN 24 (sam również mający własny „Poranek”). Dynamizm, szeroka paleta tematów (nawet najbardziej absurdalnych, ale i bardziej życiowych i poważnych), moda, gotowanie, lifestyle, luz i miła, wręcz rodzinna atmosfera – oto mieszanka, którą serwuje z powodzeniem TVN, a którą próbuje sporządzić z opóźnieniem TVP.

Breakfasty zaczęły więc przyciągać widzów – może bardziej słuchających niż oglądających to, co się dzieje w programie, bo przecież śniadanie trzeba przygotować, psa wyprowadzić, dziecko ubrać do szkoły. Dlatego zazwyczaj program „leci” w tle przygotowań odpowiednio podgłośniony, tak by jeśli do ucha wpadnie interesujący temat, można było na chwilę oderwać się od zapinania guzików w sweterku córki i usiąść w fotelu. Nie trzeba też skakać po kanałach, jeśli ma się ochotę dowiedzieć, co się dzieje na świecie – kanały informacyjne mają swoje pięć minut o określonej porze i na bieżąco podają najświeższe informacje, będąc „podpiętymi” pod pasmo śniadaniowego programu. Breakfast zastępuje poranną prasówkę, bo w studio ktoś za nas przeczytał gazety i w skondensowanej formie streszcza co ciekawsze artykuły.

I tak codziennie, siedem dni w tygodniu, jemy tę kanapkę i pijemy kawę w towarzystwie gwiazd, wchłaniając najbardziej trendy tematy dnia, a potem komentujemy je w pracy lub podczas rodzinnego podwieczorku, nad gazetą, której nie musimy czytać, bo już wiemy, co w niej napisano.

Magdalena Mania

Redakcja poleca

REKLAMA